Bardzo lubił kwiaty


23 kwietnia 1984 roku na imieniny księdza Jerzego Popiełuszki do kościoła św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu przyszły rzesze ludzi. Po Mszy Świętej odprawionej przez księdza, solenizant zszedł wraz z innymi do dolnego kościoła, gdzie ustawiła się do niego długa kolejka. Każdy chciał złożyć mu życzenia i wręczyć kwiaty. Nikt nie przypuszczał, że bierze udział w ostatnich imieninach kapelana „Solidarniści”.



– Msza Święta z okazji imienin była odprawiona o godz. 10.00. Oczywiście były podczas niej oficjalności, aczkolwiek te celebry nie miały charakteru pompatycznego, dostojnego. Natomiast cała ta część składania życzeń odbywała się w mieszkaniu księdza Jerzego. Wcześniej w kościele składały mu życzenia delegacje młodzieży, ministrantów, którymi się opiekowałem, oraz różnych wspólnot, grup parafialnych – wspomina ks. prałat Marcin Wójtowicz, który wspólnie z ks. Jerzym Popiełuszką pełnił posługę kapłańską w parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. – Uczestniczyłam w ostatnich imieninach księdza Jerzego – dodaje Katarzyna Soborak, kierownik Kościelnej Służby Informacyjnej przy kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, notariusz w procesie beatyfikacyjnym księdza Jerzego Popiełuszki. – Po Mszy Świętej ludzie zeszli do dolnego kościoła, gdzie czekał już ks. Jerzy. Był tam ustawiony mikrofon, do którego podchodziły różne osoby i składały księdzu Jerzemu życzenia. Było bardzo dużo ludzi i bardzo dużo kwiatów, padło bardzo dużo życzliwych słów. Ksiądz Jerzy rozdawał ludziom książeczkę z Ewangelią według św. Łukasza ze swoim autografem: „Z podziękowaniem i modlitwą ks. Jerzy Popiełuszko. 23 kwietnia 1984 r.”. Dolny kościół był pełen ludzi, część z nich poszła później do mieszkania ks. Jerzego – mówi Katarzyna Soborak.


Upominki ręcznie wykonane


Przyjaciele księdza Jerzego wiedzieli, że kapłan bardzo lubił dostawać kwiaty, a także cenił upominki wykonywane przez nich ręcznie. Ze wszystkich prezentów cieszył się jak dziecko. – Przedstawiciele zakładów pracy, tj. FSO, Ursusa czy Huty „Warszawa”, przygotowywali dla ks. Jerzego własne upominki. Mój wydział mechaniczny W-02 zrobił dla niego różę ze stali nierdzewnej umieszczoną na czarnym podeście. Komplet podobnych otrzymał również od hutników Ojciec Święty Jan Paweł II. Wraz z kolegami z wydziału mechanicznego wręczyłem ten upominek księdzu Jerzemu. Cieszył się najbardziej właśnie z takich prezentów, które zostały wykonane przez ludzi ręcznie, jak np. z ciepłych skarpet, które zrobiła wcześniej dla niego moja żona. Oczywiście bardzo lubił dostawać kwiaty, szczególnie te proste, polne jak stokrotki czy kaczeńce – mówi Jerzy Szóstko, hutnik sprawujący nocne dyżury w mieszkaniu księdza Jerzego na Żoliborzu. Kwiatów, które ks. Jerzy otrzymywał podczas swoich imienin, było tak dużo, że nie było gdzie ich trzymać, brakowało na nie flakonów w mieszkaniu kapłana. – Pamiętam, wykonałem wówczas zdjęcie księdzu Jerzemu na tle kwiatów. On po prostu w nich tonął. Bardzo się cieszył, był wzruszony atmosferą, która wówczas panowała – wspomina Jerzy Szóstko.

Szczególny epizod utkwił w pamięci księdza Wójtowicza. – Z księdzem Jerzym mieszkaliśmy po sąsiedzku, drzwi w drzwi na jednej plebanii. Podczas imienin otrzymał bardzo dużo kwiatów. Pod wieczór przyniósł mi ich całe naręcze, mówiąc: „Weź je, dostałem ich bardzo dużo, niech i u ciebie będzie wesoło, kwieciście, bo co ja z tym wszystkim zrobię”. Niby taki drobny gest, ale jakże wymownie świadczący o jego potrzebie dzielenia się z innymi. Ten epizod ilustruje jego wspaniałomyślność i hojność. Mieliśmy wtedy czas, by wypić razem kawę, porozmawiać – wspomina ksiądz prałat. Zauważa, że przez cały dzień do późnych godzin wieczornych do księdza Jerzego przychodzili nieustannie ludzie, którzy chcieli złożyć mu życzenia. – Cały dzień przyjmował życzenia, podejmował gości ciastem, cukierkami, herbatą. Było bardzo ludnie – zaznacza kapłan. Katarzyna Soborak wspomina, że ksiądz Jerzy dawał zawsze odczuć innym, iż bardzo cieszy go ich obecność i kwiaty. – Były to czasy, gdy ludzie nastawieni byli patriotycznie, na ogół obdarowywali go więc kwiatami biało-czerwonymi, z czego ksiądz Jerzy bardzo się cieszył – podkreśla Katarzyna Soborak.


Moment wytchnienia


Ci, którzy uczestniczyli w ostatnich imieninach księdza Jerzego, zgodnie podkreślają, że w tym dniu był wyjątkowo radosny i promieniował szczęściem. Choć wszyscy wiedzieli, że w tamtym czasie był szczególnie prześladowany przez SB, nie uląkł się gróźb i jak szaniec stał na straży polskości. – Cóż mam do stracenia – pytał. – Przecież tylu ludzi naraża się, chcąc utrzymać swoją katolicką tożsamość, i opowiada się za Polską nieskrępowaną przez komunizm, czyż zatem ja – ksiądz, mam stać na uboczu? – mówił, po czym dodawał: – Jestem gotowy na wszystko.

Ksiądz prałat Teofil Bogucki, proboszcz parafii świętego Stanisława Kostki na Żoliborzu, wspominał księdza Jerzego jako człowieka niezwykle dzielnego i odważnego. „Nie powstrzymały go od pracy dla dobra drugiego człowieka, dla 'Solidarności’, dla Ojczyzny żadne pogróżki, listy ostrzegające, szantaże, ścigania i wtrącanie do więzienia, liczne przesłuchania, napady w czasie podróży, nic go nie odstraszało, szedł odważnie do celu. Wyzbył się lęku i strachu. Mimo próśb swoich przyjaciół i gróźb nieprzyjaciół nie uciekał i sam szedł naprzeciw niebezpieczeństwu. Ostatni etap jego życia był tego dowodem” – podkreślał ks. Bogucki. Dzień ostatnich imienin, 23 kwietnia 1984 roku, był dla kapelana „Solidarności” wytchnieniem. – W tym dniu ksiądz Jerzy był pogodny, radosny, przynajmniej był taki na zewnątrz. Ludzie sprawiali mu wielką przyjemność swoją obecnością i słowami, to go na pewno podnosiło na duchu. A całe zaplecze, że tak powiem, rozmaitych problemów było w nim wyciszone, skryte gdzieś głębiej. Starał się nie zarażać innych ludzi tym, czego doświadczył. To był moment wytchnienia dla niego, czegoś lepszego, pogodniejszego w tym marazmie problemów, które już nosił w sobie i z którymi się borykał. Na pewno musiał je analizować i przeżywać po swojemu – zwraca uwagę ks. Wójtowicz.

Również Jerzy Szóstko, który w tym dniu pełnił dyżur w mieszkaniu księdza Jerzego, zapamiętał, że był wyjątkowo szczęśliwy, jak gdyby żadne troski nie były jego udziałem. – Jego zdjęcie imieninowe z kwiatkiem mówi wszystko. To był jedyny dzień, kiedy on był autentycznie od ucha do ucha roześmiany. Każdego chciał pogłaskać, każdemu uścisnąć rękę, promieniował szczęściem. Zwykle jego uśmiech był trochę taki smutny, zmęczony, czasem tylko roześmiał się szeroko, tu zaś cały dzień był autentycznie szczęśliwy jak dziecko – podkreśla Jerzy Szóstko. Podobnego zdania jest Leon Łochowski, aktor przygotowujący oprawę Mszy św. za Ojczyznę w kościele św. Stanisława na Żoliborzu. – Na twarzy księdza Jerzego nie było ani cienia smutku czy zmęczenia. Widzieliśmy, że jest szczęśliwy, a ludzie wokół niego jeszcze bardziej. W ostatnim roku czuło się, że dźwiga brzemię, jakiś lęk się zakradał, ale w dniu swoich imienin emanowała z niego absolutna promienność, jakby poza słońcem i kwiatami nic na świecie dla niego nie istniało. Wszystko, co złe, wtedy znikało. To było uczucie jednego szczęścia i radości – wspomina ze wzruszeniem Leon Łochowski.


Ostatnie chwile razem


Uroczystości imieninowe trwały do późnych godzin wieczornych. Ksiądz Jerzy, choć na pewno zmęczony, nie dał tego poznać po sobie, przyjmował każdego z gorącym sercem i radością. Gdy ostatni goście odeszli, został sam z morzem kwiatów. – Akurat wówczas miałem dyżur i byłem u księdza. Pamiętam taki moment już po tych uroczystościach, które trwały do późnych godzin wieczornych, bo były i delegacje z Warszawy, z różnych zakładów pracy, dużo było też przyjezdnych, że był bardzo zmęczony. Zobaczyłem jednak, że ksiądz Jerzy patrzy na mnie, uśmiecha się i mówi: „Jerzy, przecież dzisiaj są też twoje imieniny, bardzo cię przepraszam, całkowicie zapomniałem”. Serdecznie mnie przytulił, jeszcze raz złożyliśmy sobie nawzajem życzenia. Dostałem od niego „Przewodnik po Ziemi Świętej” z dedykacją „Przyjacielowi Jurkowi z modlitwą i podziękowaniem. Ksiądz Jerzy Popiełuszko”. Ta książka dziś mi go przypomina. Skąd mogłem wiedzieć, że są to jego ostatnie imieniny… – podkreśla Jerzy Szóstko.

Późnym wieczorem 19 października 1984 roku, w czasie drogi powrotnej z Bydgoszczy po odprawionej Eucharystii w kościele Świętych Polskich Braci Męczenników, ksiądz Jerzy został uprowadzony i bestialsko zamordowany przez trzech funkcjonariuszy MSW: Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękalę. Przez dziesięć dni i nocy kościół świętego Stanisława Kostki na Żoliborzu był miejscem spotkań tysięcy do głębi poruszonych tym wydarzeniem Polaków. Kiedy 30 października 1984 roku znaleziono zmaltretowane ciało księdza Jerzego, cała Polska wybuchła głośnym płaczem. Tragedia jednego z najbardziej umiłowanych polskich kapłanów wstrząsnęła Ojczyzną. Pan Bóg wybrał go bowiem z rzeszy kapłanów do misji poruszenia serc i umysłów Polaków. Jego Msze Święte za Ojczyznę były wielkim wołaniem o powrót do normalności naszego życia, to znaczy do poszanowania zasad religijnych i patriotycznych, które w nie tak przecież odległej przeszłości były normą. Wielu z nas ten Nauczyciel Narodu przekonał. Wielu ludzi, niestety, potem o tym przekonaniu zapomniało. Wszyscy, którzy się z nim zetknęli, wspominają bezkompromisowość postępowania i czystość intencji. Bo nie wystarczy mieć rację, trzeba trwać przy prawdzie mimo wszelkich przeciwności – i tego właśnie ksiądz Jerzy jest przykładem.

– Nie wiem, jak to się działo. Ludzie trwali na Mszach Świętych za Ojczyznę w każdych warunkach pogodowych. Jak ksiądz Jerzy udzielał Komunii Świętej, istniała niezwykła jedność kapłana, jego ręki, jego serca, Eucharystii i człowieka, który tę Komunię przyjmuje. Bo to przenosiło się jednocześnie na ludzi. Poza tym tyle dokonywało się nawróceń. Widać było, że kontakt z tym kapłanem jest dla nich wielkim przeżyciem. Wielu z nich później mówiło, że gdyby nie spotkali w swoim życiu księdza Jerzego, chyba by nigdy nie wrócili do Kościoła albo przychodziliby na Msze Święte, ale nadal nie przystępowaliby do spowiedzi. Pamiętam, że jakiś człowiek wyznał mi, że odnalazł radość z sakramentu pokuty. Atmosfera Mszy Świętych za Ojczyznę była bardzo podniosła. Przypominam sobie, jak na jednej z nich śpiewaliśmy wszyscy pieśń „Nie rzucim Chryste świątyń Twych”. Ksiądz Jerzy stał z podniesionym dużym krzyżem, a cały kościół ludzi z podniesionymi małymi krzyżami. Tego przeżycia nie da się opisać. Było w nim coś tak promieniującego, coś tak zniewalającego, a jednocześnie tak prostego, tak serdecznego, tak naturalnego – wspomina Leon Łochowski.


Piotr Czartoryski-Sziler
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl