Złe jest in vitro, nie tylko jego skutki


Pobierz Pobierz

W Liście do Rodzin Jan Paweł II napisał, że "w ludzkim rodzicielstwie Bóg sam
jest obecny" (nr 9). Ci, którzy rzucają się na technologię sztucznego rozrodu,
aby zadowolić własne ambicje, grzeszą przede wszystkim tym, że pomijają Boga i
usiłują zająć Jego miejsce, niepomni na treść pierwszego przykazania, które
zabrania czcić obcych bogów. Zrodzenie człowieka jest bowiem szczególną relacją,
w której rodzice przyjmują nowe życie jako dar od Boga.

Zaistnienie nowego człowieka jest owocem aktu stwórczego, czyli działania,
którego żadna moc niebędąca Bogiem nie może próbować zastąpić. Sedno etyki
rodzicielskiej polega właśnie na tym, by objawić Boga jako jedyne Źródło życia
działające mocą miłości. Należy pamiętać, że człowiek rodzący się jest istotą
stworzoną, w sensie zarówno teologicznym, jak i metafizycznym. Oznacza to, że w
stosunku do zaistnienia człowieka nie może się pojawić żadna przyczyna sprawcza
poza Bogiem. Stąd ci, którzy powołani są do urodzenia człowieka, odrzucają
wszelkie działania i zachowania stanowiące próbę przywłaszczenia sobie władzy
nad mającym się począć życiem. W szczególny sposób zaprzeczeniem jedynej władzy
Boga nad życiem (istnieniem) człowieka jest wszelka technologia "reprodukcyjna"
poddająca dar życia logice produkcji i manipulacji. Reguła etyczna wykluczająca
wszelką przyczynowość techniczną jest uniwersalna, obejmuje także samych
małżonków jako rodziców. Zdolność rodzicielska aktualizuje się jedynie na
poziomie osobowego zjednoczenia, które nie ma (nie może mieć) charakteru
posługiwania się ciałem człowieka, by osiągnąć zamierzony cel. Może mieć jedynie
charakter całkowicie bezinteresownego daru osoby. Etyka absolutnie wyklucza
wszelkie posługiwanie się ciałem, redukowanie go do roli instrumentu określonej
technologii. Człowiek jako osoba, tym samym małżeństwo jako komunia osób,
istnieje w kategorii symbolu i objawia sobą prawdę miłości rodzącej, którą jest
sam Bóg. Kiedy człowiek rozumie tę normę, wtedy jest zdolny (teoretycznie)
działać jako człowiek. A kiedy na gruncie wiary jednoczy się z Chrystusem, staje
się zdolny do praktykowania "miłości pięknej", o której pisze Jan Paweł II w
Liście do Rodzin (nr 19-20).

Non serviam
Proceder in vitro jest odrzuceniem całej relacji do Boga, jaką Stwórca ustanowił
przez dar stworzenia – w szczególny sposób – stworzenia mężczyzny i kobiety. Nie
można ograniczać się przy ocenie procederu in vitro do dezaprobaty skutków
ubocznych tej nagannej praktyki, także tego najbardziej niegodziwego, jakim jest
uśmiercanie tzw. nadliczbowych zarodków. Trzeba sięgnąć do sedna problemu w taki
sposób, aby pokazać, gdzie zaczyna się równia pochyła prowadząca do tragicznego
stanu człowieka przychodzącego na świat – i człowieka uzurpującego sobie władzę,
która mu nie przysługuje. To pytanie jest niezwykle ważne, głębokie i wymaga
uczciwej refleksji. Nie chodzi tu o historyczno-filozoficzną genezę problemu
odesłania etyki małżeńskiej do lamusa idei bezwartościowych; choć i to
prześledzenie dróg ludzkiej myśli byłoby pouczające. W pewnym stopniu taka
refleksja była treścią wystąpienia Johna Smeatona na kongresie Human Life
International w Rzymie. Smeaton, prezes brytyjskiego Stowarzyszenia Obrony
Dzieci Poczętych, analizując rozwój polityki wyrażającej się w negowaniu prawa
dzieci poczętych do życia, twierdzi, że tendencja ta ma swój początek w
publicznym odrzuceniu nauczania Kościoła zawartego w encyklice "Humanae vitae".
Wskazuje ponadto, że od tego momentu datuje się formalna wojna przeciw poczętemu
życiu, którą określa jako "trzecią wojnę światową".
Wróćmy do głównego pytania: o początek równi pochyłej zmierzającej do katastrofy
moralnej w dziedzinie etyki płci. Problem zaczyna się wtedy, kiedy
człowieczeństwo naznaczone męskością i kobiecością zaczynamy interpretować
według kryteriów subiektywnych, czyli na podstawie doświadczenia
psychologicznego, a nie w świetle sumienia, które karmi się prawdą.
Przełomowym momentem jest ten, kiedy człowiek przestaje ufać Słowu Bożemu i
zaczyna ufać sobie, w sposób coraz bardziej stanowczy i bezwzględny. Jest to
widoczne zarówno w wymiarze historii – jako świadome odejście całej cywilizacji
(całego elitarnego odłamu cywilizacji) od wierności Prawu Bożemu i zwrócenie się
do koncepcji filozoficzno-etycznych opartych na ludzkim rozumie (ratio,
racjonalizm). Również w wymiarze indywidualnego sumienia, kiedy człowiek wmawia
sobie, że jest wystarczająco dojrzały, oświecony "naukowo" i odpowiedzialny, aby
kierować się własnym sądem i nie zwracać uwagi na to, co mówi Objawienie Boże.
Godne zastanowienia, że taki właśnie zwrot całej orientacji moralnej człowieka
pozostaje w ścisłym związku z interpretacją etyki małżeńskiej – i tym samym –
rodzicielskiej, która ma swoje transcendentne zakorzenienie w tajemnicy
Stworzenia.

Płciowość w orbicie biopolityki
Jest to więc sytuacja, w której relacja seksualna (więź płciowa) zaczyna się
pojawiać w świadomości człowieka jako rzeczywistość neutralna, podlegająca
prywatnemu osądowi i – konsekwentnie – swobodnej decyzji. Ten proces
desakralizacji i sekularyzacji etyki przebiega powoli, jest niemal niezauważalny
dla poszczególnego człowieka, aż do wytworzenia się czegoś w rodzaju pęknięcia
między rzeczywistością płci a wymiarem etycznym ludzkiego istnienia. Prowadzi
ono nieuchronnie do pęknięcia wewnątrz samej prawdy antropologicznej: rozejścia
się rzeczywistości płci z istotą człowieczeństwa. Z chwilą, kiedy człowiek
próbuje siebie pojmować autonomicznie, nieuchronnie sfera płciowa zaczyna się mu
przedstawiać jako również rzeczywistość autonomiczna wobec etyki, a co za tym
idzie – jako sfera autonomiczna względem człowieczeństwa. Przychodzi moment,
kiedy sfera płci zostaje poddana w pełni kryteriom nauk szczegółowych, takich
jak: medycyna (czy wręcz weterynaria), psychologia, socjologia i biopolityka,
skutkiem czego zaczyna być pojmowana jako w pełni wcielona w świat przyrody.
Problem jest szerszy, nie jest zatem możliwe jego wyjaśnienie w niniejszym
szkicu. Wiele czynników kształtujących tzw. kulturę masową od czasu wieku
"oświecenia" sprawiło, że pozornie pozycja człowieka w świecie została bardzo
podniesiona, jednak w rzeczywistości utracił on swoje wyjątkowe miejsce
określone przez relację do Stwórcy i został zaliczony do "obiektów" tego świata,
czyli kosmosu, i poddany kryteriom "naukowym" definiowanym przez ducha nauk
przyrodniczych. Stąd osoba ludzka stała się ofiarą instrumentalizmu i wszelkiego
utylitaryzmu, który degraduje całkowicie wyjątkowość sposobu jego istnienia,
ponieważ niszczy transcendencję. Tymczasem aktualne prądy i dążenia
globalistyczne zmierzające do stworzenia jednorodnego społeczeństwa o
jednorodnym profilu duchowym i kulturowym zakładają zgodnie jako absolutnie
obowiązujący dogmat – zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie – wykluczenie z
tego obszaru ludzkiej władzy wszelkiego odniesienia do transcendencji.

Ks. prof. Jerzy Bajda
 

Ks. prof. Jerzy Bajda jest teologiem, moralistą, pracownikiem naukowym Instytutu
Studiów nad Rodziną w Łomiankach.

drukuj