Był człowiekiem Kościoła

Homilia o. Piotra Chyły CSsR, wikariusza prowincjała Prowincji Warszawskiej Redemptorystów, wygłoszona podczas Mszy św. pogrzebowej o. Jana Mikruta: 

Drodzy bracia i siostry, kochana rodzino zmarłego ojca Jana

Kilka dni temu świat medialny obiegło zdjęcie. Zdjęcie nowo narodzonego dziecka, narodzonego przez cesarskie cięcie, które wychodząc z ciała matki, rączką chwyta palec lekarza, który odbierał poród. Zadziwiające zdjęcie przedstawiające człowieka, który rodzi się, by żyć, i chwyta się drugiej ręki, powierza się innym dłoniom, by to życie rozpocząć.

Z testamentu Jana Pawła II: „»Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan wasz przyjdzie«. Te słowa przypominają mi ostateczne wezwanie, które nastąpi wówczas, kiedy Pan zechce. Pragnę za nim podążyć i pragnę, aby wszystko, co składa się na moje ziemskie życie przygotowało mnie do tej chwili”.

Śmierć podobna jest do drugich narodzin. Narodzin prowadzących do nowego życia. Podczas naszych pierwszych narodzin – powiedzielibyśmy kolokwialnie – niewiele mamy do powiedzenia. Nie wybieramy sobie rodziców ani czasu, ani miejsca narodzin. Nie wiemy, czy będziemy mieli rodzeństwo, czy nie. Nie wybieramy sobie cech charakteru, koloru oczu.

Jednak jeśli chodzi o drugie narodziny, te do życia wiecznego, możemy się do nich przygotować. Najczęściej ludzie myślą o przygotowaniu się na śmierć w obliczu choroby, niespodziewanego wypadku, jakiejś tragedii, wojny, klęski. Jednak nie o to chodzi. Nie wtedy trzeba nam przygotowywać się na śmierć, ale przygotowujemy się na śmierć przez całe nasze życie. Przez wszystkie wydarzenia i chwile, spotkania, które w tym życiu mają miejsce.

Przygotowanie na śmierć jest najważniejszym przygotowaniem w życiu ziemskim człowieka. Każde wydarzenie, każde spotkanie najczęściej, jak uczy ludzkie doświadczenie, banalne chwile, trywialne spotkania, zetknięcie się oczu, uściśnięcie dłoni, wyrządzone dobro, gest miłości – to wszystko przygotowuje nas do chwili śmierci. To całe życie ojca Jana, wszystko to, co w tym życiu się wydarzyło, wszystkie spotkania i decyzje, wszystkie lęki i uśmiechy, chwile szczęścia, chwile zwątpienia, wszystko to, co w tym życiu się wydarzyło, pozwoliło mu powiedzieć w ostatniej chwili jego ziemskiej wędrówki: „Jezu, ufam Tobie!”. W ostatniej swojej relacji dla Radia Maryja powiedział, że to wezwanie uczynił mottem swojego cierpienia. Przylgnął do Jezusa z wiarą dojrzałą i gotową na przejście do Domu Ojca. Całe jego życie przygotowało go do tej chwili. Jest takie ludowe proste przysłowie, które mówi: „Jakie życie, taka śmierć”.

Ojciec Jan, jak słyszeliśmy w dopiero co przeczytamy życiorysie,  pochodził z prostej rodziny, spod Rzeszowa, tam otrzymał dar wiary, tam otrzymał dar patrzenia na Boga jak na Ojca, to stamtąd wyniósł miłość do Boga i cześć do Matki Najświętszej. Wychowany w cieniu dominikanów, pod ich wpływem, nie wstępuje do zakonu kaznodziejskiego, ale uczestnicząc w misji, którą prowadzili Ojcowie Redemptoryści, zapala się ich entuzjazmem, ich gorliwością, ich miłością do zwykłych, prostych ludzi i postanawia tam skierować swoje kroki, będąc jeszcze młodym chłopcem.

Instynktownie zmierzał ku temu, ku czemu potem oddał całe swoje życie: drugiemu człowiekowi. Jako redemptorysta przeżywa swoje powołanie w pełni, zauroczony naszym założycielem Alfonsem de Liguori, miłością do Matki Bożej Nieustającej Pomocy rozdaje siebie drugim. Był odważnym głosicielem obfitego odkupienia, był odważnym duszpasterzem, nie bał się ludzi, nie bał się nowości, był otwarty na Ducha, który go prowadził.

W  latach 70. rozpoczyna swoją działalność w ruchu oazowym, będąc w głębokiej relacji z ks. Blachnickim, uczestniczy w Ruchu Odnowy w Duchu Świętym, jest otwarty na nowe kierunki w Kościele, otwiera się w całości na świeckich. Jako redemptorysta całe swe życie poświęcił świeckim i ich formacji. Jakże znamienicie te słowa i jakże znamienicie ta postać wkomponowuje się w Rok Wiary, w nauczanie Soboru, w misję świeckich w Kościele, w zaproszenie ludzi do naszych parafii, klasztorów, do naszych duszpasterstw.

Był człowiekiem Kościoła i patrzył na Kościół szeroko, wyczulony na jego potrzeby. Ukochał Kościół jak swoją Matkę. Myślę, że ten zmysł, to poczucie wyzwań i znaków czasu pozwoliło mu natychmiast przylgnąć do idei powstania Radia Maryja. Od samego początku angażuje się w to dzieło. Pełen inspiracji, pełen odwagi a z drugiej strony zdystansowany, stojący z boku, dojrzały w swoich sądach poświęca się temu dziełu.

Potem powstaje Rynias – ta pustelnia zanurzona w Tatrach. Zawsze mówił, że to miejsce, które powstało dla Boga, ma pozostać czyste, nieskazitelne, niesplamione, pomimo tego że liczne grupy i liczne osoby przez to miejsce się przewinęły oczarowane jego szczególnym charakterem. Powstają grupy świeckich, dzieło Intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa. Niezmordowana praca: ciągłe wyjazdy, ciągła troska, ciągłe zabieganie o poprawność tego dzieła, o właściwe struktury, o  tą formację, o dojrzałą wiarę uczestników tego dzieła, wiele pytań, wiele spojrzeń wprzód. I przychodzi choroba, ciężka choroba.

Kiedy rozmawiałem z ojcem Janem w Warszawie w szpitalu, podzielił się ze mną swoim osobistym doświadczeniem. Powiedziałeś, ojcze Janie, że kiedy przyszła wiadomość i stało się czymś jasnym, jakiego rodzaju choroba cię spotyka i co ona z sobą niesie, zawładnął tobą ludzki strach, prawie panika. Ale kiedy udałeś się do spowiedzi, w twoje serce wstąpił pokój. I tak doniosłeś krzyż twej choroby do końca, do końca też pozostałeś wierny słowom, które głosiłeś, i w ostatnich dniach to było twoim największym zmartwieniem. Werbalizowałeś to w słowach: „Ojcze, żebym nie zwątpił, żebym do końca nie zwątpił. Jezu, ufam Tobie”. Wiara ojca Jana wzrastała, dojrzewała, stawała się pewna, stawała się mądra, stała się światła. Tak,  by dojrzeć do przejścia do Nieba.

Śmierć to drugie narodziny. Podczas tych narodzin wyciągamy ręce do Boga. Wyciągamy rączkę do Boga, chwytamy się jego dłoni i mówimy: „In manus Tuas, Domine, commendo spiritum meum” – W ręce Twoje składam ducha mego. Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt z nas nie umiera dla siebie. Żyjemy dla Pana i umieramy dla Pana. Czy wierzysz? Wierzę! Wierzę!

Ostatnie chwile życia człowieka są wielkie, bo przybliżają nas do kresu ziemskiej drogi i wkroczenia w nowe życie. Życie jest po to, żeby je rozdać, i tak moja wiara staje się silniejsza. I moja wiara staje się silniejsza wtedy, gdy życie rozdaje, gdy całe moje życie jest zaufaniem Bogu. „Jezu, ufam Tobie”. Życie i wiara ojca Jana, dojrzałe i zahartowane ufnością i zawierzeniem, uszlachetnione cierpieniem, staje się dla nas dzisiaj świadectwem. Staje się dziękczynieniem i sprawia, że podczas tej Eucharystii, tej najświętszej Ofiary, którą składamy tutaj, w tym sanktuarium, pragniemy modlić się o życie wieczne dla niego. Pragniemy docenić całe jego życie, ale pragniemy również spojrzeć w nasze życie i zrozumieć prawdę, że całe nasze życie przygotowuje nas do tego spotkania z Bogiem. Każdy z nas zda sprawę Bogu.

To świadectwo życia ojca Jana sprawia, że rodzi się w nas szczera, ufna, niekłamana, wdzięczna modlitwa: „Jezu, ufam Tobie”.

Ojciec Jan odszedł do Domu Ojca w godzinie Apelu Jasnogórskiego, w pierwszy piątek miesiąca, w dniu, w którym czcimy Najświętsze Serce Pana Jezusa.

Ojcze Janie, zapamiętamy cię jako człowieka wiary dojrzałej, nie narzucającej się, pokornej i mocnej. Zapamiętamy cię jako człowieka zewnętrznie trochę wojskowego chowu, sztywnego, stojącego z boku, zewnętrznie ascetycznego, ale rozbrajającego wszystkich uśmiechem. Zapamiętamy cię jako człowieka, który kochał Kościół, dobrego redemptorystę. Zapamiętamy cię jako człowieka, który całe swoje życie poświęcił ludziom świeckim.

Żyjąc w klasztorze, żył na zewnątrz, i umiał to wszystko pogodzić. Dopiero w ostatnich dniach, w różnych relacjach, wywiadach, sprawozdaniach, reportażach dowiadujemy się o szerokości i długości zainteresowań ojca Jana, o kręgach ludzi, na których oddziaływał. Poznajemy tajemnice i zauraczamy się pięknem jego życia. Chwyciłeś się w chwili śmierci, twoich narodzin, dłoni Ojca. Niech On przyjmie cię do swojej chwały. Niech On da ci życie wieczne, byś razem ze świętymi w Niebie nas wspierał, za nami orędował. Pozostaniesz żywy i dobry, uśmiechnięty i pełen miłości w naszej pamięci. „Jezu, ufam Tobie”.

RIRM

 

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl