„Spróbuj pomyśleć”


Pobierz Pobierz

Szczęść Boże!




W pewnej mierze wszyscy jesteśmy Egipcjanami. Korzenie kultury europejskiej sięgają przecież nie do Chin a za Morze Śródziemne, do Nilu. Niemal nikomu nieznana najstarsza cywilizacja Europy pokrywająca się z obszarem kultury łużyckiej, z której rozwinęła się kultura autochtonicznych Prasłowian, poza krótkim artykułem w The Independent (http://www.independent.co.uk/news/world/europe/found-europes-oldest-civilisation-493780.html) nie daje światu o sobie znać, bowiem nie pozostawiła po sobie prawie żadnych śladów. Za to kultura egipska co do rangi dotychczas odkopanych zabytków zdecydowanie dzierży palmę światowego
pierwszeństwa. Te nadal nieodkopane bodaj nadal kryły się pod ziemią przed ludzkością zbyt mało jeszcze dojrzałą, aby potrafiła zapewnić bezpieczeństwo niepowtarzalnym dziełom sprzed tysięcy lat. Sam miałem okazję w 1972r. podziwiać pyszniące się pełnią barw reliefy pokrywające mury i kolumny
świeżo złożone przez ekipę profesora Kazimierza Michałowskiego w świątynię Hatszepsut w Tebach, czyli Deir el Bahari. Po 25 latach ekspozycji na słońce po wspaniałych kolorach sprzed tysięcy lat pozostałt marne ślady, a i same płaskorzeźby za niedługo po prostu znikną. Rozjechanie czołgami Babilonu podczas najazdu tzw. koalicji na Irak, sprowadza odpowiedzialność za tak wielką zbrodnię na wszystkich podejmujących w tej sprawie decyzje i/lub nie podejmujących decyzji wymagających minimum ucywilizowania. Ale obecnie efekty kilkuwiekowej aktywności archeologicznej w Egipcie są jak nigdy wcześniej narażone na rabunek i zniszczenie, co obok możliwych do przewidzenia skutków toczącej się tam rewolucji i kontrrewolucji musi budzić zgrozę wszystkich ludzi dobrej woli na całym świecie.

Podwyżki cen chleba, bezrobocie wśród młodych, korupcja i dyktatura są ogłoszone jako powody wystarczające do pojawienia się burzliwych niepokojów społecznych, a prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama nakłania do podjęcia politycznego dialogu z manifestującymi na ulicach stolicy. Stolicy Egiptu. Bo gdyby ludzie doprowadzeni do rozpaczy galopującą drożyzną, brakiem pracy, możliwości założenia i utrzymania rodziny, korupcją, nepotyzmem, regresem cywilizacji mierzonym brakiem transportu, dostępu do leczenia i sprawiedliwości, wyszli na ulice stolicy Polski, pies z kulawą nogą by się o nich za granicą nie upomniał.

Od czasów Ronalda Reagana miłość prezydentów Ameryki do narodu polskiego niezwykle wyziębła, o co trzeba winić nie tylko kreatorów globalnej polityki USA, defamatorów Polski, czy destruktorów jedności amerykańskiej Polonii, ale przede wszystkim krajowe elity minionego dwudziestolecia, polityków znanych z imienia i nazwiska, którzy doprowadzili do tego, że – jak skonstatował prezes Jarosław Kaczyński – niedoścignionym wzorem dla nas jest Turcja, państwo poważne, z którym wszyscy się liczą. Stany Zjednoczone z Turcją się liczą się i płacą za jej zbrojenia. Podobnie płacą miliardy dolarów na utrzymanie armii egipskiej. Nam za to sprzedają złom, albo wypożyczają zabawkowe rakiety, wycofują się z uzgodnionych gwarancji
bezpieczeństwa dla Polski i Republiki Czeskiej, wysyłają nas na wyniszczające nasz kraj wojny, gdzie za odstępowanie od ataku musimy płacić miejscowym partyzantom
pieniędzmi dosłownie odjętymi od ust naszych dzieci.

Ogromną część dochodu narodowego Egiptu stanowią opłaty tranzytowe, w pierwszym rzędzie za transport morski przez Kanał Sueski i za przesył rurociągami. Dzięki pobieraniu tych opłat 85 milionów ludzi żyjących w państwie jednej rzeki, którego stolica co roku przybiera o milion nowych mieszkańców, miało w zeszłym roku średnio 5 889 dolarów przeliczeniowych na głowę, co wobec przeciętnej długości życia 70,5 roku i ograniczonych
możliwości edukacji, stawiało ten kraj na 101 pozycji wśród 169 sklasyfikowanych państw świata. Należy
zaznaczyć, że w ciągu pięciu lat Egipt wyraźnie awansował w światowej konkurencji rozwoju
cywilizacyjnego, bowiem w 2005 znajdował się na pozycji 112. W tym samym czasie w rozwoju cywilizacyjnym Polska spadła z pozycji 37 na pozycję 41 i od końca czołowej w świecie klasy dzieli nas tylko jedno państwo – Barbados.

Kto był w Egipcie i przyjrzał się bliżej codziennemu życiu jego przyjaznych i utalentowanych mieszkańców, wie dobrze, że znaczna część z nich żyje za mniej niż dwa dolary dziennie.

No to porównajmy. Dwa dolary, to mniej więcej 8 złotych. 8 razy 30 dni w miesiącu daje 240 złotych. Na pięcioosobową rodzinę, której każdy członek żyje za 2 dolary dziennie, przypadałoby więc 1 200 złotych miesięcznie. Polska rodzina składająca się z niepracującej mamy, bezrobotnego taty i trojga dzieci nie buduje drugiej Japonii, nie żyje w drugiej Irlandii sprzed kryzysu, a z uwagi na nieporównywalne wyższe niż nad Nilem koszty utrzymania nad Odrą, Wisłą i Bugiem boryka się z relatywnie większymi problemami niż rodzina ubogich fellachów. Warto zwrócić na to uwagę kandydatom do nadchodzących wyborów, zwłaszcza tym ze sznytem europejskim, ba światowcom, z Davos i Bilderberg, odpowiedzialnym za rezygnację naszego kraju leżącego w środku Europy z opłat za tranzyt i za wymieranie narodu. Z samych opłat można byłoby poprowadzić patriotyczną politykę rodzinną. W stosunku do roku 2010 już za dwadzieścia lat będzie na świecie o 31% więcej Egipcjan i o 5% mniej Polaków.

 

Z Panem Bogiem

dr Zbigniew Hałat

drukuj