Skok na emerytury

Europejskie rządy, wydając o wiele więcej, niż im na to pozwalała sytuacja
gospodarcza, ściągnęły na nasz kontynent kryzys finansowy. Teraz, chcąc ratować
sytuację, reformują systemy emerytalne – wydłużają czas pracy i obniżają
wysokość wypłacanych emerytur. Pogrążona w zapaści Grecja z dnia na dzień
podjęła decyzję o redukcji świadczeń emerytalnych o 30 procent. Estonia zrobiła
to już jakiś czas temu. Z kolei nowy francuski prezydent, socjalista François Hollande, wygrał wybory, obiecując swoim rodakom, że utrzyma świadczenia
emerytalne na dotychczasowym poziomie, co jednak – jak podkreślają ekonomiści –
wydaje się mało prawdopodobne. W Polsce przeciętna liczba lat przeżytych na
emeryturze należy do najniższych w Europie. Po podniesieniu wieku emerytalnego
będzie ona jeszcze niższa. Wzrośnie natomiast prawdopodobieństwo, że wielu z nas
nigdy nie będzie mogło skorzystać z tego, co zaoszczędziło przez całe życie.

Emerytury "na krechę"
Z całą pewnością jedno jest wspólne dla tych wszystkich zmian, które następują w
Europie w kwestii emerytur. Obecny, niezwykle wysoki poziom świadczeń
emerytalnych był finansowany z zadłużenia, a nie z rozwoju gospodarczego. –
Rozwój gospodarczy nie pozwalał na finansowanie tak wysokich świadczeń
emerytalnych i socjalnych, stąd dzisiaj próbuje się redukować świadczenia
społeczne, w tym emerytalne, poprzez wydłużenie okresu pracy i skrócenie czasu
pobierania emerytury lub poprzez obniżenie świadczeń – tłumaczy Andrzej
Sadowski, ekonomista i wiceprezes Centrum im. Adama Smitha.
Doświadczenie ostatnich dwudziestu lat uczy, że wysokość emerytur jest
uzależniona od decyzji politycznych. To główna karta przetargowa w czasie
przedwyborczych kampanii. Więc nic dziwnego, że wielokrotnie zmieniał się
algorytm ich wypłacania. Kiedyś na przykład okres studiów zaliczano jako osiem
lat pracy. Dziś wszystko zmierza wyłącznie w jednym kierunku – do redukcji
świadczeń emerytalnych płaconych przez rząd. Zdaniem ekonomisty, dzieje się tak
dlatego, że kraje europejskie są potwornie zadłużone. Z tego powodu niezwykle
trudne jest utrzymanie wysokości świadczeń emerytalnych na dotychczasowym
poziomie lub ich podwyższenie w momencie, kiedy długi, które mają rządy, są tak
gigantyczne, że nie tylko Grecja, ale także takie kraje jak Hiszpania,
Portugalia i Włochy mają problemy z ich spłacaniem. – Nie będzie wyższych
emerytur w Europie, jak również w Polsce, której rząd ma także duży dług. Jak
można ludziom opowiadać, że dostaną wyższą emeryturę, skoro dzisiaj przychodzące
na świat noworodki dostają od rządu prezent w postaci 20 tys. zł długu do
zapłacenia? – zastanawia się Sadowski.

Skok na kasę
Wiele wskazuje na to, że głównym założeniem obecnych zmian w polskim systemie
emerytalnym jest to, iż część Polaków będzie oszczędzała na emeryturę całe
życie, ale nigdy ze swoich oszczędności nie skorzysta. Tyle, ile zgromadzimy w
ciągu czasu trwania naszej pracy, tyle powinno zostać nam wypłacone w postaci
emerytury. Pseudoreforma forsowana przez koalicję PO – PSL stoi jednak w
sprzeczności z tą niezwykle oczywistą i odpowiadającą poczuciu sprawiedliwości
społecznej konstatacją. Nawet jeśli wprowadzony zostałby zapis umożliwiający
przejście na wcześniejszą emeryturę, to nie byłoby można w pełni skorzystać z
nagromadzonych na koncie emerytalnym środków. – To wyraźnie świadczy o tym, że
chodzi o przejęcie środków na rachunkach ZUS tych, którzy umrą, nie doczekawszy
emerytury – zauważa dr Cezary Mech, ekonomista i wiceminister finansów w rządzie
PiS.
I podaje realne sumy. W 2010 r. ZUS przejął 8 mld 400 mln zł tych, którzy nie
dożyli do wieku emerytalnego. Te pieniądze nie zasiliły funduszu rentowego,
zgodnie z logiką systemu, ale zostały umorzone przez ZUS. Jak twierdzi
ekonomista, obecne propozycje rządowe to pierwszy krok do przyspieszenia procesu
przejmowania oszczędności obywateli poprzez potraktowanie ich jak swojego
rodzaju dodatkowego podatku. Sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby ludzie mogli
wybierać, tzn. kto chce, mógłby przejść na wcześniejszą emeryturę i w pełni
korzystać ze zgromadzonych przez siebie środków, lub też pracować dłużej, przez
co tych środków zgromadziłby więcej na krótszy okres potencjalnych świadczeń. A
tymczasem osoby, które będą chciały przejść na emeryturę np. w wieku 65 lat,
będą miały możliwość skorzystania tylko z części tego, co zaoszczędziły na swoim
koncie emerytalnym. To doprowadzi do sytuacji, że zamiana oszczędności w ZUS na
dodatkowy podatek spowoduje, iż uciekając przed nim (np. emigrując), mniej osób
będzie takie składki odprowadzało, co z kolei oznacza straty dla polskiego
budżetu. Z drugiej zaś strony narastać będzie presja uprzywilejowanych grup
zawodowych chcących z tych środków skorzystać, niezależnie od tego, ile wpłacają
na swoje emerytury. Ta szkodliwa dla finansów publicznych sytuacja to również
skutek małej liczby narodzin w ostatnich dwudziestu latach. – W przypadku coraz
mniejszej ilości podatników musi być również mniej wydatków. Podniesienie wieku
emerytalnego to najłatwiejszy sposób na ich zredukowanie – wyjaśnia dr Mech.

ZUS jak agent transferowy
Wspólnym dla krajów europejskich motywem reformowania systemów emerytalnych jest
chęć ratowania finansów publicznych przez sięgnięcie do kieszeni przeciętnych
obywateli i podejmowanie krótkowzrocznych decyzji politycznych. W Nowej
Zelandii, tak jak w krajach azjatyckich, emerytury są sprawą każdego obywatela.
Rząd tego kraju z tytułu obywatelstwa gwarantuje każdemu obywatelowi jednakowe
świadczenia emerytalne bez płacenia jakichkolwiek składek, natomiast wysokość
właściwej emerytury uzależniona jest wyłącznie od aktywności samego
zainteresowanego. – Tego typu systemy są o wiele bardziej stabilne. Wszyscy
ludzie nie mogą się pomylić, jeśli chodzi o zainwestowanie swoich oszczędności w
wybrane zabezpieczenia na starość. Natomiast kiedy robi to rząd, to system nie
ma charakteru kapitałowego, tak jak nam się to próbuje wmawiać, mówiąc o
kontach, na których odkładane są nasze pieniądze, ale charakter czysto
transferowy – tłumaczy Andrzej Sadowski. Jak podkreśla, dzisiejsze opodatkowanie
pracy (ZUS, składki i podatki) jest natychmiast przeznaczone na wypłatę
emerytur, stąd pieniądze te nigdzie nie mogą "pracować". I dodaje: – Na kontach
ZUS nigdy nic nie ma. Pieniądze przechodzą tylko z jednego miejsca w drugie.
Można powiedzieć, że ZUS jest agentem transferowym.

Czy grozi nam dysfunkcja państwa?
Na skutek przesuwania wieku emerytalnego zwiększać się będzie również liczba
rencistów. W efekcie podniesione zostaną składki rentowe, a renta praktycznie
przejmie zadania związane z emeryturą albo – tak jak obecnie – okaże się, że
mimo iż ludzie nie będą w stanie pracować, nie będą w ogóle uzyskiwali świadczeń
rentowych. Natomiast składka emerytalna będzie uznana jako dodatkowy podatek ze
wszystkimi negatywnymi konsekwencjami. Jeśli połączyć to z niekorzystnymi
zmianami demograficznymi, to grozi nam nie tylko wyludnienie, ale również to, że
nie będziemy mieli emerytur i rent oraz świadczeń zdrowotnych, które znacząco
wzrastają w sytuacji, kiedy ludność się starzeje. – Grozi nam dysfunkcja państwa
– przestrzega ekonomista.
Ta wizja nie byłaby tak drastyczna, gdyby w Polsce w dostateczny sposób
troszczono się o świadczenia rodzinne. W Niemczech, mimo że od 1999 r.
nieprzerwanie istnieje trend ograniczania świadczeń emerytalnych, to w ślad za
tym idzie zwiększanie wydatków na rodzinę. Jednak wydaje się, że Europa, w tym
Polska, zmierza w kierunku, który wyznaczają takie kraje jak Grecja czy Włochy,
gdzie już można zaobserwować najtragiczniejsze skutki reformy systemu
emerytalnego. Tam obniżenie świadczeń emerytalnych wywołało falę samobójstw
wśród tych emerytów, którzy i tak do tej pory ledwo wiązali koniec z końcem.
Zdaniem dr. Cezarego Mecha, takie posunięcia świadczą o tym, iż państwo nie
realizuje swoich zobowiązań. To jednak nie jest traktowane przez Komisję
Europejską i inne wysokie instytucje tak, jak powinno zostać potraktowane, tzn.
jak w przypadku, gdy państwo nie wywiązuje się z płatności – nie wypłaca odsetek
od obligacji bądź nie spłaca długu. Te działania odczytywane są po prostu jako
forma oszczędności. – Co za tym idzie – nie można go postawić w stan bankructwa
lub zmusić do wypłacenia tych środków. Paradoksalnie nasze zobowiązania względem
rynku kapitałowego muszą być przestrzegane, bo w przeciwnym razie ustanawia się
specjalne konto i wysyła się do nas komisarza, który tego dopilnuje. Ale jeśli
chodzi o nabyte prawa emerytalne, zdrowotne czy społeczne, to już takiego
obowiązku nie ma – zauważa ekonomista.

Sposób na kryzys
Podwyższanie wieku emerytalnego to działanie bardzo krótkowzroczne. Jak
podkreśla prof. Jerzy Żyżyński, ekonomista z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu
Warszawskiego, nie zagwarantuje to realnego wzrostu emerytur.
Jego zdaniem, nie ma innej recepty na kryzys, jak poprawienie tempa wzrostu
gospodarczego, m.in. poprzez tworzenie miejsc pracy dla ludzi młodych. – A
tymczasem zatrzymuje się w pracy ludzi w podeszłym wieku. To jest kompletne
nieporozumienie. Wzrostu gospodarczego nie zbuduje się na pracy ludzi starych.
Ich wydajność krańcowa spada, częściej chorują. Toteż należałoby dążyć do tego,
żeby zwalniali swoje miejsca pracy i przechodzili na emeryturę, a na ich miejsca
wchodzili ludzie młodzi – podkreśla ekonomista. Komentując polskie realia,
zauważa, że Donald Tusk, który kompletnie nie rozumie kwestii ekonomicznych,
otacza się ludźmi, którzy nie powinni mieć jakiegokolwiek wpływu na decyzje
publiczne. – Nie można uzdrawiać gospodarki i budżetu państwa, powodując chorobę
tysięcy innych, mniejszych budżetów – domowych i firm, tak jak to się robi
obecnie – akcentuje.
– To kompromitujące pójście na skróty. Wszyscy zostaliśmy oszukani. Podwyższa
się wiek emerytalny po to, żeby jakieś instytucje mogły dłużej bawić się naszymi
pieniędzmi. Na tym reforma nie może polegać. Przeprowadzają ją nieudacznicy,
którzy nie rozumieją elementarnych podstaw ekonomii – podsumowuje prof. Żyżyński.

 

Bogusław Rąpała

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl