Takiego sądu nie chcemy

JE ksiądz kardynał Józef Glemp, Prymas Polski

Niech będzie pochwalony

Jezus Chrystus.

Dzisiejsza niedziela nazywa się Niedzielą Chrztu Pańskiego. Kończy ona okres Bożego Narodzenia i wprowadza nas w liturgiczny ciąg Mszy Świętych i liturgii, które będą mówiły o pracach Jezusa Chrystusa nad formowaniem Kościoła w czasach swego ziemskiego bytowania. Ale nadto niedziela ta nazywa się Niedzielą Sługi Bożego. Ten sługa Boga ukazuje się najpierw w pierwszym czytaniu. Jest to prowadzony przez Boga i ukształtowany człowiek, który umie i rozumie intencje Boga, i tak postępuje, aby trzciny nadłamanej nie złamać, żeby knota tlącego nie zgasić, żeby promować prawo Boże, i to z odwagą na całym świecie, i aby skłaniać do wypełniania przykazań Bożych. Taka to wizja sługi Pana ukazuje się w Starym Testamencie, a gdy wsłuchamy się w czytania, w czytanie Ewangelii świętej, to widzimy, że zarysem takiego sługi Bożego jest Jan Chrzciciel, ale to nie on jest właściwy. Tym właściwym sługą Boga jest sam Syn Boży – Jezus Chrystus. On daje się ochrzcić w Jordanie tak jak inni grzesznicy po to, żeby usłyszany był głos z nieba: „To jest Syn mój umiłowany, w Nim mam upodobanie”. Oto jakby treść bardzo głęboko wprowadzająca nas w istotę Kościoła i w posługę dla Kościoła ludzi, którzy mają uświęcać siebie i przez swoje uświęcenie uobecniać Boga w świecie i głosić Jego prawo do świata, a jednocześnie przybliżać to wszystko, co jest niebieskie, co jest nadprzyrodzone, co jest ciągle od Boga – źródła miłości, przybliżane ku ziemi. Takie to ideały można odczytać z dzisiejszych czytań liturgicznych.

Ale my jesteśmy w konkretnej sytuacji dzisiaj. Pozdrawiam księdza kardynała i wszystkich arcybiskupów, przewodniczącego Konferencji Episkopatu, wszystkich zacnych duchownych licznie zebranych, pana prezydenta Rzeczypospolitej i wszystkich dostojników, którym spoczywa na sercu i na sumieniu odpowiedzialność za dzieje i postęp Ojczyzny. I oni także w tej wizji sługi Pana odczytują swoje powołanie. Zwłaszcza że ten rok jest rokiem, w którym dominuje hasło: „Przyjrzyjcie się powołaniu waszemu”. A powołań jest tyle, ile jest funkcji społecznych, ile jest osobistych charyzmatów.

To miał być ingres

To są te okoliczności, które dzisiaj nas sprowadzają do modlitwy w tej czcigodnej archikatedrze warszawskiej, aby – jak zamierzaliśmy – mógł nowy arcybiskup objąć pracę ku dalszemu uświęceniu. Warszawa nie jest miastem łatwym. Wiadomo, stolica i zawsze nurty, myśli, uczucia wyprzedzają często inne ośrodki. Gdy pomyślimy o przeszłości, to nie brak przykładów ogromnego heroizmu, ale także i przykładów zagubienia się, osłabienia, trudności. W tym wszystkim bierze udział Kościół. Nie ma takiej sytuacji, żeby Kościół był opuszczony przez wiernych albo żeby Kościół opuścił wiernych, a właściwie Naród. Zburzenie tej katedry to jest ostatni fragment dziejów, w który jeszcze sięgamy pamięcią. Przecież był zniszczony razem z Warszawą. Tutaj przechodził front, tu lała się krew, tu były gruzy, ale pod tymi gruzami w piwnicach ciągle jeszcze były grobowce z czasów dawnych, które przetrwały i które były jak gdyby znakiem tego trwania, które musi tutaj pozostać. I pozostaje takim najbardziej czytelnym przykładem takie chwilowe niezrozumienie, jakie miało miejsce w czasach Powstania Styczniowego, a właściwie krótko przed Powstaniem Styczniowym, kiedy arcybiskupem warszawskim został mianowany Zygmunt Szczęsny Feliński, kapłan wykształcony w Paryżu, a po śmierci Słowackiego podjął studia seminaryjne. Był wykładowcą akademii w Petersburgu. Otóż z Petersburga przyjeżdżał kapłan jako arcybiskup. Budziło to ogromnie wiele sprzecznych uczuć, dlatego że stan emocjonalny tamtych czasów był znacznie wyższy, a patriotyzm rozważano jako rzecz całkowicie nadrzędną. Otóż ten arcybiskup, a to był święty arcybiskup, mimo początkowej odruchowej niechęci tak ukochał ten lud, że gdy stanowczo przeciwstawił się carowi, car akurat w środku Powstania Styczniowego wezwał go do siebie i kazał mu do Warszawy więcej nie wracać, osadzając go za Uralem. I tak już pozostał, nie wracając nigdy do swojej biskupiej stolicy do śmierci.

Mogę przypomnieć także kardynała Prymasa Wyszyńskiego, bo jakże nie przypomnieć tej wielkiej figury sługi Bożego, który tutaj przez tyle lat głosił Słowo Boże, ale także i potrafił cierpieć. Nadał, kochając Warszawę, blask swojej duchowości na tym, co wśród nas jest dobre, szlachetne, co w Warszawie się budzi jako chęć piękna, dobroci, rzetelności.

Starałem się iść drogą mojego wielkiego poprzednika, a były to czasy trudne. Przejście z ustroju Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej na Polskę wolną, o ustroju demokratycznym, to są także dzieje i zmagania nie moje albo nie tylko moje – wszystkich, a szczególnie duchowieństwa, szczególnie osób świeckich oddanych Kościołowi, rozumiejących Kościół. To był ustawiczny, stopniowy wzrost, zrozumienie działania Opatrzności Bożej, która często doświadczając, doświadczanie wykorzystuje ku naszemu wzmocnieniu, ku wzrostowi naszej godności.

Jest sługą Pana

Biskup Wielgus także wpisuje się w te charaktery, które rozumiemy jako sługi Pana. Tak, arcybiskup Wielgus jest sługą Boga. To, że różne perypetie przechodził, to są doświadczenia, które powinny służyć ku budowaniu człowieka, żeby zrozumieć głębiej jego zależność od Boga, a jednocześnie potrzeby dogłębnego widzenia zła. Z życiorysu księdza arcybiskupa Wielgusa wiemy, jak bardzo kochał naukę, jak bardzo kochał naukę teologii, a więc naukę Kościoła. I tam na obszarze tej nauki zrobił takie postępy, że zainteresowały się nim siły Służby Bezpieczeństwa. Co to były Służby Bezpieczeństwa? To była organizacja, instytucja w Polsce Ludowej, która miała czuwać nad poprawnością charakterów. To znaczy: żeby nie było przerostu burżuazji, żeby nie było odchyleń ideologicznych, żeby nie było nadmiaru dewocji, żeby ludzie byli ukształtowani według modelu, jaki został narzucony z ideologii marksistowsko-leninowskiej. To była ogromna organizacja, wyspecjalizowana, która penetrowała wszystkie warstwy społeczne, może w sposób szczególny duchowieństwo, jako najbardziej niezależne, jako najbardziej pielęgnujące patriotyzm. Otóż ta ideologia jak walec szła przez sumienia i starała się je spłaszczać po to, żeby wyrównać wszystko do poziomu ówczesnego socjalizmu. W Polsce ten walec miał pewne dylatacje, nie był to walec tak miażdżący jak w innych państwach, ale wszelako był wszechobecny i dlatego penetrował ludzi bardziej zdolnych i wszystkie wysiłki wkładał, aby ich podporządkować. My nie znamy dzisiaj ani strategii, ani sposobów działania, jeżeli znamy, to z opowiadania, ale nie z systematycznego badania i wykładu. Otóż w takie zawirowania dostał się ksiądz arcybiskup jako kapłan, bardzo gorliwy kapłan, który się nie podobał i za wyrzucanie mu tego, iż był za gorliwy, dostawał nagany. Dzisiaj łatwo powiedzieć, że został włączony w te zawirowania, ale nie znamy sposobów, presji, jakie zostały wywarte na to, żeby taki akt zaistniał, nieważny z mocy prawa, bo w grę wchodziły zastraszenia, groźby i krzyki. Dzisiaj o tym nie wiemy, dziś wiemy, że to było. Dalej nie wiemy, jak opuścił szeregi, jak to łatwo pozbyto się nieużytecznego sługi. O tym dokumenty milczą. Dzisiaj dokonał się nad arcybiskupem Wielgusem sąd. Cóż to za sąd? Na podstawie świstków, dokumentów trzeci raz odbijanych. My nie chcemy takich sądów! Jeżeli przeciw osobie ma się konkretne zarzuty, to trzeba je sformułować i on musi się do nich ustosunkować. Nadto muszą wystąpić obrońcy, muszą być świadkowie, dokumenty muszą przejść ocenę prawidłowości, zgodności. Wszystkiego tego w osądzie biskupa Wielgusa zabrakło. To nie był sąd. Biskup Wielgus był przymuszony szykanami, krzykiem, wrzaskiem do tego, aby włączył się we współpracownika. Dlaczego ten współpracownik dzisiaj nie świadczy? Przecież możemy się doliczyć kilkudziesięciu tysięcy ubowców, którzy dziś są rozlokowani na dobrych, myślę, posadach i nie mamy żadnego świadka, który by wtedy świadczył. Trudno więc dzisiaj z całą powagą myśleć o Instytucie Pamięci Narodowej. O tym, że on jest wyrocznią i źródłem informacji o obywatelach dla całego państwa. To jest stanowczo za mało, bo to jest zbyt brudne i zbyt powierzchownie dotykane, a jest to ogromna plama na współczesnym pokoleniu, które musi się z tego wydobyć.

Najważniejsza jest miłość

Bracia i siostry! Nasze kryterium kościelne co do kwalifikacji sługi Bożego nie opiera się tylko na kryształowej przeszłości. Przeszłość jest także domeną Pana Boga, którą On może żałującemu także przebaczyć i go rozgrzeszyć. I to nie tylko chodzi o księży, bo przecież więcej mamy osób w innych kategoriach zawodów niż wśród duchowieństwa, którzy byli dotknięci temu podporządkowaniu się Służbom Bezpieczeństwa. Ale myślę o tym ogólnym stwierdzeniu, że Bóg w swojej strategii służby sobie, w powoływaniu sługi Pana ma inne kategorie kwalifikacji, inne kryteria. Przypomnę jedno wydarzenie, które jest dla Kościoła charakterystyczne. Pan Jezus mianował św. Piotra głową Kolegium Apostołów i głową Kościoła. Święty Piotr to nie był kryształ, to nie był ideał bez skazy. Przeciwnie, w jego życiu napotykamy słabości, czasem zawahania, czasem nawet złe doradztwo. Taki był św. Piotr, zwłaszcza że sam zaparł się Pana Jezusa. Potem płakał. Ale Pan Jezus, przychodząc do Piotra, pytał się: „Czy ty mnie miłujesz?”. To było kryterium! Święty Piotr odpowiada: „Panie, ja Cię miłuję. Ty wiesz, że Cię miłuję”. I wtedy zapada najwyższa decyzja, najwyższa nominacja: „Paś baranki moje”. Tak więc, bracia i siostry, Kościół ma swoje widzenie, bo to nie tylko jest widzenie instytucji ziemskiej, chociaż i te kategorie są, ale jest to przecież wizja ciała mistycznego Chrystusa. My jesteśmy żywymi członkami, przez które przepływa łaska. A łaska to jest bezmiar dobroci Bożej. I tak musimy kształtować siebie, to znaczy jesteśmy jako kapłani z ludu wzięci. I na nas odbija się to, co na ludziach. Mamy swoich kolegów lekarzy, inżynierów i techników, i adwokatów, jesteśmy z ludu wzięci, ale po to, żeby służyć ludowi przez Chrystusa. I dlatego nasze usilne przylgnięcie do Chrystusa w chwilach trudnych, to, że przeżywamy chwile trudne… bo jest inaczej paść „baranki moje”, gdy one słuchają, a inaczej, gdy czują niechęć. I to Kościół bierze pod uwagę, ale przecież zasady podstawowe są zawsze te same. Zwłaszcza zasada miłości. Im bardziej będziemy kochać Chrystusa i uczyć Jego miłości, tym będziemy lepszymi kapłanami i lepszymi pasterzami. Amen.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl