Środowa Audiencja Generalna

Drodzy bracia i siostry!

W tę ostatnią środę sierpnia przypada wspomnienie liturgiczne męczeństwa św. Jana Chrzciciela, prekursora Jezusa. W Kalendarzu Rzymskim to jedyny święty, którego obchodzimy zarówno narodziny jak i męczeńską śmierć. To dzisiejsze wspomnienie związane jest z poświęceniem krypty w Sebaste w Samarii, gdzie już w połowie IV wieku oddawano cześć jego głowie. Kult ten rozszerzył się później po Jerozolimę, Kościoły Wschodnie, aż po Rzym, w ramach święta pod nazwą Ścięcia Jana Chrzciciela.

 

 

 

 

W Martyrologium Rzymskim odnosi się ono do drugiego odnalezienia tej cennej relikwii, i z okazji przeniesienia jej do kościoła św. Sylwestra na Polu Marsowym w Rzymie. Te historyczne odniesienia pomagają nam zrozumieć jak starą i głęboką czcią cieszył się Jan Chrzciciel. Szczególnie św. Łukasz opisuje jego narodziny, życie na pustyni i jego nauczanie a św. Marek mówi nam o jego tragicznej śmierci. Jan Chrzciciel rozpoczyna swoje nauczanie za cesarza Tyberiusza w 27 – 28 roku po Chrystusie a jego jednoznaczne wezwanie, jakie kieruje do ludzi przybyłych aby go słuchać, oznacza przygotowanie drogi na przyjście Pana, do wyprostowania pokrzywionych osobistych dróg życia poprzez radykalne nawrócenie serca (por. Łk 3,4). Jan Chrzciciel nie ogranicza się do głoszenia pokuty, ale uznając Chrystusa za „Baranka Bożego”, który przybył aby zgładzić grzech świata, jest na tyle pokorny, by ukazać Go jako Wysłannika Bożego ustępując Mu miejsca aby to On mógł wzrastać, być słuchanym i by wszyscy poszli za Nim. Swoim ostatnim aktem przelania krwi Jan Chrzciciel daje świadectwo wierności Bożym przykazaniom, nie cofając się i nie ustępując i tak wypełniając do końca swoją misję. Św. Beda w swojej homilii przypomina nam, że on „umarł za Chrystusa, mimo iż prześladowca nie nakazywał się wyprzeć Chrystusa, lecz tylko zamilczeć prawdę”. To właśnie miłość do prawdy nie pozwoliła mu na kompromis i sprawiła, że nie bał się skierować mocnych słów wobec tego, który zagubił Bożą drogę.

Skąd wywodzi się życie tak prawe, tak spójne, przeżywane w sposób całkowity dla Boga i po to, by przygotowywać drogę Jezusowi? Odpowiedź jest prosta: z relacji z Bogiem, z modlitwy, która jest nicią wiodącą całego jego życia. Jan jest boskim darem długo wypraszanym przez jego rodziców, Zachariasza i Elżbietę (por. Łk 1, 13); darem wielkim, po ludzku nadspodziewanym, ponieważ oboje byli już posunięci w latach, a Elżbieta była bezpłodną (łk 1,71); ale dla Boga nie ma nic niemożliwego (por. Łk 1,36). Zwiastowanie tych narodzin dokonuje się właśnie w miejscu modlitwy, w świątyni jerozolimskiej, co więcej, dokonuje się wtedy, gdy Zachariasza dotyka wielki zaszczyt wejścia do najświętszego miejsca świątyni, by złożyć Panu ofiarę kadzenia (por. Łk 1,8-20). Także narodziny Jana Chrzciciela naznaczone są modlitwą: pieśń radości, chwały i dziękczynienia, którą wyśpiewuje Zachariasz Panu, a którą odmawiamy i my codziennie rano w Jutrzni, jako tzw. „Benedictus”, wychwala Boże działanie w historii i profetycznie wskazuje posłannictwo jego syna Jana, którym jest poprzedzać Syna Bożego, przyjmującego ludzkie ciało, aby mu przygotować drogi (por. Łk 1, 67-79). Cała egzystencja Jezusowego Prekursora żywiona jest relacją z Bogiem, zwłaszcza okres spędzany w miejscach pustynnych (por. Łk 1,80), miejscu kuszenia, ale też miejscu, na którym człowiek odczuwa własne ubóstwo, ponieważ będąc pozbawionym wszelkiego wsparcia i materialnych zabezpieczeń rozumie, że jedynym pewnym punktem odniesienia pozostaje sam Bóg. Jednak Jan Chrzciciel jest nie tylko mężem modlitwy, ale także przewodnikiem w relacji z Bogiem. Ewangelista Łukasz, przytaczając opowiadanie o tym, jak Jezus naucza modlitwy swoich uczniów, „Ojcze nasz”, odnotowuje, że ich prośba została sformułowana w następujących słowach: „Panie naucz nas modlić się, jak i Jan nauczał swoich uczniów (por. Łk 11,1).

Drodzy bracia i siostry, świętowanie męczeństwa Św. Jana Chrzciciela przypomina także nam, współczesnym chrześcijanom, że nie można iść na kompromisy z miłością ku Chrystusowi, ku Jego Słowu, ku Prawdzie. Życie chrześcijańskie wymaga, można powiedzieć, męczeństwa, codziennej wierności Ewangelii, a zatem odwagi, aby pozwolić, by Chrystus w nas wzrastał i to On ukierunkowywał nasze myślenie i nasze działania. Ale to może wydarzyć się w naszym życiu jedynie wtedy, gdy istnieje w nim silna relacja z Bogiem. Modlitwa nie jest czasem straconym, nie jest przestrzenią skradzioną naszym działaniom, nawet tym apostolskim, lecz jest dokładnie czymś przeciwnym: tylko wtedy, gdy jesteśmy zdolni prowadzić życie pełne modlitwy wiernej, nieustannej, ufnej, to sam Bóg udzieli nam zdolności i siły, aby żyć w sposób szczęśliwy, spokojny, pokonywać trudności i świadczyć o Nim z odwagą.

Św. Janie Chrzcicielu wstawiaj się za nami, abyśmy zawsze umieli zachować prymat Boga w naszym życiu.

drukuj