Chcemy mieć pewność, że pochowaliśmy babcię

Z Piotrem Walentynowiczem, wnukiem Anny Walentynowicz, która zginęła w katastrofie smoleńskiej, rozmawia Anna Ambroziak

Widział Pan dokumentację sądowo-medyczną Anny Walentynowicz. Co Pana konkretnie zaniepokoiło?
– Zapoznaliśmy się: ja, mój ojciec i nasz pełnomocnik, z tą dokumentacją. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że ani dokumentacja sekcyjna, ani dokumentacja fotograficzna nie tylko nie potwierdziła, że to moja babcia, ale wszelkie szczegóły, o których nie mogę teraz mówić, utwierdziły nas w tym, że rosyjskie dokumenty na pewno nie dotyczą mojej babci. Znaliśmy naszą babcię bardzo dobrze. Wiedzieliśmy, jakie choroby i operacje przebyła. Przeglądając dokumenty, jakie napłynęły do prokuratury z Rosji, z każdą kartką upewnialiśmy się, że nie charakteryzują one Anny Walentynowicz. Nawiasem mówiąc, dopiero teraz umożliwiono nam zapoznanie się z tymi ekspertyzami. Mimo że od tragedii upłynęły ponad dwa lata, prokuratura nadal nie ma pełnej dokumentacji sekcyjnej ofiar katastrofy smoleńskiej. Nie wiem, jaki interes mogą mieć Rosjanie, nie nadsyłając tych materiałów, skoro ciała ofiar od dawna są w Polsce. W związku z tym, że jest tyle niepewności, zdecydowaliśmy się złożyć wniosek do prokuratury o ekshumację ciała naszej babci.

Którego prokuratura może nie uwzględnić.
– Oczywiście, zdajemy sobie z tego sprawę.

Co Państwo zrobią, jeśli się okaże, że to nie ciało Anny Walentynowicz zostało pochowane w rodzinnym grobie?
– Zbyt daleko wybiegamy w przyszłość. Trudno mi powiedzieć, ale na pewno nie pozostawimy tak tej sprawy. Ojciec rozpoznał ciało naszej babci po wyglądzie, gdyż zachowało się w dobrym stanie. Dlatego jako jej rodzina chcielibyśmy mieć możliwość podania podstaw naszej, w przekonaniu niektórych – bardzo kontrowersyjnej decyzji. Nie możemy jednak na razie nic bliższego na ten temat powiedzieć, nie możemy rzucić światła na to, jakie pobudki nami kierują. Nie możemy udowodnić słuszności naszej decyzji. Naszą zasadniczą motywacją jest to, że chcemy spełnić ostatnią wolę Anny Walentynowicz.

A mianowicie?
– Babcia była bardzo skromną osobą, nie miała nawet pralki oraz wielu innych rzeczy, bez których teraz ludzie nie wyobrażają sobie życia. Ale miała, tak jak każdy człowiek, pewne pragnienia. Jej największym marzeniem było to, by po śmierci spocząć u boku męża. Nawet sama, za życia, zatroszczyła się o miejsce pochówku dla siebie. Niestety, po zapoznaniu się z dokumentacją w prokuraturze nie mamy pewności, że ostania wola babci została spełniona. Czy ktoś pomylił trumny? Nie mam pojęcia. Ale mogę powiedzieć z całą stanowczością: na podstawie całego tego materiału, z jakim zapoznaliśmy się w prokuraturze, nie wiemy, kto w tym grobie leży.

Chcą Państwo to zweryfikować… Są także udowodnione błędy w dokumentacji innych ofiar katastrofy.
– Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się na przeprowadzenie ekshumacji, by wreszcie wszystkie te wątpliwości przeciąć.

Strona rządowa zapewniała, że jeśli chodzi o identyfikacje i sekcje zwłok, wszystko jest pod kontrolą, przebiega wręcz perfekcyjnie.
– Pamiętam bardzo dobrze wszystkie te zapewniania. A już szczególnie deklaracje premiera Donalda Tuska, który na pierwszym spotkaniu z rodzinami, odpowiadając na moje pytanie, kto zdecydował o przyjęciu takiej, a nie innej ścieżki prawnej w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej, podał dzielnie tylko swoje nazwisko. Powiedział, że to on jest szefem rządu i to on będzie odpowiadał za wszelkie decyzje oraz za wszelkie nieścisłości czy nieprawidłowości. Pan Tusk bardzo długo mówił o tym, jak to deklaruje swoje dobre chęci w kwestii przyspieszenia pewnych procedur. Czy to zostało zrealizowane? Pozostawiam do oceny wszystkich Czytelników. Ze swojej strony powiem tylko tyle: nadal nie dysponujemy pełną dokumentacją sekcyjną, a ta, która jest, jest utajniana. Nadal nie mamy wraku tupolewa. Przypomnę, że strona rosyjska także deklarowała tzw. dobrą wolę współpracy ze stroną polską. A podstawowych dowodów w tej sprawie wciąż brak. Jedna wielka niewiadoma.

Byłoby łatwiej, gdyby rodziny mogły otworzyć trumny z ciałami ich bliskich w Polsce. Tego nie zrobiono. Z relacji niektórych członków rodzin wynika, że decyzja o tym zapadła w Moskwie, a strona polska jej się podporządkowała.
– To rodzi pytanie, pod czyją tak naprawdę jurysdykcją jesteśmy. Logiczne byłoby, gdyby ustalenia strony rosyjskiej weryfikowała strona polska. Gdyby po przylocie ciał naszych bliskich do kraju zostały przeprowadzone dokładne sekcje zwłok. Do tragedii doszło na terenie obcego państwa. Z góry należało więc założyć, że tamta strona będzie robiła wszystko, by nie ujawniać swoich błędów czy niedociągnięć. Naturalne jest to, że każdy się broni. Strona polska powinna przeprowadzić własne procedury i porównać je z tymi przeprowadzonymi przez stronę rosyjską. Tak się niestety nie stało. Dlaczego ślepo zawierzono stronie rosyjskiej?

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl