Spróbuj pomyśleć: „O zdrowiu wszystkich decyduje zarobek nielicznych”


Pobierz Pobierz

Szczęść Boże!

O zdrowiu wszystkich decyduje zarobek nielicznych. W sytuacjach kontrowersyjnych, w przypadku pojawienia się sporu co do tego czy coś szkodzi, czy też nie, ostateczną decyzję podejmują władze państwowe w oparciu o opinie naukowców, a jakże. Opinie oparte o analizę tych samych materiałów, ba – nawet dowodów, mogą jednak skrajnie się różnić. Myli się ten, kto w celu rozstrzygnięcia dylematu: którą to z biegunowo różnych opinii należy wybrać, powoła trzeciego eksperta. Ten trzeci, dziesiąty, setny i tysięczny wcale nie musi mieć bezspornej racji. Jeszcze mniejszy sens ma powoływanie komitetów i komisji podejmujących rozstrzygnięcia sporów drogą głosowania. Czy można przegłosować, że białe jest czarne? Czy można podpisać się pod decyzją, że czarne jest białe? Oczywiście, że można. A za odpowiednim wynagrodzeniem, to i nawet trzeba. Dla wielu prominentów i ich zaplecza eksperckiego jest to tak oczywiste, że nawet nie warto tego ukrywać. Ale kiedyś do władzy przyjdą konkurenci, a jak zaczną grzebać to albo znajdą haka, albo go sfabrykują. W tej sytuacji przed decydentem pojawia się widmo więziennej kraty. Czym by tu się zabezpieczyć przed posądzeniem o stronniczość w podejmowaniu decyzji? Przecież wystarczy krótka wzmianka w tych gazetach, programach telewizyjnych lub radiowych, które rządzą polskimi organami ścigania, aby decydent znalazł się za kratami, albo co najmniej w roli podejrzanego lub świadka zamienił dotychczasowy tryb życia z wyboru w niekończące się pasmo przesłuchań i rozpraw sądowych urozmaicanych dojazdami na wezwanie stawiennictwa pod groźbą kary. Na tym pożałowania godnym świecie nieraz bardzo trudno udowodnić, że nie jest się wielbłądem. Zbyt wielu uważa, że skłamać, poświadczyć nieprawdę można, a nawet trzeba, gdy da to konkretną korzyść. Za mało jest tych, którym nie wolno, choć można i trzeba. Nie wolno z powodu systemu wartości przynajmniej zbliżonego do Dekalogu, obowiązującego prawa, tego czy innego kodeksu etyki. Można i trzeba, ale nie wolno. Przekraczając granice tego co wolno, należy oczekiwać kary, której w żadnym razie nie zrównoważą korzyści uzyskane drogą zabronionego czynu. Kara spada też na krzewicieli zła, niesłusznie obwinionych przez sobie podobnych. Ten dobrze znany fenomen pożerania własnych dzieci przez zło relatywizmu jest stary jak ludzkość i prawdopodobnie od jej początków każdy, osiągając pewien wiek, dochodzi do przekonania, że jest coraz gorzej, a żyjąc jeszcze dłużej sam często widzi jak kończą się osobiste i grupowe kariery ludzi przekonanych, że im wszystko wolno. Nawet potężne szajki zwane obecnie partiami politycznymi spotyka zasłużona pogarda, a niekiedy kara. Zbyt rzadko jednak ujawniane są biznesowe powiązania partyjnych wodzów, pomniejszych prominentów i pozornie szarych członków z przedsiębiorcami rozmaitej skali: od światowych koncernów po małe firmy o lokalnej skali. A jest co dokumentować i interpretować. Wszystko zaczyna się od kampanii wyborczych prezydenckich, parlamentarnych i samorządowych. Postawić na kandydata i umieścić go w pożądanym organie decyzyjnym to inwestycja w kopalnię złota. Nie wdając się w zawiłości innych dziedzin, jak np. sukcesy gospodarki, które z Polski uczyniły importera pasz dla zwierząt, cukru i węgla, kolonię obcych sieci handlowych i energetycznych, co oczywiście ma też niezwykle istotny wpływ na zdrowie publiczne, gdyż pogłębia ocean ubóstwa w naszym kraju, warto postawić pytanie związane ściśle z bezpieczeństwem konsumenta i to tego najmłodszego. Dlaczego w Polsce nie obowiązuje zakaz stosowania niektórych barwników i konserwantów, w szczególności benzoesanu sodu, w produktach spożywczych? Oto brytyjski odpowiednik zespołu ekspertów polskiego Głównego Inspektora Sanitarnego zwrócił się do rządu Jej Królewskiej Mości o wprowadzenie zakazu stosowania mieszanek farb do środków spożywczych, zwłaszcza napojów, gdyż te dodatki do żywności wraz z konserwantem benzoesanem sodu mają udowodniony szkodliwy wpływ na zdrowie dzieci. W ten sposób w Wielkiej Brytanii zakończyła się energiczna wymiana zdań pomiędzy stowarzyszeniami działającymi na rzecz ochrony zdrowia konsumentów a władzami sanitarnymi. Te ostatnie oskarżane były o bezczynność i uleganie wpływom lobby przemysłu agrochemicznego, w szczególności wielkich korporacji ponadnarodowych. Ugrupowania rodziców dzieci cierpiących na zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD) domagały się natychmiastowego wprowadzenia zakazu użycia niektórych substancji dodatkowych żywności, w tym benzoesanów, wycofania produktów je zawierających ze sklepików szkolnych i zamieszczania wyraźnych ostrzeżeń zdrowotnych na opakowaniach jednostkowych szkodliwych artykułów spożywczych.

W związku z powyższym czuję się upoważniony do przytoczenia fragmentu swojego felietonu sprzed roku, tj. z 11. maja 2007: „Od kilku dni brytyjskie media szeroko komentują najnowsze doniesienia naukowe o skutkach spożywania chemikaliów dodawanych do artykułów spożywczych. Polskie środki masowego przekazu, łącznie z publicznym radiem i telewizją, mającymi za podatki i abonament realizować misję społeczną, milczą – jak zwykle – w takiej sprawie, nie chcąc narażać się reklamodawcom. A sprawa jest pierwszorzędnej wagi i do tego pochodzi z miarodajnego źródła. Oto Uniwersytet Southampton na zlecenie Food Standards Agency, czyli Agencji ds Standardów Żywności brytyjskiego rządu, przeprowadził badania dzieci w wieku od trzech do dziewięciu lat, w których pożywieniu znalazły się artykuły spożywcze, zawierające takie barwniki, jak: tartrazyna – E 102, czerwień koszenilowa – E 124, żółcień pomarańczowa S – E 110, azorubina – E 122, żółcień chinolinowa E 104 i czerwień allura AC – E 129. Badania dotyczyły również najbardziej niebezpiecznego konserwantu, jakim jest benzoesan sodu E 211. Przeprowadzono pomiary przeciętnego spożycia tych dodatków do żywności oraz ich wpływ na zachowanie małych konsumentów. Potwierdziły się wcześniejsze doniesienia, że dzieci narażone na chemikalia dodawane do żywności i napojów wykazują nadmierną pobudliwość ruchową, trudności z koncentracją, napady złego zachowania i reakcje alergiczne. Wchodzący w skład Agencji ds Standardów Żywności Komitet ds. Toksyczności chemikaliów w środkach spożywczych uznał, że wyniki badań mają ważne znaczenie dla zdrowia publicznego. Ze swej strony muszę dodać, że związek wielu dodatków do żywności z chorobami alergicznymi skóry, zwłaszcza z pokrzywką czy atopowym zapaleniem skóry jest znany lekarzom od dziesiątków lat, ale skoro obecnie w Polsce lekarzy ubywa, to i nie ma kto ostrzegać konsumentów przed masowym i bezkrytycznym poddawaniem się presji reklam napojów i innych artykułów spożywczych pełnych szkodliwych chemikaliów.”

Z Panem Bogiem

dr Zbigniew Hałat

drukuj