Biorą nas w „opiekę”

„Mieliście przecież nienawidzić,/ mieć oczy zamknięte i nic nie
widzieć…” – to fragment piosenki o podziemiu. „Mieliście przecież” to żałosna
skarga. Nie udało się. Znowu pudło. Zmusić Polaków do tego, by przestali być
sobą, nie jest łatwo. Ostatnia akcja naszych „przyjaciół” z BRE Banku – wiadomo,
nie masz lepszego przyjaciela nad agenta bankowego – pokazuje wymownie, że
kończy się czyjaś cierpliwość na to pasmo porażek.

Gdyby ktoś kiedyś zdołał policzyć, jakie siły, jakie majątki pochłonęły
jawne, a zwłaszcza niejawne, działania na rzecz przerobienia wolnego Narodu –
wolnego wewnętrznie, wolnego wiarą – w niewolników, o czym marzą niektórzy nasi
sąsiedzi, złapałby się za głowę. Ile poszło w gwizdek pary. Ile wysiłków,
knowań, podchodów, intryg poszło na marne. Ilu fałszywych przyjaciół potraciło
głowy i ile koni trojańskich połamało sobie nogi. Jak w „Panu Tadeuszu”: „Diabeł
swoje i Bóg swoje!”.
Niektóre informacje są na wagę złota. Pozwalają
zorientować się w gąszczu instytucji, które wszystkie wyglądają z zewnątrz
wspaniale i deklarują, że wezmą nas, Polaków, w opiekę. (Kto pamięta hasło
wyborcze jednej z głównych postaci Platformy, p. Hanny Gronkiewicz-Waltz, sprzed
kilku lat: „Zaopiekujemy się Polską”? Istotnie, zaopiekowali
się).
„Zaopiekowano się” także ostatnio pieniędzmi części słuchaczy Radia
Maryja, by trafiły nie tam, gdzie zostały wysłane. Bo Polacy wciąż finansują nie
te instytucje, co trzeba. Na nic edukacja za ciężkie miliony w mediach. Wdowi
grosz wspomaga tych, którzy przekazują prawdę i głoszą miłość. Polacy nie
sponsorują tych, którzy wygrażają im na trybunach i konfabulują na małych
ekranach. Którzy pogardzają człowiekiem. Tak było zawsze, od tysięcy lat i tak
już zostanie.

Rzeka podziemna
Rzecz, która uchodzi uwadze naszych,
hm… opiekunów, to fakt, że Polacy mają w swój genotyp wpisane działanie w
państwie podziemnym – czyli na terenie nieoficjalnym, prywatnym lub kościelnym –
we wszystkich tych przypadkach, gdy państwo oficjalne tylko udaje, że ich
reprezentuje lub otwarcie gwałci ich wolność, ich podmiotowość. Tak było za
czasów zaborów, w latach okupacji, tak powoli dzieje się i teraz. I tu nie
pomogą żadne represje. To znaczy – w istocie rzeczy – pomogą, bo skutek ich
będzie odwrotny do zamierzonego. O czym Rodzina Radia Maryja oraz twórcy Radia
wielokrotnie mogli się przekonać. Rodzina Radia Maryja nie jest organizacją
konspiracyjną, lecz jest organizacją, która przyjęła etos wszystkich
istniejących w naszych dziejach dobrowolnych zrzeszeń Polaków, którzy
organizowali się na różne sposoby – także niejawnie – by wspierać zagrożoną w
swoim kraju wolność. Wolność, która ma na imię: wiara, nadzieja i
miłość.
Jest coś, co bardzo wyróżnia Polaków od innych narodów. To
umiejętność działania wspólnego, gdy zagrożone są prawda i miłość. Radio Maryja
i jego dzieła dlatego tak bardzo denerwują naszych braci rewolucjonistów,
liberałów i wszelkich nihilistów, że są żywym dowodem na to, jak bardzo takie
organizowanie się może być skuteczne. Jak jest twórcze. Jak dodaje ludziom
skrzydeł. Ile niesie radości.
Dziś wszyscy utożsamiający się z Radiem Maryja
i dziełami, które powstają wokół niego, są „moherowymi beretami” – bo taką
wygodną dla siebie formułę słuchaczy tej rozgłośni przyjęli ludzie, których
cieszą złośliwości i ewidentne czyny kryminalne, jak chociażby manipulacje
bankowe. Jak długo jednak można żyć, karmiąc się tak niskimi motywacjami?
Przypominają się bohaterowie „Biesów” Fiodora Dostojewskiego. Było w nich coś
więcej niż małpia, sztubacka złośliwość. To była wizja świata, w którym punktem
odniesienia dla człowieka nie jest Bóg. To była pogarda dla drugiego człowieka.
Tragiczne.

Czyje jest zwycięstwo?
Incydent z próbą przejęcia
prywatnych pieniędzy, własności ludzi często niezamożnych, pieniędzy, które
miały wspomagać szerzenie Ewangelii, wpisuje się w walkę duchową, która toczy
się w Polsce. Odpowiedzią na tę przemoc nie może być jednak złość, gorycz i
zniechęcenie, bo wtedy sprawcy zła mieliby podwójną satysfakcję.
Gdy
wystarczająco dogłębnie i uczciwie spojrzymy na naszą historię, to zobaczymy, że
Polacy zawsze chcieli dokonywać – poprzez swoją aktywność polityczną, naukową,
artystyczną czy walkę zbrojną – rzeczy wielkich, dla Boga. Przyświecała im
cywilizacja chrześcijańska. Byli rzeczywiście „u Chrystusa […] na
ordynansach,/ słudzy Maryi”, jak to jest w „Pieśni Konfederatów Barskich”.
Dowodem – który nieustannie kole w oczy wielu – jest fakt, że przetrwaliśmy
okupację niemiecką i komunizm jako Naród wierzący, czym nie mogą, niestety,
poszczycić się nasi bliżsi i dalsi sąsiedzi.

Mit „masy upadłościowej”
Nikt z wielkich mężów Bożych –
jak św. Maksymilian Maria Kolbe i Czcigodny Sługa Boży Jerzy Popiełuszko – i
nikt z tysięcy zwykłych katolików, ojców i matek wychowujących dzieci w duchu
wiary w czasach najokropniejszego zniewolenia – nie myślał kategoriami
„indywidualnego sukcesu”, lecz służby. „Indywidualny sukces” to dziecko
liberalizmu. To podrzutek w ciągu jednego pokolenia zdolny dokonać fatalnego
spustoszenia, degradacji umysłów, zaśmiecić je fałszywymi ambicjami. To
najbardziej perfidny wróg Polaków. To, co się dzieje dzisiaj w naszym państwie,
jest skutkiem głosowania przez mentalnych niewolników liberalizmu na innych
niewolników. Wszyscy oni są zgodni, że jedyne, co się liczy w życiu, to „sukces”
– na przykład pokonanie przeciwnika w grze. Tylko tyle.
W postawie tych ludzi
i jej skutkach widać jak na dłoni, że jeżeli Polacy odrzucą wielkie idee, które
przyświecały im w historii – czy też nie będą generowali nowych wielkich idei, z
ducha chrześcijańskich, w których nie chodzi tylko o sprawy materialne, i w
których liczy się miłość ludzi do siebie nawzajem – będą wydawali zdegenerowane
potomstwo, a za przywódców będą mieć ludzi ciężko chorych. Fakt, że po rzuceniu
hasła, by wyciągnąć rękę po „dowód babci”, sięgnięto – już bez żadnych
zapowiedzi – po pieniądze, które są cudzą własnością, oznacza, że nie ma miejsca
i nie ma szans na inną Polskę niż Polska ideowa, bezkompromisowa, moralna. Gdy
jej nie będzie, kraj nad Wisłą stanie się pustynią. Przestanie istnieć jako
wolne i niepodległe państwo. Stanie się przytuliskiem nienawistników,
niewolników pracujących u obcych i kloszardów, które to grupy będą się nawzajem
przenikać.
Widoki na to, że tak się stanie, są jednak marne. O tym nasi
przeciwnicy dobrze wiedzą. Ten lęk ukrywają starannie dobierane słowa: „babcie”,
„mohery”… To myślenie życzeniowe. Chcieliby mieć do czynienia z klubem
samotnych i obolałych, z gromadą nieudaczników. A mają z ludźmi myślącymi,
działającymi skutecznie i nowocześnie, potrafiącymi się zorganizować. Niska
samoocena Polaków – nad którą tak usilnie pracuje się od wielu lat – rozsypuje
się w pył, gdy patrzy się na osiągnięcia Radia Maryja i całego obszaru kultury,
który z niego wyrasta.
Polska przestaje być dla naszych przeciwników
synonimem „masy upadłościowej”, i dlatego się tak niecierpliwią, próbując coraz
to nowych, żałosnych chwytów. W górę serca!

Ewa Polak-Pałkiewicz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl