Wybuch II wojny światowej?

Dosyć często, mniej lub bardziej bezpośrednio, przymusza się nas do
rezygnacji z pamięci o "negatywnych" rocznicach w naszej narodowej
autobiografii, jak np. o mordzie polskiej inteligencji w Katyniu, warszawskim
powstaniu przeciwko okupacji niemieckiej i sowieckiej czy agresji Niemiec na
Polskę nazywanej "wybuchem II wojny światowej". Czy nie byłoby lepiej, bardziej
twórczo dla naszego indywidualnego i narodowego rozwoju i pozytywnych relacji z
sąsiadami, aby pielęgnować tylko tzw. pozytywne wydarzenia historyczne i nie
przypominać nikomu – zwłaszcza silnym – zadanych nam przez nich ran? To
przypominanie jest przecież formą karania, skoro prawda w oczy kole, a jest to
bolesne ukłucie.

Podobne rozterki przeżywają współcześni pedagodzy chcący osiągnąć sukcesy
wyłącznie na drodze nagradzania, a nie karania. Najlepiej jakoby nie karać, bo
"kara jest złem, a zła nigdy nie należy wyrządzać", jak nieraz się nas
przekonuje za pomocą tego błędnego rozumowania. A może jednak w karze za zło
obecne jest jakieś dobro? Nagradza się zatem w rozmaity sposób wszystkich
uczniów, bo jeśli już ktoś jest leniem, to mówi się, że przynajmniej zdolny.
Jeśli zaś ktoś jest niezdolny, to nagradza się go jako pracowitego, starającego
się itd. Promuje się "dobrotliwe" spojrzenie szkoły, argumentując, że nie ma w
ten sposób mowy o niesprawiedliwym wykluczeniu tych, których dobro nie miało
szansy odpowiedniego pokazania się. Skoro należy się liczyć także z tzw. pechem,
fatum czy "złośliwością rzeczy martwych" – co nade wszystko frasuje klientów
wróżek, miłośników horoskopów i amuletów – to nagradzać należy wszystkich, a nie
tylko niektórych. Ze szkoły zniknęły zatem rózgi, klęczniki z grochu i wilcze
bilety, a ten sam los spotka i dwóje (jedynki). Już teraz otrzymanie jej z
zachowania ma charakter tylko dekoracyjny: raczej nobilituje w oczach własnych i
kolegów jako docenienie dojrzewającej ponadprzeciętnej indywidualności (bo
wybitni jakoby zawsze mieli problemy z zachowaniem), a nie stanowi podstawy
jakichkolwiek realnych działań szkoły mających leczyć występki uczniów. Cóż, aby
sprawiedliwie karać, trzeba dysponować cnotą moralną nazywaną karnością, a tego
trudnego dobra nie chce nam się osiągnąć, czemu z reguły ulegają ludzie moralnie
słabi. Niestety, nazbyt często jesteśmy tą słabością nie tylko dotknięci, ale
także oślepieni.
Także na kursach etyki, powszechnie organizowanych dla zawodów prawniczych i
medycznych, często zanika zainteresowanie jakimś konkretnym dobrem i złem,
zawsze i wszędzie obowiązującym te profesje. Lekarz ma zatem dowiedzieć się
tylko, że dobro należy czynić, a zła unikać (czyli zawsze i wszędzie dbać o
dobro pacjenta), a prawnik – że korupcja jest moralnie zła, a sędzia powinien
być sprawiedliwy i bezstronny. Nawet bez kursu etyki zawodowej studenci raczej
orientują się w tych niewątpliwie szlachetnych wymaganiach, nie zawsze jednak
przejmując się tym, że trzeba je jeszcze uszczegółowić. Czy dobrem pacjenta jest
zabicie go na drodze aborcji czy eutanazji, tego już student medycyny nie
powinien się dowiedzieć. Ma on zamiast tego nabrać po kursie przekonania, że nie
ma czynów zawsze i wszędzie moralnie złych, a zatem niekiedy in vitro jest
dobre, jak do tego przekonuje aktualnie rządząca formacja polityczna robiąca
wrażenie posiadania przekonania, że sam Bóg kibicuje jej politycznym występkom.
Ośmielający się określić aborcję, eutanazję, in vitro jako zawsze i wszędzie
moralnie złe czyny klasyfikowani są jako uprawiający "ideologię" (katolicką), a
nie "prawdziwą" etykę, taką jak "wszędzie" uprawiają bardziej "postępowe"
uniwersytety, a nie "jakaś" szkoła Wojtyły i Krąpca. Dziwne tylko, że w tym
kącie czy narożniku niektórzy życzą sobie pozostać, nie zauważając, że kto jak
kto, ale nade wszystko katolickie nauczanie moralne obliguje do bezwzględnego
posłuszeństwa swojemu sumieniu, czyli koniec końców argumentom za i przeciw
moralnemu złu ludzkich czynów.

Ten moralny relatywizm wkradł się także do współczesnej nam historiografii. Ma
ona informować tylko o liczebności i uzbrojeniu np. armii Aleksandra
Macedońskiego, ale nie ma oceniać po względem moralnym jego wielu różnych
czynów. Jakże zatem na gruncie tych założeń oceniać wydarzenia z 1 września 1939
roku? Wijący się pod ciężarem faktów historycy mówią więc o tym dniu jako o
"wybuchu II wojny światowej", nie informując jednak, kto ten ładunek zła
eksplodował i kto był tego pierwszą ofiarą. Poddana relatywizmowi etycznemu
historiografia chętnie jednak macha rozmaitymi kijami potępienia zła, jeśli
skrzywdzeni zostali "nasi". Podobnie jest w publicystyce. We własnych szeregach
nie prowadzi się już krytycznych dyskusji i polemik. Czyżbyśmy porzucali ducha
cywilizacji, która ukształtowała naszą polską tożsamość? Partyjna atmosfera
daleka jest od dzieła "ojca historii" – czyli Herodota – który poinformował
czytelników "Dziejów", że zechciał uwiecznić piękne czyny zarówno Greków, jak i
"barbarzyńców", czyli nie-Greków. Dla cywilizacji helleńskiej – której jesteśmy
dziedzicami – liczyła się zatem nade wszystko prawda, a nie narodowe, plemienne,
klasowe czy indywidualne interesy. To samo przesłanie cywilizacyjne znajdujemy w
"Wojnie peloponeskiej" Tukidydesa. Gdyby nie poinformował on zaraz na początku
swojego dzieła, że napisał je Ateńczyk, nie domyślilibyśmy się tego z
bezstronnego opisu i jednoznacznej oraz uzasadnianej oceny tragicznych wydarzeń
tej trzydziestoletniej bratobójczej wojny. Nic innego jak troska o prawdę i nam
przyświeca, kiedy chcemy celebrować 1 września jako rocznicę napaści Niemiec na
Polskę, a nie jakiś niedookreślony "wybuch II wojny światowej".

Marek Czachorowski

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl