Myśląc Ojczyzna: „Agentura i partyjnictwo”


Pobierz Pobierz

Szanowni Państwo!

Niedawno obchodziliśmy święto państwowe – rocznicę uchwalenia w 1791 roku konstytucji. Konstytucja 3 maja była rozpaczliwą próbą ratowania państwa polskiego przed zagładą, która zresztą wkrótce nastąpiła. Dlaczego jednak trzeba było ratować przed zagładą państwo, które jeszcze sto lat wcześniej było na tyle silne, by pod Wiedniem w 1683 roku złamać kręgosłup jednej z największych ówczesnych potęg – Turcji? Państwo zdolne do takiego wyczynu słabe być nie mogło, a zatem tym bardziej interesujące staje się pytanie, co takiego przytrafiło się Polsce, że pod koniec osiemnastego wieku trzeba było podejmować rozpaczliwe próby ratowania jej przed zagładą?
Pewnej wskazówki dostarcza nam definicja państwa silnego i państwa słabego. Które państwo jest silne, a które słabe? Bez wchodzenia w zbędne rozważania można powiedzieć, że państwo silne, to takie, które ma sąsiadów słabszych od siebie. Jeśli jest odwrotnie, to znaczy – jeśli sąsiedzi rosną w siłę, to państwo staje się słabe.
No dobrze, ale dlaczego właściwie sąsiedzi Polski, to znaczy – Austria, Rosja i Prusy rosły w siłę, a Polska – nie? Przecież Polska miała wszystkie atuty, żeby też rosnąć w siłę; miała duże terytorium, żyzne ziemie, była stosunkowo dobrze zaludniona, słowem – niczego jej nie brakowało. A jednak sąsiedzi stawali się coraz silniejsi, podczas gdy Polska – coraz słabsza.
Warto dodać, że przyczyna słabości Polski nie było ubóstwo materialne. Polska za panowania Augusta III bardzo szybko odbudowała się po zniszczeniach spowodowanych wojną północną i nawet ówczesne przysłowia świadczą o bogactwie kraju i obywateli: „w naszej koronie jest z łaski Boga len do płótna, owce do sukna, stado do koni i kruszec do broni” – albo „co Polak na dzień wypije, Niemca majątek stanowi”. I rzeczywiście – różnica między bogactwem Polski a ubóstwem Prus była widoczna i za Stanisława Augusta Poniatowskiego. Skarżąc się Katarzynie na pruskiego króla Fryderyka Wielkiego, który ustanowił w Kwidzynie komorę celną dla obłożenia polskiego handlu haraczem, pisze między innymi: „Król Jegomość pruski wybiera z Polski około trzech milionów sześciuset tysięcy guldenów pruskich, to jest około dziewięćset tysięcy rubli rocznie. Równa się to dochodowi z całych Prus brandenburskich.” Dopiero na tym tle widać, jaka bogata była Polska i jakie biedne były Prusy. Ale Prusy miały 195 tysięcy wojska, podczas gdy Polska – tylko 18 tysięcy. Dlatego właśnie rosyjski minister spraw zagranicznych, hrabia Panin, poucza Stanisława Augusta, że „w naszych czasach królowie nie wyzywają się już wzajemnie na pojedynki, a konieczność wymaga, żeby słabszy miał respekt przed silniejszym.” Tym „silniejszym” w oczach hrabiego Panina jest oczywiście Fryderyk.
No dobrze, ale dlaczego Polska miała tylko 18 tysięcy wojska, skoro była taka bogata? Ano dlatego, że w 1720 roku stanął w Poczdamie traktat rosyjsko-pruski, w którym obydwaj strategiczni partnerzy zobowiązali się nawzajem, że nie dopuszczą w Polsce do żadnych reform, a zwłaszcza – do powiększenia wojska. Dlaczego mogli się w tej sprawie wzajemnie zobowiązać? Dlatego, że zarówno Rosja, jak i Prusy miały w Polsce tylu agentów, żeby storpedować każdą próbę jakiejkolwiek reformy, a zwłaszcza – każdą próbę zwiększenia militarnej siły państwa.
Ta okoliczność skłania nas do ponownego przyjrzenia się lustracji, zwłaszcza w świetle ogłoszonych niedawno rewelacji, że za czasów profesora Leona Kieresa Wojskowe Służby Informacyjne zablokowały możliwość ujawnienia najgroźniejszych agentów poprzez umieszczenie ich teczek w tak zwanym „zbiorze zastrzeżonym”. W tej sytuacji lepiej rozumiemy przyczyny demonstracyjnego lekceważenia, jakie okazał władzom państwa polskiego profesor Bronisław Geremek, podobnie jak inni osobnicy, zażywający reputacji autorytetów moralnych.
Widać zatem, ze agentura w czasach saskich i stanisławowskich była przyczyna śmiertelnej choroby państwa. Ale dlaczego agentura tak bardzo rozpleniła się w Polsce, a nie odwrotnie? Dlaczego Rosja, Prusy, czy Austria miały u nas tylu agentów, a Polska u nich swoich agentów nie miała?
Sądzę, że przyczyn tego stanu rzeczy należy szukać w upadku ducha obywatelskiego, a w szczególności w upowszechnieniu się w Polsce partyjnictwa. Jak wiadomo, Polska miała ustrój republikański, w którym siłą rzeczy dużą role odgrywają partie polityczne. Ale partie polityczne, to jeszcze nie partyjnictwo. Na czym zatem polega partyjnictwo? Polega ono na rodzaju zaślepienia, rodzaju zacietrzewienia, skierowanego na pogrążenie przeciwnika politycznego za wszelką cenę – nawet za cenę wyrządzenia szkody własnemu państwu. Ludzie zaślepieni partyjnictwem przestają rozumieć, że ich pozycja i perspektywy zależą od kondycji państwa, w którym działają. Tracą poczucie rzeczywistości do tego stopnia, ze gotowi są skorzystać z pomocy wroga własnego państwa, byle tylko pognębić, a najlepiej – zniszczyć politycznego konkurenta.
Przykładem partyjnictwa jest podkanclerzy Hieronim Radziejowskim który dla dokuczenia królowi Janowi Kazimierzowi sprowadził do Polski Szwedów. Przykładem partyjnictwa jest stronnictwo książąt Czartoryskich, którzy dla przeforsowania przedsięwzięć wzmacniających ich pozycję, ściągnęli do Polski wojska rosyjskie. Wprawdzie proponowane przez Czartoryskich reformy były nawet korzystne dla kraju, ale zastosowane przez nich lekarstwo okazało się gorsze od choroby – bo wojska rosyjskie już z Polski nie wyszły. Wreszcie – przykładem partyjnictwa jest targowiczanin Szczęsny Potocki, który po kolejnym rozbiorze Polski pojechał do Petersburga, żeby przed Katarzyną wypłakiwać się nad losem ojczyzny. Ta jednak tupnęła na niego i powiedziała surowo: „pańska ojczyzna jest tutaj!” – bo też prawie wszystkie olbrzymie dobra Potockich znalazły się w granicach Rosji.
No a dzisiaj? Dzisiaj przecież też nie jesteśmy zadowoleni z naszego państwa. Szwankuje ono akurat w tych dziedzinach, w których niczym nie można go zastąpić: jest słabe militarnie, skorumpowane, przeżarte agenturą wysługującą się obcym państwom, z rozprzężonym systemem wymiaru sprawiedliwości i łupiące obywateli podatkami. A w jakim kierunku rozwija się pomysłowość grup sprawujących władzę polityczną?
Wszystkie inicjatywy, jakie ostatnio się pojawiły, maja na uwadze dwa cele: po pierwsze – maksymalnie zablokować dostęp na scenę polityczną wszelkim nowym środowiskom i ludziom, a po drugie – obezwładnić własne państwo. Czyż nie do tego zmierza pomysł zmiany konstytucji w celu ograniczenia, a właściwie – skasowania władzy prezydenta?
Okazuje się, ze ta sama plaga w postaci partyjnictwa, która w XVIII wieku stała się przyczyną zagłady naszego państwa, trapi nas nadal. Ubocznym skutkiem tego partyjnictwa jest agentura w strukturach państwa. Najwyraźniej ma się ona jeszcze lepiej, niż w XVIII wieku i jest jeszcze bardziej wpływowa, niż wtedy. Wtedy bowiem polskie środowiska patriotyczne jednak podjęły rozpaczliwą próbę ratowania państwa przed zagładą w postaci konstytucji 3 maja. Dzisiaj jedynym pomysłem jest już tylko likwidacja niepodległości i przyłączenie Polski do Unii Europejskiej, która jest niczym innym, jak kolejnym wcieleniem Cesarstwa Niemieckiego, pozostającego w strategicznym partnerstwie z Cesarstwem Rosyjskim.

Mówił Stanisław Michalkiewicz

drukuj