Felieton „Spróbuj Pomyśleć”


Pobierz Pobierz

Szczęść Boże!

Rozwój cywilizacji doprowadził do ścisłego sformalizowania uprawnień zastrzeżonych dla poszczególnych karier zawodowych osób posiadających ten sam dyplom. Absolwent prawa z doświadczeniem radcy prawnego nie założy togi sędziego, jak i prokurator nie zamieni się miejscami z adwokatem. Różne są także drogi życiowe lekarzy. Podstawowy wybór podejmowany najczęściej wkrótce po zakończeniu stażu podyplomowego dotyczy lekarskiej specjalizacji. Specjalizacja uprawnia lekarza do wykonywania zawodu w wybranej dziedzinie medycyny bez konieczności zwracania się w razie potrzeby o opinię do kolegów posiadających inną wiedzę specjalną.

Dzięki temu pacjent może mieć pewność, że w zwykłych warunkach nad stołem operacyjnym pochyli się chirurg a nie np. pediatra albo specjalista od menopauzy, a nawet weterynarz, co wszakże miałoby uzasadnienie np. w czasie wojny lub w głębi buszu afrykańskiego.

Jest sprawą oczywistą, że odpowiedzialność lekarza jest tym większa, im więcej ludzi oddaje w jego ręce swoje zdrowie i życie. Najbardziej zapracowani chirurdzy z wielkim poświęceniem dzień w dzień ratują życie wielu pacjentom, ale choćby wszyscy lekarze byli wyłącznie chirurgami i tak nie podołaliby lawinie przypadków będących skutkiem zaniedbań w obszarze zdrowia publicznego. Trzeba też podkreślić, że zdrowie publiczne w żadnym przypadku nie ogranicza się do systemu ratownictwa medycznego. Owszem, sprawny system ratownictwa jest wizytówką każdego państwa, w którym na wypadek katastrof, kataklizmów i nagłego pogorszenia zdrowia każdy obywatel i każdy przybysz powinien mieć równy dostęp do kwalifikowanej pomocy medycznej w każdym miejscu i każdym czasie. Tu podatnik musi ponieść wysokie, ale dobrze uzasadnione wydatki na stworzenie i utrzymanie systemu, łączność, transport samochodowy i śmigłowcowy, aparaturę i leki, nawet gdyby w przeliczeniu na jedno uratowane życie ludzkie były to koszty niewspółmiernie wysokie w stosunku do nakładów na zapobieganie wypadkom drogowym, katastrofom budowlanym, powodziom, pożarom oraz epidemiom chorób zakaźnych i niezakaźnych.

Nikogo nie można zostawić bez pomocy medycznej, ale też nie można zaniedbywać innych niż ratownictwo obszarów zdrowia publicznego. Co z tego, że na pobliskim polu wyląduje helikopter sokół ze Świdnika, z którego wybiegnie wysoko wykwalifikowana ekipa ratowników, jeżeli ratowany pacjent umrze, bo we fiolce oznakowanej jako lek wchodzący w skład określonego przepisem prawnym zestawu przeciwwstrząsowego znalazła się trucizna o działaniu kurary lub lepiej znanego w Polsce pavulonu? Co z tego, że ponoszone są ogromne koszty poprawy wizerunku Polski w oczach światowej opinii publicznej, skoro pierwsze pytanie zadane mi po ujawnieniu skandalu z Corhydronem przez dziennikarza światowego koncernu medialnego, który nie jest i nie musi być przesadnie życzliwy naszym interesom, dotyczyło wiarygodności polskiego systemu nadzoru nad jakością leków, a tym samym ryzyka, jakie ponoszą nabywcy leków produkowanych w Polsce? Czy był to błąd fabryki leków, czyn szaleńca, zamach terrorystyczny? A co to obchodzi lekarza i pacjenta, zwłaszcza wtedy, kiedy nie musi kupować leków z konkretnej fabryki, a nawet z obszaru kraju, w którym działa skompromitowany system nadzoru nad jakością leków. Czy można było przeciąć ciąg zdarzeń zagrażających życiu ludzi i rujnujących naszą gospodarkę inaczej niż to uczynił premier, na użytek krajowej i zagranicznej opinii publicznej ogłaszając dwie decyzje: jedną – o wstrzymaniu produkcji leków o niepewnej jakości i drugą – o przyjęciu rezygnacji głównego inspektora farmaceutycznego, zgodnie z ustawą kierującego Inspekcją Farmaceutyczną w celu zabezpieczenia interesu społecznego w zakresie bezpieczeństwa zdrowia i życia obywateli przy stosowaniu produktów leczniczych i wyrobów medycznych.

System ratownictwa medycznego i program sztucznego serca są ważne, ale stosowanie w zdrowiu publicznym zasady krótkiej kołdry prędzej czy później musi skończyć się skandalem związanym z ujawnieniem tragicznych faktów, które nawet zatajone i tak przecież kosztują życie i zdrowie wielu ludzi.

Równolegle ze sprawą Corhydronu toczy się sprawa ryżu genetycznie modyfikowanego, o czym od 3. października już wielokrotnie informowałem polską opinię publiczną.

15. listopada 2006r. TELEXPRESS zawiadomił, że właśnie w tym dniu rozpoczęto zwracanie skażonego ryżu do producenta. Dwie i pół godziny później WIADOMOŚCI tego samego Pierwszego Programu Telewizji Polskiej stwierdziły, że nie od połowy listopada a od początku października wycofano w Polsce ponad 300 ton ryżu ze Stanów Zjednoczonych, zaś pani rzeczniczka prasowa Głównego Inspektora Sanitarnego była uprzejma problem zbagatelizować: „mowa o śladowych ilościach genetycznie modyfikowanego ryżu, śladowe ilości, czyli tak naprawdę niewielkie, na tysiące ziarenek mogło być jedno ziarenko gmo”. Tydzień wcześniej Państwowa Inspekcja Sanitarna powiadomiła poprzez internet, że tylko w 3 próbkach na 48 zbadanych na terenie trzech województw stwierdziła obecność materiału genetycznie zmodyfikowanego, a w jednym województwie inspektorzy wcale nie znaleźli ryżu długoziarnistego w obrocie! Przedstawicielka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu przed kamerą WIADOMOŚCI ujawniła przyczyny tych skromnych osiągnięć: „otrzymaliśmy informacje gdzie i jakich sklepach może być, w jakich sieciach i tam nasze służby monitorowały jak wygląda wycofywanie”. A przecież zgodnie z decyzją Komisji Europejskiej wydaną z 5. września 2006r. państwa członkowskie mają obowiązek wyrywkowo pobierać próbki produktów wprowadzonych do obrotu i je analizować w celu potwierdzenia nieobecności genetycznie zmodyfikowanego ryżu LL RICE 601, a w przypadkach wykrycia tego ryżu informować Komisję Europejską za pomocą systemu wczesnego ostrzegania o niebezpiecznej żywności i paszach – RASFF.

Pierwsze powiadomienia o wykryciu skażonego ryżu pojawiły się już 15. września w tych państwach Unii Europejskiej, które potrafią zadbać o zdrowie swoich obywateli i wizerunek swojego przemysłu. W naszym kraju kołdra zainteresowania działalnością inspekcji zdrowia publicznego jest zbyt krótka, aby zagrzać do działania wszystkich, od których zależy zdrowie, życie i dobrobyt Polaków.

W tej sytuacji warto sięgnąć do doświadczeń konsumentów amerykańskich. W 2002r. niewielkiej liczbie osób wypłacono łącznie 9 milionów dolarów odszkodowania za rozstrój zdrowia w następstwie spożycia śladowych ilości genetycznie modyfikowanej kukurydzy StarLink zarejestrowanej w USA tylko jako pasza dla bydła. Genetycznie modyfikowany ryż Liberty Link 601 nigdzie na świecie nie był dopuszczony do spożycia. Nawet przez bydło.

Z Panem Bogiem
dr Zbigniew Hałat

drukuj