Red. Blumsztajn przejmuje ulice?
Na 11 listopada, w rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę w roku
1918, Obóz Narodowo-Radykalny zapowiedział Marsz Niepodległości, na który
uzyskał zezwolenie władz. Na takie dictum związany z "Gazetą Wyborczą" red.
Seweryn Blumsztajn wezwał, by uczestników tego Marszu z Warszawy "wygwizdać".
Nawet rozdał w tym celu gwizdki, pewnie kupione z funduszów jakiegoś filantropa
– może nawet tego samego, który sponsoruje Fundację Batorego, utrzymującą
różnych postępowców do wynajęcia. Przyczyną tego "wygwizdania" jest okoliczność,
że Obóz Narodowo-Radykalny skupia narodowców, czyli zwolenników nacjonalizmu.
Nacjonalizm jest obecnie w Europie demonizowany, ale w zasadzie niczego
demonicznego w nim nie ma. Jest to pogląd, że każda wspólnota etniczna powinna
się politycznie zorganizować w państwo. Niekiedy bywa to słuszne, a niekiedy
nie; np. większość Żydów hołduje syjonizmowi, to znaczy żydowskiemu
nacjonalizmowi, który jest nawet oficjalną ideologią Izraela. Nawiasem mówiąc,
od czasów Teodora Herzla żydowski nacjonalizm przekształcił się w szowinizm – bo
w odróżnieniu od pierwotnych założeń syjonizmu, według których Żydzi stanowią
taki sam naród, jak każdy inny i dlatego powinni mieć własne państwo – syjonizm
współczesny uważa Żydów za naród wyjątkowy, któremu dla własnej wygody wolno
inne narody przekształcać w tzw. nawóz historii. Zbliża go to do ideologii
hitlerowskiej, której twardym jądrem było przekonanie o istnieniu "wyższej
rasy", która z powodu tej wyższości powinna panować nad innymi. Nacjonalizm w
pewnych sytuacjach bywa więc uzasadniony, a w innych – niekoniecznie – np.
gdyby, dajmy na to, Kurpie czy górale, którzy niewątpliwie stanowią wspólnotę
etniczną, też chcieli utworzyć sobie własne państwa.
W Polsce nacjonaliści nie mają swojej reprezentacji parlamentarnej, w
odróżnieniu od Izraela, czy takiej np. Ukrainy, gdzie najtwardszym jądrem
zaplecza politycznego prezydenta Wiktora Juszczenki i premier Julii Tymoszenko
byli banderowcy, kierujący politycznie również ukraińską diasporą. Banderowcy –
w odróżnieniu od cokolwiek safandulskich narodowców polskich – są bardzo, mówiąc
delikatnie, radykalni. Ciekawe, że mimo to środowisko żydowskie skupione wokół
"Gazety Wyborczej" i większość tzw. sił postępu w Polsce szalenie banderowcom
nadskakiwała, co ośmieliło ich do tego stopnia, że próbowali nawet zorganizować
rajd szlakiem Stefana Bandery przez Polskę do Monachium i tylko zdecydowana
postawa części opinii publicznej – właśnie tej skłaniającej się ku łagodnemu
nacjonalizmowi – temu eksperymentowi zapobiegła. W ogóle Żydzi bardzo się
angażują w walkę z nacjonalizmem w Europie, podczas gdy bardzo rzadko zdarza im
się krytykować nacjonalizm żydowski, a prawie nigdy – Izrael, w którym, jak
wspomniałem, syjonizm w odmianie już szowinistycznej jest ideologią
obowiązującą. Warto zwrócić uwagę, że środowiska żydowskie korzystają w tej
sprawie z daleko idącej protekcji władającej Unią Europejską biurokratycznej
międzynarodówki, która w ideologii nacjonalistycznej słusznie upatruje
zagrożenie dla swego dobrego fartu i swojej władzy nad obezwładnianymi
europejskimi narodami.
Wszystko to – a również roszczenia majątkowe, podnoszone nieustannie wobec
Polski przez żydowskie organizacje wiadomego przemysłu – musi niewątpliwie
uskrzydlać red. Seweryna Blumsztajna oraz postępaków skupionych w rozmaitych
"centralach anarchistycznych" (czyżby anarchiści tak hołdowali centralizmowi ze
względu na jedną kasę?), absolwentki studiów płciowych ze sponsorowanej przez
warszawski magistrat fundacji MaMa, sodomitów i gomorytki z Lambdy, Żydów z
Żydowskiej Ogólnopolskiej Organizacji Młodzieżowej (zwróćmy uwagę, że
zorganizowanej według kryterium narodowego, czy jak kto woli – rasowego!),
transseksualistów, nekro- i zoofilów oraz Aleksandra Pawłowskiego ("Piękne
panie, szanowni panowie i ty, Dawidzie Abrahamowiczu" – powiedział na pewnym
zebraniu Wojciech Dzieduszycki) ze Stowarzyszenia Wolność – Równość –
Solidarność, preferującego działania "fizyczne". Uskrzydlać do tego stopnia, że
postanowił posunąć się o krok dalej w stosunku do okresu międzywojennego, kiedy
to Żydzi zadowalali się posiadaniem kamienic, ulice łaskawie zostawiając
tubylcom. Redaktor Seweryn Blumsztajn chciałby przejąć kontrolę również nad
ulicami.
Stanisław Michalkiewicz