On jest naszym cudem

Kiedy zrozumieli, że nie będą mieć własnych dzieci, było im bardzo trudno.
Nie umieli sobie wyobrazić, że zawsze będą tylko we dwójkę. Chcieli mieć
dzieci, marzyli o nich. Oczywiście żadne in vitro nie wchodziło w rachubę.
Pomyśleli
więc o adopcji. Choć nie było łatwo, dziś są rodzicami Szymona. – On jest
naszym cudem – mówi pani Hanna.

– Właściwie od samego początku chcieliśmy mieć dziecko. Już pół roku po
ślubie robiliśmy badania, dlaczego nie dochodzi do poczęcia. Okazało się,
że jesteśmy
w szczególny sposób naznaczeni przez los. Oboje mamy problemy i niestety
są bardzo małe szanse na to, żebyśmy mieli dzieci naturalne. Dla nas był
to prawdziwy szok
– nie kryją małżonkowie.

Adopcja?
Rozpoczęli leczenie, ale ponieważ nie dało ono żadnych efektów, zdecydowali
się na adopcję. – Zrezygnowaliśmy z terapii i pomyśleliśmy: Domy dziecka
są pełne dzieci. Tam znajdziemy nasze wymarzone dziecko – opowiada pani Hanna.
Niestety, w ośrodku adopcyjnym powiedziano im, że nie nadają się na rodziców
adopcyjnych. Tłumaczono nam, że po pierwsze, mamy za krótki staż małżeński,
a po drugie, mój mąż jest ode mnie starszy o 11 lat. Wtedy miał 45 lat. Postanowiliśmy
trochę poczekać i kiedy staż małżeński nam się wydłużył, spróbowaliśmy kolejny
raz.
Tym razem małżonkom powiedziano, że nie mogą adoptować dziecka, gdyż różnica
wieku między dzieckiem a przybranymi rodzicami byłaby za duża. Pani Hanna ma
w tej chwili 38 lat, a jej mąż Marek 49. Poza tym ich mieszkanie, zdaniem pracowników
ośrodka, było za małe dla trzech osób. – To był dla nas bardzo duży cios. Jesteśmy
ludźmi wierzącymi, ale ta odmowa spowodowała nasz bunt. Pogniewałam się na
wszystko dookoła – przyznaje pani Hanna.

Problemy zaczęły się piętrzyć
Do tego doszły kolejne problemy. W końcu zaprowadziły małżonków do klasztoru
Sióstr Dominikanek w Świętej Annie koło Częstochowy. To był chyba moment zwrotny
w ich życiu. – Tam bardzo długo rozmawialiśmy z jedną z sióstr. Płakaliśmy
oboje jak bobry. Zupełnie się otworzyliśmy, i to przed osobą, której zupełnie
nie znaliśmy. Po tej rozmowie siostra poczęstowała nas obiadem, a potem zaprowadziła
do kościoła, gdzie znajduje się cudowna figura świętej Anny. Wiele osób otrzymuje
tam łaski.
I tak do życia Hanny i Marka powrócił pokój. Wtedy zaczęły dziać się cuda.

Udało się
Po powrocie do domu sytuacja znowu się zmieniła, ale dzięki "dziwnemu zbiegowi
okoliczności" małżonkowie trafili do ośrodka adopcyjnego w Łodzi. Przeszli
szkolenie, po którym złożyli dokumenty o adopcję. Po trzech miesiącach zadzwonił
telefon. Powiedziano im, że mogą poznać chłopca, który ma rok i cztery miesiące.
Już na drugi dzień pojechali do Łodzi, aby zobaczyć Szymka, który wkrótce potem
został ich synem. – Niech mi ktoś nie opowiada, że cuda się nie zdarzają. On
jest naszym cudem. W tej chwili jesteśmy już jego prawnymi rodzicami. Bardzo
go kochamy. Spędzamy z nim swój cały czas. To dla nas wielka zmiana, ale nie
narzekamy. Nareszcie czujemy się komuś potrzebni. Widzimy, jak nasz synek bardzo
nas kocha – opowiada pani Hanna. – Kiedy ktoś nas pyta, czy jeszcze zaadoptujemy
dziecko, odpowiadam, że nie wiem. Jeśli znajdzie się ktoś, kto będzie potrzebował
rodziców, kto wie… Niedawno usłyszałam, że biologiczna mama Szymka znów nosi
dziecko… Może to właśnie ono trafi do nas?

Wysłuchała i spisała
Małgorzata Pabis

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl