Nie zbudujemy porozumienia na fałszu
Z dr. Mieczysławem Rybą, historykiem KUL, rozmawia Anna Wiejak
Wkrótce rozpoczną się prace nad polsko-niemieckim podręcznikiem do historii. Czy nie należy się spodziewać tendencji rewizjonistycznych w ramach tzw. walki z ksenofobią?
– Moim zdaniem, akcentowanie historii narodowych wcale nie musi być kreowaniem ksenofobii czy też szowinizmów, a wręcz przeciwnie. Stanowi w sposób naturalny podkreślanie tego, co jest istotą kultury europejskiej. Akcentowanie u Niemców historii i kultury niemieckiej w sensie prawdziwościowym, a więc gdy się podkreśli to, co było dobre, i skrytykuje to, co było złe, jest po prostu nie tyle kreowaniem szowinizmu czy wrogości, ile europejskości w najgłębszym słowa tego znaczeniu, tym bardziej jeżeli bierzemy pod uwagę historię Polski. W związku z tym sama idea podręcznika polsko-niemieckiego mnie niepokoi, ponieważ z natury rzeczy ma on być przeznaczony dla uczniów, a z samego założenia pozbawionym akcentu na to, co było w historii najbardziej europejskie. Tymczasem najbardziej europejskie były historie narodów i państw narodowych. Jeżeli chcemy coś przedyskutować, to trzeba podejmować tematy trudne. Obawiam się prób ich omijania. Zresztą już sama idea podręcznika z definicji wydaje się zagrożeniem w postaci ideologizacji. Pytanie, co powinno być treścią przekazu historycznego: czy historia kultur narodowych i historia narodów oczywiście w kontekście uniwersalistycznej kultury chrześcijańskiej, ale przy pewnym nachyleniu, gdzie się kreuje te postawy patriotyczne, czy wchodzimy w pewien kontekst kosmopolityczny. Jeśli wchodzimy w kontekst kosmopolityczny, to automatycznie ma to z europejskością tyle wspólnego, co współczesny liberalizm, czyli jest zaprzeczeniem tych najgłębszych zasad, najgłębszych treści kultury europejskiej.
Podejrzenia, że podręcznik ten będzie próbą zafałszowania historii, wydają się zatem w pełni uzasadnione. Warto zwrócić uwagę, iż pozbawienie narodu historii, korzeni doprowadzi do jego upadku.
– Jeżeli byśmy szli tym tropem, że unikamy tego, co narodowe, oczywiście w sensie prawdziwym i w sensie moralnym, a nie w sensie demoralizatorskim i tego, co było – powiedzmy – ksenofobią i szowinizmem, to rzeczywiście historia jako jeden z kluczowych przedmiotów, które kreują postawy patriotyczne, będzie zredukowana w wymiarze kreowania umiłowania własnej ojczyzny. W tym momencie wchodzimy w obszar założenia, że kreujemy postawy kosmopolityczne, a kosmopolityzm jest egoizmem, czymś, co stawia człowieka w kulturowej nicości, a więc pozbawia go tego, co w człowieczeństwie i w życiu jest najgłębsze. Przecież nie żyjemy i nie rodzimy się w oderwaniu od przeszłości, ale jesteśmy jej integralną częścią. Nie ma w Europie możliwości przekazu historii czy kultury poza historią narodową, gdyż tak się Europa rozwijała w cywilizacji łacińskiej, jako historia narodów, państw narodowych, oczywiście mających wiele ze sobą wspólnego na niwie chrześcijańskiej i to powinno być uniwersalistyczne pokazanie. Jeśli ktoś by chciał zbudować podręcznik, naprawdę klasyczny podręcznik polsko-niemiecki, to powinien szukać wszystkiego, co łączyło, a łączyło nas przez wieki najbardziej chrześcijaństwo. Wydobycie z jednej i drugiej tradycji historycznej elementów chrześcijańskich byłoby naprawdę budowaniem kośćca wspólnotowości, a zarazem tego, co najbardziej głęboko europejskie. Z drugiej zaś strony – pokazywanie w obu krajach historii narodowych, a więc nie tworzenie wspólnego podręcznika, tylko najwyżej dyskusja i wydobycie w obu tych przestrzeniach tego, co zwiemy wspólnym, a akcentowanie u siebie idei kultur narodowych. Tymczasem wydaje się, że obecnie wchodzimy w obszar pewnego projektu liberalnego.
Warto przy tym podkreślić, że Europa odchodzi w tej chwili od swoich chrześcijańskich korzeni, stara się zapomnieć o swojej chrześcijańskiej tożsamości. Czy zatem możemy mieć do czynienia z próbą przerzucenia ciężaru właściwego pewnych priorytetów, próbą wymuszenia zmiany hierarchii wartości? Jeżeli tak, to czy ma ona szansę na powodzenie?
– Jeżeli projekt polsko-niemieckiego podręcznika rzeczywiście pójdzie tropem liberalnym, to ta próba skończy się zanikiem tożsamości europejskiej w wydaniu klasycznym, czyli narodowym i chrześcijańskim, a ten zanik spowoduje po prostu zaniknięcie Europejczyków jako bytów kulturowych. Nie ma pojęcia „bycia Europejczykiem” poza narodami. W sensie historycznym jest to po prostu mit. W sensie cywilizacyjnym również coś takiego po prostu nie istnieje. „Europejczyk” będzie w tym momencie po prostu kulturowo odizolowany od korzeni i wcześniej czy później zniknie jako pewien podmiot życia globalnego w sensie kulturowym. Przed takim zagrożeniem stoimy. Jeżeli natomiast ktoś chce budować jedność przez przemilczanie, poprzez zanik takich podstawowych zasad czy odejście od korzeni, szczególnie tych korzeni chrześcijańskich, to po prostu jest błąd i fałsz.
Dziękuję za rozmowę.