[TYLKO U NAS] M. Budzisz: Atak Rosji na Ukrainę jest bardzo prawdopodobny, ale nie jest przesądzony

Atak Rosji na Ukrainę jest bardzo prawdopodobny, ale nie jest przesądzony. Jest bardziej prawdopodobny niż 2 tygodnie temu, ale to jeszcze nie znaczy, że mamy do czynienia z czymś, co na pewno nastąpi – podkreślał Marek Budzisz, dziennikarz i historyk, ekspert ds. Rosji i postsowieckiego Wschodu, w czwartkowym programie „Polski punkt widzenia” na antenie TV Trwam.

Choć coraz częściej mówi się, że agresja Rosji na Ukrainę jest już przesądzona, gość „Polskiego punktu widzenia” uważa inaczej.

– Nie, moim zdaniem nie jest przesądzona. W gruncie rzeczy powinno się zacząć od tego, co to znaczy agresja, jak rozumieć ten termin, bo mamy skłonność do tradycyjnego rozumienia, czyli wyobrażamy sobie wojnę o rozmiarach przypominających II wojnę światową albo operację „Pustynna burza”, ale możemy mieć do czynienia z różnymi formami agresji – również w postaci skrytej – wskazał ekspert.

Zaznaczył, że Rosja – przynajmniej na początku – może korzystać z tzw. sił proxy, czyli m.in. wspieranych przez nią separatystów z Donbasu. Możemy mieć także do czynienia z obezwładniającym atakiem cybernetycznym, przed czym ostrzegali specjaliści firmy Microsoft.

– Infrastruktura wrażliwa Ukrainy może zostać sparaliżowana, co może prowadzić do niepokojów społecznych o charakterze powszechnym – podkreślił Marek Budzisz.

Zwrócił uwagę, że scenariuszy konfliktu może być bardzo wiele. Niekoniecznie musi polegać on na wtargnięciu sił lądowych na terytorium Ukrainy, choć i tego nie można wykluczyć.

Obecnie – jak mówił ekspert – jesteśmy w fazie odstraszania. Polityka Zachodu ma skłonić Władimira Putina do niepodejmowania agresywnych kroków.

– Dzisiaj Zachód koncentruje się na wzmacnianiu możliwości obronnych Ukrainy na różne sposoby. Chodzi o to, żeby z perspektywy Rosji to nie była łatwa operacja, żeby Moskwa musiała się liczyć ze znaczącymi stratami, jeśli chodzi o własne siły – wskazał rozmówca TV Trwam.

Podobny cel ma spełniać groźba nałożenia na Rosję „sankcji, jakich jeszcze nigdy w historii wobec Rosji nie zastosowano”.

Jeśli jednak druga strona decyduje się na działania wojskowe, wówczas zmienia się logika działań. W takim przypadku w grę wchodzi nawet użycie własnych sił zbrojnych.

– Jeszcze w tej fazie nie jesteśmy. To na razie – miejmy nadzieję – są tylko scenariusze opisywane przez analityków – zwrócił uwagę Marek Budzisz.

Prezydent Joe Biden oznajmił, że sankcje wobec Rosji będą zależne od stopnia agresji. Niektórzy zarzucają mu, że tym samym zachęcił Rosję do ataku. Mogło to być jedynie niefortunne sformułowanie, co zdaje się potwierdzać późniejszy komunikat Białego Domu doprecyzowujący, o co chodziło prezydentowi.

– Ja bym nie przesadzał. Joe Biden powiedział też w czasie konferencji, na co z kolei nie zwrócono uwagi, że jeżeli Rosja zaatakuje i to na dużą skalę, to Zachód będzie zjednoczony jak jeszcze nigdy do tej pory. Mówił także, że wtedy Ameryka wyśle dodatkowe oddziały wojskowe do państw Wschodniej Flanki – zarówno do Polski, jak i do Rumunii. To też warto podkreślić – mówił gość „Polskiego punktu widzenia”.

Stwierdził przy tym, że według niego polityka Waszyngtonu jest polityką dość twardą, twardszą nawet niż można się było spodziewać.

– Postawa Waszyngtonu jest dość twarda, czego nie można powiedzieć o Berlinie i o Paryżu. Tu mamy do czynienia w gruncie rzeczy z kwestionowaniem linii polityki amerykańskiej – zwrócił uwagę ekspert ds. Rosji.

Prezydent USA wyraził także obawę, że jeśli dojdzie do konfliktu na Ukrainie, może się on wymknąć spod kontroli i objąć kraje sąsiednie.

– Każdy konflikt ma potencjał eskalacyjny. Nawet jeśli strony nie myślą o eskalacji do wojny o wielkich rozmiarach, może się okazać, że się w takiej sytuacji znajdą. Proszę pamiętać, że kiedy w lipcu i sierpniu 1914 r. rozpoczynała się I wojna światowa, wszyscy uważali, że będzie ona krótką wojną i na święta Bożego Narodzenia żołnierze będą już w domu – przypomniał rozmówca TV Trwam.

To oznacza, że trzeba myśleć nad tym, jak uniknąć eskalacji konfliktu i jak wzmocnić się na wypadek takiej ewentualności.

– Słowa Joe Bidena o wzmocnieniu obecności wojskowej są jednym z tego rodzaju elementów uprzedzania. Tu nie ma znaczenia, czy Rosja to odbierze jako prowokację, bo już będziemy w scenariuszu wojennym. Gdyby w czasie pokoju NATO zwiększyło w sposób drastyczny swoją obecność na Wschodniej Flance, to Rosja wówczas mogłaby to odebrać jako pewne działanie prowokacyjne, natomiast w scenariuszu wojennym ta logika nie obowiązuje – tłumaczył ekspert.

To, że atak nie jest przesądzony, nie oznacza jednak, że nie jest prawdopodobny.

– Atak Rosji na Ukrainę jest bardzo prawdopodobny, ale nie przesądzony. Jest bardziej prawdopodobny niż 2 tygodnie temu, ale to jeszcze nie znaczy, że mamy do czynienia z czymś, co na pewno nastąpi – podkreślał rozmówca TV Trwam.

Wskazał, że większość ekspertów, analityków i polityków uważa, iż dojdzie do jakiejś formy eskalacji. Plany Władimira Putina są bowiem ambitne, a Ukraina stanowi zaledwie jeden z ich elementów. Prezydent Federacji Rosyjskiej chce całkowicie zmienić system bezpieczeństwa Europejskiego, uzależniając Stary Kontynent od Rosji i wyrugować całkowicie USA z przestrzeni europejskiej. Europa Środkowa i Wschodnia już dawno przejrzała plany rosyjskiego przywódcy, o czym świadczą słynne słowa wypowiedziane przez Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi w 2008 roku.

– Wydaje się, że pogląd na ten temat w Warszawie, w Bukareszcie i w Rydze czy Tallinie jest zbieżny. Problemem jest to, że zupełnie inaczej na te sprawy patrzy się w Paryżu czy Berlinie – podkreślił Marek Budzisz.

Wyjaśnił, że stanowisko Niemiec i Francji wobec Rosji wynika z oceny  jej wojskowych możliwości.

– Rosja może zaatakować Ukrainę, może w pewnych warunkach zaatakować również Polskę, ale nie zaatakuje Paryża. Wojskowi specjaliści oceniają, że Rosja ma potencjał oddziaływania w promieniu maksymalnie 300 km od swoich granic. Mówimy oczywiście o stanie dzisiejszym, bo jeśli Rosja będzie przez najbliższe 15 lat rozbudowywała swoje siły zbrojne, to być może zwiększy te możliwości – tłumaczył ekspert.

Dlatego też Niemcy i Francja nie odczuwają strachu przed zakusami Rosji.

– Niemcy nie odczuwają potrzeby ani żeby się Rosji obawiać, ani aby w sposób istotny inwestować w swoje siły zbrojne. Dlatego wydają 1,5 proc. PKB na bezpieczeństwo, a nie – tak jak obiecywali – 2 procent. Francuzi są zorientowani na Afrykę Północną i basen Morza Śródziemnego, i uważają, że z Rosjanami mogą się dogadać, i – mało tego – że Rosjanie w gruncie rzeczy (chociaż tego wprost nie mówią) mogą być elementem balansującym przewagę Niemiec w Europie. Obydwa te państwa dostrzegają w Rosji potencjalnego partnera, również biznesowego, a nie zagrożenie – zwrócił uwagę gość „Polskiego punktu widzenia”.

radiomaryja.pl

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl