Śledczy podejrzanymi

Posłowie z komisji hazardowej nie mogli długo żyć jedynie
przesłuchaniami świadków i analizami zgromadzonych dokumentów. Po stosunkowo
długim jak na tę komisję okresie merytorycznych prac śledczy powrócili do
zajmowania się pobocznymi tematami.

Politycy Platformy Obywatelskiej pytani o to, czy w sprawie afery hazardowej
doszło do przecieku, odpowiadają często, że tak. Ale tym przeciekiem, jak wynika
z ich odpowiedzi, wcale nie jest ten z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów do
przedsiębiorcy branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka o zainteresowaniu
Centralnego Biura Antykorupcyjnego jego osobą, lecz przeciek do prasy
stenogramów podsłuchanych rozmów przedsiębiorcy z politykami Platformy
Obywatelskiej. Idąc tym tokiem rozumowania, można przyjąć, iż żadnej afery by
nie było, gdyby nie dowiedziała się o niej opinia publiczna, dlatego ścigać
należy „prawdziwych sprawców” afery, czyli osoby, które przyczyniły się do tego,
że sprawki polityków Platformy ujrzały światło dzienne. Dziś prawdziwa afera
ponownie schodzi na dalszy plan, a problemem jest znowu przeciek. Tym razem w
sprawie fragmentów zeznań Ryszarda Sobiesiaka w prokuraturze, które opublikowała
w sobotę „Rzeczpospolita”. W czwartek stanie on przed komisją hazardową.
Niezwykle dobrze poinformowany w pracach komisji hazardowej okazuje się rzecznik
rządu Paweł Graś, który już w niedzielę ogłosił, że zeznania Sobiesiaka trafiły
z prokuratury do komisji śledczej, wskazując tym samym, że przeciek mógł
nastąpić z komisji, a nie z prokuratury. W dostępie do tej informacji Grasiowi
nie przeszkodziło to, że on sam nie jest członkiem komisji śledczej, a zeznania
Sobiesiaka są utajnione. To tylko świadczy o tym, iż rządzący bezpośrednio
trzymają rękę na pulsie, jeśli chodzi o prace komisji. – Wiemy, kto od wpływu
tych materiałów miał z nimi kontakt – ogłosił przewodniczący komisji Mirosław
Sekuła (PO). Sam natomiast mógł oznajmić, że jest „czysty” dzięki temu, że – jak
może wynikać z wypowiedzi przewodniczącego – mało się interesuje materiałami,
jakie otrzymuje komisja. Sekuła ogłosił bowiem, że tych akt nie czytał,
wskazując na członków komisji: Zbigniewa Wassermanna (PiS) i Bartosza
Arłukowicza (Lewica), którzy znaleźli się na liście osób, które zapoznały się z
zeznaniami przedsiębiorcy. Sekuła oznajmił, że z materiałami z przesłuchania
Ryszarda Sobiesiaka zapoznali się ci dwaj członkowie komisji oraz troje
asystentów posłów Zbigniewa Wassermanna, Beaty Kempy (PiS) i Sławomira Neumanna
(PO), a także pracownik sekretariatu komisji. Po tym, jak przed komisją śledczą
zeznawali politycy PO, którzy zapewniali, że „nie są źródłem przecieku” o akcji
CBA, wczoraj to samo, ale w innej sprawie, musieli robić ci, którzy ich
przesłuchiwali – posłowie opozycji Wassermann i Arłukowicz.
– Będzie dużo
trudniej pracować. Kiedy materiały tajne znajdują się w prasie, to pozwala
przygotować się świadkowi – oceniał Arłukowicz. Według Wassermanna, wychodzi na
to, że jeżeli jest ktoś pilny i „w tym szaleństwie znajduje jeszcze czas na
zapoznanie się materiałami”, to jest winny. – A oskarżenia może stawiać ten, kto
akurat się nie zapoznał, chociaż jest to jego obowiązkiem. To przecież absurd.
Jest jeszcze taka możliwość, że ktoś robi to specjalnie po to, żeby powiedzieć,
iż nam nie wolno dawać akt, bo jesteśmy niewiarygodni – dodał poseł PiS.

Wassermann wyszedł
Komisja spotkała się wczoraj na
niejawnym posiedzeniu z szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztofem
Bondarykiem. Śledczy byli jednak rozczarowani jego rezultatami. Zgodnie
stwierdzali, że niewiele wniosło ono dla prac komisji, a sami prawie niczego się
nie dowiedzieli. – Takie spotkania są trudne, służby doskonale potrafią chronić
swoje informacje. Inaczej mówiąc, od służb można się coś dowiedzieć, jak się coś
wie – powiedział Wassermann. Według przewodniczącego komisji Mirosława Sekuły,
posłowie często w swoich pytaniach wykraczali ponad to, o co mogą się zapytać,
wkraczając na obszar danych dotyczących działalności operacyjnej ABW. – Pan
minister Bondaryk zachował się bardzo profesjonalnie i udzielił nam bardzo
szczerych i dobrych odpowiedzi w zakresie, w jakim mógł, natomiast jeśli
posłowie przekraczali ten zakres, to wtedy się niczego nie dowiadywali –
relacjonował Mirosław Sekuła.
W czasie spotkania doszło do zgrzytu. Opuścił
je Zbigniew Wassermann po tym, jak przewodniczący Sekuła powiedział, że pytania
Wassermanna do Bondaryka niczego do sprawy nie wnoszą. – To nie jest żadna forma
protestu, natomiast byłem bardzo zaskoczony tą uwagą pana przewodniczącego,
kiedy powiedziałem, że chcę zadać jeszcze jedno pytanie, a pan przewodniczący
powiedział: „Pańskie pytania i tak nic w tej sprawie nie wyjaśnią” – mówił poseł
PiS.

Artur Kowalski

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl