„Spróbuj pomyśleć”


Pobierz Pobierz

Szczęść Boże!

Po upadku PRL-u do katalogu cnót narodowych dołączono wszelką bezpartyjność. „Do żadnej partii nie należałem i nie należę” brzmi credo wielu szukających poklasku wśród przekonanych o tym, że największe zło wyrządzone Polsce i Polakom dokonało się za sprawą członków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej oraz wszystkich jej mutantów i krótkotrwałych zamienników u steru władzy po zakończeniu II wojny światowej. Tymczasem partyjniactwo święci coraz większe tryumfy, zagarnia coraz to większe pola władzy każdego szczebla i każdego rodzaju. Ostatnie wybory samorządowe to przecież tryumf partyjniactwa pogardzanego słowem, lecz nie czynem, nie czynem wyborczym. Do płatników składek partyjnych wyznaczanych proporcjonalnie do zarobków na rządowych posadach zdobytych dzięki partii dochodzi rzesza samorządowców i zależnych od nich zakładów i instytucji, którzy – na miarę możliwości – albo pieniądzem, albo spolegliwością, wywdzięczą się partii za okazane zaufanie i szanse życia dostatniej. Od szefa po portiera każdy będzie dzieckiem partii matki i nie pozwoli odciąć się od piersi karmicielki, bo zginie z głodu w gospodarce rzekomo wolnej i rynkowej. Wichrzycielom na pohybel powie „nie” ich własna rodzina, będąca zakładnikiem bankowych kredytów i gwałtownie rosnących kosztów utrzymania, a fiskus, sanepid i cała reszta państwowego aparatu egzekucji woli partii szybko wykaże buntownikom, że racja jest tam, gdzie jest siła.

Za komuny kwitła przynajmniej satyra. Dzisiaj wystarczy obejrzeć telewizyjne występy niedoszłego prezydenta miejscowości Hindenburg, od końca trzynastego wieku znanej jako Zabrze, aby współczuć satyrykom, dla których fakt, iż życie przerosło wyobraźnię, jest pod każdym względem rujnującym doświadczeniem. Nie sposób porównywać dwóch etapów naszej powojennej historii poprzez pryzmat satyry szydzącej z ułomności sposobów i efektów sprawowania władzy przed i po formalnym jej zrzeczeniu się przez PZPR. Przede wszystkim dlatego, że rozmiar i ranga wyszydzanych błędów, wypaczeń i krzywd jest zupełnie nieporównywalna. Może dlatego w mediach publicznych nie ma miejsca dla satyryków, a ostatnio i dla odważnych dziennikarzy.

Jednak w dobie internetu coraz bardziej zaciskająca się pętla cenzury i poprawności politycznej nie ma szans na zaciemnianie prawdziwego obrazu rzeczywistości, pod warunkiem wszakże, że zwykli jego użytkownicy zrozumieją, że to co ukazuje się na listach dyskusyjnych, forach internetowych i tym podobnych platformach wymiany poglądów i prezentacji faktów jest w znacznej części emanacją działalności ośrodków propagandy i manipulacji opinią publiczną. Uwiarygodnić wypowiedzi funkcjonariuszy tych ośrodków mają za zadanie ordynarne sformułowania obficie kraszone wulgarnym słownictwem i ataki poniżej jakiegokolwiek poziomu cywilizacyjnego. Zalewające internet wypowiedzi to nieraz zwykłe formy ataku PSYOP, operacji psychologicznych, powtarzane wielokrotnie w różnych odcieniach agresywnego chamstwa i zamieszczane na licznych stronach internetowych przez tego samego autora lub małą grupkę zadaniową, osobę lub kilka osób występujących pod dowolnymi pseudonimami, z użyciem skradzionych adresów nadawców czy też z licznych komputerów. Stwarza to wrażenie, że duża, ogromna, przeważająca część opinii publicznej ma wyrobione zdanie w konkretnej sprawie, że siła wyrażanego przekonania jest wielka, że podziela ją większość i to ta bliska sercu i rozumowi odbiorcy komunikatu przynajmniej w sferze języka. Wspólny język to słowo na „k” i jemu podobne oraz rok „dwa dwanaście”, zamiast dwa tysiące dwunasty, na przykład.

Nie trzeba mieć wątpliwości, że w szczycąc się bezpartyjnością w kraju skolonizowanym przez monopartię, stajemy się coraz bardziej bezbronnymi ofiarami wąskiego grona decydentów dysponującego wszechwładzą wolną od jakiejkolwiek kontroli intencji i skutków swoich działań. Szczycąc się bezpartyjnością w kraju, w którym władza nie ma z kim przegrać, a przy tym spokojnie czekając w kolejce na kres własnej stabilizacji, w istocie stajemy się członkami w Polsce partii najbardziej licznej, choć nie
zarejestrowanej PPPPPP: Polskiej Partii Prokrastynatorów Pokornie Przyjmujących Poniżenia.

 


Z Panem Bogiem

drukuj