Na marginesie dyskusji nad Noblem za in vitro

Kilka dni temu w komentarzu dla "Naszego Dziennika" odniosłem się krytycznie
do przyznania Nagrody Nobla prof. Robertowi G. Edwardsowi za odkrycia
umożliwiające opanowanie techniki in vitro. 8 października br. jeden z
dziennikarzy lubelskiego wydania "Gazety Wyborczej" odniósł się krytycznie do
moich stwierdzeń, zarzucając mi, że nie znam się na medycynie. W gruncie rzeczy
tak brzmiący zarzut można postawić każdemu, kto para się etyką i teologią
moralną. Analogiczny zarzut można też postawić tym, którzy zajmują się
niektórymi naukami filozoficznymi, katolicką nauką społeczną, a w dalszej
kolejności przedstawicielom Stolicy Apostolskiej wypowiadającym się np. na forum
ONZ.

Stosując tę samą logikę, należałoby podważyć autorytet historyków, gdyż
praktycznie do większości z nich można by odnieść słowa, którymi chciano
upokorzyć Pana Jezusa: "Pięćdziesięciu lat jeszcze nie masz, a Abrahama
widziałeś?" (J 8, 57). Czy postawiony mi zarzut jest zasadny, czy też może jest
on klasycznym przejawem tendencji do odpowiadania na złożone problemy w
uproszczony sposób?

Nade wszystko chciałem przyznać rację Panu Redaktorowi. Tak, to prawda. Nie znam
się na medycynie, to znaczy nie studiowałem jej na żadnym uniwersytecie, nie mam
uprawnień i nie prowadzę kliniki, w której bym praktykował. Nie spędzam też
czasu w laboratoriach, w których przeprowadzałbym eksperymenty. Jestem tylko
zwyczajnym katolickim biskupem, któremu towarzyszy zasada wprowadzona już w
życie w średniowieczu "Ecclesia abhorret a sanguine" ("Kościół brzydzi się
krwią"). Jako przekonany katolik mam jednak dosyć poważną przywarę. Nie
ogłaszam, że za rok będzie koniec świata. Z góry nie wykluczam, że na odległej
planecie mogą żyć kosmici (chociaż bawią mnie doniesienia o UFO). Nie twierdzę,
że życie to synteza "trzech żywiołów wody, powietrza i ognia". Nie wierzę, że
embrion to odrobina wodnistej galaretki. W dodatku na otaczającą mnie
rzeczywistość patrzę nie tylko z perspektywy wiary, ale równie silnie rozumu.
Stąd razem z przyjaciółmi po fachu znajdujemy tyle cennych inspiracji w
encyklice "Fides et ratio".

Kościół broni prawdy
Nikt nie przymierza się dziś do ogarnięcia całej wiedzy i mądrości, którą
zgłębia nauka. Nikt nie rości sobie pretensji, aby być ekspertem we wszystkich
dziedzinach. Przypuszczam, że to stwierdzenie podziela wielu ludzi ciekawych
świata i ludzi nauki, każdy w swojej dziedzinie. Dziś nie ma już takich
omnibusów, jak na przykład w dziedzinie teologii Tomasz z Akwinu czy Franciszek
Suárez, a w dziedzinie medycyny, jak: Asklepiades, Galenus Claudius, Kasjodor,
Abu Bakr Muhammed Ibn Zakrya Ar Razi, Awicenna (Abu Ali Ibn Sina), Witelo,
Arnold de Villanova, Paracelsus (Theophrastus Bombastus von Hohenheim), którzy
swoim geniuszem potrafili ogarnąć cały zasób wiedzy usystematyzowanej przez
ówczesną naukę. Dziś z pewnością także oni nisko chyliliby swe czoła przed
długimi półkami książek i komputerowymi bazami danych dającymi wgląd w aktualny
stan każdej z nauk.
Ale właśnie dziś każdy świadom swojego nieuctwa sięga do tej wiedzy, którą
wypracowali lub posiadają inni specjaliści. Na takie "pasożytnictwo" jest
skazany zwłaszcza ten, kto obraca się w kręgu nauk granicznych. Dzięki Bogu nie
brak obecnie życzliwych specjalistów chętnie dzielących się swoją wiedzą i
chętnie udzielających kompetentnej informacji. Nie brak też literatury w każdej
dziedzinie i, dzięki Bogu, nikt nie broni dostępu do niej. Kto chce, może czytać
do woli. Ta interdyscyplinarna burza mózgów charakteryzuje dziś różne gremia i
komisje, także komisję bioetyczno-prawną pana Jarosława Gowina (tzn. Zespół do
Spraw Konwencji Bioetycznej) czy Komisję Bioetyczną przy Konferencji Episkopatu
Polski pod przewodnictwem ks. abp. Henryka Hosera.
Tak samo rzecz się ma w przypadku każdego Papieża i prefekta Kongregacji Nauki
Wiary. To nie jest tak, że Ojciec Święty czy wspierający go prefekt którejś z
kongregacji, zanim wypowie się w danej kwestii, wcześniej tak sobie po prostu
duma i usiłuje sformułować jakąś prawdę, sięgając co najwyżej do życiowych
mądrości, zobowiązując zarazem wiernych do wierzenia w nią wbrew rozumowi. Każdy
z nich miał/ma cały zastęp specjalistów, którzy najpierw dogłębnie studiują daną
kwestię. Każdy z nich miał/ma do dyspozycji akademie, rady, komisje. To nie jest
też tak, że w tych akademiach, komisjach, radach zasiadają zakapturzeni
fundamentaliści i tradycjonaliści. Do tych gremiów Papież lub jego
przedstawiciele zapraszają najlepszych specjalistów, często naukowców światowej
sławy (a nie celebrytów mających tylko łatwość słowa), i wcale nie spolegliwych.
Ani Papież, ani Kościół prawdy się nie boi. Wprost przeciwnie, do niej wytrwale
dąży i wie, że niekiedy jej poznanie zakłada długie i żmudne poszukiwania,
dyskusje, a także naukowe spory. Przykładem uniwersalności tych gremiów może być
chociażby osoba Stephena Hawkinga, który mimo że jest zdeklarowanym agnostykiem,
był zapraszany na ich spotkania jako wybitny znawca astrofizyki. I pilnie go
słuchali przedstawiciele Kościoła, włącznie z Papieżem. A jeżeli ostatnio Ojciec
Święty Benedykt XVI odniósł się z rezerwą do jego wypowiedzi na temat początków
wszechświata, to tylko dlatego, że z punktu widzenia metody właściwej nauce
przekroczył swoje kompetencje; na bazie astrofizycznej metody chciał formułować
myśli teologiczne.

Medycyna na miarę człowieka
W przypadku kwestii dotyczących biologii, medycyny, biomedycyny, ludzkiego
zdrowia, demografii ostatni Papieże także mają specjalne komisje i rady
składające się z wybitnych specjalistów, nie księży, i nie biskupów, i nie
ideologów, ale świeckich (!) profesorów, bacząc przy tym na ich naukową
rzetelność, a nie światopoglądowe przekonania czy polityczną poprawność.
Członkostwo w Papieskiej Akademii Nauk, a następnie stanowisko przewodniczącego
Papieskiej Akademii "Pro Vita" zmarłego już światowej sławy genetyka Jérôme Jean
Louis Lejeune’a obrazuje uniwersalność i naukowy poziom tych gremiów. Innym
świadectwem tej uniwersalności w dążeniu do prawdy może być chociażby wkład w
powstanie encykliki "Humanae vitae" tak zwanego "Memorandum z Ulm" z 1967 r., w
którym nie księża i nie biskupi, ale przedstawiciele świata medycyny wskazali na
zdrowotne konsekwencje stosowania środków antykoncepcyjnych.
Te instancje doradcze to m.in., obok wspomnianej Papieskiej Akademii Nauk i
Papieskiej Akademii "Pro Vita", także Papieska Akademia Nauk Społecznych,
Papieska Rada ds. Służby Zdrowia, Papieska Rada ds. Rodziny, Międzynarodowa
Federacja Stowarzyszeń Lekarzy Katolickich. Do tego dochodzą całe zastępy
konsultorów z różnych środowisk naukowych na całym świcie. To te grupy,
nawiązując do swoich badań naukowych i praktyk medycznych, służą radą i
przygotowują odpowiednią dokumentację, na której opierają się później
kongregacje, a także sam Papież.
Jeśli chodzi o Papieską Akademię "Pro Vita", to zgodnie ze swoimi statutami
podejmuje ona właśnie studia nad aktualnymi problemami biomedycyny i prawa.
Regularnie organizuje międzynarodowe konferencje i kongresy poświęcone aktualnym
problemom z zakresu medycyny i biomedycyny, etyki medycznej i bioetyki.
Konferencje zorganizowane w XXI wieku były poświęcone m.in. następującym
tematom: "Kultura życia: fundamenty i wymiary" (1-4 III 2001); "Natura i godność
osoby ludzkiej fundamentem prawa do życia. Wyzwania w kontekście współczesnej
kultury" (25-27 II 2002); "Etyka badań biomedycznych" (24-26 II 2003); "Godność
ludzkiej prokreacji i technologie prokreatywne" (20-22 II 2004); "Jakość życia i
etyka zdrowia" (21-23 II 2005); "Ludzki embrion w okresie preimplantacyjnym.
Aspekty naukowe i refleksje bioetyczne" (27-28 III 2006); "Sumienie
chrześcijańskie wsparciem dla prawa do życia" (23-24 II 2007); "Towarzyszenie
człowiekowi nieuleczalnie choremu i umierającemu – wskazania etyczne i
praktyczne" (25-26 II 2008); "Nowe granice genetyki i ryzyko eugeniki" (20-21 II
2009); "Bioetyka a prawo naturalne" (12-13 II 2010). Materiały z konferencji są
wydawane w formie książkowej przez Libreria Editirice Vaticana.
Z kolei cele Papieskiej Rady ds. Służby Zdrowia zostały wytyczone przez Jana
Pawła II najpierw w liście apostolskim "Dolentium hominum" (11 II 1985 r.), a
następnie w konstytucji "Pastor Bonus" (28 VI 1988 r.). Rada wyraża przede
wszystkim zatroskanie Kościoła o chorych i cierpiących, a także o tych, którzy
im przychodzą z pomocą. Konsekwentnie Rada promuje formację, studia i aktywność
właściwą dla służby zdrowia. W tym celu współpracuje z Międzynarodowymi
Organizacjami Katolickimi (O.I.C.) i strukturami służby zdrowia, propaguje i
wyjaśnia nauczanie Kościoła w kwestiach etyki lekarskiej i medycznej, aby mogło
ono być pomocą dla osób pracujących w służbie zdrowia. Ponadto koordynuje
działalność różnych dykasterii Kurii Rzymskiej w kwestiach związanych z ochroną
i promocją zdrowia ludzkiego.

Skutki zdrowotne in vitro
Kto się interesuje etyką medyczną i bioetyką, nie tylko jest ograniczony do tych
źródeł. Każdy może dziś sięgać do obfitych materiałów zawartych w różnych
publikacjach dostępnych w księgarniach medycznych, bibliotekach uniwersytetów
medycznych, prywatnych bibliotekach profesorów medycyny i lekarzy. Prawie
wszystkie periodyki medyczne i biomedyczne są też osiągalne w internecie. Nie
zawierają one wyłącznie opracowań przedstawiających szczegółowo różne procedury
profilaktyczne i terapeutyczne, techniki i środki medyczne, w tym również takie
biotechnologie, jak dyskutowane in vitro w różnych jego odmianach czy też
naprotechnologia. Nie brak w końcu też sprawozdań z przeprowadzonych badań nad
sukcesami i wielkimi porażkami tych praktyk. Niech mi wybaczą Czytelnicy
"Naszego Dziennika", ale oto tylko wybrane publikacje na temat skutków
zdrowotnych procedury in vitro dla dziecka i dla matki. Przytaczam je na
świadectwo, że nie brak publikacji prawdziwie medycznych na ten temat, a także
że problem jest naprawdę poważny (obok zamieszczam wybrane publikacje).
Już pobieżna lektura chociażby tych publikacji odsłania prawdziwe oblicze in
vitro. To nie jest dyskusja światopoglądowa (jak próbuje się ją powszechnie
przedstawiać, wprowadzając w błąd nieobeznane w temacie osoby) nad tym, czy
embrion jest osobą czy nią jeszcze nie jest. Tu nie chodzi tylko o ludzki
embrion, ale także o urodzone już dziecko i jego matkę. Tu chodzi też o
konsekwencje zdrowotne społeczeństwa, które oni tworzą, a także o koszty
społeczne leczenia tych dzieci i matek, z czego chyba parlamentarzyści nie
zawsze zdają sobie sprawę, kiedy nad tymi kwestiami dyskutują, i czego nie
uwzględniają, kiedy obliczają społeczne koszty tej procedury.

Trauma matek
A to dopiero jedna część problemu. Istnieje jeszcze druga. To problemy
psychiczne matek. Nie poruszałbym tego wątku, gdybym sam jako duszpasterz czy
powiernik duchowy nie spotkał się z nimi. Rodzice, a zwłaszcza matka, która
doczekała się upragnionego dziecka, jakiś czas jest z tego powodu szczęśliwa. Po
jakimś okresie, kiedy pierwsze emocje przeminą i spojrzy na swoje dziecko, owoc
in vitro, zaczyna przeżywać traumę, bo uświadamia sobie, że wprawdzie
zrealizowało się jej pragnienie, ale jest ono okupione (z reguły) kilkorgiem
innych dzieci uśmierconych za jej przyzwoleniem. Pomoc udzielona takiej matce na
płaszczyźnie moralnej nie rozwiązuje jej głębokich doznań psychicznych. Jeszcze
większy dramat zaczyna przeżywać po jakimś czasie ta matka, która uświadamia
sobie, że "w azocie" czekają zamrożone jeszcze kolejne jej dzieci, a nie jest w
stanie im pomóc, nie jest w stanie ich urodzić, bo warunki zdrowotne na to jej
nie pozwalają!
Szkoda, że we wszystkich dyskusjach i w samej praktyce ani lekarze, ani
parlamentarzyści nie pamiętają o tych dramatach; nie widzą łez tych matek,
często bardziej gorzkich od tych wyciskanych z powodu bolesnego przeżywania
niepłodności… Pozostaje jeszcze pytanie: a co powiedzieć dziecku z "próbówki",
kiedy dorośnie i pozna swoją genezę, a także pewnego dnia zrozumie, że żyje
tylko dlatego, bo uśmiercono jego rodzeństwo. Wmawiając mu, że nic się nie
stało, albo zrobi się z niego samolubnego człowieka, albo przestanie być
wrażliwe na wartości moralne, albo i ono nie poradzi sobie z samym sobą! Taką
matkę i takie dziecko pozostawia się psychologowi albo Kościołowi. Zaś kiedy oni
wołają o rozsądek, prawość i uczciwość wobec człowieka, wobec jego godności i
praw, głos ten się lekceważy.
W końcu pozostaje i to pytanie, które zostało pominięte, a które postawiłem w
komentarzu do Nagrody Nobla: czy cierpienie jednego człowieka (niepłodnych
małżonków), w całej pełni zrozumiałe i współdzielone, można niwelować kosztem
godności osobowej, praw, zdrowia i życia drugiego człowieka (dziecka)? Tymczasem
zwolennicy in vitro, a ostatnio także Komitet Noblowski, skupiają się nad
geniuszem techniki. I tak znów "technika bierze górę nad etyką", a "rzeczy nad
osobą". A gdzieś po drodze zostaje zgubiony człowiek i zanika wrażliwość
ludzkiego sumienia.

 

Ks. bp dr hab. Józef Wróbel SCJ, kierownik katedry Teologii
Życia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II
 

 

————————————————————————

Embrion to człowiek


Prof. Robert P. George, ekspert w dziedzinie prawa, filozofii
prawa oraz bioetyki, jeden z najbardziej znanych amerykańskich
konserwatywnych intelektualistów:


Choć nie jestem zwolennikiem in
vitro, uderzył mnie komentarz prof. Roberta G. Edwardsa. Tuż po
urodzeniu Louise Brown [pierwszego człowieka, który przyszedł na
świat metodą in vitro – przyp. red.], wspominając chwile, gdy
patrzył na nią jeszcze jako embrion na szalce Petriego [naczynie
laboratoryjne wykorzystywane m.in. do wytwarzania i oddzielania
komórek – przyp. red.], powiedział: "Była wtedy piękna, tak jak jest
piękna obecnie".

Nie wiem, czy prof. Edwards zrozumiał to, czy nie, ale zwrócił w ten
sposób uwagę na głęboką prawdę: Louise Brown jest tą samą jednostką,
tą samą osobą, która kiedyś żyła w embrionalnej fazie rozwoju. Jej
życie zaczęło się tak, jak życie każdego z nas, w tym samym stadium.
Jak więc można byłoby zniszczyć embrion, z którego również mogłaby
powstać Louise Brown [naukowcy zawsze "tworzą" wiele embrionów, ale
zwykle kilka jest umieszczanych w macicy; pozostałe są zamrażane lub
niszczone – przyp. red.], skoro nawet "tworzący" go naukowiec mówi
do takiego samego embrionu: "Louise Brown". Przecież istota ludzka
nazwana w ten sposób powstała poprzez połączenie plemnika z komórką
jajową, tworząc nowy organizm. Właśnie wówczas, a nie później (w
momencie implantacji do organizmu matki czy urodzenia dziecka) nowy
człowiek nazwany Louise Brown rozpoczął swoje życie…
 

not. BM

 

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl