„Myśląc Ojczyzna”


Pobierz Pobierz

Młotek na przebierańców

Szanowni Państwo!

„Skończyły się żarty – zaczęły się schody” – miał podobno powiedzieć generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski podczas powrotu z jakiegoś zakrapianego przyjęcia. Taka własnie sytuacja i dzisiaj, kiedy to w niedzielę rozdzielonych zostało 50 synekur w Parlamencie Europejskim. Szczęśliwcy pakują walizki, a media próbują nam wmówić, że jeśli przewodniczącym Parlamentu Europejskiego zostanie były charyzmatyczny premier Jerzy Buzek, to Polska urośnie w siłę, a ludzie będą żyli dostatniej – jak za Edwarda Gierka.

Jednak tak naprawdę, to zaczynają się schody, a pierwszym ich stopniem jest zapowiadana nowelizacja budżetu na rok bieżący. Ta nowelizacja oznacza, że rządowi zabrakło pieniędzy – co kontrolowane przez razwiedkę media z pewnością przedstawią jako kolejny sukces premiera Tuska. I tak, brnąc od sukcesu do sukcesu, dobrniemy do jesieni, kiedy to – według niesprawdzonych, ale coraz bardziej prawdopodobnych informacji – zostanie podjęta próba wprowadzenia w życie traktatu lizbońskiego, bez względu na to, czy będzie ratyfikowany, czy nie. Chodzi o to, że Niemcom też kończą się i pieniądze i cieprliwość, bo chciałyby, żeby wieloletnie inwestowanie w tak zwaną europejską integrację zaczęło im wreszcie przynosić korzyści polityczne i inne.

A sytuacja najwyraźniej do tego dojrzała, bo ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego pokazały, iż europejskie narody powoli tracą instynkt samozachowawczy i zdeterminowana szajka może zrobić z nimi dosłownie wszystko. Ta utrata instynktu samozachowawczego idzie bowiem w parzez z kryzysem przywództwa. Na czele europejskich państw – może z wyjątkiem jednego przypadku – stosja psotacie bezbarwne, które w każdej chwili można by zastąpić kimś innym i nikt nie zauważyłby róznicy.

To spustoszenie dokonuje się zresztą nie tylko w sferze politycznej, ale i kulturowej. Na skutek systematycznego podgryzania podstaw cywlizacji łacińskiej przez rozmaite turkucie podjadki, Europa ześlizguje się ku barbarzyństwu. Nie tylko nie powstają tu godne uwagi dzieła, ale ton zaczynają nadawać zwyczajne bęcwały. W rezultacie Europa gwałtownie traci swoją niedawną atrakcyjność dla mieszkańców innych kontynentów, którzy zaczynaja otwarcie nią pogardzać. Nic dziwnego – spoleczność, która odwraca się od fundamentów własnej tożsamości, rzeczywiście zasługuje tylko na lekceważenie i pogardę.

A z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia i nie pocieszajmy się, ze gdzie jak gdzie – ale u nas pod tym względem jest inaczej. Akurat jutro będzsiemy obchodzili święto Bożego Ciała, którego elementem jest publiczna manifestacja wiary. Wyrazem tej manifestacji są procesje eucharystyczne. Czy jednak rzeczywiście sa one manifestacją wiary, czy też przekształcają się zwolna w folklorystyczne widowiska, charakterystyczne dla przemysłu rozrywkowego?

Powodem skłaniającym do postawienia takiego pytania jest coraz większa rozbieżność między zewnętrznymi manifestacjami, które rzeczywiście – i od strony reżyserskiej i od strony frekwencyjnej mogą zaimponować – a rzeczywistym wpływem religii na sprawy publiczne. Z jednej strony imponujące manifestacje, a z drugiej – systematyczne wypieranie etyki chrześcijańskiej z terenu publicznego, zwłaszcza – jako podstawy systemu prawnego. Podstawą systemu prawnego w Unii Europejskiej staje się polityczna poprawność, czyli nieznośnie doktrynerski marksizm kulturowy ze swoją podstawową zasadą „państwa neutralnego światopoglądowo”.

Tymczasem właśnie ta zasada jest najlepszym dowodem staczania się europejskiej cywilizacji w barbarzyństwo. Nie dlatego bynajmniej, że może być niekorzystna dla religii, tylko dlatego, że jest głupia. Państwo neutralne światopoglądowo nie istnieje i istnieć nie może, co bardzo łatwo wykazać.

Podstawową funkcją każdego państwa jest ustanawianie praw. Nie ma państwa, które by tego nie robiło. Wyobraźmy sobie zatem, że mamy ustanowić kodeks karny, a w nim – określić nasz stosunek, dajmy na to – do kradzieży. Mamy dwie możliwości: albo zabronić kradzieży pod groźbą kary, albo ją zalegalizować, pozwalając by obywatele nawzajem się okradali. Czy zrobimy tak, czy tak – w każdym przypadku decydujemy, jaka etyka obowiązuje na terenie publicznym. Jeśli zabronimy kradzieży – decydujemy, że na terenie publicznym obowiązuje etyka, nazwijmy to – normalna. Jeśli kradzież zalegalizujemy – że na terenie publicznym obowiązuje etyka złodziejska.

Etyka mówi nam, co jest dobre, a co złe. Ale każda etyka zakotwiczona jest w światopoglądzie, który odpowiada na pytanie, dlaczego coś jest dobre, albo złe – dostarczając w ten sposób uzasadnienia zarówno dla norm etycznych, jak i dla hierarchii tych norm. Dla przykładu; chrześcijaństwo potępia kradzież, ale dopuszcza tzw. dura necessitas, czyli stan wyższej konieczności – jeśli np. ktoś dla ratowania życia ukradnie żywność. Kradzież nadal jest kradzieżą, ale chrześcijaństwo ją usprawiedliwia, bo życie jest większym dobrem, niż własność.

Zatem, ustanawiając prawo np. zabraniające kradzieży pod groźbą kary, nie tylko arbitralnie decydujemy, jaka etyka obowiązuje na terenie publicznym, ale preferujemy również światopogląd, który ją uzasadnia. Nie jesteśmy zatem „neutralni światopoglądowo”. Gdybyśmy rzeczywiście chcieli pozostać „neutralni”, nie moglibyśmy ustanowić jakiegokolwiek prawa. Dlatego idea „państwa neutralnego światopoglądowo” jest w gruncie rzeczy antypaństwowa – oczywiście gdyby potraktować ją serio.

Jednak w tej głupocie jest metoda. Środowiska forsujące tę zasadę w Unii Europejskiej wcale nie chcą likwidować państwa. Przeciwnie – forsują rozwiązania skutkujące wciskaniem się państwa w życie rodzinne, w stosunki między małżonkami, czy stosunki między rodzicami a dziećmi – nie mówiąc już o ręcznym sterowaniu przez biurokrację życiem gospodarczym. O co zatem chodzi naprawdę?

Naprawdę chodzi o wypieranie chrześcijaństwa z terenu publicznego, chrześcijaństwa, jako etycznego fundamentu systemu prawnego. Każdy, kto popiera ten proces, każdy, kto popiera ratyfikację traktatu lizbońskiego, opowiada się za marksizmem, jako fundamentem systemu prawnego, a zatem – nie manifestuje wiary chrześcijańskiej – bez względu na to, za kogo by się przebrał w Boże Ciało dla potrzeb widowiskowych.

Mówił Stanisław Michalkiewicz

drukuj