Gry konstytucyjne

Polska Konstytucja wymaga zmian, bo od początku naszej ustawie zasadniczej daleko było do doskonałości. Ale zazwyczaj politykom brakowało albo przekonania o potrzebie zmian, albo częściej – odwagi, żeby je wprowadzić w życie.

Teraz zarówno partie koalicyjne, jak i opozycja prześcigają się w koncepcjach na zreformowanie ustroju państwa. Jedne pomysły są dopiero w fazie projektów, inne przybierają bardziej konkretną formę. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że są one zgłaszane pod doraźne, PR-owskie potrzeby bieżącej polityki. Platforma Obywatelska, która od ponad dwóch lat narzeka, że wie, jak zreformować państwo, ale tego nie robi, gdyż podobno boi się weta głowy państwa (bo przecież trzeba odrzucić jako bezpodstawną sugestię, że weto to tylko zasłona dymna wobec braku pomysłów reformatorskich w rządzie), proponuje jego ograniczenie i generalnie osłabienie pozycji prezydenta, który co najwyżej zajmowałaby się wręczaniem medali i zapraszaniem gości na wino do Juraty. Wtedy już „zły prezydent” nigdy nie przeszkodziłby w rządzeniu „dobremu premierowi”. Szkoda, że PO nie jest konsekwentna i nie zaproponowała nowego artykułu w Konstytucji stanowiącego, że „prezydent musi pochodzić z tego samego ugrupowania co premier”. Problem byłby rozwiązany raz na zawsze.

Prawo i Sprawiedliwość z kolei proponuje wręcz coś odwrotnego – wzmocnienie roli prezydenta, który mógłby np. odmówić powołania premiera wskazanego przez koalicję rządową lub ministrów. Gdyby takie uprawnienia Lech Kaczyński miał w 2007 roku, to Tusk do tej pory byłby na wygnaniu w Sopocie, a nie zasiadał w fotelu szefa rządu i marzył o podróży życia do Peru. Radosław Sikorski z kolei mógłby co najwyżej w swojej posiadłości pod Bydgoszczą hodować żubry i daniele i nazwać ją strefą nie „zdekomunizowaną”, ale „zdekaczyzowaną”, bo przecież do tej pory nie zostałby ministrem spraw zagranicznych.

Najbardziej kuriozalne jest jednak to, że oto partia, która ponoć wedle wszelkich sondaży ma wygraną w wyborach prezydenckich w kieszeni, chce władzę przyszłego prezydenta (swojego) osłabić. Zaś ta partia, której kandydat podobno nie ma co marzyć o reelekcji, chce władzę nowego prezydenta (nieswojego) wzmocnić. Zdarzają się widać w polityce takie rzeczy, które się nie tylko filozofom, lecz także logikom nie śniły. Chociaż jest bardzo proste wytłumaczenie konstytucyjnych bojów PO i PiS: obie największe partie doskonale wiedzą, że uczestniczą razem w tej samej grze pozorów: nie chodzi o zmianę Konstytucji, ale o wywołanie dyskusji, o marketing polityczny, co ma udowodnić, kto lepiej dba o państwo, kto ma lepszą wizję jego funkcjonowania, sprawności jego władz. I żaden z tych projektów tak naprawdę nie zostanie wprowadzony w życie. To smutne, bo oznacza również, że zapewne to samo stanie się z obiecywanymi przez PiS zmianami w naszej ustawie zasadniczej, które miałyby służyć zwiększeniu prawnej ochrony życia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Zgłoszenie tych poprawek zapowiedział Przemysław Gosiewski, przewodniczący Zespołu Pracy Państwowej w PiS, choć nie przedstawił, jak zapisy konkretnie powinny wyglądać. Partia Jarosława Kaczyńskiego miała szansę, aby takie zmiany do ustawy zasadniczej wprowadzić, gdy rządziła, a koalicja miała przewagę w Sejmie i Senacie. Wtedy ważyły się losy projektu ówczesnego marszałka Sejmu Marka Jurka, który nie uzyskał poparcia dla zmian ze strony władz partii. Wtedy poprawki przepadły, więc skąd teraz PiS znajdzie szable w Sejmie, aby przeforsować swój projekt?


Krzysztof Losz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl