Wiemy czego się spodziewać
Robert Lewandowski
Po pierwszej, dobrej w Waszym wykonaniu połowie wydawało się, że
zwycięstwo nad Grecją na inaugurację Euro stanie się faktem. Jaka atmosfera
panuje w drużynie po utracie zwycięstwa w tak dramatycznych okolicznościach?
– Zdajemy sobie sprawę z tego, że turniej dopiero się rozpoczął. To był pierwszy
mecz, myślę, że także z tego powodu dla nas emocjonujący. Mamy jeszcze dwa mecze
grupowe przed sobą i tak naprawdę można powiedzieć, że pierwsze koty za płoty.
Teraz powinno być, teoretycznie, trochę łatwiej.
Po strzelonym golu nie za szybko uwierzyliście w zwycięstwo, tym
bardziej że Grecy na Waszym tle prezentowali się w pierwszej połowie wyraźnie
słabiej.
– Wiedziałem, że dopóki nie strzelimy drugiej bramki, to ten mecz będzie na
pewno dla nas ciężki. To są mistrzostwa Europy, a nie rozgrywki klubowe czy
jakieś mecze towarzyskie bądź eliminacyjne. Wiedziałem, że dopóki nie strzelimy
kolejnej bramki, to o zwycięstwo będzie ciężko. W pierwszej połowie Grecja,
grając w dziesiątkę, nie stworzyła praktycznie żadnej sytuacji, a w drugiej –
role trochę się odwróciły. Gdybyśmy strzelili 2:0, to wynik byłby zupełnie inny.
Ale ten mecz już jest za nami, nie ma co o nim teraz myśleć. Trzeba się skupić
na przyszłości i na tym, co mamy do zrobienia.
W drugiej połowie widzieliśmy jakby inną polską reprezentację. Co się
stało? Zabrakło sił?
– Myślę, że w pierwszej połowie za bardzo się może nie "wypompowaliśmy", ale na
pewno kosztowała nas ona dużo sił i w drugiej już tego czegoś zabrakło. Myślę,
że też zamknięcie dachu spowodowało, że tych sił w pierwszej połowie u Greków
zabrakło, a później role się odwróciły – my trochę słabiej zaczęliśmy biegać, a
Grecja złapała wiatr w żagle. Ale – jeżeli chodzi o ten zamknięty dach – to
warunki były takie same dla obu zespołów. Grecja długo się przystosowywała do
tych warunków, a my w pierwszej połowie może zaczęliśmy grać zbyt ofensywnie i
tych sił w drugiej po prostu zabrakło.
Przy stanie 1:1 trener Franciszek Smuda przygotowywał zmianę w
ofensywie. Rozgrzewał się Paweł Brożek.
– To trzeba trenera spytać, jak miałoby wyglądać ustawienie po zmianie. Z tego,
co wiem, to miałem się trochę cofnąć do pomocy. Nie wiem do końca, jak miało to
wyglądać, bo ostatecznie do tej zmiany nie doszło.
Po czerwonej kartce dla Wojciecha Szczęsnego, kiedy graliśmy w
dziesiątkę, już wyraźnie spadła siła naszych ataków. Może trener powinien jednak
zdecydować się na wprowadzenie wypoczętych zmienników?
– W drugiej połowie to już sam byłem z przodu i miałem przeciwko sobie trzech,
czterech obrońców, i tych piłek też mało dostawałem. Wiadomo, że czym więcej
będę dostawał piłek, to tych sytuacji będziemy stwarzali więcej, ale też gdy
zaczęliśmy grać w dziesiątkę, to wolne pole między mną a dwoma defensywnymi
pomocnikami było spore i wydaje mi się, że może powinniśmy częściej utrzymać
piłkę w tej środkowej strefie boiska. Ale ten mecz jest już za nami. Wydaje mi
się, że nie ma co o nim myśleć. Teraz powinniśmy być skupieni na wtorkowym meczu
z Rosją i to jest teraz dla nas mecz najważniejszy.
Rosjanie pokazali się w meczu z Czechami z dobrej strony, potwierdzając
opinie, że są faworytem naszej grupy.
– Po tym pierwszym meczu wiemy już, czego mamy się spodziewać w następnym, jak
mamy poprawić te błędy, które popełniliśmy w meczu z Grecją. I wydaje mi się, że
będzie to nie tylko dla nas, ale także dla ekipy rosyjskiej zupełnie inny mecz
niż te pierwsze. Mecz meczowi nierówny i wydaje mi się, że ten mecz we wtorek to
będzie zupełnie inna gra.
not. Artur Kowalski