Legendy życie po życiu

Naprawdę, po stokroć lepiej być felietonistą niż politykiem. Lepiej, chociaż oczywiście nieco trudniej. Felietonista na przykład nie może ukryć się za powagą urzędu, jak to robią politycy, bo żadnego urzędu nie sprawuje. Nie może też schronić się za murami racji stanu lub tajemnicy państwowej, pod osłoną której politycy skrywają swoje łajdactwa. Wprawdzie politycy twierdzą, że felietoniści za nic nie odpowiadają, podczas gdy oni… i tak dalej, ale każde dziecko wie, że to oczywista blaga. Czy ktoś widział kiedyś polityka, który by za cokolwiek odpowiadał? Nikt nigdy takiego nie widział. No, może z wyjątkiem czasów starożytnego Rzymu, kiedy to niefortunny cesarz tracił życie. Teraz jednak, gdy fundamentem III Rzeczypospolitej jest zasada, w myśl której „my nie ruszamy waszych, a wy nie ruszacie naszych”, o jakiejkolwiek odpowiedzialności polityków mówić niepodobna. Weźmy na przykład rząd premiera Tuska, który w dwa lata powiększył dług publiczny o blisko 150 mld złotych. Zarząd każdej spółki prawa handlowego zostałby za coś takiego skazany na kryminał, oskarżony o popełnienie przestępstwa na szkodę spółki, tymczasem premier Tusk chodzi sobie na wolności jak gdyby nigdy nic, a nawet – jak powiadają – zamierza kandydować na prezydenta. Od razu więc widać, że politycy są absolutnie nieodpowiedzialni, podobnie jak wariaci, ale w odróżnieniu od wariatów nikt nie ubiera ich w kaftany bezpieczeństwa, przez co wyrządza im szkodę, bo ze swego wariactwa wcale nie zdają sobie sprawy.

Wspominałem kiedyś, że Leszek Balcerowicz w swoich felietonach dla tygodnika „Wprost” miał znacznie lepsze pomysły niż wcześniej, kiedy był wicepremierem i ministrem finansów. Podobnie dzisiaj pan Jan Rokita; odkąd za sprawą żony politykiem być już przestał, znakomicie się rozwija jako felietonista „Dziennika Gazety Prawnej”. Kiedyś musiał akomodować się do poziomu swoich partyjnych kolegów z Platformy Obywatelskiej i powtarzać za nimi różne głupstwa, a teraz zmysł obserwacji wyostrzył mu się do tego stopnia, że nawet krytykuje innych gryzipiórków za przypisywanie zbyt wielkiego znaczenia zawartej w traktacie lizbońskim możliwości groźnego kiwania palcem w bucie, czyli prawie składania petycji. Rzeczywiście – stanowiąca tak zwaną czołówkę polskich publicystów banda sprzedajnych idiotów zaczęła ostatnio stręczyć ludziom składanie petycji do różnych unijnych biur. Tymczasem kabareciarze już przed wojną wyśmiewali takie rzeczy, między innymi w formie kupletu Marii Jehanne Wielopolskiej piszącej panegiryki o Piłsudskim: „Zgoda z Dziadkiem znakomita; ja codziennie o nim piszę, on – nie czyta”. Bęcwalstwo tej bandy idiotów rzeczywiście sięga szczytów; sprawiają wrażenie, jakby naprawdę uważali, że wielką zdobyczą ludu pracującego jest możliwość proszenia jakiegoś brukselskiego biurokraty o coś, co jeszcze niedawno można było robić bez niczyjego pozwolenia. Dlatego słusznie Jan Rokita chłoszcze ich biczem swej ironii, chociaż, powiedzmy sobie szczerze, żyją jeszcze ludzie pamiętający czasy, kiedy i on stręczył. Ale to tylko jeszcze jeden dowód na to, że felietoniści biorą tak zwaną lepszą cząstkę, zaś politycy są jak gruchy – dojrzewają dopiero, gdy spadają.

I właśnie z tego punktu widzenia spójrzmy na wydarzenie, od którego cały świat, a jeśli nawet nie świat, to na pewno cała Europa, a jeśli nawet nie Europa, to na pewno cała Polska, a jeśli nawet nie cała Polska, to już na pewno towarzystwo tworzące tak zwaną Partię Demokratyczną wstrzymało oddech. Mam oczywiście na myśli decyzję legendarnego przywódcy „Solidarności” Władysława Frasyniuka, żeby poprzeć kandydaturę pana doktora Andrzeja Olechowskiego, a nie pana profesora Tomasza Nałęcza na prezydenta. Wprawdzie mówią, że pan dr Olechowski jest przystojniejszy od prof. Nałęcza, ale po pierwsze – de gustibus… i tak dalej, a po drugie – nie jestem pewien, czy akurat ta okoliczność była dla legendarnego przywódcy „Solidarności” decydująca. No dobrze, ale jeśli nie ta, to jaka? Jaka jest istotna różnica między kandydaturą pana dr. Olechowskiego a pana prof. Nałęcza, że legendarny… i tak dalej Władysław Frasyniuk z tego powodu aż wypisał się z Partii Demokratycznej? Nie przychodzi mi do głowy nic innego, jak tylko to, że pan dr Olechowski był agentem sławnego wywiadu gospodarczego, a pan prof. Nałęcz – nie. Pokazuje to, że istnieją jednak stałe punkty we wszechświecie, a tubylcze wybory prezydenckie mogą rozstrzygnąć się w zupełnie nieoczekiwanych kategoriach.


Stanisław Michalkiewicz
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl