16 października – wspomnienie św. Gerarda Majelli

16 października obchodzimy wspomnienie św. Gerarda Majelli, redemptorysty, brata zakonnego. Jest on także opiekunem matek i patronem dobrej spowiedzi. Żył w południowych Włoszech, w czasach św. Alfonsa Liguori, Założyciela Zgromadzenia, w latach 1726-1755.

Św. Gerard Majella, opiekun matek i patron dobrej spowiedzi

Gerard Majella urodził się 6 kwietnia 1726 roku, w Muro Lucano, małym miasteczku na południu Włoch, sto kilometrów na wschód od Neapolu. Był najmłodszym dzieckiem w ubogiej rodzinie pobożnych katolików Dominika i Benedykty. W domu rodzinnym nauczył się miłości do modlitwy i ducha ofiary. Szczególnie mama była bardzo pobożna i szybko zauważyła, że jej małego synka pociąga świat duchowy. Opowiadała mu więc o miłości Boga, o Jezusie, o krzyżu, o Maryi Dziewicy, o aniołach. Zabierała go ze sobą do kościoła lub na pielgrzymkę do Madonny. Gerard lubił się modlić i czuł się z mamą szczęśliwy, ponieważ miał poczucie, że jest blisko Pana Boga. Jego ulubiona zabawa polegała na budowaniu ołtarzyków, stawianiu na nich figurki Matki Bożej lub świętych i ozdabianiu ich kwiatami.

Kiedy Gerard miał 12 lat, umarł jego ojciec i na nim spoczęła troska o utrzymanie matki i trzech sióstr. U jednego z mieszkańców miasteczka zaczął uczyć się krawiectwa, ten traktował go bardzo surowo i często nawet go bił. Po czterech latach praktyki, kiedy mógł już otworzyć własny warsztat krawiecki, zdecydował, że chce pójść na służbę do miejscowego biskupa Lacedonii. Przyjaciele namawiali go, żeby tego nie robił. Ale szykanowania i ciągłe wyrzuty, które powodowały, że po paru tygodniach służący odchodzili, Gerarda nie odstraszały. Poddał się wszystkiemu i trwał na służbie u biskupa przez trzy lata, aż do jego śmierci. Gdy Gerard był przekonany, że taka jest wola Boża, zgadzał się na wszystko. Nie zważał na bicie go przez krawca, czy szykanowanie przez biskupa; w cierpieniu dostrzegał sposób naśladowania Chrystusa. Mając to na uwadze zwykł był mówić: „Jego Ekscelencja chce mojego dobra”. Już wtedy Gerard spędzał długie godziny przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie, od którego czerpał siły duchowe i umacniał się w  pragnieniu poświęcenia Mu swojego życia.

W roku 1745, w wieku 19 lat, wrócił do Muro i otworzył zakład krawiecki, który dobrze funkcjonował. Jednak Gerard za swoją pracę pobierał niewielkie wynagrodzenie i praktycznie prawie wszystko, co posiadał, rozdawał. Odkładał tylko sumę konieczną na utrzymanie swojej matki i sióstr, a resztę rozdawał ubogim albo na Msze św. za dusze w czyśćcu.

Żadne wydarzenie nie było dla niego bez znaczenia, wszystko pomagało mu wzrastać w miłości ku Bogu. Pragnął całkowicie oddać się na służbę Jezusowi i poprosił o przyjęcie do kapucynów, ale ci odmówili spełnienia jego prośby. Mając 21 lat podjął próbę życia pustelniczego. Jego pragnienie upodobnienia się do Chrystusa było tak gorące, że chętnie podejmował się odegrania głównej roli w przedstawieniu Męki Pańskiej, roli Chrystusa, w katedrze w Muro.

Spotkanie z redemptorystami

W roku 1749 grupa 15 misjonarzy redemptorystów przybyła do Muro, aby prowadzić misje w trzech parafiach tego miasteczka. Gerard bardzo gorliwie uczestniczył w misjach i odkrył, że to jest właśnie droga dla niego. Poprosił więc o przyjęcie do redemptorystów na brata zakonnego, ale o. Cafaro, ze względu na słabe zdrowie kandydata, nie zgodził się na jego prośbę. Gerard do tego stopnia naprzykrzał się misjonarzom, że w momencie opuszczania przez nich miasta, o. Cafaro polecił rodzinie zamknąć go w mieszkaniu.

Gerard zastosował jednak pewien wybieg, dzięki któremu w przyszłości będzie znajdował szczególne zrozumienie w sercach młodzieży – powiązał ze sobą prześcieradła z łóżek i spuścił się przez okno, aby dopędzić grupę misjonarzy. Na stole zostawił kartkę, a na niej tylko kilka słów: „Idę, aby zostać świętym. Zapomnijcie o mnie”. Przebiegł prawie 18 km, zanim dogonił misjonarzy. „Zabierzcie mnie ze sobą, dajcie mi szansę spróbować; jeżeli próba nie wyjdzie, możecie mnie wyrzucić na ulicę” – mówił Gerard. Wobec takiego uporu ojcu Cafaro nie pozostało nic innego, jak dać mu przynajmniej szansę. Posłał więc Gerarda do Deliceto z listem, w którym napisał: „Przysyłam wam jeszcze jednego brata, który nie nadaje się do pracy…”.

Gerard całkowicie rozmiłował się w tej formie życia, którą św. Alfons Liguori, założyciel redemptorystów, przewidział dla członków swojego Zgromadzenia. Był bardzo szczęśliwy z odkrycia, że miłość do Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie stanowi centrum ich życia oraz że czymś istotnym jest dla nich miłość do Maryi. Swoje pierwsze śluby zakonne złożył 16 lipca 1752 roku. Ku jego wielkiej radości była to Uroczystość Najświętszego Odkupiciela i równocześnie święto Matki Bożej z Karmelu. Od tego dnia, z wyjątkiem krótkiego pobytu w Neapolu i ostatniego okresu spędzonego w Materdomini koło Caposele, gdzie zmarł, całe swoje życie zakonne przeżył we wspólnocie redemptorystów w Deliceto.

Etykieta „nieużyteczny” szybko okazała się nieaktualna. Gerard był wspaniałym bratem zakonnym i w kolejnych latach pracował jako ogrodnik, zakrystianin, krawiec, furtian, kucharz, stolarz i murarz podczas prac remontowych w Caposele. Był bardzo pojętny – wystarczyło, że poszedł do warsztatu rzeźbiarza i bardzo szybko nauczył się robienia krzyży. Stał się skarbem dla wspólnoty, a jego ambicją było to, żeby zawsze i we wszystkim pełnić wolę Bożą.

W roku 1754 jego kierownik duchowy polecił mu, żeby napisał na kartce, jakie jest jego największe pragnienie. I napisał tak: „Bardzo kochać Pana Boga; być zawsze zjednoczonym z Bogiem; czynić wszystko dla Pana Boga; kochać wszystkich ze względu na Pana Boga; wiele dla Pana Boga cierpieć; jedyne, co się w życiu liczy, to pełnienie woli Bożej”.

Ciężkie życiowe doświadczenie

Prawdziwa świętość zawsze jest wypróbowywana przez krzyż. W roku 1754 Gerard przeszedł przez ciężką próbę, dzięki której nabył szczególnej mocy pomagania matkom i ich dzieciom. Do dzieł jego szczególnej gorliwości należało zachęcanie i pomaganie dziewczętom, które chciały wstąpić do klasztoru. Często starał się o zdobycie dla ubogich dziewcząt przepisanego posagu, bez którego nie można było wówczas wstąpić do klasztoru.

Nerea Caggiano to jedna z tych dziewczyn, którym pomagał Gerard. Utraciła ona jednak pragnienie życia w klasztorze i po trzech tygodniach wróciła do domu. Celem usprawiedliwienia swojej decyzji, Nerea rozpowszechniła fałszywe wiadomości o zakonnicach w klasztorze. Kiedy jednak prosty lud nie wierzył w jej opowiadania o życiu w klasztorze poleconym jej przez Gerarda, postanowiła w obronie swego dobrego imienia skompromitować swojego dobrodzieja. Napisała więc list do św. Alfonsa Liguori, przełożonego redemptorystów, w którym oskarżyła Gerarda o popełnienie grzechów nieczystych z młodą dziewczyną, córką rodziny, w której domu Gerard często zatrzymywał się podczas swoich misjonarskich podróży. Święty Alfons wezwał Gerarda, żeby się wytłumaczył z tych oskarżeń. Zamiast się bronić, Gerard milczał za wzorem swego Boskiego Mistrza. W tej sytuacji św. Alfons nie miał nic innego do zrobienia, jak surowo ukarać młodego zakonnika. Zakazał mu więc korzystania z przywileju przyjmowania Komunii świętej i wszelkiego kontaktu ze światem zewnętrznym.

Nie było łatwo dla Gerarda zrezygnować z zapału o zbawienie bliźnich, nie dało się jednak porównać tego z faktem zabronienia mu przyjmowania Komunii świętej. Cierpiał do tego stopnia, że poprosił o pozbawienie go przywileju służenia do Mszy św., ponieważ obawiał się, że z powodu tak wielkiego pragnienia Komunii świętej mógłby kapłanowi wyrwać z rąk konsekrowaną Hostię.

Wkrótce potem Nerea poważnie zachorowała i sama napisała do św. Alfonsa, że jej oskarżenia wobec Gerarda były fałszywe i że sama wymyśliła te oszczerstwa. Święty Alfons poczuł się bardzo szczęśliwy na wieść, że jego duchowy syn jest niewinny. Ale Gerard, który nie popadł w przygnębienie wskutek tej próby, nie przeżywał specjalnej radości, gdy został uniewinniony. W obydwu przypadkach czuł, że spełnia się wola Boża i to mu wystarczało.

Cudotwórca

Niewielu świętych może się poszczycić tak wielką ilością cudów, jakie przypisuje się świętemu Gerardowi. Proces jego beatyfikacji i kanonizacji ujawnił, że dokonał bardzo wielu cudów różnego typu i rodzaju.

Często wpadał w ekstazę rozważając o Bogu i Jego woli. W tych przypadkach było widać, że jego ciało unosiło się kilka centymetrów ponad ziemię. Wielu naocznych świadków stwierdziło, że więcej niż jeden raz można go było zobaczyć i rozmawiać z nim w dwóch różnych miejscach równocześnie. Większość cudów zdziałał, aby przyjść z pomocą innym. Nadzwyczajne zdarzenia, o których tu mówimy są czymś normalnym, gdy patrzy się na życie tego świętego brata. Kiedy wierny sługa Boga usiłuje upodobnić się we wszystkim do Boskiego Wzoru przez posłuszeństwo, pokorę, modlitwę, umartwienie i gorliwość w zbawianiu dusz, czyż nie jest rzeczą naturalną, że Bóg dopełnia tego podobieństwa dając mu też możność czynienia cudów? Gerard przywrócił życie pewnemu chłopcu, który spadł z bardzo wysokiej skały; pobłogosławił słaby plon zboża biednej rodziny i zboża wystarczyło im do najbliższych zbiorów; w wielu przypadkach rozmnażał chleb przeznaczony dla ubogich. Pewnego dnia chodził po wzburzonych wodach, aby doprowadzić łódkę pełną rybaków do bezpiecznej przystani. Wiele razy Gerard wyjawiał ludziom ich ukryte grzechy, których wstydzili się wyznać na spowiedzi, doprowadzając ich do skruchy i nawrócenia.

Pewnego razu wracając do domu przechodził obok mieszkania, z którego dochodziły krzyki dziecka. Wszedł tam niezwłocznie i ujrzał małe dziecko. Oparzone przed 10 dniami ramię zadawało mu udrękę nie do zniesienia. Gerard mówi: „To nic”, potem dotyka chorego ramienia: dziecko zostaje uzdrowione. Innym razem na drodze do kościoła spotyka znaną niewiastę. Na jej twarzy maluje się smutek. Zatrzymuje ją i pyta, co ją tak trapi. „Nasza mała służąca jest chora. Jej stan jest beznadziejny. Idę prosić św. Antoniego o cud”. „Miej ufność – mówi do niej – Bóg się tym zajmie. Uczyń jej trzy razy znak krzyża na głowie, a będzie zdrowa”. Kobieta wraca śpiesznie do domu, robi to, co jej polecił i również jej mała służąca jest zdrowa.

Śmierć i chwała

Ponieważ Gerard miał słabe zdrowie, było oczywiste, że zbyt długo nie pożyje. W roku 1755 nawiedził go gwałtowny krwotok połączony z biegunką i śmierć mogła nastąpić w każdej chwili. Niemniej jednak musiał jeszcze dać wielką lekcję na temat mocy posłuszeństwa. Jego kierownik duchowy prosił go, żeby wyzdrowiał, jeżeli taka jest wola Boża. Choroba natychmiast znikła, a on opuścił łóżko i włączył się w życie swej wspólnoty. Wiedział jednak, że było to tylko chwilowe polepszenie i pozostało mu jeszcze niewiele ponad miesiąc życia.

Wkrótce potem wrócił do łóżka i przygotowywał się na śmierć. Poddał się całkowicie woli Bożej. Na drzwiach swojej zakonnej celi umieścił napis: „Tutaj pełni się wolę Bożą, tak jak Bóg chce, i przez wszystkie dni życia, tak jak Jemu się podoba”. Często można było usłyszeć, jak powtarzał następującą modlitwę: „Boże mój, pragnę umrzeć, aby wypełnić Twoją wolę”. Niedługo po północy 16 października 1755 roku jego niewinna dusza uleciała do nieba.

Gdy Gerard zmarł, brat zakrystianin ze wzruszenia uderzył w świąteczny dzwon, zamiast w dzwony pogrzebowe. Tysięczne tłumy stanęły przy trumnie „swojego świętego”, aby zabrać jakąś pamiątkę od tego, który tyle razy przychodził im z pomocą. Po śmierci Gerarda prawie w całych Włoszech działy się cuda za jego wstawiennictwem. W roku 1893 został ogłoszony błogosławionym przez papieża Leona XIII, a 11 grudnia 1904 roku papież Pius X zaliczył go w poczet świętych Kościoła katolickiego.

Patron dobrej spowiedzi

Święty Gerard przez całe swoje życie żywił ogromną miłość do grzeszników, pałając pragnieniem ich zbawienia i uświęcenia, gorącym pragnieniem, by odzyskali życie duchowe poprzez nawrócenie w sakramencie pojednania. Nie szczędził ani energii, ani modlitw, ani umartwień w ich intencji. Świadczą o tym jego słowa: „O Boże mój, obym mógł doprowadzić do nawrócenia tylu grzeszników, ile jest ziaren piasku w morzu i na ziemi, ile liści na drzewach i na polach, atomów w powietrzu, gwiazd na niebie, promieni słońca i księżyca, wszystkich istot żyjących na ziemi!”. Ponieważ nie był kapłanem, Gerard nie mógł udzielać rozgrzeszenia, lecz potrafił jak nikt inny przygotować ludzi do godnego przyjęcia sakramentu pokuty. Wspaniale potrafił też dodać odwagi potrzebnej do przezwyciężenia wstydu i lęku przed spowiednikiem. Swymi płynącymi z głębi serca słowami otuchy i cudownym darem przenikania sumień, dzięki któremu wyjawiał grzesznikom ich zatajone winy, potrafił wstrząsnąć najbardziej nawet zatwardziałymi z nich, nakłonić ich do szczerej i ufnej spowiedzi, żalu za grzechy i pokuty oraz do zmiany życia na lepsze. Kiedy ojcowie w czasie misji ludowych nie potrafili sobie poradzić z jakimś grzesznikiem, mówili zwykle: „Idźcie po brata”. Prawie zawsze najbardziej zatwardziali grzesznicy powracali pod jego wpływem do Boga.

Umiejętność wspomagania grzeszników i przygotowania ich do owocnego przystąpienia do sakramentu pojednania, objawiała się licznymi cudownymi nawróceniami za życia świętego i po jego śmierci. Właśnie dlatego św. Gerard Majella uznawany jest za patrona dobrej spowiedzi i do niego uciekają się w modlitwie wszyscy ci, którzy taką spowiedź chcą przeżyć.

Święty opiekun matek

Cudowny apostolat św. Gerarda na rzecz matek był przyczyną jego sławy jeszcze za życia. Pewnego dnia w miejscowości Oliveto, gdy wychodził z domu swoich przyjaciół, rodziny Pirofaldo, jedna z córek zwróciła mu uwagę, że zostawił w domu swoją chusteczkę do nosa. Natychmiast w swojej proroczej wizji Gerard powiedział: „Zatrzymaj ją sobie. Któregoś dnia ci się przyda”. Chusteczka była przechowywana jako miła pamiątka po Gerardzie. Kilka lat później dziewczyna ta wyszła za mąż. Kiedy nadszedł dzień narodzin jej pierwszego dziecka, znalazła się w niebezpieczeństwie śmierci w czasie porodu. Przypomniała sobie słowa Gerarda i poprosiła o chusteczkę. Położyła ją na brzuchu i zaczęła się modlić. Prawie natychmiast niebezpieczeństwo minęło i urodziła przepiękne dziecko. Nowina rozeszła się lotem błyskawicy, a chusteczkę podzielono na kawałki, bo wszyscy chcieli ją mieć. W innym przypadku, matka prosiła Gerarda o modlitwę, ponieważ znalazła się w niebezpieczeństwie wraz z dzieckiem, które nosiła w swoim łonie. Obydwoje natychmiast ocaleli i odzyskali zdrowie. Od tego czasu matki mające urodzić dziecko przyzywają pomocy św. brata Gerarda w swoich modlitwach.

Na skutek cudów dokonanych przez Boga za wstawiennictwem św. Gerarda dla dobra matek, włoskie matki podjęły wielkie starania, aby ogłosić go ich patronem. W czasie procesu beatyfikacyjnego stwierdzono, że Gerard był znany jako „święty od szczęśliwych porodów”.

Tysiące matek mogły doświadczyć mocy św. Gerarda poprzez działalność Bractwa św. Gerarda. Liczne szpitale swoje oddziały porodowe poświęciły św. Gerardowi, a pomiędzy pacjentki rozdzielane są medaliki i obrazki św. Gerarda wraz z umieszczoną tam odpowiednią modlitwą. Tysiącom dzieci rodzice nadawali imię Gerard w przekonaniu, że poród był szczęśliwy dzięki wstawiennictwu świętego. Nawet dziewczynkom nadawano jego imię i stąd powstały interesujące przekształcenia imienia „Gerard” na: Gerarda, Gerardina, Geriana i Gerardita.

Materdomini niedaleko od Salerno na południu Włoch, miejsce, gdzie Gerard przeżył kilka ostatnich miesięcy swego krótkiego życia i gdzie zmarł, szybko stało się sanktuarium i celem pielgrzymek. Cuda, jakie towarzyszyły życiu św. Gerarda, nie przestały się dokonywać po jego śmierci. Teraz zjednoczony na zawsze ze swym ukochanym Chrystusem, nie przestaje być dla ludzi źródłem wsparcia i pocieszenia.

Gerard Majella czczony jest jako patron i opiekun matek i kobiet w stanie błogosławionym. Wciąż słyszy się związane z nim opowiadania o cudach uratowania życia tam, gdzie wszelka nadzieja już zgasła. Św. Gerard staje się źródłem radości tam, gdzie oczekuje się nowego życia. Wiele łask zostało udzielonych przez Boga dzięki jego pełnemu mocy wstawiennictwu. W okolicach Materdomini i Salerno zachował się uroczy zwyczaj błogosławienia w dniu św. Gerarda – 16 października – pięknych chusteczek z jego obrazkiem, które następnie ofiaruje się młodym mężatkom jako prezent ślubny.

Także dzisiaj dzieci, młodzież, matki, ojcowie, rodziny, samotne osoby znajdują się w potrzebie – a święty Gerard wysłuchuje naszych modlitw i zanosi je do Boga. Papież Jan Paweł II z okazji stulecia jego kanonizacji tak napisał: „Święty Gerard Majella w sposób szczególny zwracał uwagę na dopiero co zapoczątkowane życie i na matki w stanie błogosławionym, zwłaszcza te, które znalazły się w trudnych warunkach duchowych czy materialnych. Dlatego także i dzisiaj jest specjalnym opiekunem matek brzemiennych. Ta charakterystyczna cecha jego miłości stanowi dla was i dla wiernych pewien bodziec do ukochania, bronienia i służenia zawsze ludzkiemu życiu”.

Święty Gerardzie, opiekunie matek i patronie dobrej spowiedzi, módl się za nami!

o. Sylwester Cabała CSsR/radiomaryja.pl

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl