Felieton „Myśląc Ojczyzna”


Pobierz Pobierz

Solidarność jako odpowiedzialność za bliźnich

Drodzy Telewidzowie, Drodzy Radiosłuchacze! Kochana Rodzino
Radia Maryja!
Wezwanie do budowania cywilizacji miłości w duchu solidarności – o czym mówiłem
przed tygodniem – oznacza, że konieczne jest odbudowanie oddolnej solidarności,
czyli podstawowych więzi społecznych w naszych społecznościach lokalnych,
zwłaszcza sąsiedzkich. Dzisiaj pragnę wskazać, jak to powinno się dokonać.
Jest to możliwe
tylko wtedy, gdy uświadomimy sobie wszyscy, że solidarność powinna wyrażać
się między innymi w przyjęciu postawy odpowiedzialności nie tylko za siebie,
ale
także za bliźnich, zwłaszcza tych z najbliższego otoczenia.
Nie trzeba nikogo długo przekonywać, jak narastające zjawisko indywidualizmu
i egoizmu zaowocowało wieloma negatywnymi postawami społecznymi. Jednym z najbardziej
dramatycznych przejawów tej postawy jest zjawisko ogromnej obojętności na los
innych ludzi, często jeszcze "ubrany" w hasła, że każdy ma być odpowiedzialny
wyłącznie za siebie, że nie wolno wtrącać się w życie innych ludzi. Przykładów
takich postaw moglibyśmy podawać w tysiącach.
Ale też trzeba od razu powiedzieć, że duch solidarnej odpowiedzialności za
innych wcale nie oznacza, że mamy prawo wtrącać się we wszystkie sprawy bliźniego
albo
narzucać mu nasze sposoby rozwiązania. Dlatego też w relacjach międzyosobowych
i w kształtowaniu wspólnoty trzeba więc uniknąć dwu postaw skrajnych: z jednej
strony odrzucania wszelkiej odpowiedzialności za drugich w duchu skrajnego
indywidualizmu, a więc i absolutyzowania ludzkiej wolności; z drugiej – takiego
nadmiernego
poczucia odpowiedzialności za innych, które narusza ich wolność, a tym samym
niejako pozbawia ich podmiotowości.
Jeśli chcemy dobrze zrozumieć odpowiedzialność za bliźniego w duchu solidarności,
to trzeba ją rozumieć w świetle tego, co zostało powiedziane o kategorii uczestnictwa
w życiu społecznym, a więc także w życiu drugiego człowieka. Solidarność powstrzymuje
się niekiedy przed przejmowaniem czyichś obowiązków, gdyby to oznaczało naruszenie
tej odpowiedzialności. Chodzi o to, że każdy człowiek musi najpierw sam przyjąć
odpowiedzialność za siebie, a dopiero wtedy, kiedy sam sobie nie radzi, powinno
się mu pomóc. Odpowiedzialność w duchu miłości oznacza bowiem, że nie można
nikogo zniewalać, niszczyć jego możliwości osobistego rozwoju, że nie można
odbierać
mu szansy własnej odpowiedzialności za siebie. Ta zasada potwierdza jedynie,
że każda osoba może i powinna decydować sama za siebie – w sposób wolny i odpowiedzialny
– i dopóki może to czynić, powinna to czynić.
Ta zasada oznacza także, iż nikt nie może być odpowiedzialny za innych w takim
stopniu jak za siebie samego, gdyż nie ma nad innymi takiej władzy jak nad
samym sobą. Nikt też nie może popełniać grzechu, aby pomóc bliźniemu, gdyż
wtedy zatraciłby
odpowiedzialność za siebie. Kto pomagając drugiemu, popełnia grzech, szkodzi
zresztą nie tylko sobie, ale w dalszej konsekwencji szkodzi bliźniemu, któremu
pomaga (a być może także osobom postronnym) poprzez zły przykład i dane tym
samym zgorszenie. O ile jednak nie jest godziwe pomaganie drugiemu poprzez
popełnienie
grzechu, to jednak jest dopuszczalne narażanie się na niebezpieczeństwo grzechu
z miłości dla bliźniego, przede wszystkim wtedy, gdy byłaby to jedyna droga
pomocy. Chodzi np. o sytuację, kiedy trzeba wejść w środowisko moralnie bardzo
niebezpieczne,
aby wyciągnąć kogoś z fałszywej drogi życia. Warunkiem takiej decyzji powinna
jednak być moralna pewność, że się człowiek zbyt łatwo nie zagubi w tej sytuacji.
Tak interpretacja odpowiedzialności za naszych bliźnich prowadzi nas do zrozumienia,
że jest ona raczej współodpowiedzialnością, to znaczy taką odpowiedzialnością,
która liczy się z wolnością i samodzielnością drugiego człowieka. Ta współodpowiedzialność
odnosi się nade wszystko do rodziców i wychowawców, którzy próbują wychowywać
młode pokolenie do odpowiedzialnego korzystania z wolności. Ale tak naprawdę
wszyscy jesteśmy nawzajem odpowiedzialni za siebie. Oznacza to, że nie tylko
powinienem interesować się sprawami bliźniemu i być gotowym do udzielenia
mu pomocy, ale także powinienem być wystarczająco otwarty na tę pomoc, z którą
śpieszą do mnie inni. Konieczna jest wzajemna otwartość na ducha solidarnej
współpracy
i pomocy.
Współodpowiedzialność w duchu solidarności społecznej jest wezwaniem, które
odnosi się zarówno do sprawujących władzę, jak i do wszystkich członków społeczności.
Paweł VI przypomniał w "Octogesima adveniens" nauczanie Jana XXIII z "Mater
et
Magistra", że udział w odpowiedzialności jest podstawowym wymaganiem natury
ludzkiej, określonym sposobem realizowania jego wolności, środkiem jego rozwoju
(por. OA 47).
Wzywając do odpowiedzialności za dzisiejszy świat, Jan Paweł II wskazał w "Sollicitudo
rei socialis", że wyraża się ona między innymi w obywatelskim uczestnictwie,
czyli przez wkład w decyzje społeczno ekonomicznopolityczne. W tym sensie
odpowiedzialność jest niczym innym jak uczestnictwem i zaangażowaniem, czyli
umiejętnością bycia
we wspólnocie. To na tej drodze trzeba przezwyciężać postawę obojętności wobec
konkretnych sytuacji osobistych, życia społecznego, narodowego i międzynarodowego,
które przecież wzajemnie się warunkują. Trzeba też mocno pokreślić, że to obojętność
na sprawy społeczne nie może być w żaden sposób motywowana wiarą chrześcijańską
w wieczne zbawienie. Przecież tak naprawdę będziemy sądzeni przez Boga z miłości,
z tego, czyśmy potrafili dobrze rozpoznać potrzeby bliźnich i w miarę możliwości
im zaradzić. Są ciągle pośród nas głodni, spragnieni, pozbawieni ubrania, bezdomni,
bezrobotni… "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych,
Mnieście uczynili" (Mt 25,40).
Pozdrawiam wszystkich. Szczęść Boże.

ks. prof. dr hab. Janusz Nagórny

Solidarność jako odpowiedzialność za bliźnich

Drodzy Telewidzowie, Drodzy Radiosłuchacze! Kochana Rodzino
Radia Maryja!
Wezwanie do budowania cywilizacji miłości w duchu solidarności – o czym mówiłem
przed tygodniem – oznacza, że konieczne jest odbudowanie oddolnej solidarności,
czyli podstawowych więzi społecznych w naszych społecznościach lokalnych,
zwłaszcza sąsiedzkich. Dzisiaj pragnę wskazać, jak to powinno się dokonać.
Jest to możliwe
tylko wtedy, gdy uświadomimy sobie wszyscy, że solidarność powinna wyrażać
się między innymi w przyjęciu postawy odpowiedzialności nie tylko za siebie,
ale
także za bliźnich, zwłaszcza tych z najbliższego otoczenia.
Nie trzeba nikogo długo przekonywać, jak narastające zjawisko indywidualizmu
i egoizmu zaowocowało wieloma negatywnymi postawami społecznymi. Jednym z najbardziej
dramatycznych przejawów tej postawy jest zjawisko ogromnej obojętności na los
innych ludzi, często jeszcze "ubrany" w hasła, że każdy ma być odpowiedzialny
wyłącznie za siebie, że nie wolno wtrącać się w życie innych ludzi. Przykładów
takich postaw moglibyśmy podawać w tysiącach.
Ale też trzeba od razu powiedzieć, że duch solidarnej odpowiedzialności za
innych wcale nie oznacza, że mamy prawo wtrącać się we wszystkie sprawy bliźniego
albo
narzucać mu nasze sposoby rozwiązania. Dlatego też w relacjach międzyosobowych
i w kształtowaniu wspólnoty trzeba więc uniknąć dwu postaw skrajnych: z jednej
strony odrzucania wszelkiej odpowiedzialności za drugich w duchu skrajnego
indywidualizmu, a więc i absolutyzowania ludzkiej wolności; z drugiej – takiego
nadmiernego
poczucia odpowiedzialności za innych, które narusza ich wolność, a tym samym
niejako pozbawia ich podmiotowości.
Jeśli chcemy dobrze zrozumieć odpowiedzialność za bliźniego w duchu solidarności,
to trzeba ją rozumieć w świetle tego, co zostało powiedziane o kategorii uczestnictwa
w życiu społecznym, a więc także w życiu drugiego człowieka. Solidarność powstrzymuje
się niekiedy przed przejmowaniem czyichś obowiązków, gdyby to oznaczało naruszenie
tej odpowiedzialności. Chodzi o to, że każdy człowiek musi najpierw sam przyjąć
odpowiedzialność za siebie, a dopiero wtedy, kiedy sam sobie nie radzi, powinno
się mu pomóc. Odpowiedzialność w duchu miłości oznacza bowiem, że nie można
nikogo zniewalać, niszczyć jego możliwości osobistego rozwoju, że nie można
odbierać
mu szansy własnej odpowiedzialności za siebie. Ta zasada potwierdza jedynie,
że każda osoba może i powinna decydować sama za siebie – w sposób wolny i odpowiedzialny
– i dopóki może to czynić, powinna to czynić.
Ta zasada oznacza także, iż nikt nie może być odpowiedzialny za innych w takim
stopniu jak za siebie samego, gdyż nie ma nad innymi takiej władzy jak nad
samym sobą. Nikt też nie może popełniać grzechu, aby pomóc bliźniemu, gdyż
wtedy zatraciłby
odpowiedzialność za siebie. Kto pomagając drugiemu, popełnia grzech, szkodzi
