Myśląc Ojczyzna


Pobierz Pobierz

W ramach rozbioru Polski…

Szanowni Państwo!
W koszmarnych czasach przed pierwszą wojną światową, w armii austriackiej służył generał Galgoczy. Pewnego razu, w związku z jakimś przedsięwzięciem wojskowym, otrzymał z Ministerstwa Wojny trzy miliony koron. Po zrealizowaniu przedsięwzięcia Ministerstwo Wojny zażądało od generała Galgoczy rozliczenia finansowego. Ten odpisał, jak następuje: „Dostałem trzy miliony koron. Wydałem trzy miliony koron”. Takie rozliczenie biurokratom z ministerstwa wydało się zbyt lakoniczne, więc zażadali od generała dodatkowych wyjaśnień. Generał przyzwyczajony do posłusznego wykonywania rozkazów, nadesłał dodatkowe wyjaśnienie treści następującej: „Dostałem trzy miliony koron. Wydałem trzy miliony koron. Kto nie wierzy, ten jest osioł”. Teraz minister wojny poczuł się już tym wyjaśnieniem dotknięty i odpowiedź generała Galgoczy pokazał cesarzowi. Cesarz Franciszek Józef przeczytał i powiedział ministrowi: „ja wierzę”.
Lakoniczne rozliczenia zdarzały się również i później. Przed wojną polska flota pasażerska miała kilka transatlantyków. Któregoś razu zdarzyło się, że na transatlantyku „Kościuszko” zmienił się kapitan, w związku z czym trzeba było sporządzić protokół przejęcia statku przez nowego kapitana. Był on podobnie lakoniczny, jak rozliczenie generała Galgoczy. Oto pełny tekst: „Statek T.S.S. „Kościuszko” zdan kapitanem Eustazym Borkowskim kapitanu Mamertu Stankiewiczu w stanie takim, w jakim jest.” Gdynia, data i dwa podpisy.
Przypomniały mi się te rozliczenia i lakoniczne protokoły w związku z informacją, że Najwyższa Izba Kontroli wyraziła ogromne zaniepokojenie stanem przygotowań do mistrzostw Europy w piłce nożnej „Euro 2012”, przewidując niebezpieczeństwo wielu afer – i że w odpowiedzi na to zaniepokojenie, władze zamiarzają ograniczyc uprawnienia kontrolne Izby.
Oświadczenie Najwyższej Izby Kontroli absolutnie mnie nie zaskakuje. Nie powinno zaskakiwać nikogo, kto pamięta entuzjazm, z jakim w pewnych kołach została przyjęta wiadomość, że wspomniane mistrzostwa odbędą się w Polsce i na Ukrainie. Oficjalną przyczyną tego entuzjazmu była oczywiście miłość do sportu, a piłki nożnej – w szczególności, ale tak naprawdę – nadzieja, że przy okazji wydatkowania takich potężnych publicznych, a więc bezpańskich pieniędzy, będzie można nakraść się, jak nigdy dotąd. Oczywiście taka możliwość nie będzie udziałem każdego; co to, to nie. Każdy – to będzie musiał się na to złożyć jako podatnik, bez względu na to, czy piłka nożna interesuje go, czy nie. Natomiast dostęp do kurka z pieniędzmi jest, jak wiadomo, zastrzeżony dla nielicznych, którzy poddadzą się niezwykle skomplikowanym procedurom. Celem tych procedur jest oczywiście wyeliminowanie korupcji, ale tak naprawdę, to pełnią one tylko rolę parawanu, żeby za jego osłoną nie można było dostrzec rzeczywistych mechanizmów. Te procedury antykorupcyjne przypominają oczyszczalnię ścieków, opisaną w książce Kurta Vonneguta „Śniadanie Mistrzów”.. Bydowy oczyszczalni ścieków fabryki chemicznej podjęła się spółka braci-gangsterów. Skonstruowali niezwykle skomplikowana budowlę; plątaninę rur i rurek, na której to zapalały się, to gasły różnokolorowe lampy – ale cała ta imponująca konstrukcja tylko przesłaniała prosty odcinek rury wodociągowej, przez którą fabryczne ścieki spływały bezpośrednio do rzeki.
Jak się bowiem okazuje, nawet najbardziej skomplikowane procedury antykorupcyjne nie stanowią żadnej przeszkody, żeby albo Rywin przyszedł do Michnika, albo „Rycho” zadzwonił do „Zbycha” i w rezultacie i wilk jest syty i owca cała – a w razie czego prokuratura, albo nawet i niezawisły sąd dostaje rozkaz, żeby sprawę umorzyć z powodu „znikomej szkodliwości społecznej”. Nie po to bowiem szef wojskowej razwiedki generał Kiszczak ustanowił w Magadlence ze swoimi konfidentami, z lewicą laicką oraz pożytecznymi idiotami model kapitalizmu kompradorskiego w Polsce, żeby sytuacja wymykała się dzisiaj spod kontroli. Nie po to Wojskowe Służby Informacyjne przeprowadziły transformację ustrojową, nie po to przeszły ją w szyku zwartym i nie po to funkcjonowały sobie oficjalnie, jak gdyby nigdy nic aż do września 2006 roku, żeby teraz osobom zaufanym i poważnym zagrażały jakieś niespodzianki ze strony policji, prokuratury, czy niezawisłych sądów. Skoro za komuny Służba Bezpieczeństwa potrafiła rozbudować sobie agenturę we wszystkich środowiskach społecznych, to cóż dopiero razwiedka za demokracji, w której przeprowadzono i podział władz i w dodatku – tak wiele zależy od masowych nastrojów? Dlatego przy zachowaniu pozorów naturalności i spontaniczności sytuacja całkowicie znajduje się pod kontrolą, zaś takie incydenty, jak z panią Barbarą Blidą, uosobieniem niewinności tyle, że „bez swojej wiedzy i zgody”, są wyjątkami tylko potwierdzającymi regułę. W przeciwnym razie rekrutacja kandydatów już nie tylko do sprawowania rzeczywiswtej władzy, ale nawet – do piastowania jej zewnętrznych znamion w postaci prestiżowych urzędów, kancelarii, gabinetów, limuzyn i sekretarek, musiałaby następować z łapanki. Tymczasem jest akurat odwrotnie, co potwierrdza obserwację zapisaną jeszcze w starożytności w Piśmie Świętym: „nie zawiążesz gęby wołowi młócącemu”.
Więc kiedy akurat trwa młocka związana z trwonieniem i rozkradaniem podatkowych pieniędzy pod pretekstem przygotowywania mistrzostw Europy w piłce nożnej, woły cisną się z gębami jeden przez drugiego. W tej sytuacji po co tu jeszcze jakaś konfrola? „Kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku” – więc nic dziwnego, że „władze” rozważają ograniczenie kompetencji kontrolnych NIK, bo w przeciwnym razie starsi i mądrzejsi, którzy owym „władzom” powierzyli tak zwane zewnętrzne znamiona, nie mieliby z tego ani żadnej przyjemności, ani korzyści.
Nic też dziwnego, że w tej sytuacji, wokół swoich spraw zakręcili się również „twórcy” i opracowali projekt stałego zasilania pieniędzmi podatkowymi swego tradycyjnego żerowiska w postaci państwowej telewizji. Jak każdy podatnik zapłaci 8 złotych, to z zebranych w ten sposób środków każdy „twórca” nie tylko będzie mógł umoczyć paszczę w melasie, ale również – żyć aż do śmierci, nie troszcząc się absolutnie o to, czy produkowane knoty podobają się widzom – bo oni będą już tylko od płacenia – natomiast pilnując, by dzielić się łupem z kolegami-twórcami sprawiedliwie. Nazywa się to uwolnieniem mediów publicznych spod politycznej kontroli i jest w tym pewna logika, bo skoro politycy mają swoje żerowisko w administracji, panstwowym sektorze gospdoarczym, finansach i korupcji, to po co im jeszcze telewizja? W ramach dokonującego się właśnie rozbioru Polski, telewizja może przecież przypaść w udziale „twórcom” – no nie?
Mówił Stanisław Michalkiewicz

drukuj