Walczymy o to samo co w latach 80
Z Piotrem Dudą, przewodniczącym NSZZ "Solidarność”, rozmawia
Agnieszka Żurek.
Jesteśmy dziś na Marszu w obronie Telewizji Trwam. "Solidarność” to
nie tylko dbałość o poszanowanie praw pracowniczych, ale przede wszystkim
wspólnota wartości?
– Jedno i drugie jest bardzo ważne. Nie sądziłem, że będziemy musieli spotykać
się w naszej ukochanej Ojczyźnie po to, aby bronić wolności słowa. O to przecież
walczyła "Solidarność” w 1980 roku, polscy robotnicy domagali się, aby każdy
mógł wyrażać swoje poglądy w wolnej Ojczyźnie. Tymczasem okazuje się, że
dożyliśmy czasów, w których ludzi dzieli się na lepszych i gorszych.
NSZZ "Solidarność” włącza się w protest milionów Polaków wyrażających
solidarność z Telewizją Trwam.
– Tak, postanowiliśmy zaprotestować przeciwko dyskryminacji tej Telewizji.
Jestem tu dzisiaj z potrzeby serca. Uważam, że każdy, kto chce, ma prawo w
Polsce wyrażać swoje poglądy – nie tylko indywidualnie, ale również poprzez
media papierowe bądź elektroniczne. Dlatego przy tej okazji warto też pamiętać
na przykład o Robercie Fryczu, twórcy strony Antykomor.pl, który za krytykę
prezydenta usłyszał od prokuratury zarzuty.
Jak Pan sądzi, dlaczego Telewizja Trwam nie otrzymała miejsca na
multipleksie cyfrowym?
– Na pewno nie ze względów proceduralnych, ekonomicznych czy jeszcze innych.
Według mnie, nie otrzymała tego miejsca z powodów politycznych. Za tą decyzją
nie stoją żadne przesłanki merytoryczne.
Marsze w obronie Telewizji Trwam wpłyną na zmianę decyzji Krajowej Rady?
– Nacisk społeczny musi być duży. Jeżeli Rada ignoruje protesty składane na
piśmie, trzeba reagować i wychodzić na ulice.
Podczas niedawnego zjazdu "Solidarności” w Częstochowie jednym z
głównych problemów poruszanych przez związkowców było właśnie zagrożenie
wolności słowa.
– Można to pojęcie potraktować szerzej. W Polsce obecnie brakuje dialogu
społecznego. Można rozmawiać o wszystkim, ale trzeba mieć z kim. Obecnie w
naszym kraju dialog polega na tym, że my, jako strona społeczna, bijemy głową w
mur. Do rozmowy trzeba mieć partnera, a my go po prostu nie mamy.
Premier dość specyficznie odnosi się do związkowców. Trudno nawet
komentować jego ostatnie obraźliwe wobec Pana i wobec "Solidarności”
wystąpienie
– Odpowiem na to tak: większość rządzących w tej chwili Polską powinna udać się
na operację i wyciąć sobie trzy gruczoły: pychy, głupoty i buty. Tylko tyle,
taki krótki komentarz, tu nie trzeba niczego więcej dodawać.
W jaki sposób możemy najskuteczniej walczyć o to, co nam się należy?
– Ludzie muszą – tak jak widzimy to choćby dzisiaj – angażować się w życie
społeczne. My jako działacze – czy to związkowi, czy partyjni – nie jesteśmy w
stanie zrobić niczego bez ludzi. To my jesteśmy dla ludzi, nie odwrotnie.
Zaangażowanie społeczeństwa, jego udział w organizowanych przez "Solidarność”
manifestacjach pozwala na wywieranie nacisku na rządzących. Jeśli możemy z
władzą rozmawiać, oczywiście robimy to. Czasami jesteśmy jednak bezsilni i wtedy
bardzo potrzebna jest mobilizacja społeczna. Wszyscy musimy angażować się w
życie publiczne, nie możemy zamykać się w czterech ścianach i narzekać. Od
narzekania nie będzie nikomu lepiej. Wybory są co cztery lata, ale także między
wyborami można, a nawet trzeba, mówić o naszym niezadowoleniu. A kiedy trzeba –
wychodzić na ulice.
Które działania rządu są najbardziej destrukcyjne dla polskiej
gospodarki?
– Różnego rodzaju dziwne i dzikie prywatyzacje, które w tej chwili przebiegają w
Polsce. Rząd działa według zasady "wszystko, co państwowe, jest złe, a dobre
jest wszystko to, co prywatne”. To jest po prostu nieprawda. Destrukcyjne są
także działania rządu w sferze związanej z kodeksem pracy, działania związków
zawodowych. Fatalnym pomysłem jest także pseudoustawa dotycząca podniesienia
wieku emerytalnego. Wszystko to razem każe myśleć, że idziemy w bardzo złym
kierunku.
Wniosek o przeprowadzenie referendum w tej sprawie podpisało ponad 2
miliony osób. Protesty zostały zignorowane.
– My jesteśmy rządzącym potrzebni wtedy, kiedy zabiegają o nasze głosy wyborcze.
Kiedy zgodnie z ustawą o referendum zbieramy podpisy i chcemy wypowiedzieć się w
pewnych sprawach, wtedy rządzący mówią "nie”. Chcą, żebyśmy wypowiedzieli się za
3 lata, w czasie wyborów, wtedy będziemy im potrzebni, teraz nie jesteśmy.
Protesty społeczne nasilają się. Tymczasem premier zamiast przedstawić
konstruktywne rozwiązania, reaguje pogróżkami.
– Źle, że dochodzi do dzielenia Polski i Polaków. Tego jednak nie robimy my, ale
druga strona – mówiąc nam, co jest dla nas lepsze i każąc nam trzymać się
poprawności politycznej. A przecież żyjemy w kraju, gdzie każdy z nas jest wolny
i ma prawo do wyrażania swoich poglądów – choćby poprzez Telewizję Trwam czy
Radio Maryja. Takie same prawa powinny mieć wszystkie telewizje, które mają
techniczne, finansowe i merytoryczne możliwości funkcjonowania.
Sądzi Pan, że protesty odniosą skutek?
– Prędzej czy później tego rządu nie będzie. Ja bym chciał, żeby stało się to
prędzej niż później.
Dziękuję za rozmowę.