Homilia wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej przez biskupów i kapłanów byłych alumnów-żołnierzy, którzy byli wcielani do wojska podczas formacji seminaryjnej. Transmisja z Sanktuarium Błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki w Warszawie


Pobierz Pobierz

Księże Biskupie Józefie, Biskupie Polowy Wojska Polskiego!
Bracia Biskupi i Kapłani, niegdyś żołnierze ludowego Wojska Polskiego!
Kapelani Wojska Polskiego i innych służb mundurowych naszej Ojczyzny!
Szacowni Goście – przedstawiciele instytucji życia Narodu!
Panowie Generałowie i Oficerowie Sił Zbrojnych Najjaśniejszej Rzeczypospolitej!
Bracia i Siostry!

Do sanktuarium pod wezwaniem Świętego Stanisława Kostki, do
grobu błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki, męczennika za wiarę, przybyliśmy
na modlitwę dziękczynną. Dawni alumni diecezjalnych i zakonnych seminariów
duchownych – razem ponad trzy tysiące – żołnierze ludowego Wojska Polskiego w
latach 1959–1980. Wspólnota pamięci, przeżyć, doświadczeń… Tamten czas, kiedy
włożyliśmy żołnierskie mundury – mówiliśmy o nich „zielone sutanny” – stanowi
ważną część naszych kapłańskich biografii. Wiele znaczy dla naszego kapłaństwa,
jego kształtu, drogi.

I. Dobrze zdany egzamin z wierności

Wojskowa służba seminarzystów zajmuje także ważne miejsce w powojennych
dziejach Kościoła polskiego. Stanowi jeden z elementów jego dziejowego starcia z
komunistycznym systemem. Na drodze tego narzuconego naszej ojczyźnie
politycznego systemu wspartego o materialistyczną doktrynę i komunistyczną
ideologię stanął Kościół, który żyje dzięki Chrystusowi, w Nim i dla Niego. Jest
także depozytariuszem wartości narodowych. Tego wszystkiego, „co Polskę
stanowi”. To Kościół kształtował polską historię, tożsamość, kulturę – duszę
narodu. Dlatego wydano mu walkę. Zamierzano zniszczyć jego autonomię, społeczne
oddziaływanie, instytucjonalne funkcjonowanie, by wyłączyć Kośció z przestrzeni
życia publicznego.

Nasza klerycka, żołnierska służba stanowiła istotny element tej
antykościelnej i antychrześcijańskiej strategii komunistycznego państwa. Nie
wahającego się przekreślać podjętych wcześniej zobowiązań. Przecież Porozumienie
zawarte między rządem a Kościołem w 1950 roku stanowiło, że klerycy seminariów
duchownych nie będą powoływani do wojska.

W świetle archiwalnych dokumentów i naszego doświadczenia widać jasno, jakie
cele przyświecały powoływaniu do wojska seminarzystów. W początkowym okresie
miała to być forma represji wobec „niepokornych” – wedle opinii władz
politycznych – biskupów. Po upływie kilku lat do wojska poczęto powoływać
alumnów ze wszystkich seminariów diecezjalnych i zakonnych. Dlaczego tak
czyniono? Oto stosowny fragment miarodajnego w tej kwestii dokumentu.
„Wytycznych” Szefa Głównego Zarządu Politycznego WP gen. Wojciecha
Jaruzelskiego. Napisano tam, że „skoncentrowany wysiłek dowódców wojskowych
winien zmierzać do:

– trwałego pogłębiania u alumnów krytycyzmu wobec dogmatów kościelnych,
osłabienia ich postaw i przekonań światopoglądowych;

– wpajania im przekonania o aspołecznym charakterze zawodu księdza,
rozbudzając jednocześnie wiarę w ideały socjalizmu oraz dumę z osiągnięć Polski
Ludowej;

– spowodowanie u większości wcielanych do wojska alumnów rezygnacji z
kontynuowania nauki w seminariach duchownych”.

Takie były założenia. Takie cele przyświecały kleryckiej, wojskowej służbie.

Pamiętamy dobrze tamten czas.

Tworzono tzw. bataliony ratownictwa terenowego.

Nie tylko, jak to jest w wojsku, ćwiczenia, musztra, zajęcia z bronią,
fizyczna praca, czasem pozbawiona jakiegokolwiek sensu. W naszym wypadku jeszcze
coś innego. Polityczna, światopoglądowa, antykościelna indoktrynacja. Prowadzona
z wielkim natężeniem. Na dodatek różnego rodzaju represje i dokuczliwości,
których nam nie szczędzono. A także to natarczywe „wodzenie na pokuszenie”.
Zapewnione miejsca na cywilnych uczelniach, propozycje intratnej pracy,
ułatwiony start życiowy – bylebyśmy tylko zrezygnowali z seminaryjnych studiów.
I to, co było szczególnie bolesne: próby rozbijania naszej wspólnoty, podważania
naszej kleryckiej solidarności. Pamiętamy to wszystko dobrze. Także i tych
kolegów tzw. „cywili”, w większości działaczy ZMS przydzielonych nam do nadzoru,
do rozmiękczania i nasłuchiwania.

Zrozumieliśmy szybko, że ludowe wojsko polskie, w którym przyszło nam służyć,
rozmijało się z jego konstytucyjną powinnością: służbą ojczyźnie, staniem na
straży bezpieczeństwa jej obywateli. To było inne wojsko – na usługach ideologii
i komunistycznego systemu.

Także szybko pojęliśmy konsekwencje takiej sytuacji, naszą odpowiedzialność –
w wymiarze duchowym – wobec takiego stanu rzeczy.

Byliśmy nie tylko żołnierzami LWP, nie tylko swoistą „karną kompanią”
poddawaną rygorom nader uciążliwej służby.

Byliśmy – taka refleksja przeszła z czasem – żołnierzami Chrystusowymi. I to
z pierwszej linii frontu.

Chrystus, któremu zawierzyliśmy nasze życie wstępując na drogę kapłańskiego
powołania, poddał nas tej szczególnej próbie. Sumień, woli, charakterów. To
tutaj, w często wrogim środowisku, mieliśmy sprawdzić wartość i autentyzm
naszego powołania. Odpowiedzieć czy głos Chrystusa „Pójdź za Mną” (J 21, 22),
który niegdyś rozległ się w naszych młodzieńczych sercach i skierował nasze
kroki ku seminaryjnym furtom, wciąż rozbrzmiewa w nich tonem pewności i radości.
Czy potrafimy niewzruszenie stać przy Prawdzie, jaka jest w Chrystusie? Mimo
nachalnej a czasem podstępnej indoktrynacji zachować ład naszych myśli,
przekonań, poglądów?

Możemy powiedzieć z czystym sumieniem. Zdaliśmy dobrze ten egzamin wierności.
Wobec nas samych. Wobec Chrystusa, Kościoła, Ojczyzny.

Wobec Chrystusa – nie odstąpiliśmy od Niego!

Wobec Kościoła – wytrwaliśmy w naszym postanowieniu, że przyjmiemy sakrament
kapłaństwa.

Także wobec Ojczyzny. Bowiem poprzez naszą wojskową służbę, traktowaną jako
represja, jako droga do zgaszenia naszego powołania, wstąpiliśmy – wspólnota
kleryków-żołnierzy – na tę z polskich dróg, która wiodła ku wolności. Szliśmy ku
niej, kiedy nie poddawaliśmy się złu i ideologicznej presji, kiedy swoją
żołnierską postawą dawaliśmy świadectwo, że w życiu polskiej wspólnoty istnieje
inny porządek wartości. Kiedy odrzucaliśmy – podczas zajęć z oficerami
politycznymi – to wszystko, co sprzeciwiało się naszej historycznej pamięci,
którą wynieśliśmy z rodzinnych domów. Szczególnie tej dotyczącej nieodległej,
niepodległościowej historii, tak bardzo krzywdzonej i przedstawianej w krzywym
zwierciadle. Rocznik 65-67 – moje wcielenie – przypadło na czas Orędzia Biskupów
Polskich do Biskupów Niemieckich i na czas Millenium. Wołano wtedy: „Biskupi –
zdrajcy Narodu”.

Mamy prawo, Bracia Biskupi i Kapłani, wspólnoto niegdysiejszych
alumnów-żołnierzy, nasze pokoleniowe doświadczenie, którego pamięć nas tu
dzisiaj przywiodła, włączyć w nurt polskich dróg prowadzący ku wolności.
Wolności Dzieci Bożych i politycznej wolności. Kształtowania jej w duchu
sprawdzonych odwiecznych wartości, wyrosłych na glebie ewangelicznego siewu.
Jeden z kolegów, tzw. „cywili” pisał podanie w świetlicy wojskowej o przyjęcie
do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – jak ją nazwał – pamiętam jego
słowa – do „awangardy Narodu”. Zabolało to. Oznaczało, że my byliśmy obywatelami
drugiej kategorii. Mamy bowiem moralne prawo oczekiwać od struktur III RP
równego traktowania obywateli. Zarówno biskupów, jak i wiernych.

II. Zachowaliśmy naszą jedność

Opatrzność Boża na trudny powojenny czas na czele Kościoła w ojczyźnie
postawiała swoistych mocarzy ducha, kapłanów wedle Serca Jezusowego i wedle
serca Ojczyzny. Stanowili dla pokoleń tamtego czasu duchowe oparcie.

Ten pierwszy, kardynał August Hlond, Prymas Polski, odszedł do domu Ojca, gdy
zaczynał się okres zniewalania narodu, „przykręcania śruby”. Podejmował z
apostolską żarliwością wyzwania czasu. Był świadom, że w ojczyźnie naszej
nastąpi dziejowe starcie królestwa Chrystusa z mocami ciemności i szatana.
Prymas zawierzenia Matce Chrystusa. Podnoszący się z wojennych ran naród
poświecił Niepokalanemu Sercu Maryi. W godzinie śmierci wypowiedział profetyczne
słowa, że zwycięstwo przyjdzie przez Maryję.

I jego następca na Prymasowskiej Stolicy – Kardynał Stefan Wyszyński. Mocarz
ducha. Niezłomny przewodnik narodu – niczym Mojżesz XX wieku – przez czerwone
morze komunizmu. Pamiętamy jego odważne Non possumus, kiedy Cezar tamtej epoki,
próbował usiąść na ołtarzu Pańskim. Budził ducha chrześcijańskiego narodu.
Prowadził go szlakiem Jasnogórskich Ślubów Narodu, Wielkiej Nowenny, Sacrum
Poloniae Millenium. Uczył nas miłości Ojczyzny. Ukazywał nam Matkę, która nas
zna. Opiekunkę i Wspomożycielkę. Królową polskich Serc. Królową naszego Narodu.

Był z nami – alumnami-żołnierzami – Prymas Tysiąclecia. Zabiegał o nasze
prawa, upominał się o naszą krzywdę.

„Panie Ministrze, czy wolno komukolwiek w Polsce marnować grosz publiczny –
bo ta „służba wojskowa kleryków” przecież kosztuje – na szkodę nie tylko
Kościoła, ale i Państwa? Czy godzi się rzucać na służbę przygotowawczą do obrony
Ojczyzny cień narzędzia karnego? Czy ateiści i gwałciciele sumień mają więcej do
powiedzenia w wojsku niż Pan Marszałek”. Słowa Kardynała Prymasa zaczerpnięte z
pisma do ówczesnego ministra obrony narodowej, marszałka Mariana Spychalskiego.
Skreślone w naszej sprawie.

Są tu koledzy z mojego rocznika, który kończył służbę w 1967 roku. Stawiliśmy
się na Jasnej Górze – około 200 alumnów. Pragnęliśmy podziękować Matce za
tamten, zamknięty już czas wojskowej służby.

To wtedy miało miejsce nasze pamiętne spotkanie z Kardynałem Prymasem w Sali
Rycerskiej. Jeden z nas złożył meldunek, że służba wojskowa zakończona, wracamy
do seminarium, nie zawiedliśmy, wiary dochowaliśmy…

Pozostało wspomnienie słów Księdza Prymasa, pośród nich obraz Golgoty, który
przywołał w tamtej chwili, kiedy jeden z żołnierzy otworzył włócznią bok
Zbawiciela – wytrysnął z niego zdrój Bożej miłości, która spływa na pokolenia,
na narody, na wspólnoty idące Jego drogą. Otwierać będziecie bok Bożego
Miłosierdzia.

To przecież Boża miłość pozwoliła nam przejść przez trudny czas wojskowej
służby, także odsłonić jej znaczenie dla naszej kapłańskiej formacji. Możemy
powiedzieć, że właśnie tam – niczym w pierwszym czytaniu z Drugiego Listu
świętego Pawła Apostola do Koryntian – zdaliśmy sobie sprawę, że staliśmy się
sługami Boga, pojęliśmy, że to wszystko, co mamy czynić w naszym kapłańskim
życiu, wśród zmiennych kolei losu, ma być podporządkowane „miłości nieobłudnej”,
„głoszeniu prawdy i mocy Bożej”, wskazywaniu tym, którym służyć będziemy, dróg
wiodących ku zbawieniu.

Umiłowani!

Patrzymy z perspektywy lat, które przeszły, na tamten czas wojskowej służby,
na to, co wniósł w nasze życie.

To był czas poznawania komunistycznej ideologii i frazeologii.

Uodporniania się na jej zwodniczy fałsz, także na podstępy, różnorakie
psychologiczne gry, jakie próbowano z nami prowadzić. Nie tylko wtedy, także
później, w naszym kapłańskim życiu.

Tamta klerycka służba była także szkołą wspólnoty i braterstwa. Zachowaliśmy
naszą jedność, która zrodziła się tam w kleryckich jednostkach. Ten duch
jedności wiary i braterstwa znajdował wyraz we wspólnej modlitwie, różańcu
świętym – czasem brutalnie przerywanej przez przełożonych nauce seminaryjnych
przedmiotów. Odzwierciedlał się w duchu eklezjalnym, tak potrzebnym, aby
przetrwać tamten czas, tamtą sytuację, kiedy profanum wyzierało z każdego kąta
naszych koszar, a sacrum, zasługiwało jedynie na karny raport i „zok”.

Doświadczaliśmy jeszcze czegoś bardzo ważnego. Troski naszych biskupów,
rektorów, profesorów, proboszczów, rodzin, przyjaciół. Listy, zapewnienia o
modlitwie, wizyty. Także sytuacje, które wywołują uśmiech radości. Jak ten
łaciński napis na ogrodzeniu plebańskiego sadu sąsiadującego z jednostką w
Opolu, który informował, że zrywanie jabłek przez alumnów – żołnierzy nie jest
grzechem… Pojawiali się dobrzy ludzie jak babcia z Bartoszyc i Ks. Sedlak,
palacz kotłowni czy wikary Chrystusowiec – Andrzej Duczkowski. I tylu innych.

Nasza postawa, nasza solidarność, oddziaływała na innych, nie tylko na
żołnierzy z tzw. normalnego wojska, także na oficerów. Pamiętacie, to
zaskakujące świadectwo, jakie dał podczas naszego pierwszego spotkania, w 1997,
gen. broni Zygmunt Huszcza, były dowódca Pomorskiego Okręgu Wojskowego. „Chcę
powiedzieć wam, drodzy byli alumni, że was podziwiałem. Chciałbym, żebyście do
mnie nie mieli pretensji”. Jedno z wielu zaskakujących wyznań, które docierały
po latach.

Mogą o tym zaświadczyć kapelani Wojska Polskiego, pełniący posługę w
odnowionym w 1991 roku przez błogosławionego Jana Pawła II Ordynariacie Polowym
WP. To wtedy, w naszej ojczyźnie, na powrót przed Chrystusem otworzyły się bramy
koszar. Wojsko Polskie powróciło na drogę służby narodowi, a nie ideologicznym
strukturom. Błogosławiony Ojciec Święty Jan Paweł II w czerwcu 1991 roku, w
Zegrzu Pomorskim, kiedy w godzinie poranka, usłyszał pieśń „Błękitne rozwińmy
sztandary”, śpiewaną przez tysiące polskich żołnierzy doznał – jak to określił –
rezurekcyjnego odkrycia. Jeszcze niedawno przecież, jako arcybiskup krakowski,
odwiedzał swych seminarzystów – żołnierzy LWP.

Takich rezurekcyjnych odkryć doświadczał niejeden z was kapłanów Ordynariatu
Polowego. Także ja, wtedy wasz biskup. Zaskoczenia i radości ze spotykania
służących w szeregach wojska chrześcijan-katolików. Tych, którzy wiary dochowali
w latach, kiedy kadra i żołnierze byli poddawani intensywnej ateistycznej
indoktrynacji, a wojsko było zbrojnym ramieniem komunistycznej partii…
Podtrzymywali szczep wiary, którzy wynieśli ze swych rodzinnych środowisk. A
także doznawali duchowej krzywdy, kiedy nie mogli uzewnętrzniać swej wiary,
musieli sie z nią kryć, w katakumbowym Kościele XX wieku.

To było ważne doświadczenie kapelanów wojskowych. Adresatów licznych
świadectw, że ewangeliczny siew w polską ziemie, wzrastał także tam, gdzie
wydawać się mogło, jest to ziemia jałowa, zatruta jadem nienawiści i pogardy do
tego co święte. I jeszcze jedno: ci spośród kapłanów podejmujących służbę w
Ordynariacie Polowym, którzy niegdyś odbyli służbę wojskową, szybko przekonali
się, że tamten czas, to była taka swoista „błogosławiona wina”. Nie musieli się
wojska uczyć, znali je od podszewki, w dobrym i złym. Budzili zaufanie, byli
traktowani jako „swoi”.

Umiłowani!

Nasze wspomnienia, przeżycia, myśli związane z biegiem naszej wojskowej
służby, przynosimy dziś Chrystusowi. Przeszliśmy przez ten czas, o którym mówi
dzisiejsza Ewangelia. Doświadczyliśmy różnych form niechęci, krzywdy, czasem
nienawiści z powodu imienia Chrystusa. A także radości z wytrwania przy naszym
Panu. A także Bożej obecności, wspomożenia, tej sytuacji o której mówi Jezus”
„Gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was”
(Mt 10, 20). Wydobywany dobro, jakie przyniósł tamten czas. Może wyraźniej
widoczne z perspektywy lat, które minęły. Włączamy je w dziękczynną Ofiarę
Eucharystyczną, przez którą jednoczymy się z Chrystusem, który czyni nas
uczestnikami swego Ciała i swojej Krwi.

III. „Patrz! Twój syn żyje" (1 Krl 17,23)

Umiłowani!

Wielu z kleryków seminariów duchownych i zakonnych – dawnych żołnierzy,
odeszło już do Domu Ojca, aby tam zdać sprawę z włodarstwa swego. Także
kapelanów Wojska Polskiego, którzy dziś swoją obecnością dają świadectwo
wspólnocie kapłańskiej cementowanej także doświadczeniem wojskowej służby. Ich
życie, dopełnione w wymiarze doczesnym, włączamy w modlitwę naszej wspólnoty.
Także przerwane nagle życie śp. biskupa generała dywizji Tadeusza Płoskiego i
jego sekretarza, ks. płk Jana Osińskiego. Zginęli – wiemy dobrze – w imię
Ojczyzny, w drodze do Katynia. Polecamy ich dusze Bożej miłości. Czynimy to z
wiarą, że otrzymali za swe wierne, kapłańskie życie wieniec sprawiedliwości i
uczestniczą w niebieskim życiu Chrystusa Zmartwychwstałego (por Flp 3, 20),
„jedynego światła, które nie zna zmierzchu”.

Jednym z nas – kleryków-żołnierzy – był ten, do którego grobu pójdziemy po
zakończeniu tej Ofiary Eucharystycznej.

Błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko, żołnierz jednostki kleryckiej w
Bartoszycach, w latach 1966-1968, wtedy alumn metropolitalnego seminarium
archidiecezji warszawskiej. Są dziś pośród nas towarzysze jego wojskowej służby.
Pamiętamy jak przed 14 laty, właśnie tu, u grobu Kapłana-Męczennika, jeden z
nich, ks. Zenon Kondrat, kapłan diecezji drohiczyńskiej, wobec nas, dawnych
żołnierzy, wobec obecnego wtedy z nami Księdza Kardynała Józefa Glempa, Prymasa
Polski, dał świadectwo o tym wymownym epizodzie wojskowej służby przyszłego
Męczennika – kiedy odmówił swemu dowódcy zdjęcia medalika i różańca. Doznał
wtedy upokorzenia i przemocy – został uderzony w twarz.

W tamtym wydarzeniu ujawniła się postawa Księdza Jerzego. Jego wierność
kapłańskiemu powołaniu. Gotowość do dawania w każdej sytuacji i okoliczności
świadectwa wiary, bez oglądania się na konsekwencje. Postawa autentycznego
żołnierza Chrystusowego. „Okazałem się bardzo twardy, nie można mnie złamać
groźba ani torturami”, pisał w jednym z nielicznych zachowanych listów z wojska
do ks. Czesława Miętka, ojca duchownego warszawskiego seminarium.

O tym imperatywie prawdy przypominał w czasie stanu wojennego. Duszpasterz
ludzi pracy i podziemnej Solidarności.

Przypomina nam o nim dziś. Tak jak wtedy i dziś ten imperatyw prawdy jest
niezbędny w życiu i działaniu ludzi, rodzin, wspólnot politycznych, narodu.

„Bowiem – to także słowa Błogosławionego Księdza Jerzego – gdzie praw
ludzkich do prawdy, wolności, sprawiedliwości się nie szanuje, tam nie ma i nie
będzie pokoju” (26 września 1982).

Umiłowani!

Przeżyliśmy wraz z całym Kościołem dzień chwały. – beatyfikację Księdza
Jerzego. Przypadła na czas trudny. Dwa miesiące wcześniej miała miejsce tragedia
smoleńska.

„Ksiądz Popiełuszko, uwielbiony, zostaje oddany w ramiona Matki Kościoła w
tym samym geście, w jakim prorok Eliasz oddał wskrzeszone do życia dziecko jego
matce: „Patrz! Twój syn żyje" (1 Krl 17,23) – mówił w homilii legat papieski
kardynał Angelo Amato.

Patrz! Syn Twój żyje! Błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko. Szafarz
świętych sakramentów. Głosiciel Ewangelii. Apostoł Jezusa Chrystusa w trudnym
czasie ojczyzny. Sługa nadziei, która zawieść nie może. Kapelan Solidarności,
tej zwycięskiej, która była nadzieją milionów, i tej zdelegalizowanej,
zepchniętej do konspiracji, prześladowanej. Opiekun krzywdzonych i poniżanych
dla imienia ojczyzny. Obrońca praw Bożych i praw ludzkich w trudnym i smutnym
okresie polskiej historii. Przewodnik na drogach ku jedności w prawdzie,
miłości, sprawiedliwości.

Staniemy przy Jego Grobie, dawnego alumna-żołnierza, aby prosić o jego
wstawiennictwo, o jego duchową asystencję na drogach naszego kapłańskiego życia,
naszej codziennej posługi na placówkach naszej biskupiej i kapłańskiej pracy.
Także o jego wstawienniczą troskę o bieg spraw wspólnoty naszego narodu.
Przypomina nam Błogosławiony Ksiądz Jerzy o czymś bardzo ważnym, „że nie
jesteśmy Narodem tylko na dziś. Jesteśmy Narodem, który ma przekazać w daleką
przyszłość moce nagromadzone przez całe tysiąclecie” (26 lutego 1984).

Nauczał nas, że „chrześcijaninowi nie może wystarczyć jedynie potępienie zła,
kłamstwa, nikczemności, przemocy, nienawiści, zniewolenia; on sam musi być
autentycznym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy,
wolności i miłości”.

Umiłowani!

Nasz czas potrzebuje autentyzmu postaw, jednoznaczności, ewangelicznego tak –
tak, nie- nie. Nie półśrodków, nie półprawda, nie tego swoistego dyktatu
relatywizmu, który takim cieniem kładzie się na różne formy życia, publiczny
dyskurs, medialny przekaz.

Mamy za sobą wybory sejmowe. Znamy ich rezultaty.

„Nie bądź obojętny, głosuj”. Biegła przez Polskę zachęta, tych wszystkich,
którym nieobojętne jest jutro Polski. Nie w pełni wysłuchana, skoro połowa
wyborców pozostała w domu, nie oddała swego głosu.

Dwa miesiące temu, w Hiszpanii Ojciec Święty Benedykt XVI wezwał młodych,
którzy przybyli na 26 Światowe Dni Młodzieży do odwagi w dawaniu świadectwa
wiary, do przeciwstawienia się – życiem swoim – współczesnemu relatywizmowi i
sekularyzmowi, zataczającym coraz szersze kręgi. „Nie dajcie się uwieść
fałszywym obietnicom stylu życia bez Boga”– mówił.

Przestrogę Piotra naszych czasów – Papieża Benedykta – niech usłyszy Polska!

Dziś poczyna się w niej rozlegać natarczywe wołanie o zmianę wektorów
polskiego życia. Ograniczenie wolności Kościoła w ojczyźnie, agresywny
antyklerykalizm, apologia moralnego nihilizmu, ateizmu, życia bez norm Dekalogu.

Wobec tego zgiełku Kościół będzie szedł swoją drogą prawdy i wierności.
Świadom swego miejsca w ojczyźnie. Wyznaczonego przez historię, przez postawy
milionów wiernych, przez służbę kapłanów – także waszą, dawnych żołnierzy.
Daliśmy temu wyraz w komunikacie Konferencji Episkopatu w Przemyślu.

Kościół nie żąda przywilejów. Zresztą, nikt mu dotąd nie podziękował za jego
służbę narodowi, za jego ofiary złożone na drogach ku wolności. My jako
Alumni-Żołnierze – ponad 3.000 – nie doczekaliśmy także zadośćuczynienia. Mamy
moralne prawo powiedzieć – dość tej recydywy, upokorzeń, dość nękania Kościoła.
Kapłani i Kościół będą dalej prowadzili misję zleconą przez Jego Założyciela.

Dalej będzie prowadził misję zleconą przez boskiego założyciela – Chrystusa.
Jednania, uświęcania, prowadzenia wspólnoty wiary drogami zbawienia. Wydawało
się, że te czasy po 1990 r. już minęły i spłynęły jak wiosenny śnieg do
rynsztoka. Wydawało się… Wiatr od morza, powiew Solidarności, przemiany
ustrojowe – zapowiadały że nie poskąpi Polska mu miejsca przy stole Ojczyzny.
Teraz poczyna nie dostrzegać, marginalizować, tłumić jego głos.

Jest świadom, że skąpi mu się miejsca przy stole ojczyzny. Poczyna nie
dostrzegać. Marginalizować. Tłumić jego głos. Kiedy w telewizji – określanej
mianem telewizji publicznej – oglądaliśmy choćby transmisje z uroczystości
religijnych na Jasnej Górze? Może Telewizja Trwam i Radio Maryja dlatego są tak
mocno zwalczane, bo kontestują ten niepisany a obowiązujący kodeks negacji i
marginalizacji religijnego, katolickiego przesłania?

Umiłowani!

W 1984 roku młodzież Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem upomniała się – w
dramatycznym proteście – o obecność krzyża w szkole i prawo do publicznego
wyznawania wiary w Chrystusa.

„Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby imię Boże było obrażane w waszych
sercach, w życiu rodzinnym czy społecznym” – apelował Jan Paweł II podczas
homilii wygłoszonej 6 czerwca 1997 roku w Zakopanem. Dla nas żołnierzy Ojczyzny
i Kościoła te słowa brzmią jak zadanie. Jak rozkaz. Odpowiadamy: „Nie pozwolimy,
aby Imię Boże było znieważane”. Ksiądz Major Ignacy Skorupka prowadził młodzież
akademicką z krzyżem w ręku.

Obudź się Polsko! Odezwij się głosem prawdy i wdzięczności dla Chrystusowego
Krzyża.

Czym byś była, gdyby nie ten święty znak?

Dokąd byś poszła, gdyby na twych drogach historii nie stanął znak krzyża –
znak największej miłości Boga do człowieka?

Jak podźwignęłabyś się z upadków i niepowodzeń, gdybyś nie wsparła się o
drzewo Krzyża?

Umiłowani! Drodzy Koledzy!

Dziś kończy się nasze spotkanie kapłanów-żołnierzy. Wrócimy do naszych
środowisk, wspólnot, parafii, z tego braterskiego spotkania po latach. Oby ten
zjazd, to spotkanie, umocniło naszą przyjaźń, rozbudziło wspomnienia wspólnej,
żołnierskiej drogi. Połączyło nas we wspólnocie Eucharystycznej. Wydobyło – tu u
grobu Błogosławionego Księdza Jerzego – wciąż aktualną powinność naszej posługi
ojczyźnie, przez którą prowadzą drogi – ku zbawieniu.

Pan mym dziedzictwem, moim przeznaczeniem – powtarzamy za psalmistą nasze
kapłańskie credo.

Niech was obdarza swoim błogosławieństwem, ukazuje ścieżkę życia, obdarza
pełnią swej radości.

Melduję, że skończyłem.

Do następnego spotkanie w kręgu żołnierskich wspomnień, w kręgu wspólnoty
pamięci.

Amen

 


www.diecezja.gda.pl

drukuj