Spróbuj pomyśleć: „Jak odróżnić żywność bezpieczną od niebezpiecznej?”


Pobierz Pobierz

Szczęść Boże!

Jak odróżnić żywność bezpieczną od niebezpiecznej? Po czym poznać, że coś zaszkodzi tuż po spożyciu, za godzinę, po dwóch dniach, po tygodniu, za miesiąc, za dziesięć – dwadzieścia lat, w następnych pokoleniach? Jak uchronić przed skutkami spożywania niebezpiecznej żywności dziecko w łonie matki, niemowlę karmione piersią, dziecko żywione artykułami spożywczymi kupowanymi początkowo przez rodziców, a wkrótce – już w młodszych klasach szkoły podstawowej – samo wybierające przekąski i napoje z półki szkolnego sklepiku? Te pytania słyszę codziennie i zawsze udzielam tej samej odpowiedzi. Tym razem nieco ją rozbuduję. Na wstępie zła wiadomość. Człowiek sam nie dysponuje żadnymi możliwościami wykrycia niebezpiecznych składników żywności. Nawet nasz pies wie od nas więcej o tym, co można zjeść. Pies kieruje się wyostrzonymi zmysłami i instynktem samozachowawczym, co w znacznym zakresie chroni go przed niebezpieczną karmą. W zakresie znacznym, ale w żadnym razie nie wystarczającym, o czym świadczy śmiertelne żniwo, jakie nie tak dawno zebrała karma dla psów sprzedawana w USA. U człowieka zdolność wykrywania zagrożeń wzrokiem, węchem, smakiem i/lub dotykiem jest aż tak bardzo ograniczona, a że tylko w sytuacjach zupełnie wyjątkowych można na niej polegać. Gołym okiem nie wykryje się larw włośnia, a co dopiero bakterii, wirusów, a tym bardziej prionów. Węch nie ostrzeże przed uranem, radem i radonem, smak nie pozwoli wykryć alergenów, a wzrokiem nie zbadamy stężenia ołowiu, dioksyn i innych toksycznych chemikaliów. Pełnoprofilowego laboratorium w kuchni nie założymy. Kupując żywność, musimy więc zaufać jej sprzedawcy i producentowi, że ani nieumyślnie, ani tym bardziej umyślnie – nam nie zaszkodzą. Ostatecznym wentylem bezpieczeństwa naszej żywności są jednak państwowe służby nadzoru i kontroli. W imieniu konsumentów – w naszym imieniu, w celu ochrony zdrowia publicznego – naszego zdrowia, wkraczają tam, gdzie nam wstęp jest wzbroniony: do zakładów produkcyjnych, przetwórczych, hurtowni, na zaplecze restauracji, barów, supermarketów i drobnych sklepików. Kontrolerzy sanitarni oceniają stan sanitarno-techniczny i w zakresie porządku i czystości, sprawdzają atesty sprzętu i materiałów przeznaczonych do kontaktu z żywnością, wyniki badania wody, oceniają stan zdrowia i kwalifikacje pracowników, dokonują pomiarów, pobierają próby surowców i produktów gotowych do spożycia, aby poddać je badaniom w laboratorium mikrobiologicznym, chemicznym i radiologicznym. Niezwykle ważnym aspektem kontroli sanitarnej jest sprawdzenie czy treść etykiety odpowiada prawdzie. Rozbudowane przepisy o znakowaniu żywności mają celu zagwarantować konsumentowi realizację jego podstawowego prawa – prawa wyboru. Gdy państwowe służby nadzoru i kontroli zgodności etykiet z obowiązującym prawem i stanem faktycznym nie sprawdzają, dochodzi do łamania podstawowego prawa konsumenta na masową skalę. Kierując się posiadaną wiedzą i zdrowym rozsądkiem konsument wydaje pieniądze na produkt, którego nigdy by nie kupił, gdyby nie został wprowadzony w błąd kłamliwą deklaracją producenta. Wyłudzający zakup oszust doprowadza konsumentów do niekorzystnego i niezgodnego z własnym wyborem rozporządzenia ich pieniędzmi. Proceder ten może trwać latami, może uchodzić zupełnie bezkarnie, pomimo wielorakich strat ponoszonych przez konsumentów, włącznie z utratą zdrowia i życia, a także ponoszonych przez tych producentów, którzy nie oszukując, tracą należny im zarobek. Jest to możliwe tylko wtedy, kiedy państwowe służby nadzoru i kontroli nie wykonują swoich ustawowych i opłacanych przez podatników obowiązków. Jak z tego wybrnąć? I tu jest dobra wiadomość. Recepta jest gotowa i do tego bezpłatna. Oto ona. Proporcjonalnie do ich udziału w rynku markowe i niemarkowe artykuły spożywcze należy losowo wybierać z półek sklepowych, wybranych też reprezentatywnie – zależnie od obrotów obiektu handlowego, dowieźć do laboratorium zdolnego do wydania wiarygodnego i miarodajnego orzeczenia i w przypadku stwierdzenia oszustwa polegającego na niezgodności etykiety z obowiązującym prawem i stanem faktycznym, publicznie ujawnić sprawę i sprawcę. Konsumenci chętnie dowiedzą się, kto żeruje na ich naiwnym zaufaniu w uczciwość przedsiębiorców działających na jednolitym wspólnym europejskim rynku pasz i żywności. Z ulgą odetchną ci przedsiębiorcy, których uczciwość będzie potwierdzona przez niezależne państwowe służby kontroli i nadzoru. Wreszcie pozbędą się nieuczciwej konkurencji. Trzeba jednak działać szybko. Lawinowe tempo wzrostu cen żywności stwarza tyle pokus, że bezkarne oszustwa na koszt kieszeni i zdrowia konsumentów mogą zupełnie i na długo wymknąć się spod kontroli o ile najwyższe władze państwowe nie obudzą się i nie przyjrzą działaniom urzędów centralnych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo żywności. Wyniki badań opinii publicznej wskazują na zaufanie, jakim obywatele darzą Platformę Obywatelską. Do roboty, więc, do roboty Platformo na rzecz ochrony obywateli przed bezkarnie dotychczas panoszącym się bezprawiem. Minęło już pięć miesięcy od czasu, kiedy Prezes Rady Ministrów Donald Tusk powołał – z dniem 5 grudnia 2007 r. – panią Julię Piterę, sekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, na stanowisko Pełnomocnika Rządu do Spraw Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych. Obywatele, w tym zwolennicy Platformy Obywatelskiej, z rosnącą niecierpliwością czekają nie tyle na sam program, bo – jak wiadomo – papier wszystko zniesie, ale przede wszystkim na efekty postępowania organów państwa na rzecz zapewnienia nam bezpiecznej żywności. Pierwszy z brzegu przykład sam głośno woła o zainteresowanie organów ścigania parlamentarzystami, wysokimi urzędnikami państwowymi i ich tzw. „ekspertami” napiętnowanymi stronniczym antykonsumenckim, antyrolnicznym i antyekologicznym stosunkiem do organizmów genetycznie modyfikowanych. Kolejne przykłady za tydzień.


Z Panem Bogiem

dr Zbigniew Hałat

drukuj