Przemówienie papieża Franciszka wygłoszone podczas spotkania z migrantami w Hal Far

Drodzy bracia i siostry!

Serdecznie was pozdrawiam. Cieszę się, że mogę zakończyć moją wizytę na Malcie, spędzając nieco czasu z Wami. Dziękuję ojcu Antonowi za powitanie, a przede wszystkim jestem wdzięczny Muhammedowi i Stelli za ich świadectwa: otworzyliście przed nami swoje serca i życie, a jednocześnie staliście się rzecznikami wielu braci i sióstr zmuszonych do opuszczenia swojej ojczyzny w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia.

Jak powiedziałem kilka miesięcy temu na Lesbos: „Jestem tu po to, aby powiedzieć, że jestem blisko was… Jestem tu, aby zobaczyć wasze twarze, aby spojrzeć w wasze oczy” (Przemówienie w Mytilene, 5 grudnia 2021 r.). Od dnia, w którym wyruszyłem na Lampedusę, nigdy o Was nie zapomniałem. Zawsze noszę was w sercu i jesteście zawsze obecni w moich modlitwach.

W tym spotkaniu z wami, migrantami w pełni ukazuje się znaczenie motta mojej podróży na Maltę. Jest to cytat z Dziejów Apostolskich, który mówi: „okazywali nam niespotykaną życzliwość” (28, 2). Nawiązuje do sposobu, w jaki Maltańczycy przyjęli apostoła Pawła i tych wszystkich, którzy wraz z nim byli rozbitkami w pobliżu wyspy. Traktowali ich z „niespotykaną życzliwością”. Nie tylko humanitarnie, ale z niezwykłym humanitaryzmem, szczególną troską, którą św. Łukasz chciał uwiecznić w księdze Dziejów Apostolskich.

Tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci na przestrzeni lat doświadczyło rozbicia statku na Morzu Śródziemnym. I niestety dla wielu z nich skończyło się to tragicznie. Ale w czasie, gdy mają miejsce te wydarzenia, dokonuje się jeszcze jedno nieszczęście: jest to katastrofa cywilizacji. Zagraża ona nie tylko uchodźcom, lecz nam wszystkim. Jak możemy się uchronić przed tą katastrofą, która grozi zatonięciem naszej cywilizacji? Zachowując się po ludzku. Patrząc na osoby nie jak na liczby, ale ze względu na to, czym są – jak powiedziała nam Stella – czyli twarzami, historiami, po prostu mężczyznami i kobietami, braćmi i siostrami. Myśląc, że zamiast tej osoby, którą widzę na łodzi lub na morzu w telewizji albo na zdjęciu, mogę być ja, mój syn lub moja córka…

Być może nawet w tej chwili, gdy tu jesteśmy, przez morze z południa na północ przeprawiają się łodzie… Módlmy się za nie. Wy również doświadczyliście tego dramatu i przybyliście tutaj. Tutaj znaleźliście „bezpieczną przystań”, zgodnie ze znaczeniem słowa „malta” w języku fenickim.

Drogi Muhammedzie, twoja historia przypomina dzieje jakże wielu osób, które w minionych dniach zostały zmuszone do ucieczki z Ukrainy z powodu wojny. Ale także wielu innych mężczyzn i kobiet, którzy w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów i ziemi w Azji, Afryce i obu Amerykach. W tej chwili do nich wszystkich kieruję moją myśl i modlitwę.

Chciałbym podkreślić jeszcze jeden aspekt twojej historii, Muhammedzie. Opowiedziałeś nam o bolesnym momencie, kiedy musiałeś opuścić matkę i rodzinę, z której się wywodzisz. A na zakończenie powiedziałeś do mnie: „Witaj w naszej rodzinie”. To mnie wzrusza i daje mi poczucie wielkiej wdzięczności, zarówno wobec was, bracia i siostry, jak i wobec tych, którzy poświęcili swoje życie, aby stworzyć tutaj, w tym Centrum, miejsce gościnne i bliskie. Tego nie da się stworzyć w jeden dzień! Potrzeba czasu, dużo cierpliwości, a przede wszystkim miłości, wyrażającej się w bliskości, czułości i współczuciu, tak jak wyraża się miłość Boga wobec nas. Myślę, że powinniśmy bardzo podziękować tym, którzy tak ciężko na to pracowali. Uczyńmy to brawami!

Ale jest jeszcze coś, co mnie poruszyło w twojej historii i skłoniło do refleksji: fakt, że dzięki Bogu ta podróż była dla ciebie także drogą rozwoju. Pozwól, że to wyjaśnię: zło wojny zmusiło Cię do opuszczenia rodziny. Teraz dobro wspólnoty sprawia, że mówisz: „Witamy w naszej rodzinie”. W ten oto sposób się rozwinąłeś: stałeś się człowiekiem zdolnymi do gościnności, ponieważ zostałeś przyjęty i doświadczyłeś, że można żyć razem w różnorodności. To jest bardzo dobre i ważne. Oto droga na przyszłość, droga, którą należy podążać razem z migrantami, którzy – jeśli zostaną dobrze przyjęci, jeśli będą wspierani, promowani i integrowani – mogą stać się z kolei animatorami przyjęcia innych braci i sióstr. A zatem, podczas gdy wy migranci rozwijacie się jako osoby, także my wszyscy wzrastamy jako osoby i jako społeczeństwo.

Wydaje mi się, że tutaj jest też odpowiedź na pytanie, które leży u podstaw twojego świadectwa, Stello. Przypomniałaś nam, że ci, którzy muszą opuścić swój kraj, wyjeżdżają z marzeniem w sercu: marzeniem o wolności i demokracji. To marzenie zderza się z bezlitosną, często niebezpieczną, czasem straszną, nieludzką rzeczywistością. Ty, Stello, wyraziłaś stłumione wołanie milionów migrantów, których podstawowe prawa są gwałcone, niestety czasem przy współudziale kompetentnych władz. Same ośrodki recepcyjne to miejsca, w których skondensowana jest złożoność zjawiska migracji, ze wszystkimi związanymi z nim napięciami. Zwróciłaś uwagę na kluczową kwestię: godność osoby. Powtarzam wasze słowa: nie jesteście liczbami, ale ludźmi z krwi i kości, twarzami, marzeniami, czasem zniweczonymi.

Od tego właśnie możemy i musimy zacząć: od osób i ich godności. Nie dajmy się zwieść tym, którzy mówią: „Nic nie możemy zrobić”, „te problemy nas przekraczają”, „ja będę zajmował się swoimi sprawami, a inni niech sobie radzą”. Nie. Nie wpadajmy w tę pułapkę. Odpowiedzmy na wyzwanie migrantów i uchodźców stylem życzliwości, rozpalmy ogniska braterstwa, wokół których ludzie będą mogli się ogrzać, podnieść, rozpalić nadzieję. Umacniajmy tkankę przyjaźni społecznej i kulturę spotkania, zaczynając od miejsc takich jak to, które może nie są doskonałe, ale są „laboratoriami pokoju”.

A ponieważ to Centrum nosi imię papieża św. Jana XXIII, chciałbym przypomnieć to, co napisał na zakończenie swojej pamiętnej encykliki o pokoju: „Niech On sam [Bóg] usunie z serc ludzkich wszystko, co może ten pokój naruszyć, i niech uczyni wszystkich świadkami prawdy, sprawiedliwości i miłości braterskiej. Niech ponadto oświeci Swym światłem umysły przywódców narodów, aby zapewniali obywatelom – wraz z należnym im dobrobytem – także i wspanialszy dar bezpiecznego pokoju. A wreszcie niech Chrystus nakłoni wolę wszystkich ludzi do zburzenia dzielącej ich zapory, do umocnienia więzi wzajemnej miłości, do zrozumienia innych, do przebaczenia wreszcie tym, którzy wyrządzili im krzywdę. Niech pod Jego działaniem i przewodnictwem wszystkie narody połączy więź braterstwa i niech wśród nich rozkwita i panuje bezustannie tak bardzo upragniony pokój” (Enc. Pacem in terris, 171).

Drodzy bracia i siostry, za kilka chwil, wraz z niektórymi z was, zapalę świecę przed obrazem Matki Bożej. Jest to prosty gest, ale o wielkim znaczeniu. W tradycji chrześcijańskiej ten mały płomień jest symbolem wiary w Boga. Jest on również symbolem nadziei, nadziei, którą Maryja, nasza Matka, podtrzymuje w najtrudniejszych chwilach. To właśnie nadzieja, którą dziś zobaczyłem w waszych oczach, która nadała sens waszej podróży i sprawia, że nie ustajecie w wysiłkach. Niech Matka Boża pomoże wam, byście nigdy nie utracili tej nadziei! Jej powierzam każdego z was i wasze rodziny, i zabieram was ze sobą w moich modlitwach. I wy również, proszę, nie zapominajcie modlić się za mnie. Dziękuję!

drukuj