Świadectwo życia swojej mamy


Pobierz Pobierz

Nie byłabym dziś tutaj, gdybym nie była bardzo
ukochana przez moją mamę. Mamy obowiązek, by dar życia chronić i czcić, szanować
i go bronić. (…)

Moja mama była w sposób szczególny ukochana
przez Pana Boga. Jestem przekonana, że Bóg ją ukochał bardzo, a ona potrafiła na
tę miłość w sposób pełny odpowiedzieć. Pan Bóg wybrał ją z spośród wielu
świętych matek, które znajdują się w niebie. Zawsze sprawia mi ogromną radość,
mogąc wspomnieć o tych wielu świętych matkach które są w niebie. Pan Bóg wybrał
moja mamę, by była nie tylko przykładem dla matek, ale i dla młodych, dla
narzeczonych, dla małżonków, dla rodzin, lekarzy, i aby była przykładem również
dla zakonnic, zakonników i kapłanów. Mówię to dlatego, ze w południowych
Włoszech jest rodzina zakonna, która nosi imię mojej mamy. Również wielu
seminarzystów pisze do mnie, gdy są w jakiejś potrzebie, gdy przezywają
trudności w powołaniu, i piszą, że ona sprawia, że Pan Bóg wysłuchuje ich próśb.

 

 

Pan Bóg wybrał moją mamę, by sprawiła wiele
dobra w świecie. A ja nie wiem, jak Bogu za to dziękować. Szczególnie za dar
tego, że dał mi mamę świętą. Zawsze się wzruszam, kiedy dowiaduję się o
rozlicznych łaskach uzyskanych od Boga przez ludzi, którzy wzywali
wstawiennictwa mojej mamy.

Błogosławiony Jan Paweł II beatyfikował i
kanonizował moją mamę jako matkę rodziny. I zdefiniował życie mojej mamy jako
„pieśń dla życia”. I to jest prawda. Całe życie mojej mamy było prawdziwym
hymnem dla życia, hymnem radości, hymnem miłości do Matki Bożej i do Pana Boga.
To był hymn radości dla rodziny, dla bliźniego, dla tych, których leczyła, dla
ludzi chorych.  To był również hymn radości dla jej ukochanego męża i był to
hymn radości w kierunku jej dzieci.

Moja mama ukoronowała swoje życie, które i tak
było życiem bardzo przykładnym, ukoronowała je oddaniem własnego życia, abym ja
mogła zobaczyć ten piękny świat. A więc stała się świętą przede wszystkim
poprzez przykład jej życia o wiele bardziej niż przykład tego jak umarła. A był
to również sposób przykładny – odejście z tego świata.

Świętość, którą ukazuje moja mama, jest
świętością codzienną, szarą, zwykłą, dostępną dla nasz wszystkich. Moja mama
stała się świętą przez narzędzia, które są dla nas wszystkich dostępne. Przede
wszystkim uczestniczyła w życiu parafialnym. Korzenie zaś jej świętości są w
rodzinie. Moja mama, poza darem życia, które otrzymała, otrzymała bardzo dobrych
i wierzących rodziców. Była dziesiątym z trzynaściorga dzieci. Troje z tych
dzieci potem oddało się całkowicie na służbę Bogu. Od dziecka przyjęła dar
wiary.  Potem nauczyła się mówić o życiu jako o cudownym darze, którego Bóg
użyczył człowiekowi. Miała bezgraniczną ufność w Bożą Opatrzność. Rozumiała
również jak skuteczną i ważną jest modlitwa. Jej rodzice byli dla niej
pierwszymi i najważniejszymi katechetami. Nauczyli ją tego, co w życiu jest
najważniejsze. Mama posiadała również czułość i wrażliwość względem osób
ubogich.

Kiedy miała 5,5 roku przyjęła I Komunię Świętą.
A przygotowała ją do tego jej mama. To był dzień szczególny w jej życiu. Odtąd
Eucharystia stała się dla niej pokarmem, bez którego nie potrafiła żyć, a Bóg
stał się centrum jej całego życia. Rosła w sposób radosny, zawsze wyczulona na
miłość do swojego rodzeństwa. Kochała wszystko to, co piękne. Muzykę – grała na
fortepianie, nauczyła się tego od własnej mamy. Malowała – kochała sztukę.
Kochała góry. Miała wielką radość dla życia. W cudownościach natury widziała
odbicie Bożej Miłości.

Ale, jak w życiu każdego za nas, również w jej
nie brakowało cierpienia. Ale że była silna duchowo, potrafiła przez to
cierpienie przejść i nie wpadała w depresję i nie upadała. Doświadczyła śmierci
starszej siostry, która miała 26 lat, podczas gdy ona sama miała 15 lat. Gdy
miała 20 lat, straciła na przełomie kilku miesięcy oboje rodziców. W wieku 15
lat przeżywa coś szczególnego, co było kluczowe w jej życiu. Uczestniczyła w
kursie, w rekolekcja duchowych. Podczas tych rekolekcji doświadczyła jak bardzo
Bóg ją kocha. Również zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo Bóg ją obdarował. W
darze życia łaski Bożej przypominała sobie własny chrzest, codziennie
przyjmowała Komunię Świętą.

Miała świętych rodziców. I miała wiele
rodzeństwa, i kochali się wzajemnie. Jej serce wypełniało się radością i
wdzięcznością dla Pana Boga. Szybko zrozumiała, że nie może tej radości
zatrzymać dla siebie, ale musi nią dzielić się z innymi, by Bóg był jeszcze
bardziej poznany. I pisze prośbę, by mogła być katechetką. Angażuje się w
działalność Akcji Katolickiej. Po śmierci rodziców, w wieku 20 lat, rozpoczyna
studia medycyny. I nie stało się to dlatego, że była to jakaś tradycja rodzinna,
gdyż już troje z jej rodzeństwa weszło na tę drogę, ale dlatego, że czuła, że
chce świadczyć dobro i pomoc innym ludziom. Uważała misję lekarza za jeden ze
środków, najbardziej efektywnych, apostolatu. Ten zawód pozwalał jej zbliżyć się
do człowieka cierpiącego. W chorym widziała Jezusa.

Podczas studiów medycznych przekazała tą swoją
wielką  wiarę poprzez zaangażowanie się hojnie w apostolat na rzecz młodych
ludzi w Akcji Katolickiej. Również angażowała się w czyny miłości wobec
opuszczonych i biednych. Była także członkiem bractwa św. Wincentego a Paulo.

Punkty, które wyznaczyła swoim podopiecznym
młodym dziewczynom, sama przeżywała w swoim sercu. Nie mówiła: Módlcie się. Ale
ona sama modliła się. Uczestniczyła w życiu swoich podopiecznych, organizowała
dla nich chwile skupienia ale i radości, i odpoczynku.

Po studiach rozpoczęła specjalizację w zakresie
pediatrii, ale zaczęło się w niej pojawiać pytanie o powołanie, jako odkrycie
Bożego daru. Chciała zrozumieć dokładnie, jaka jest wola Boża wobec niej, by
służyć jak najlepiej Panu Bogu. Najpierw pomyślała, że będzie misjonarką świecką
w Brazylii, gdzie już pracował jej brat kapucyn, o. Albert. Ale okazało się, że
jej zdrowie i gorący klimat nie pozwalały na to. Jej kierownik duchowy
przekonywał ją jednak, że Bóg chce od niej czegoś innego. Kiedy zrozumiała, że
jej powołaniem jest bycie matką i żoną, objęła to powołanie w sposób całkowity.
W wieku 32 lat udała się do Lourdes, by prosić Matkę Najświętszą, by spotkała
jak najszybciej swojego męża, którego Bóg przygotował dla niej od wieczności. W
ten sposób spotyka mojego tatę.

Jeśli jestem tu dziś z wami, to dlatego, że on
jest już w niebie. Umarł rok temu w wieku 98 lat w Wielką Sobotę. Na pewno był
godny swej świętej małżonki. W 2003 roku ze względu na opiekę nad tatą
zostawiłam mój zawód i był to dla mnie przywilej, że przez te lata mogłam być
przy nim cały czas. Pan Bóg uczynił ze mnie, bym jako lekarz pomogła mu w tych
ostatnich latach życia. Jego umysł był ostry, jasny, klarowny, czysty do końca
życia. I jedynie to, że teraz jest w niebie z moją mamą i siostrą, daje mi
pocieszenie, kiedy wspominam, że rok temu umarł.

To, co wiem o mojej mamie, wiem od niego. Zawsze
mówił mi o niej. Kiedy spotkał moją mamę, miał 42 lata. Był człowiekiem wielkiej
wiary. Myślę, że to była wielka łaska, że oboje się spotkali i kiedy zrozumieli,
że ich życie jest dla nich nawzajem. Wciąż dziękowali Bogu za ten dar. W listach
które do siebie pisali, jest zawsze passus, w którym oboje dziękują Opatrzności
Bożej i Matce Bożej za ich miłość. Po kilku miesiącach już byli małżeństwem.
Zawsze przeżywali swą miłość w świetle wiary. A Bóg wysłuchał i prośby szybko,
by mogli cieszyć się potomstwem. Tata zawsze mówił, że mama potrafiła wyważać
różne sprawy, obowiązki jako matki, żony, lekarza. A wiara była kryterium jej
decyzji i wyborów. Od dzieciństwa uczestniczyła w Mszy Świętej, codziennie
przyjmowała Komunię Świętą, odmawiała różaniec,  nawiedzała Najświętszy
Sakrament. To były chwile jej medytacji.

Chciała, by jej syn, Pierre Luigi miał brata.
Chociaż wiedziała, że chwile oczekiwania na dzieci były dla niej trudne ze
względów fizycznych. Zawsze w tym czasie, kiedy oczekiwania na potomstwo,
modliła się i prosiła innych o modlitwę i Pan Bóg wysłuchał tej jej prośby.
Niestety, w drugim miesiącu pojawiły się problemy. Włókniak macicy pojawił się w
jej ciele, był to rak. To ten włókniak był powodem komplikacji podczas
oczekiwania na dziecko. Lekarze przedstawili przed nią trzy możliwości. Dwa
zabezpieczały jej własne życie. Dwie z nich mogły sprawić, że mogła żyć sto lat.
Ale ona wybrała tę trzecią możliwość. Zaryzykowała własne życie, bym ja mogła
oglądać świat. Bo w tej szczególne chwili tylko ona mogła mi pomóc. Tylko ona
była narzędziem Bożej Opatrzności, bym ja mogła się urodzić. Gdyby jej nie było
dla mojego rodzeństwa, byłby mój tata. Ale dla mnie tylko ona była narzędziem
Bożej Opatrzności. Nie wystarczy, że dziecko jest poczęte, jeśli potem nie może
zobaczyć tego pięknego świata.  I mój tata poczuł obowiązek, by uszanować jej
wybór. Znał jej ofiarną miłość, wiedział, że ona z ogromnym szacunkiem odnosiła
się do życia, wiedział, że była wierna ideałom, wartościom. Była gotowa oddać
swe życie dla mnie i miała nadzieję, że wszystko się uda, że będzie dobrze. I
mogło się tak stać. Niestety inaczej się stało. Po tym, jak się urodziłam,
pojawiły się komplikacje, sepsa. Moja mama przeżyła tydzień Kalwarii, a to
działo się podczas Wielkiego Tygodnia. I w agonii powtarzała: Jezu kocham
Ciebie, Jezu kocham Ciebie. Poszła do raju, do nieba, bo taka była wola Boża.
Pan Bóg miał dla niej jeszcze większy plan, niż ona sama mywała. Mój tata bardzo
cierpiał, błagał Boga, by ocalił jego żonę. Kiedy jego żona a moja mama została
beatyfikowana i kanonizowana, wtedy zrozumiał, co Bóg miał w zamyśle w tamtej
chwili.

Kończę słowami taty, kiedy moja mama odeszła.
Mój wujek, brat mojej mamy, o. Alberto pisywał często listy z Brazylii, a mój
tata nie miał odwagi, siły, by odpowiadać. Ale odpowiedział w końcu po
miesiącach długim listem, pięknym, kończąc go modlitwą: Drogi o. Albercie,
każdego dnia, od kiedy Gianna jest w niebie wznoszę tę modlitwę do Pana Boga i
do Joanny: Jezu, Ty który powołałeś pomiędzy Twoimi aniołami i świętymi moją
małżonkę i mamę moich dzieci, spraw aby również dzisiaj moje dzieci wzrastały w
mądrości i w łasce z Tobą, razem Matką Najświętszą, razem z jej świętą matką, z
tymi których kochali, z wszystkimi ludźmi, tak jak Ty wzrastałeś w Twojej
Świętej Rodzinie w Nazarecie. I tak, jak ich święta matka troszczyła się o nich
każdego dnia, troszcz się o ich zdrowie umysłu i ciała przez Twą łaskę i
błogosławieństwo, by i sprawiała, by cieszyli się dobrym zdrowiem. Ona
wiedziała, jak to sprawić przez jej pełną miłości troskę. Spraw, by jej dzieci
były zawsze godne w każdym dniu ich zycia, godne świętości męczeństwa ich
świętej matki. Spraw, abym był zawsze godny świętości mojej małżonki i bym mógł
ją zastąpić z Twoją łaską w miłości i w kierowaniu tymi naszymi dziećmi. Również
spójrz na mnie, na moje dzieci, i udziel nam łaski i pewności i
niewypowiedzianego wsparcia, tego wsparcia, którego doświadczył św. Augustyn,
gdy jego własna mama odeszła do nieba, gdy pisał: Kiedy byłaś w życiu ja Ciebie
widziałem tutaj na ziemi, teraz, gdy jesteś w niebie czuję cię obecną wszędzie,
gdzie jestem. I ty, Gianno, pomagaj mi każdego dnia, nieść mój własny krzyż.
 Wyproś mi łaskę, byśmy mogli stać się świętymi. Spraw, byśmy każdego dnia
przybliżali się do Ciebie i każdego dnia wchodzili do góry jeden szczebelek
mistycznej drabiny jakubowej, gdzie ty, na górze tej drabiny, na nas czekasz i
spraw, że gdy Bóg powoła nas do siebie, byśmy byli godni być przy Tobie na
zawsze, niech tak się stanie.

Gianna Emanuela Molla

drukuj