zresztą nie tylko sobie, ale w dalszej konsekwencji szkodzi bliźniemu, któremu
pomaga (a być może także osobom postronnym) poprzez zły przykład i dane tym
samym zgorszenie. O ile jednak nie jest godziwe pomaganie drugiemu poprzez
popełnienie
grzechu, to jednak jest dopuszczalne narażanie się na niebezpieczeństwo grzechu
z miłości dla bliźniego, przede wszystkim wtedy, gdy byłaby to jedyna droga
pomocy. Chodzi np. o sytuację, kiedy trzeba wejść w środowisko moralnie bardzo
niebezpieczne,
aby wyciągnąć kogoś z fałszywej drogi życia. Warunkiem takiej decyzji powinna
jednak być moralna pewność, że się człowiek zbyt łatwo nie zagubi w tej sytuacji.
Tak interpretacja odpowiedzialności za naszych bliźnich prowadzi nas do zrozumienia,
że jest ona raczej współodpowiedzialnością, to znaczy taką odpowiedzialnością,
która liczy się z wolnością i samodzielnością drugiego człowieka. Ta współodpowiedzialność
odnosi się nade wszystko do rodziców i wychowawców, którzy próbują wychowywać
młode pokolenie do odpowiedzialnego korzystania z wolności. Ale tak naprawdę
wszyscy jesteśmy nawzajem odpowiedzialni za siebie. Oznacza to, że nie tylko
powinienem interesować się sprawami bliźniemu i być gotowym do udzielenia
mu pomocy, ale także powinienem być wystarczająco otwarty na tę pomoc, z którą
śpieszą do mnie inni. Konieczna jest wzajemna otwartość na ducha solidarnej
współpracy
i pomocy.
Współodpowiedzialność w duchu solidarności społecznej jest wezwaniem, które
odnosi się zarówno do sprawujących władzę, jak i do wszystkich członków społeczności.
Paweł VI przypomniał w "Octogesima adveniens" nauczanie Jana XXIII z "Mater
et
Magistra", że udział w odpowiedzialności jest podstawowym wymaganiem natury
ludzkiej, określonym sposobem realizowania jego wolności, środkiem jego rozwoju
(por. OA 47).
Wzywając do odpowiedzialności za dzisiejszy świat, Jan Paweł II wskazał w "Sollicitudo
rei socialis", że wyraża się ona między innymi w obywatelskim uczestnictwie,
czyli przez wkład w decyzje społeczno ekonomicznopolityczne. W tym sensie
odpowiedzialność jest niczym innym jak uczestnictwem i zaangażowaniem, czyli
umiejętnością bycia
we wspólnocie. To na tej drodze trzeba przezwyciężać postawę obojętności wobec
konkretnych sytuacji osobistych, życia społecznego, narodowego i międzynarodowego,
które przecież wzajemnie się warunkują. Trzeba też mocno pokreślić, że to obojętność
na sprawy społeczne nie może być w żaden sposób motywowana wiarą chrześcijańską
w wieczne zbawienie. Przecież tak naprawdę będziemy sądzeni przez Boga z miłości,
z tego, czyśmy potrafili dobrze rozpoznać potrzeby bliźnich i w miarę możliwości
im zaradzić. Są ciągle pośród nas głodni, spragnieni, pozbawieni ubrania, bezdomni,
bezrobotni… "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych,
Mnieście uczynili" (Mt 25,40).
Pozdrawiam wszystkich. Szczęść Boże.

ks. prof. dr hab. Janusz Nagórny

drukuj