Walka o cześć dla poległych?

Mówi się u nas zazwyczaj o "walce o krzyż" przed Pałacem Prezydenckim jako
o sporze religijnym, sporze o obecność i godne potraktowanie w miejscu
publicznym głównego znaku religijnego chrześcijan. Wynikałoby z tej diagnozy, że
ten konflikt nie wybuchnąłby, gdyby harcerze ustawili jakiś inny symbol niż
krzyż. Wydaje się jednak, że trzeba – tak jak i w każdej sprawie – wyróżnić
rozmaite aspekty i zauważyć, iż aktualne wydarzenia nie dotyczą krzyża wpierw
jako pośrednika kultu religijnego, ale jako znaku, który stawiamy zmarłym
(dlaczego wybieramy akurat znak krzyża, tego tu nie trzeba tłumaczyć).

W każdym razie, gdyby Polacy nie byli Narodem katolickim, ale np.
muzułmańskim czy buddyjskim – a zatem ustawiliby przed Pałacem inny symbol niż
krzyż – to z pewnością walczyliby w obronie godnego uwiecznienia miejsca
największej w dziejach narodowej żałoby po stracie politycznych przywódców.
Stalibyśmy całymi dniami, w deszczu i spiekocie, bici i wyśmiewani, jeśli
zauważylibyśmy, iż aktualna władza nie wypełnia podstawowego obowiązku
uszanowania pamięci o tych, co odeszli.
Są narody, a nawet całe cywilizacje, w których obywatele robią tylko to, co każe
władza. Tak było w III Rzeszy, tak było także w starożytnej Persji, czemu
dziwili się Ateńczycy, według których trzeba mieć duszę niewolnika, aby ślepo
słuchać się władcy, bez posługiwania się rozumem. Polacy zachowali swojego ducha
– a zatem brzydzimy się bezrozumem oraz zniewoleniem – i stanęliśmy pod krzyżem,
bo odebraliśmy informację o "przeniesieniu", "przesunięciu", czyli "zniknięciu"
krzyża jako kolejny zamach na naszą narodową pamięć przez sprawujących władzę.
Podejrzenie to nie jest bezpodstawne, jeśli na własne oczy widzimy, że
katastrofa pod Smoleńskiem spotkała się z całym szeregiem tajemniczych zakłamań,
przemilczeń i manipulacji. Część naszego społeczeństwa także tym się nie
przejmuje, bo wzrusza się tylko zmianami na własnym koncie w banku, słoneczną
pogodą i telewizyjnym programem. Przy tych zainteresowaniach – oszołamiających
głębokością – można tylko z odrazą odciąć się od pozbawionych rozumu "oszołomów"
("moherów"), skoro rezygnują z kosztowania sprzyjającej aury i odstraszają
zagubionych w Warszawie cudzoziemców, którzy rozumieją tylko bitwy o pieniądze,
o miększy stołek czy też – z własnej młodości "rewolucjonisty ’68" – o swobodę
dostępu do żeńskich akademików.
Jeśli tylko od tej ostatniej strony postrzega się ludzki świat, to oczywiście
nie sposób zauważyć, że walka nad Wisłą toczy się dzisiaj nie tyle o symbol
religijny, co o wypełnienie jednego z podstawowych obowiązków moralnych:
obowiązku uszanowania zmarłych, wchodzący w skład IV przykazania. Uszanowanie to
nie może być byle jakie, ale liczące się z konkretnymi okolicznościami. Skoro
zginęli polscy prezydenci, generałowie, biskupi, parlamentarzyści, osoby
niezwykle zasłużone dla Ojczyzny, to oczywiście uszanowanie tych zmarłych wymaga
uwzględnienia także tego miejsca, które wszyscy spontanicznie, ale trafnie
odczytali 10 kwietnia, jako najodpowiedniejsze dla wylania łez i wyrażenia
naszego narodowego bólu. Dla tego uszanowania nie wystarczy tylko kawałek płyty
z piaskowca czy marmuru. Grecy i Rzymianie w takiej sytuacji przebudowaliby całe
Krakowskie Przedmieście, pokazując w ten sposób, jak czas się niekiedy narodom
zatrzymuje i rozpoczyna nową epokę. A my chcemy pozostawić kawałek kamienia czy
metalowe rurki?
Stanęlibyśmy pod drewnianym krzyżem także wtedy, gdyby – nie daj Boże! –
tragedia się powtórzyła i przyszło nam grzebać dzisiejszego prezydenta i tych,
którzy z nim lecieliby samolotem. Z pewnością cały Naród – oprócz spływającej po
nas lawy – także i w tym przypadku płakałby nad poległymi. My Antygonę Sofoklesa
dobrze zrozumieliśmy. Król Kreon nie respektował niepisanego prawa nakazującego
uszanowanie zmarłych. Zabronił pochówku jednego z synów Edypa, którzy polegli w
bratobójczym pojedynku. Co z tego, że Polinejkes zdradził Ojczyznę, bo dla
odzyskania władzy sprzymierzył się z jej wrogami i szturmował mury ojczystych
Teb? O zmarłych należy nie tylko mówić dobrze, ale czynić im należy dobro, o
czym już Kreon nie pamiętał. Praktyki bezczeszczenia zwłok, nawet wrogów,
spotykały się ze zdecydowanym i jednomyślnym potępieniem wychowawców Hellady, a
zatem i naszych wychowawców. Dość przypomnieć "Iliadę", gdzie widoczna jest
dezaprobata Homera wobec bezczeszczenia przez Achillesa zwłok Hektora. Achilles
pod wpływem próśb Priama – ojca Hektora – zaczyna jednak rozumieć swój czyn i
oddaje ciało, aby można było oddać mu cześć. Oto inna scena z greckiego mitu.
Kiedy Atena, spiesząc na pomoc Tydeusowi szturmującemu bramy Teb, zobaczyła go
obgryzającego głowę swojego przeciwnika, ze wstrętem porzuciła swój zamiar. Nie
warto takich ratować, którzy nie szanują zmarłych! Tego uszanowania pragną
modlący się z całej Polski pod drewnianym krzyżem w Warszawie, oczekujący na
zastąpienie go wiecznotrwałą budowlą.

 

Marek Czachorowski

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl