„Ja wiedziałem, że tak będzie…”

Grzegorz Halama w jednej ze swoich piosenek śpiewał: „Ja wiedziałem, że tak będzie, ja wiedziałem, że tak będzie”. Chyba wszyscy wiedzieliśmy, że właśnie tak będzie. Dziennikarze w Polsce od 2005 roku szczerzą kły, szarpią ciała i szukają każdego dnia świeżej krwi. Najlepiej, gdyby na tacy podano im dwie głowy: pewnego premiera i pewnego prezydenta. Czyli dwóch panów K., no może jeszcze pana Z. Z.


Kiedy w 2005 roku Platforma Obywatelska przegrała z PiS wybory parlamentarne, dziennikarzy mediów agoropodobnych (a więc wtedy niemal wszystkich) ogarnął stupor mentalny. Czy to sen, czy to jawa? – spoglądali zdziwieni. Wielu z nich było pewnych, że to minie, że to jakaś nieoczekiwana gorączka, którą można przeczekać. Oniryczne lewitowanie szybko sprowadziło jednak wszystkich na twarde deski radiowych i telewizyjnych stacji. W kraju rozpętano zimną wojnę na mikrofony, komentarze, konferencje, relacje, „kropki nad i”, „siódme dni tygodnia”, „co z tą Polską?”, „teraz MY”, „loże prasowe” itp. Reporterskie długie miesiące gonitwy po korytarzach sejmowych, westchnienia zamyślonych dyżurnych socjologów, zmarszczone czoła „Tusków” i „Rokitów” miały jasny cel. Naród miał uwierzyć, że ta „koalicja hańby” to „pośmiewisko Europy”, a „kaczyzacja kraju” musi wzbudzać niechęć wszystkich „uczciwych Polaków”.

Kiedy tego lata nad Mazurami unosił się biały szkwał, a Polacy marzyli choćby o jednym spokojnym dniu, bojąc się, podobnie jak minister Zyta Gilowska, otwierać radio lub telewizor, koalicja dogorywała. Wicepremierzy Giertych i Lepper już jako „eksi” kończyli wyciąganie brudów politycznego małżeństwa. Wśród okrzyków rozpaczy fruwały taśmy, konferencja goniła konferencję, a oświadczenia ubiegały sprostowania. Kiedy już słuchacze nie mieli ochoty tego znosić ani tym bardziej rozumieć, gdy marszałek Ludwik Dorn czytał posłom zeznania ministra Kaczmarka, przeżywaliśmy apogeum. Niedawny jeszcze minister spraw wewnętrznych, brnący od kłamstwa do kłamstwa, wyznał Narodowi, że przez kilka długich miesięcy żył w kraju totalitarnym. Zaś wicepremier Lepper, by już ostatecznie się pogrążyć, wyciągnął ze starych szaf kolejne taśmy FOZZ z Żemkiem i Pineirą. Histerię politycznie ośmieszonych małżonków (LiS) usłużnie rejestrowali wszelkiej proweniencji michnikowszczycy.
Czy może wydarzyć się coś jeszcze?

„Tylko jedno dziś wiadomo – powinny być wybory” – oświadczyła ostatnio wieczorową porą redaktor Monika Olejnik, promiennie uśmiechając się w swojej „Kropce” do niedoszłego premiera z Krakowa, Trojga Imion Rokity. Nie przypadkiem guru red. Olejnik w swoim organie parę dni wcześniej pisał: „Od wczoraj, od uwięzienia Janusza Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Netzla – nikt w Polsce nie powinien czuć się bezpieczny”. Mentor z Czerskiej zdradził, że „Polska Jarosława Kaczyńskiego jest rządzona przez aparat, którego Polacy powinni się obawiać”. I dopełnił wizję opisem kraju nad Wisłą, gdzie panuje pełzający zamach stanu. Wielu czytelników mogło czuć się coraz mniej pewnie, gdy „sumienie narodu” grzmiało: „Warunkiem przyzwoitej kampanii i uczciwych wyborów jest natychmiastowe usunięcie Jarosława Kaczyńskiego z funkcji szefa rządu i Zbigniewa Ziobry z funkcji ministra sprawiedliwości”. Choć też było wyjaśnienie: „Oczywiście Jarosław Kaczyński nie jest Bierutem, a Ziobro Radkiewiczem”, i przypomnienie, jak to na przełomie lat 1946-1947 komuniści unieważniali listy wyborcze, więzili kandydatów list PSL, by w końcu sfałszować wybory. „Oni gotowi są wprowadzić stan wojenny” – wtórował Michnikowi Wałęsa. No cóż, Krauze poszukiwany, Kwaśniewski na emigracji wewnętrznej, Miller dorabia jako skromny publicysta, Oleksy skarży się Gudzowatemu na swoich partyjnych kolegów, Kulczyk zapadł się pod ziemię, a prokurator Engelking relacjonuje (tak profesjonalnie – jak on śmie!), co zdarzyło się na 40. piętrze w apartamentach hotelu Marriot.

Czy sytuację może więc zmienić rozlegający się głos Vaclava Havla, który zaczął basować mistrzowi Adamowi: „Nadchodzące wybory w Polsce winni nadzorować zachodni obserwatorzy”?

Donald Tusk od dawna ogłasza: „Tylko wybory”. W sondażu pewnej gazety (nomen omen „Wyborczej”) okazało się, że gdyby dziś były wybory, 30 proc. Polaków zagłosuje na PiS, 26 proc. na partię Tuska, 13 proc. na LiD, 6 proc. na LiS, 5 proc. na PSL. Co to oznacza dla mediów liberalnych? Że właściwie 30 proc. głosujących Polaków należałoby wraz z premierem Kaczyńskim wywieźć na wyspy bezludne. „Ja wiedziałem, że tak będzie”… Teraz tylko czekać, jak najmędrszy z mędrców – Bronisław G., historyk-mediewista, ściągnie do Warszawy Europejski Pułk Obrońców Pokoju. A „wolne media” rozpoczną nadawanie na żywo, na wzór nowojorskich relacji z 11 września 2001 roku, już do samych wyborów, programy z Polski pogrążającej się w wojnie domowej. Powodzenia… Jeśli jednak okaże się, że wybory znów wygra Prawo i Sprawiedliwość? To biada nam wszystkim. Michnikowszczyzna już nam tego nie przebaczy. Strach nawet myśleć. Wtedy jej gwiazdy medialne wykreują nam rzeczywistość, która może okazać się większym horrorem niż płonące gaje oliwne w Grecji.


Hanna Karp
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl