XI Pielgrzymka Młodych Słuchaczy Radia Maryja na Jasną Górę, homilia


Pobierz Pobierz

Kazanie biskupa polowego WP wygłoszone podczas Mszy św. do uczestników XI Pielgrzymki Młodych Słuchaczy Radia Maryja we wspomnienie Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny

Kościół czci dzisiaj Serce Maryi – Serce niepokalane, wolne od zmazy grzechu pierworodnego. Tym Sercem Maryja przyjęła dar Syna Bożego bez żadnego „ale” ani „jeśli” – przyjęła go bezwarunkowo. Serce Maryi jest obrazem ludzkiego serca, które nie stawia Bogu przeszkód, nie odgradza się od Niego, jest na Niego w pełni otwarte. Bóg przychodzi do każdego człowieka – podobnie jak do Maryi – z propozycją dobra absolutnego. Czy zechcemy, jak Ona, odpowiedzieć na Jego słowo „tak” – bez jakiejkolwiek połowiczności? Będziemy do tego zdolni, gdy pozwolimy się Bogu ukochać. On wszystkim, którzy przyjmują Jego miłość, daje moc, aby się stali dziećmi Bożymi (por. J 1, 12).

W wieku lat dwunastu Jezus ginie z oczu rodziców. To Jego zagubienie trwa trzy dni. W tym czasie rodzice szukają Go z bólem i niepokojem. Martwią się o Niego. Wracają do Jerozolimy. Zaniepokojeni o los Jezusa, idą do świątyni i tam – ku ich zdziwieniu – odnajdują Go wśród nauczycieli, biorącego udział w dyskusji. Zdumieni, nie mogą uwierzyć własnym oczom.

U kresu życia Jezus także ginie z oczu świata – umiera na krzyżu i jest pochowany w głębi ziemi. Jego śmierć kładzie kres nadziei, jaką wiązali z Nim uczniowie i Jego zwolennicy. Przez trzy dni jest nieobecny i tej nieobecności towarzyszy rozpacz i zagubienie Jego bliskich. Strata Jezusa uświadamia im, że już nic nie będzie jak dawniej. Nauczyciel odszedł, ich dotychczasowe życie legło w gruzach, nie wiedzą, co dalej począć. I wtedy właśnie dnia trzeciego Jezus zmartwychwstały ukazuje im swoje oblicze.

To zagubienie, błądzenie czy nawet śmierć towarzyszące przechodzeniu z jednego etapu życia do drugiego ma wymiar symboliczny. Takie przejście jest stanem szczególnym – człowiek jeszcze jest tym, kim był, ale jednocześnie już nim nie jest, bo staje się kimś innym. I temu stawaniu się towarzyszy zawsze pewien chaos, zagubienie i ból. I trwa to tak długo, aż narodzi się nowy człowiek, nowy porządek. Szczegółowo opisał ten proces wybitny antropolog kultury Arnold Van Gennep w swej książce „Rytuały przejścia” („Rites de passages”). Zauważył on, że całe życie człowieka, i to we wszystkich kulturach i religiach, składa się z etapów, a pomiędzy nimi jest zawsze okres przejściowy, któremu nieuchronnie towarzyszy zamieszanie i śmierć poprzedniego etapu.

Śmierć przynosi życie nowe. Jezus sam mówił: „Jeżeli ziarno pszenicy, padłszy na ziemię, nie obumrze, pozostanie samo tylko ziarnem, jeżeli zaś obumrze, przyniesie plon obfity” (J 12, 24). To jedna z najbardziej doniosłych prawd religijnych: tajemnicze powiązanie śmierci i życia, ich jakby wzajemne przeplatanie się.

Rodzice Jezusa szukali Go w bólu i rozpaczy. A gdy Go znaleźli, omal Go nie poznali. Spotkali bowiem kogoś, można powiedzieć innego – nowego Jezusa – jakby przemienionego.

W ciągu tych trzech krótkich dni umiera dziecko Jezus, umiera bezpowrotnie. A rodzi się ktoś nowy: Nauczyciel, uczestnik dysputy teologicznej, pełnoprawny rozmówca w gronie innych nauczycieli.

Scena ze świątyni jest zapowiedzią nowego etapu życia Jezusa – Jezusa Nauczyciela.

Jednak wtedy rodzice Jezusa tego nie rozumieli. Nie rozumieli, ani kim był, ani znaczenia Jego słów: „Czemuście mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”.

Jakże często my także nie rozumiemy tego, co się z nami dzieje, z naszym życiem, z naszymi bliskimi. Codzienna rutyna zabija czujność i otwartość na siebie i drugiego człowieka. Przywiązujemy się do tego, co było, i nie mamy żadnej ochoty na zmiany. Uciekamy przed przemijaniem, nie chcemy wydorośleć, podjąć się nowych wyzwań. Nie chcemy przyjąć cierpienia, wysiłku, bólu, które w sposób naturalny towarzyszą wzrostowi i umieraniu starego człowieka. Trwamy w swoim status quo i bronimy go, nawet jeśli zmiany mogą być zmianami na lepsze. Nie chcemy ich, bo są niewygodne, wiążą się z bólem i zmianą dotychczasowego życia.

Niestety, jak uczy Jezus i Ewangelia, często dopiero strata otwiera oczy, pozwala człowiekowi dojrzewać. Zagubienie, strata, śmierć to początek nowej drogi. Dopiero kiedy rozpada się to, co jest dziś, może narodzić się nowe.

W historii kultur częste były przypadki, że jakaś cywilizacja odradzała się właśnie w momencie gwałtownego kryzysu. Katastrofa i chaos w Grecji piątego wieku przed Chrystusem okazały się momentem narodzin filozofii – najznamienitszego z osiągnięć ludzkiego ducha. Kryzys II wojny światowej, przynajmniej dla Europy Zachodniej, stał się następnie punktem wyjścia do szybkiego rozwoju, powszechności dobrobytu niespotykanego dotychczas w historii. Przykładów jest wiele.

Prawo życia i śmierci, narodzin i odnowienia świata dotyczy zarówno społeczeństw, jak i jednostek. To odnowienie wszystkiego zapowiadane jest także w Apokalipsie, gdzie Zasiadający na tronie mówi: „Oto czynię wszystko nowe” (21, 5).

Rytm życia i śmierci znajduje dopełnienie w tych słowach. Dopełnia się cykl narodzin i umierania. Pozostajemy przez całe życie zanurzeni w tym cyklu. Umieramy, by żyć, by odradzać się do większej miary człowieczeństwa.

Wiadomość o przemijaniu życia jest dla człowieka niezrozumiała i słusznie budzi przerażenie. Ale jeśli tę wiadomość przyjmuje rozum oświecony łaską wiary, wtedy wszystko się zmienia.

Dlaczego jest tak trudno pojąć tajemnicę przemijania, czyli uwierzyć, że w śmierć ludzką wkracza życie Boże? Dlaczego tak trudno jest uwierzyć, że w ludzkie przemijanie ku śmierci wkracza Boże przemienianie ku życiu?

Dobrze oddaje to pewien przykład. To opowiadanie rozchodziło się po internecie po śmierci Papieża Jana Pawła: „W łonie ciężarnej kobiety były bliźniaki. Pierwszy zapytał drugiego: – Wierzysz w życie po porodzie? – Jasne. Coś tam musi być. Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to, co będzie potem. – Głupoty. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak miałoby wyglądać? – No, nie wiem. Ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, jeść buzią. – To przecież nie ma sensu! Biegać się nie da, umiemy tylko pływać! A kto to widział, żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina. – Może zobaczymy mamę i ona będzie się o nas troszczyć. – Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według ciebie w ogóle jest? – Przecież jest wszędzie wokół nas. Dzięki niej żyjemy. Bez niej nas by nie było. – Nie wierzę! Żadnej mamy jeszcze nie widziałem, czyli jej nie ma. – Jak to? Przecież gdy jesteśmy naprawdę cicho, możemy usłyszeć, jak śpiewa. Wiesz, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna się dopiero po porodzie”.

A co ty myślisz o prawdziwym życiu? Czy prawdziwe życie to jest to, co można dotknąć, powąchać i usłyszeć, i to najlepiej wszystko od razu na wielki „power”, czyli mocno podkręcone? Czy też prawdziwe życie nie jest w zmysłach, ale ukryte za zasłoną wiary? Bo wiara to jest brama. Mówimy często, że wiara to siła człowieka, i to prawda. Lecz wiara to przede wszystkim brama do tajemnicy życia. Wiara jest bramą do świata Boga. Wiara zatem jest bramą do Eucharystii.

Kiedy się zbliżamy do Eucharystii, musimy pamiętać, że ona będzie nas przemieniać. Oczywiście zawsze może ktoś przyjść na Eucharystię w charakterze widza, który wykupił bilet na przedstawienie i poza widowiskiem estetycznym nic go więcej nie interesuje. Ale jeśli ktoś ma większe oczekiwania, wtedy musi pamiętać, że Bóg po to jest w Eucharystii, by nas przemienić w siebie. Tylko czy wystarczy nam odwagi, by prosić Boga, aby nas przemienił na swój obraz i podobieństwo? Czy wystarczy nam odwagi i determinacji, by prosić Boga, aby uczynił z nas prawdziwego człowieka? Tak prawdziwego, jak prawdziwy okazał się nasz Papież Jan Paweł. Po jego śmierci okazało się, że nie był z cukru, bo się nie rozpuścił ani nie ulotnił. Okazało się też, że nie był z żelaza, bo nie stwardniał tak, żeby nikt nie miał do niego dostępu. Lecz okazało się, że był z serca, i dlatego po śmierci stał się miłością. To jest prawdziwy człowiek i prawdziwe przemienienie w Chrystusie. A więc czy wystarczy nam odwagi? Bo jeśli poprosimy o to z wiarą, to tak zacznie się dziać, a to może być przez pewien czas bolesne, tak jak bolesne jest dla ziarna obumieranie na czas, aż ukształtuje się w nim nowe życie. Potem już nie boli, potem jest już tylko radość nowego życia. Chrystus pyta cię zatem: Czy chcesz być prawdziwym człowiekiem? Może wystarczy ci bycie tylko atrapą człowieka, który na zewnątrz wygląda jak prawdziwy człowiek, a w środku, pod skórą, nie ma nic, nic tylko pustka. Chrystus pyta cię, czy chcesz być prawdziwy.

Dobrze ilustruje to pewna bajka z pokoju dziecinnego: „W pokoju dziecinnym mieszkał koń na biegunach. Zjawił się tu chyba jako pierwszy, bo nikt nie pamiętał jego przybycia. Zestarzał się w międzyczasie: wyblakł jego kolor, wytarta skóra świeciła tu i ówdzie brzydkimi dziurami. Karku nie zdobiła już bujna czupryna i ogon wyłysiał. Uśmiech też nie był już taki szeroki, bo zęby powypadały.

Pewnego dnia zapytał go młody pluszowy zając: – Co jest naprawdę? Czy być naprawdę znaczy mieć w sobie takie rzeczy, które pozwalają mówić, poruszać się i uśmiechać?

– Naprawdę – odpowiedział koń – nie jest to, z czego jest się zrobionym, ale to, co się z tobą dzieje. Jeżeli pokocha cię dziecko i będzie cię kochało długi czas nie tylko dlatego, aby się z tobą bawić, ale dlatego że cię naprawdę kocha – to wtedy jesteś naprawdę.

– Czy to boli, żeby być naprawdę? – zapytał zajączek.

– Czasami – odpowiedział koń, bo zawsze mówił prawdę. – Ale jeśli jesteś naprawdę, to nie masz żalu o to, że boli.

– Czy to stanie się naprawdę dzieje się za jednym razem, czy też powtarza się ciągle od nowa?

– Nie, to nie dzieje się za jednym razem – odpowiedział koń. – Trzeba się stawać, aby być naprawdę, a to trwa bardzo długo. Dlatego wyłączeni są z tego procesu wszyscy ci, którzy łatwo się łamią, mają ostre kanty, i ci tak piękni i wartościowi, że nie wolno ich dotykać. Tak między nami mówiąc, kiedy będziesz naprawdę, będziesz wyglądał inaczej niż teraz: oklapną ci uszy, wybiją ci zęby, wyłysiejesz, utracisz oczy – jednym słowem będziesz bardzo brzydki. Ale to wszystko nie ma znaczenia. Albowiem jeśli jesteś naprawdę, nie możesz być brzydki, chyba że w oczach dorosłych, którzy nic z tego nie rozumieją.

„Chyba jesteś naprawdę” – pomyślał pluszowy zajączek, ale nie powiedział tego głośno, bo bał się, że urazi przyjaciela: starego konia na biegunach”.

Tak więc w to pragnienie przemienienia w Chrystusie człowiek także osobiście musi się zaangażować. Choćby i w ten sposób, że rozpocznie pracę nad swoim łatwo łamiącym się charakterem i nad ostrymi kantami swojej osobowości, a także nad tym, by nie ulegać pokusie, że jest się naj… we wszystkim (ks. J. Nawrot).Przybyliśmy tu, na Jasną Górę, już po raz jedenasty w Pielgrzymce Młodych Słuchaczy Radia Maryja. Hasłem naszej pielgrzymki są słowa: „Otoczmy troską życie!”.

W świecie naznaczonym cywilizacją śmierci Chrystusowy Kościół z coraz większą mocą głosi Ewangelię życia. Taką misję chce też pełnić Kościół katolicki w Polsce, o czym świadczy program duszpasterski na rok 2008/2009 pod hasłem: „Otoczmy troską życie”. Ono właśnie przez cały rok liturgiczny przypomina nam, duszpasterzom i wiernym, o tej tak ważnej misji chrześcijan we współczesnym świecie.

W tym roku chcemy raz jeszcze uświadomić sobie, jak wielkim darem Bożym jest życie, zachwycić się jego pięknem, ożywić w sobie wdzięczność, a zarazem odpowiedzialność za życie własne i naszych bliskich w rodzinie oraz za życie wszystkich naszych bliźnich i za otaczający nas świat. W tej trosce o życie nie chodzi tylko o życie biologiczne, lecz o „pełnię życia – życie w łasce i przyjaźni z Bogiem”.

Wielu uważa, że aby żyć pełnią życia, trzeba zatroszczyć się o siebie i swoje życie, ale tak bardzo, że właściwie nie ma już możliwości pomyśleć o drugim człowieku. Życie tylko dla siebie nie jest życiem w pełni, gdyż zamyka człowieka w niebezpiecznym i niszczącym go egoizmie. Taki człowiek, który zapomina o innych, staje się podobny do owego ziarna pszenicznego, o którym Jezus powiedział, że jeśli nie obumrze, zostaje samo i żadnego owocu nie przynosi. Życie spełnione zaś to życie wypełnione miłością, która jest dawaniem siebie bliźnim na wzór Chrystusa oddającego za nas życie. On bowiem potwierdził najdoskonalej tę prawdę, że „nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13).

Wymownie brzmią w tym kontekście słowa Ojca Świętego Benedykta XVI, który podczas Światowych Dni Młodzieży w Kolonii (2005 r.) nazwał egoistyczną troskę człowieka tylko o swoje życie wręcz wegetacją. I Ojciec Święty dodał wówczas następujące słowa, które wskazują nam właściwą drogę do chrześcijańskiej troski o życie: „Jeśli myślimy i żyjemy na mocy łączności z Chrystusem, wtedy otwierają się nam oczy. Wtedy nie zgodzimy się dłużej wegetować, troszcząc się jedynie o siebie samych, lecz ujrzymy, gdzie i jak jesteśmy potrzebni. Tak patrząc i postępując, szybko przekonamy się, że znacznie piękniej jest być pożytecznym i być do dyspozycji innych, niż troszczyć się wyłącznie o proponowane nam wygody”.

Sługa Boży Jan Paweł II wielokrotnie przypominał, że wszyscy powinniśmy odważnie i bezkompromisowo „służyć Ewangelii życia”. Mówił to wyraźnie do Rodziny Radia Maryja. Wszyscy razem musimy budować „nową kulturę życia”. Kościół wzywa nas do budowania kultury życia, która jest znakiem sprzeciwu wobec kultury śmierci czy raczej antykultury, w której ludzkie życie zostaje pozbawione naturalnej i nadprzyrodzonej wartości.

Troska o życie – naturalne i nadprzyrodzone – jest znakiem, że miłujemy Boga i z miłością zwracamy się do drugiego człowieka.

Jeśli ulegamy presji przyzwyczajeń, tolerujemy zło, brak nam odwagi do obrony słabszych, rezygnujemy z czynienia dobra, to jest już najwyższy czas na nawrócenie i przemianę serca. Odkrywając siły, które nas zniewalają, przepraszajmy Boga za obojętność na potrzeby innych ludzi. Prośmy też o odwagę, by w każdej sytuacji czynić dobro, pamiętając, że miarą prawa jest zawsze wola Boga, który pragnie jedynie dobra człowieka, a nie zewnętrznej, bezdusznej pobożności.

Otwórzmy się serdecznie na Jezusa i zapytajmy o Jego uczucia względem nas. Nie przerażajmy się Jego gniewem i smutkiem, gdy dostrzega w nas „zatwardziałość serca”, która czyni nas nieczułymi na miłość Bożą i głuchymi na nawrócenie. Odżegnując się od takiej postawy, przyjmijmy od Jezusa dar Jego miłości, byśmy przestali być niewolnikami sił, które nas paraliżują i czynią wrogami dobra. Jeśli za cenę naśladowania Chrystusa na horyzoncie naszego życia pojawia się krzyż, nie popadajmy w pesymizm, lecz dążmy do jeszcze ściślejszej więzi z naszym Lekarzem i Nauczycielem.

My również w dzisiejszych czasach poddawani jesteśmy kuszeniu przez szatana. Obecnie szatanowi szczególnie zależy na tym, by zniszczyć instytucję małżeństwa i rodziny, a przez to zasadniczo mieć dostęp do koncepcji i organizacji życia człowieka. Jego sukcesem jest dziś legalna możliwość małżeństw homoseksualnych i adoptowanie przez nie dzieci, manipulacji związanych ze sztucznym przekazywaniem życia i inżynierią genetyczną.

Pójście za kuszeniem szatańskim niszczy ludzkie życie i relacje między ludźmi, zniekształca stworzenie, nie rodzi wspólnoty międzyludzkiej i oddala od Boga. Adresując to wszystko do siebie, odkryjmy, do jakiej dewastacji naszego życia dochodzi poprzez uleganie kuszeniu szatana, a więc przez nadużywanie wolności, której udziela nam Bóg. Nie bójmy się nazywać grzechu po imieniu. Zauważmy, że jeżeli odłączamy się od Boga, nie chcemy pełnić Jego woli, wówczas absolutyzujemy swoje życie, popadamy w wewnętrzną konieczność jego obrony za wszelką cenę, kosztem życia innych. Jest to prosta droga do niszczenia świata i życia, do tyranii i pogardy dla innych, zwłaszcza słabszych czy wrogów. Odcinając się od poglądów typu: nie ma złego ducha, wszystko jest dobre, człowiek sam wszystkiemu zaradzi i wszystko rozwiąże, zaufajmy jeszcze bardziej Bogu i Jego woli. Zaakceptujmy fakt bycia na obraz i podobieństwo Boże, co oznacza, że na własną rękę nie możemy decydować o tym, co jest dobre, a co złe, gdyż to należy do władzy Boga. Przepraszajmy więc za wszelkie wykroczenia przeciwko woli Bożej, prosząc o łaskę wierności Bożym przykazaniom, a zwłaszcza o umiejętność bycia dla drugiego.

Ostatecznie bowiem nie jest najważniejsze moje życie, dostęp do niego na własną rękę, za wszelką cenę, ale nasza relacja z Bogiem, który decyduje o życiu i daje życie. Wobec Boga każde życie jest jednakowo warte; nie można więc nim manipulować, jednego bronić, a drugiego niszczyć. Za ciężkie grzechy przeciwko życiu, choćby w sferze decydowania o aborcji, eutanazji, przyznawaniu środków na życie i leczenie, poczuwajmy się do przeproszenia Boga, Dawcy i Obrońcy ludzkiego życia.

Otoczenie troską życia to chyba obecnie najpilniejsze zadanie chrześcijan na naszym kontynencie w obliczu coraz bardziej panoszącej się cywilizacji śmierci. Człowiek jest radykalnie zagrożony wtedy, gdy ulega demoralizacji, a jednym z najbardziej okrutnych przejawów demoralizacji jest postawa tych rodziców, dla których wygoda i egoizm to coś ważniejszego od życia własnych dzieci. Unia Europejska broni prawa do życia największych nawet przestępców, a jednocześnie pozwala na legalne zabijanie swoich najbardziej niewinnych obywateli, jakimi są dzieci w fazie rozwoju prenatalnego. To wyjątkowy cynizm, a jednocześnie wyzwanie dla wszystkich chrześcijan, by stać się nieustraszonymi obrońcami życia.

Jedynie miłość chroni życie. Kto nie kocha i kto nie jest kochany przez swoich bliskich, ten obojętnieje na własny los albo wręcz traktuje życie jako pasmo bezsensownego cierpienia, od którego trzeba uciec. Kto nie kocha, ten kieruje się tak rozpaczliwą filozofią życia, że dla chwili seksualnej czy emocjonalnej przyjemności potrafi poświęcić nie tylko sumienie i więzi z Bogiem oraz ludźmi, lecz nawet własne zdrowie i życie. Taki człowiek szuka przyjemności natychmiast i za każdą cenę, także za cenę popadania w śmiertelne choroby weneryczne czy w śmiertelne uzależnienia, na przykład od alkoholu czy narkotyków. Chronić życie – własne i bliźnich – to uczyć się kochać oraz z wdzięcznością przyjmować miłość – od Boga i od ludzi.

Zagrożeniem dla troski o życie nie jest jedynie brak miłości, egoizm czy demoralizacja. Zagrożeniem dla troski o życie jest także naiwność w jej najbardziej groźnej formie. Taka naiwność oznacza mylenie miłości z czymś, co miłością nie jest, na przykład ze współżyciem seksualnym i popędem, z uczuciem i zakochaniem, z tolerancją i akceptacją, z „wolnymi” związkami czy z naiwnością. Mylić miłość z jej imitacjami to tak, jakby mylić życie ze śmiercią. Seksualność oderwana od miłości i odpowiedzialności może prowadzić do gwałtów i AIDS, a zakochanie pomylone z miłością może prowadzić do zabójstw z zazdrości czy do samobójstw z rozpaczy.

Zamiast miłości mamy obecnie promocję demoralizacji i prymitywnych więzi na zasadzie: „Bawcie się sobą i bądźcie niepłodni!”. Tego typu rozrywkowa karykatura miłości i odpowiedzialności to najkrótsza droga do cywilizacji śmierci. Podobnie groźne są naiwne wizje wolności, na przykład twierdzenie, że wolny jest ten, kto robi to, co chce, kto żyje w wolnym kraju czy kto się do niczego nie zobowiązuje. Życie może chronić tylko ktoś, kto używa wolności wyłącznie w jednym celu: po to, by kochać, czyli chronić życie i promować rozwój każdego spotkanego człowieka.

Otoczyć troską życie to najpierw zaprzyjaźnić się z Bogiem, który jest najlepszym Obrońcą człowieka. Tylko Bóg może nauczyć nas sztuki błogosławionego życia na tej ziemi, którą my, ludzie, zamieniamy często w dolinę ciemności i w padół łez. Im bliżej jesteśmy Boga, tym lepiej potrafimy chronić życie człowieka. Po drugie, otoczyć troską życie to formować w sobie i w innych ludziach bogate człowieczeństwo. Podstawową formą troski o życie jest solidne wychowanie, a największymi obrońcami życia są szlachetni wychowawcy.

Otoczyć troską życie to także podjąć osobistą odpowiedzialność za życie społeczne i polityczne. To wnosić własny wkład w budowanie cywilizacji miłości i życia nie tylko w rodzinie i w parafii, ale wszędzie tam, gdzie spotykamy się z drugim człowiekiem. Nikt rozważny nie głosuje na te partie czy tych polityków, którzy ogłaszają się panami życia i śmierci. Tacy politycy przypisują sobie prawo do decydowania o tym, kogo prawo ma chronić, a kogo można legalnie zabić (ks. M. Dziewiecki).

Mamy więc piękny program na ten rok duchowego wzrastania. Podejmijmy wspólnie tę drogę i „otoczmy troską życie”!

„Ludzie szukają wartości,

Co życiu nadadzą sens,

Cywilizacja miłości,

Alternatywą jest.

Ale w globalnej przestrzeni,

Wciąż walka rozgrywa się,

Zgraja służalców ciemności,

Życie podeptać chce.

A przecież ja to wiem i ty to wiesz,

Że życie wielkim darem jest,

Otoczmy troską życie,

Otoczmy troską życie!

Prawdy, nadziei, wolności,

Żądały miliony serc,

Runęły mury wrogości,

Czas nowy zaczął się.

Popatrz, jak zmienia się Polska,

Zobacz, jak rodzi się świt,

Ale bez prawa do życia,

Przyszłości nie ma nikt.

A przecież ja to wiem i ty to wiesz,

Że życie wielkim darem jest,

Otoczmy troską życie,

Otoczmy troską życie!

Dziś przed Maryją stajemy,

Młodości przynosząc żar,

Odnowić śluby pragniemy,

To jest nasz święty dar.

Ty, Jasnogórska Królowo,

Szacunku życia nas ucz

Drogę do Boga pokazuj

Do szczęścia daj nam klucz.

A przecież ja to wiem i ty to wiesz,

Że życie wielkim darem jest,

Otoczmy troską życie,

Otoczmy troską życie!

ks. bp Tadeusz Płoski Biskup Polowy Wojska Polskiego
Częstochowa, 20 czerwca 2009 r.
drukuj