Zbrojeniówka otwiera się na konkurencję

Polska przystąpiła do "Międzyrządowego reżimu stymulującego
konkurencyjność Europejskiego Rynku Obronnego", realizowanego
w ramach Europejskiej Agencji Obrony (EDA). Pod tym bardzo specjalistycznym
określeniem kryje się wprowadzenie mechanizmu, który oznacza stopniowe
znikanie barier w dostępie największych europejskich koncernów
do polskiego rynku obronnego. To z jednej strony na pewno zagrożenie
dla naszych przedsiębiorstw, bo mogą zostać wyparte z kontraktów na
sprzęt nawet dla polskiej armii. Z drugiej strony, mamy też dużą szansę
na to, aby po przeprowadzeniu niezbędnych reform strukturalnych,
organizacyjnych i finansowych polska zbrojeniówka umocniła się
nie tylko na krajowym rynku, ale również zdobyła nowe zamówienia
z zagranicy.

Niewątpliwie, perspektywa wdrożenia w życie programu Europejskiej
Agencji Obrony spowodowała, że rząd energicznie przystąpił do realizowania
ostatniego etapu restrukturyzacji przemysłu zbrojeniowego. Dodatkowo
w okresie przejściowym mają być opracowane takie procedury zakupów
broni z naszych rodzimych firm, aby nie łamać założeń umowy międzynarodowej,
ale i nie skazać naszych zakładów na gwałtowny upadek. Polska musi
mieć własny przemysł zbrojeniowy. Leży to nie tylko w naszym interesie
politycznym, ale i gospodarczym.

Kodeks przetargowy
"Międzyrządowy reżim stymulujący konkurencyjność Europejskiego
Rynku Obronnego" to sztandarowy projekt Europejskiej Agencji Obrony,
który ma z czasem doprowadzić do utworzenia jednolitego Europejskiego
Rynku Obronnego. Jego częścią jest kodeks określający zasady postępowań
przy zamówieniach publicznych dla sektora obronnego. I właśnie
ten kodeks wzbudza najwięcej emocji, bo daje możliwość zagranicznym
firmom wchodzenia na nasz krajowy rynek.
Wielu Czytelników być może jest zdziwionych sporym zamieszaniem,
jakie kodeks wywołał w Polsce, skoro przecież nasz kraj w ostatnich
latach organizował ogromne przetargi na dostawy uzbrojenia, które
wygrywały koncerny zagraniczne. Izraelski Rafael ma dostarczyć
pociski przeciwpancerne dla śmigłowców, Finowie – transporter opancerzony,
a Amerykanie – samoloty F-16. To prawda, ale zauważmy, że akurat
te kontrakty dotyczyły sprzętu, którego samodzielnie nie jesteśmy
w stanie wyprodukować. Nasze zakłady nie mają ku temu odpowiednich
technologii i mogą być co najwyżej kooperantami. Natomiast europejski
kodeks zobowiązuje kraje unijne, które go podpisały, do umożliwienia
dostawcom zagranicznym uczestniczenia w przetargach na sprzęt wojskowy
o wartości przekraczającej 1 milion euro. Wyjątek stanowią jedynie
zamówienia "w ramach rozwoju badań i technologii obronnych, zamówienia
wspólne dwóch lub więcej państw wynikające ze współpracy dwu- i wielostronnej,
zamówienia dotyczące broni masowego rażenia, zamówienia dotyczące
wyposażenia kryptograficznego". Możliwe jest też odejście od zasady
wolnej konkurencji w razie nagłego zapotrzebowania i kontynuacji
wcześniej zawartych umów.
I chodzi właśnie o ten milion euro. W kontraktach zbrojeniowych jest
to suma naprawdę niewielka. Nawet gdy wojsko kupuje zwykłą broń strzelecką,
zamawia amunicję, buty czy mundury, z reguły takie dostawy mają
o wiele większą wartość. Teoretycznie więc, gdybyśmy nie zastosowali
żadnych barier, o każdy kontrakt dla polskiego wojska mogłyby się
ubiegać bez przeszkód firmy zachodnie. Musimy mieć świadomość, że
byłoby to zabójcze dla naszych rodzimych zakładów.

Związkowcy przeciwni
Gdy tylko prace nad kodeksem o przetargach ruszyły pełną parą, związki
zawodowe branży zbrojeniowej zapowiedziały sprzeciw. "Solidarność"
groziła nawet strajkiem, jeśli rząd nie wprowadzi pewnych działań
osłonowych.
– Nie mamy wątpliwości, że otwarcie naszego rynku na zagraniczną
konkurencję spowoduje upadek polskich przedsiębiorstw zbrojeniowych
– nie krył swojego stanowiska Stanisław Głowacki, przewodniczący
Sekcji Krajowej Przemysłu Zbrojeniowego NSZZ "Solidarność".
Związkowcy mieli też poparcie szefów przedsiębiorstw i wielu ekspertów.
Polska zbrojeniówka znajduje się bowiem w bardzo trudnej sytuacji.
Co prawda zaczyna się odbijać od dna, jej wyniki ekonomiczne są coraz
lepsze, ale zakłady wciąż nie mogą stawić czoła konkurencji zagranicznych
koncernów. Musimy mieć świadomość, że są w Europie przedsiębiorstwa,
których obroty przewyższają przychody wszystkich naszych firm zbrojeniowych.
Ich zyski też są ogromne, dzięki temu mają często nie tylko nowocześniejsze
technologie, ale i możliwość stosowania cen dumpingowych. A to pozwoliłoby
im wygrywać prawie wszystkie przetargi i niszczyć polską konkurencję.
Związkowcy mają poparcie wielu polityków i wojskowych, którym zależy
na zachowaniu jak najdalej posuniętej niezależności naszego kraju
w zakresie dostaw uzbrojenia. W dodatku ta branża może być też znaczącym
eksporterem, co również nie jest bez znaczenia dla naszego bilansu
handlowego. Dlatego czymś naturalnym było podjęcie przez rząd negocjacji
ze związkowcami na temat zawarcia paktu dotyczącego programu Europejskiej
Agencji Obrony.

Ma być konsolidacja
Przypomnijmy, że najważniejsze punkty porozumienia rządu i pracowników
dotyczą następujących kwestii: uchwalenia nowoczesnego prawa
holdingowego, które umożliwiłoby dalszą restrukturyzację polskiego
przemysłu obronnego, a zwłaszcza jego modernizację i konsolidację
oraz przyjęcie przez rząd programu mobilizacji gospodarki na lata
2007-2012. W tym drugim obszarze chodzi m.in. o zwiększenie nakładów
na badania naukowe i opracowanie wykazu uzbrojenia i sprzętu
wojskowego, który będzie wyłączony z europejskiego kodeksu.
Tomasz Wilczak, wiceminister gospodarki, nie ukrywał podczas konferencji
prasowej w warszawskim Radwarze, że skonsolidowana branża zbrojeniowa
będzie mogła skuteczniej rywalizować o zamówienia w kraju i za
granicą. Jak taka konsolidacja mogłaby wyglądać?
W tej chwili w Polsce działają dwie duże grupy zbrojeniowe, skupione
wokół Agencji Rozwoju Przemysłu i Bumaru. Pierwsza zawiaduje np.
zakładami lotniczymi, druga – producentami broni i amunicji.
Część zakładów działa jeszcze poza tymi dwiema grupami. Ponieważ
żadnego zakładu nie można zaliczyć do dużych firm w skali europejskiej,
pojawił się pomysł, aby prawie wszystkie połączyć w jednym państwowym
holdingu. W ten sposób nie tylko łatwiejsze byłoby zarządzanie branżą
zbrojeniową. Efektywniej można by wydawać pieniądze na prace naukowo-badawcze,
ale zlikwidowane byłoby też zjawisko konkurencji polsko-polskiej
na rynkach międzynarodowych.
Rozważane jest też utrzymanie obu grup, ale wewnętrznie bardziej skonsolidowanych,
a nawet powołanie trzeciej – elektronicznej, grupującej Radwar
(producent radarów), Radmor (radiostacje), Przemysłowe Centrum
Optyki i Przemysłowy Instytut Telekomunikacji. Najważniejsze
jest jednak to, aby branża zbrojeniowa była wreszcie nowocześnie
i dobrze zarządzana.
Przy okazji związkowcy poruszyli jeszcze jeden ważny problem: finansowanie
przez rząd Krajowego Programu Mobilizacji Gospodarki. Jego newralgiczną
częścią jest finansowanie przez państwo utrzymywania w zakładach
zbrojeniowych rezerwowych mocy produkcyjnych. Problem polega na
tym, że każdy zakład musi mieć takie rezerwy na wypadek wojny lub
innych konfliktów, gdyby trzeba było gwałtownie zwiększyć produkcję
broni i amunicji. Ale rezerwy są dużym obciążeniem dla firm, trzeba
bowiem wydawać spore pieniądze na konserwację i utrzymywanie w
dobrym stanie niewykorzystywanych przy bieżącej produkcji maszyn
i urządzeń. Takie wydatki powinno przedsiębiorstwom refundować
państwo, skoro rząd nakłada na firmy takie obowiązki. Jednak w poprzednich
latach różnie z tym bywało, duża część zakładów wpadała nawet z tego
powodu w poważne kłopoty finansowe. W normalnej firmie zarząd
zdecydowałby po prostu o zamknięciu nieużywanej linii produkcyjnej
i sprzedaży zbędnego majątku. Prezesi zakładów zbrojeniowych za
coś takiego powędrowaliby do więzienia, bo byłby to zwyczajny sabotaż,
osłabianie potencjału obronnego kraju. Musieli więc płacić za wszystko
z kasy firmy, bo budżet przekazywał z reguły za mało pieniędzy.
Teraz ma się to zmienić.
To bardzo ważne, że rząd dostrzega ów problem. Bez zwiększenia nakładów
na KPMG żaden program konsolidacji i restrukturyzacji nie może
się powieść, bo już na starcie zbrojeniówka będzie miała wiele milionów
złotych dodatkowych kosztów, przez co nie będzie mogła się rozwijać
i sprzedawać taniej broni. To zaś odbije się na jej konkurencyjności.

Przemysł w ochronie
Ogromnie ważne jest jednak i to, że są możliwości takiego kierowania
przetargami, aby krzywda nie spotkała naszych zakładów na rodzimym
rynku. Rząd ma opracować katalog wyrobów, które będą chronione.
Ponadto można stosować takie mechanizmy, aby jak najwięcej zamówień
trafiało do polskich zakładów. Przedsiębiorstwa mają już podpisane
kontrakty z wojskiem, czasami są to nawet umowy kilkuletnie. Można
do nich wprowadzać aneksy, aby producenci dostawali nowe zamówienia
i zyskali czas na przygotowanie się do działania w warunkach wolnej
konkurencji.
Związkowcy chcieli, aby w Polsce był pięcioletni okres karencji przed
wejściem w życie europejskiego kodeksu. To się nie udało, więc teraz
trzeba podejmować inne działania, aby de facto taka karencja miała
miejsce. Trzeba jednak to robić mądrze, bo musimy się liczyć z tym,
że europejskie firmy będą się bardzo uważnie przyglądać Polsce. One
już od dawna spoglądają łakomym okiem na nasz kraj, bo widzą, jakie
potrzeby ma polskie wojsko, które musi dokonać ogromnego skoku technologicznego.
Potrzebne jest nowoczesne uzbrojenie, sprzęt transportowy, będą
na to wydawane coraz większe pieniądze. I stąd zagraniczne koncerny
mają ochotę na kawałek tego tortu. Jeśli nasz rząd będzie im w tym
przeszkadzał, Francuzi, Niemcy czy Brytyjczycy natychmiast zastosują
wszelkie formy nacisku dyplomatycznego, medialnego i prawnego,
aby zmusić Polaków do otwarcia rynku w pożądanym przez nich kierunku.
Poruszą w tym celu wszelkie unijne struktury. My musimy jednak twardo
walczyć o swoje interesy i nie dać się złamać takim szantażom.
Oczywiście, teoretycznie można sobie wyobrazić, że rzucamy nasze
zakłady na głęboką wodę, niech sobie radzą. Najlepsi może przetrwają.
Tylko że byłoby to równoznaczne z wydaniem wyroku na sektor zbrojeniowy.
Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: czy chcemy mieć polskie zakłady
produkujące broń? Myślę, że odpowiedź może być tylko jedna: tak,
bo od tego zależy w dużym stopniu poczucie naszego bezpieczeństwa,
to element suwerenności państwowej.
Ale trzeba mieć też na uwadze i to, że sektor obronny ma wciąż ogromny
potencjał, który może być jeszcze lepiej wykorzystany.

Odbijamy się od dna
Polski przemysł zbrojeniowy to prawie 40 przedsiębiorstw. W latach
90. było ich znacznie więcej, ale wtedy byliśmy świadkami upadku
wielu zakładów, nawet tych o tradycji przedwojennej. Był to efekt
nie tylko kłopotów całego ciężkiego przemysłu, ale również rezultat
polityki gospodarczej i zagranicznej, gdy dobrowolnie oddawano
zagraniczne rynki w imię przestrzegania umów międzynarodowych.
Ale te umowy respektowała tylko Polska, bo inne kraje wchodziły
na nasze miejsce i sprzedawały broń tam, gdzie nasz rząd nie chciał.
Sytuacja zaczęła się poprawiać na początku obecnej dekady i wreszcie
w latach 2004-2005 cała branża odnotowała pierwsze zyski. Dodatnie
wyniki finansowe ma zdecydowana większość zakładów. To efekt
rosnących zamówień.
Perspektywy na kolejne lata też są niezłe. W tym roku tylko Ministerstwo
Obrony Narodowej chce wydać na uzbrojenie prawie 4 miliardy złotych,
w następnych latach nakłady będą rosły, nawet do ponad 7 miliardów
w skali roku. Polskie firmy liczą, że zachowana będzie zasada, że
60 procent wydatków MON trafi do rodzimych zakładów.
Istnienie zakładów zbrojeniowych jest też ważne z punktu widzenia
naszych interesów międzynarodowych i gospodarczych. Dzięki offsetowi
z naszej strony na zagranicznych rynkach mogą się pojawić inne polskie
przedsiębiorstwa cywilne i zbrojeniowe. Polska, choć nie należy
do największych eksporterów broni, może się pochwalić kilkoma znakomitymi
wyrobami, które wyrabiają nam markę w świecie.
Uznanie innych armii zdobywają sobie od dawna nasze śmigłowce Sokół,
wozy opancerzone Dzik-3, ale także broń strzelecka. Do Azji sprzedaliśmy
już pokaźne partie czołgów PT-91 Twardy, duże uznanie mają polskie
radary, radiostacje, sprzęt optyczny itp. Sprzedamy także Azjatom
okręty patrolowe, wozy techniczne, samoloty Skytruck. Indie, Malezja,
Indonezja – to kraje, z którymi podpisaliśmy ostatnio poważne
kontrakty. Zresztą ten rynek jest bardzo rozwojowy, Azja to najludniejszy
kontynent, w dodatku sytuacja międzynarodowa (rosnące znaczenie
Chin) powoduje, że wiele państw chce modernizować swoje siły zbrojne,
kupując nową broń. To daje nam spore perspektywy. A przecież możemy
zabiegać o kontrakty także na innych kontynentach. Dlatego trzeba
nie tylko utrzymać potencjał polskiej zbrojeniówki, ale również inwestować
w jej rozwój.

Maciej Winnicki

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl