Skandynawia budzi się dla Boga
Prawdziwy Norweg w kościele jest cztery razy w życiu: w czasie
chrztu, bierzmowania, ślubu i pogrzebu – ta anegdota, podobnie jak wiele innych,
jest dużym i pewnie krzywdzącym uproszczeniem. Ale daje jakieś wyobrażenie o
tym, jak wygląda życie religijne wielu mieszkańców Półwyspu Skandynawskiego.
W takich krajach jak Szwecja czy Norwegia wiarę w Boga zastąpiły ekonomia,
racjonalizm, niczym nieograniczona wolność i chęć prowadzenia wygodnego życia. W
doktrynie nowoczesnego państwa świeckiego religia traktowana jest jako sfera
fantazji, jako coś niezbyt poważnego i wstydliwego. Jednak przykład Norwegii,
która statystycznie prowadzi pod względem liczby osób psychicznie chorych i
samobójstw, pokazuje, do czego prowadzi zanik praktyk religijnych w
społeczeństwie. Skandynawowie potrzebują Boga i tradycyjnych wartości. Gdy nie
odnajdują tego w wycofanym Kościele protestanckim, zwracają się do Kościoła
katolickiego. Dlatego w ostatnich latach wzrasta wśród Skandynawów
zainteresowanie nauczaniem Kościoła katolickiego, szczególnie zaś katolicką
nauką społeczną. Coraz częściej zdarzają się również konwersje na katolicyzm.
Boże drogi do człowieka
Tobias kształcił się na pastora. Ale gdy zbliżał się termin święceń, podjął
decyzję, która wielu wprawiła w osłupienie – zapragnął zostać księdzem
katolickim. Okazało się, że poprzez studia liturgiczne miał możliwość zgłębienia
dzieł teologów katolickich. Ta iskra rozpaliła się w nim wielkim płomieniem –
zrozumiał, że Kościół katolicki jest jedynym prawdziwym Kościołem. Jest Matką.
Takich historii ksiądz Marian Jancarz, brat ks. Kazimierza Jancarza,
bohaterskiego kapelana "Solidarności" z Nowej Huty, zna wiele. Jest proboszczem
katedry katolickiej pw. św. Eryka w Sztokholmie. W Szwecji pracuje od 26 lat.
Przyznaje, że fascynują go historie osób, które w pewnym momencie życia
odkrywają w sobie pragnienie wstąpienia do Kościoła katolickiego. Może nie są
one spektakularne, ale każda jest szczególna, bo wiąże się z konsekwencjami
wykraczającymi poza ziemskie życie – w wieczność. Jak chociażby historia
małżeństwa Jonasa i Christiny. On, ekonomista z wykształcenia, wywodzący się z
praktykującej rodziny luterańskiej. Ona – dyrektor banku, wychowana w rodzinie
ateistycznej, jakich w Szwecji bardzo wiele. Kilkanaście lat po ślubie Jonas
namawia żonę do wyjazdu na wakacje połączone z udziałem w rekolekcjach dla
protestantów. W czasie rekolekcji przypadkiem trafiają do katolickiej księgarni
prowadzonej przez siostry zakonne. Tam wpada im w ręce książka opisująca włoski
ruch Focolari. To ruch, który powstał jako odpowiedź na okrucieństwa II wojny
światowej, zakładający odrodzenie duchowe i społeczne poprzez doświadczenie
Boga, który jest Miłością i którego "żadna bomba nie zniszczy". Jonas i
Christine postanawiają żyć według charyzmatu ruchu. Wstępują do Kościoła
katolickiego.
Konsekwencja zamiast trendu
Niedawno w jednym z konkursów telewizyjnych dla dzieci zadano pytanie, kto jest
głową luterańskiego Kościoła Szwecji. Kościół ten ma trzynaście diecezji,
którymi kieruje arcybiskup Anders Wejryd. Jedna z dziewczynek – uczestniczek
konkursu, owszem, odpowiedziała na pytanie, tyle że podała nazwisko biskupa
Andersa Arboreliusa, a jest to biskup katolicki. Biskup Arborelius stoi na czele
jedynej katolickiej diecezji – sztokholmskiej, obejmującej swoim zasięgiem cały
kraj, i aktywnie reprezentuje wciąż jeszcze bardzo małą wspólnotę katolików w
Szwecji. – Jeszcze dziesięć lat temu nie było sprawy, na temat której nie
wypowiadałby się biskup luterański. Teraz jest inaczej. Duchowni Kościoła
luterańskiego unikają dyskusji, podczas gdy katoliccy duchowni nie – komentuje
ks. Jancarz. Dlatego wielu Szwedów odpowiedzi na swoje duchowe dylematy szuka w
Kościele katolickim. A świątynie protestanckie pustoszeją. – Kościół katolicki
jest konsekwentny w swoich poglądach i wbrew światowym tendencjom nie akceptuje
nowych trendów. Nie jest też zależny od państwa, gdy tymczasem Kościół
protestancki już teraz wprowadza nowe obrzędy liturgiczne z naciskiem na związki
homoseksualne, co budzi oburzenie konserwatywnej części społeczeństwa
norweskiego. W przypadku, gdy w poglądach protestanckich duchownych wierni
zauważają niekonsekwencję w kwestiach moralnych lub teologicznych, zaczynają
szukać czegoś, co jest pewne – wyjaśnia ks. Jancarz. Na niekorzyść Kościoła
protestanckiego wpływa również to, że zawsze był silnie powiązany z władzą
państwową, natomiast w sferze duchowej nie ma zbyt wiele do zaoferowania. A –
jak mówi proboszcz katedry katolickiej pw. św. Eryka w Sztokholmie, Skandynawów
w kościołach katolickich urzeka sacrum – tabernakulum i Najświętszy Sakrament. –
Jako protestant czułem, że czegoś mi brakuje – mówi Norweg Olaf Verpe. – To
sprawiło, że zacząłem szukać i dużo czytać o katolicyzmie. Zastanawiając się nad
tym, czego brakuje w moim życiu duchowym, trafiłem w końcu na katolicką Mszę
Świętą. Wtedy poczułem obecność Boga. Oczywiście, Bóg jest wszędzie, ale podczas
Mszy św. katolickiej odczuwałem Jego obecność w sposób szczególny. Myślę, że
dzieje się tak poprzez sakramenty, bo w nich właśnie jest życie. Odczułem
potrzebę przyjmowania Komunii Świętej – myślę, że to właśnie odczucie było
głosem Boga, który we mnie przemówił. W momencie konsekracji czułem miłość i
pokój. Tak było także za każdym razem, kiedy przyjmowałem Komunię Świętą –
opowiada Olaf.
Uczelnia jak ziarnko gorczycy
W katolicyzmie wielu Skandynawów upatruje szansy na powrót do tradycyjnych
wartości i na odnalezienie utraconych autorytetów. Z całą pewnością sprzyjają
temu otwartość i duszpasterskie wysiłki katolickich duchownych, którzy dążą do
tego, aby głos Kościoła katolickiego był jak najlepiej słyszalny i docierał do
świadomości Skandynawów. Ogromną zasługę w kreowaniu takiej wizji Kościoła
katolickiego w Szwecji odgrywa Zakon Jezuitów, który prowadzi w Uppsali
katolicką szkołę wyższą Newman Institute. Uczelnia organizuje otwarte kursy i
wykłady, które cieszą się olbrzymią popularnością nie tylko wśród katolików, ale
również protestantów. Ojciec Philip Geister SJ, rektor Newman Institute,
zjawisko to tłumaczy w następujący sposób: – Szczególnie w kręgach ludzi z
wyższym wykształceniem odczuwalne jest duże zainteresowanie i otwartość na naukę
Kościoła katolickiego. Oni widzą, że jest to bardzo wiarygodna instytucja, a
wiara katolicka sięga bardzo głęboko – nie polega tylko na zewnętrznej
pobożności, ale posiada głębokie intelektualne uzasadnienie i teologiczną
refleksję. Myślę, że zauważają również, iż Kościół katolicki, jako organizacja o
zasięgu światowym, może bardzo dużo wnieść w ich życie dzięki swojemu
doświadczeniu, bardzo bogatej tradycji oraz liturgicznej głębi – tłumaczy o.
Geister. Jak podkreśla, wiara katolicka pozwala odkryć olbrzymią duchową
przestrzeń, której tak brakowało wielu Szwedom szczególnie w ostatnim stuleciu.
Jezuici wydają również własne czasopismo kulturalne "Signum". Z kolei internet
daje ludziom z całego kraju możliwość uczestniczenia w kursach organizowanych
przez Newman Institute. – Szwedzi patrzą bardzo przychylnie na tego typu
inicjatywy – dodaje o. Geister.
Szacunek dla habitu
W procesie religijnej odnowy Skandynawów nie do przecenienia jest rola sióstr
zakonnych, co dobrze widać na przykładzie Norwegii. W czasach reformacji, kiedy
Norwegia była częścią królestwa Danii, Kościół katolicki w tym kraju praktycznie
przestał istnieć. Część kapłanów została wypędzona, a część zginęła śmiercią
męczeńską tak jak kilka wieków wcześniej św. Olaf – król Norwegii i główny
patron kraju. Wokół katolików, którzy nie przeszli na protestantyzm, przez
następne 500 lat budowano atmosferę niechęci i uprzedzeń.
Ojciec Paweł Wiech, administrator norweskiej parafii św. Teresy z Lisieux w
Honefoss, wskazuje, że Norwegia zaczęła się otwierać na Kościół, kiedy na
początku ubiegłego stulecia pojawiły się tu właśnie siostry zakonne. Docierały
do nieufnych Norwegów poprzez pomoc drugiemu człowiekowi. Siostry zakładały
szpitale, w których leczono wszystkich bez wyjątku – zarówno katolików, jak i
protestantów, i ku zaskoczeniu tamtejszych mieszkańców robiły to
bezinteresownie, nie żądając pieniędzy od państwa. Przy prowadzonych placówkach
medycznych zwykle zakładały kaplice, w których pracę rozpoczynali kapłani. – Tak
naprawdę parafie katolickie, które dziś istnieją, powstawały głównie w
miejscach, gdzie siostry prowadziły swoją charytatywną działalność – wyjaśnia o.
Wiech. Sprawa zaczęła się komplikować, kiedy państwo zaczęło wprowadzać przepisy
obligujące placówki medyczne do wykonywania aborcji. Siostry musiały zrezygnować
z prowadzenia przychodni i szpitali. – Jednak ludzie niezmiennie darzą siostry
wielkim respektem i szacunkiem – wskazuje o. Wiech. Taką przychylnością cieszą
się polskie siostry karmelitanki, które mają klasztor w położonym daleko za
kręgiem polarnym norweskim mieście Tromso. W sercach i głowach Norwegów, którzy
są świadkami ich codziennej modlitwy i pracy (siostry malują ikony, haftują
ornaty, komponują muzykę liturgiczną itp.), rodzą się pytania dotyczące sposobu
życia tej małej zakonnej wspólnoty, a w konsekwencji pytania o ich osobistą
relację z Bogiem. Wynikiem tych poszukiwań są liczne i piękne nawrócenia wśród
mieszkańców miasta.
Gorliwy jak konwertyta
Duchowni mający styczność ze skandynawskimi konwertytami podkreślają, że cechą
dla nich charakterystyczną jest długie i uważne przygotowanie się do przyjęcia
wiary katolickiej, a kiedy już to nastąpi – niezwykła gorliwość i zaangażowanie
w sprawy wspólnoty parafialnej. Ich solidność widoczna jest we wszystkich
dziedzinach życia. Mówi się, że gdy Szwedzi chcą coś zbudować, to cztery lata
planują przedsięwzięcie, organizują, a potem w pół roku wprowadzają ideę w czyn.
Podobnie jest z decyzją o konwersji, która poparta jest często wieloletnią
lekturą książek katolickich i rozmowami z duchownymi katolickimi. Nie bez
znaczenia jest w tym wypadku fakt, że oprócz przemawiającą za takim podejściem
szwedzką mentalnością, większość konwertytów to ludzie wykształceni:
nauczyciele, lekarze, a czasem również pastorzy. – To bardzo świadomi katolicy –
ocenia ksiądz Jancarz. Jego zdaniem, wyróżniają się gorliwością w praktykowaniu,
znajomością katechizmu i prawd wiary, a także poczuciem odpowiedzialności za
parafię. Tę obserwację katolickiego duchownego potwierdza świadectwo Olafa. –
Przyjęcie wiary katolickiej wiele zmieniło w moim życiu. Jako protestant nie
uczestniczyłem we Mszy Świętej co tydzień, teraz chodzę do kościoła o wiele
częściej. Zmieniło się wiele także w moim codziennym sposobie funkcjonowania –
wiara ma wpływ na to, co mówię, a nawet jak mówię. Wiara mnie określa –
przyznaje. Olaf po swoim nawróceniu zaangażował się także w życie swojej
parafii. – Jestem katechetą, przygotowuję dzieci do Pierwszej Komunii i młodzież
do bierzmowania. Z początku pracowałem jako wolontariusz, teraz jest to także
moja praca. Czuję, że to właśnie jest moim powołaniem. To, czego Bóg chce ode
mnie, jest zarazem tym, co mnie najbardziej rozwija i co jest dla mnie najlepsze
– wyznaje Norweg. Kościół katolicki w krajach skandynawskich jest
wielonarodowościowy. Katolicką wspólnotę tworzą w większości przybysze z innych
krajów, w tym z Polski, Wietnamu, Filipin. Można również zaobserwować znaczny
przypływ ludności z krajów arabskich, takich jak Iran, Irak czy Liban. Rodzimi
mieszkańcy wciąż stanowią niewielki procent tej wspólnoty.
Toteż z duszpasterskiego punktu widzenia bardzo ważna jest dbałość o to, aby
Kościół katolicki danego kraju posiadał własną, narodową tożsamość.
– Wśród wielu dużych grup narodowościowych Kościół katolicki języka norweskiego
cały czas walczy o tę tożsamość. To trochę przypomina troskę o wątłą, nadłamaną
trzcinę, aby nie złamała się całkiem na wietrze – mówi o. Paweł Wiech.
Odwilż po długiej zimie
Odkrywanie nowych przestrzeni, możliwe dzięki przynależności do Kościoła
katolickiego, skutkuje również powrotem do tradycyjnego systemu wartości. I tak
np. wielu Szwedów odkrywa wartość rodziny. – W mojej parafii jest bardzo dużo
młodych małżeństw, które mają czworo i więcej dzieci, czego nie widziałem
jeszcze 20 lat temu – zauważa ks. Jancarz. Oprócz tego w kraju wprowadzane są
przepisy, które mają przywrócić autorytet nauczycieli w szkołach, a ściślej
mówiąc – ograniczyć prawa uczniów, które zostały rozbudowane do tego stopnia, że
ciężko znaleźć pedagogów chcących uczyć szwedzką młodzież. W takich krajach jak
Norwegia albo Szwecja liczba konwertytów oscyluje w granicach kilkuset rocznie.
– Nawrócenia na katolicyzm nie są w Norwegii wcale rzadkie. Wspólnota katolicka
wciąż jest mała, ale sporo Norwegów protestantów uczęszcza na Mszę św.
katolicką. Zatem kolejne nawrócenia będą z pewnością następowały – przekonuje
Olaf Verpe. Przykład życia konwertytów pociąga ich bliskich i znajomych, tak
było również w jego przypadku. Żona i rodzice Olafa pod jego wpływem również
przeszli na katolicyzm. Z całą pewnością nie można jeszcze mówić o katolickim
przełomie w krajach skandynawskich, ale o oznakach tego, że Skandynawia zaczyna
budzić się dla Boga – już tak.
Bogusław Rąpała
Współpraca Agnieszka Żurek