Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz

Pobierz

Wykolejeniec na drodze Lenina

Pan prezydent Bronisław Komorowski podpisał konwencje Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Jak mawiał ksiądz Bronisław Bozowski – nie ma przypadków, są tylko znaki – a takim znakiem może być okoliczność, że pan prezydent podpisał konwencję zaraz po niegroźnym w skutkach wykolejeniu się tramwaju w Konstantynowie Łódzkim, którym akurat podróżował w ramach podlizywania się obywatelom. Taki znak może być wieloznaczny – na przykład, że osobistości nakręcające pana prezydenta, żeby ćwierkał z właściwego klucza, już się zniecierpliwiły długim oczekiwaniem, a wykolejenie się tramwaju mogło być pierwszym poważnym ostrzeżeniem. Żeby nie być gołosłownym, zacytuję spiżowy bon-mot pana marszałka Bronisława Komorowskiego: „jaki prezydent – taki zamach” – a każdy widzi, że ten tramwaj w Konstantynowie Łódzkim pasuje do tego idealnie. Ale mniejsza o znaki, bo ważna jest również, a może nawet ważniejsza, sama konwencja. Można ją scharakteryzować w sposób następujący: tam, gdzie nie zawiera nic nowego – jest zbędna, a tam, gdzie wprowadza nowości – jest niebezpieczna. Konwencja ta bowiem zawiera przepisy już istniejące w ustawodawstwie państw europejskich, między innymi Polski. Mają one na celu ochronę ofiar różnych przestępstw, a jeśli ta ochrona nie była dotychczas skuteczna, to nie ze względu na brak przepisów, tylko z powodu niesprawności wymiaru sprawiedliwości. Ta niesprawność – powiedzmy to sobie otwarcie i szczerze – nie jest dziełem przypadku, ani nawet niedostatecznych kwalifikacji prokuratorów, czy sędziów. Jej główną przyczyną jest rosnąca w naszym kraju liczba konfidentów tajnych służb, którzy wynagradzani są gwarancjami bezkarności, niestety  respektowanymi przez prokuratury i niezawisłe sądy, najwyraźniej też pozostające pod nadzorem bezpieczniaków. Przyjęcie konwencji niczego tu nie zmieni, a zatem z tego punktu widzenia jest ona zbędna. Nowością którą ona wprowadza, jest cały system inwigilacji obywateli i cały mechanizm ich duraczenia, do którego wciągnięty zostaje system edukacyjny i media. Nietrudno się domyślić, że rozwój systemu inwigilacji obywateli i postępujące duraczenie już od początku edukacji, musi doprowadzić do erozji rodziny, ostatecznej likwidacji władzy rodzicielskiej i narastającej utraty poczucia rzeczywistości, zwłaszcza w młodym pokoleniu.

Ale to właśnie, podobnie jak cała konwencja, jest elementem rewolucji komunistycznej, która prowadzona jest przy wykorzystaniu instytucji europejskich. Jak już wielokrotnie wspominałem, na tym etapie rewolucja komunistyczna prowadzona jest według nowej strategii, wskutek czego większość ludzi w ogóle nie zdaje sobie sprawy, z czym właściwie ma do czynienia. Większość bowiem, zwłaszcza w Europie Środkowej  i Wschodniej, zna strategię bolszewicką, która składała się z trzech elementów: gwałtownej zmiany stosunków własnościowych, masowego terroru i masowego duraczenia za pomocą wszechobecnej propagandy. Obecna strategia kładzie nacisk na masowe duraczenie, prowadzone przy pomocy piekielnej triady: państwowego monopolu edukacyjnego, mediów i przemysłu rozrywkowego. Narzędzia terroru są wprawdzie stworzone, między innymi w podpisanej właśnie konwencji, ale na razie nie są stosowane w skali masowej, bo – po pierwsze – duraczenie przynosi znakomite rezultaty – a po drugie – żeby przedwcześnie nie płoszyć potencjalnych ofiar. Zmiana stosunków własnościowych nastąpi jakby sama z siebie. Strategia zatem jest odmienna, ale cel komunistycznej rewolucji jest taki sam: wyhodowanie człowieka sowieckiego, a więc takiego, który wyrzekł się wolnej woli. Człowiek sowiecki zatem nie może żyć w normalnym świecie, gdzie co i rusz trzeba dokonywać różnych wyborów. Trzeba zatem stworzyć mu sztuczne środowisko w postaci państwa totalitarnego – i to jest drugi cel rewolucji komunistycznej. Państwo totalitarne nie toleruje żadnej władzy poza własną, a więc również władzy rodzicielskiej, w którą konwencja podpisana właśnie przez pana prezydenta jest wymierzona. Ponieważ nie jest żadną tajemnicą, że pan prezydent Komorowski jest faworytem Wojskowych Służb Informacyjnych, tych, co to ich „nie ma”,  a one z kolei – najtwardszym bastionem komuny w naszym nieszczęśliwym kraju, to czyż można się dziwić, że właśnie z tej strony doznał impulsu, a nawet – rodzaju pierwszego poważnego ostrzeżenia, żeby porzucił wahania i wciągnął całe państwo na drogę Lenina?

red. Stanisław Michalkiewicz

drukuj