Homilia z ingresu do katedry w Zamościu ks. bp Mariana Rojka

11.08.2012  r.

W dniu dzisiejszym wspominamy św. Klarę, która oddała całe swoje życie Chrystusowi w czystości i ubóstwie. To życie przepełnione żarem modlitwy, gorliwą adoracją Najświętszego Sakramentu, ascetycznym sposobem codziennej realizacji swego powołania, w którym nie przywiązywała się do rzeczy przemijających, zachęca nas do naśladowania. Abyśmy szczerym sercem słowa śpiewanego psalmu mogli uczynić naszymi: „Błogosławieni szukający Boga”. Dla Jezusa ona wyzuła się wszystkiego. Jak podkreśla św. Paweł w usłyszanym przed chwilą Liście do Filipian, Bóg stał się centrum jej życia. On natomiast odkrył przed nią prawdziwą wartość ludzkiego istnienia, powołania i cierpienia oraz zjednoczenia ze Stwórcą na całą wieczność.

 

 

 

Audio – Transmisja:

Pobierz Pobierz

W imię Trójjedynego, który każdemu z nas daje właściwe powołanie, pozdrawiam u progu pasterskiej posługi – jako trzeci biskup zamojsko-lubaczowskiego Kościoła – wszystkich diecezjan powierzonych mojej pieczy. Szczególnie serdecznie pośród przybyłych gości witam nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Celestino Migliore, a w jego osobie oddaję należne uszanowanie i wdzięczność Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI. Wyrazy synowskiego oddania przekazuję naszemu metropolicie, a memu dotychczasowemu pasterzowi w diecezji przemyskiej i przewodniczącemu Konferencji Episkopatu Polski ks. abp. Józefowi Michalikowi, a także raduję się obecnością przybyłych na ingres księży arcybiskupów i biskupów. Pragnę zauważyć prawosławnego abp. Abla i podziękować dotychczasowemu memu współbratu z Przemyśla bp. Adamowi oraz za modlitwę biskupowi seniorowi Ignacemu Tokarczukowi. Wszystkim dziękuję za przyjęcie zaproszenia oraz trud podróży na naszą roztoczańską ziemię, ten wielowiekowy skarbiec wiary i kultury. Pozdrawiam mojego poprzednika na katedrze zamojsko-lubaczowskiej, a obecnie metropolitę częstochowskiej ks. abp. Wacława Depo oraz witam ks. bp. Mariusza Leszczyńskiego spełniającego przez okres kilku miesięcy urząd administratora diecezji zamojsko – lubaczowskiej. Słowo pozdrowienia kieruję pod adresem biskupa seniora Jana Śrutwy, pierwszego pasterza tej diecezji. Osobliwą wdzięcznością pragnę objąć i zauważyć wszystkich kapłanów, infułatów, prałatów, kanoników, przedstawicieli kapituł sąsiednich diecezji zgodnie z ich tytułami i pełnionymi funkcjami, jakie pełnią w Kościele, różnych wspólnotach i akademickich ośrodkach, reprezentantów przemyskiej kurii i Sądu Metropolitarnego, Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu, przemyskiej katedry, moich kolegów z roku święceń, księży proboszczów z dawnej i obecnej mej rodzinnej rzeszowskiej parafii, kapłanów – mych rodaków oraz księży – mych przyjaciół, kolegów, również tych z okresu służby wojskowej w kleryckiej jednostce, współpracowników i wychowanków. Życzliwością serca ogarniam wszystkich kapłanów Kościoła zamojsko-lubaczowskiego, od najmłodszych do najstarszych, a w tym braci tworzących Kolegium Konsultorów, księży dziekanów i kanoników Kapituły Katedralnej oraz konkatedralnej, pracowników kurii biskupiej. Wyrażam radość z obecności sióstr zakonnych z różnych zgromadzeń wg różnych tytułów. Z wieloma byłem i jestem związany przez moje posługiwanie kapłańskie i biskupie. Cieszę się, dostrzegając ojców zakonnych oraz osoby z Instytutów Życia Konsekrowanego. Dziękuję za zaangażowanie wspólnocie zamojsko-lubaczowskiego Wyższego Seminarium Duchownego z ks. Rektorem, wychowawcami, profesorami, diakonami i alumnami. Witam rektorów, dziekanów i pracowników naukowych wszystkich wyższych uczelni reprezentujących różne ośrodki akademickie, zarówno z terenu naszej diecezji, jak i spoza, a w sposób szczególny Katolicki Uniwersytet Lubelski i Uniwersytet Papieski Jana Pawła II z Krakowa. Z całego serca pozdrawiam przedstawicieli władz państwowych, samorządowych, miejskich, parlamentarzystów i reprezentantów obecnych tu służb społecznych. Witam wszystkich przybyłych gości z bliska i daleka, moich przyjaciół z Rzeszowa, Łańcuta, Żurawicy, Przemyśla, Ropczyc i Dębicy, kolegów i koleżanki z maturalnej klasy wraz z przedstawicielami grona pedagogicznego i naszą wychowawczynią, znajomych ze mną związanych z dawnych lat z Polski i z zagranicy. Pozdrawiam każdego, kto łączy się z nami dzięki transmisji Telewizji Trwam oraz Katolickiego Radia Zamość, a w sposób szczególny te słowa przekazuję do przeżywających tę uroczystość na odległość moich chorych rodziców oraz sercem obejmuję wszystkie osoby cierpiące, starsze, a także naznaczone różnorakim krzyżem boleści. Raduję się obecnością duchową i fizyczną mego rodzeństwa wraz z bliższą i dalszą rodziną. Pragnę także bardzo osobiście przekazać słowo wdzięczności za modlitwę i wasze świadectwo pielgrzymiego trudu dla wszystkich moderatorów i uczestników jubileuszowej 30. pieszej zamojsko – lubaczowskiej pielgrzymki do tronu Jasnogórskiej Matki.

Siostry i Bracia w Chrystusie, teraz zgromadziliśmy się w tej przepięknej, renesansowej katedrze sięgającej swymi początkami aż do wieku XVI, o której bł. Jan Paweł II 12 czerwca 1999 r. podczas Liturgii Słowa – nawiedzając to miasto ze sławną Akademią Zamojską, trzecią po Krakowie i Wilnie wyższą uczelnię Rzeczpospolitej – powiedział: „Ta świątynia kryje w sobie nie tylko wspaniałe zabytki architektury i sztuki religijnej, ale również prochy tych, którzy tę wielką tradycję tworzyli”. Otóż razem stajemy wokół szczególnego miejsca, jakim jest ołtarz. Tu jako wspólnota lokalnego Kościoła uczestniczymy w ofierze i uczcie Jezusa Chrystusa, karmiąc się Chlebem Życia i tą drogą chcemy zdążać do świętości. Wchodząc w progi tej szlachetnej świątyni, matki wszystkich kościołów i kaplic, w których gromadzą się wierni zamojsko-lubaczowscy, na początku liturgii związanej z ingresem do tej katedry administrator diecezji bp Mariusz przekazał w symboliczny sposób w moje ręce klucze do jej drzwi. One stają się dla mnie znakiem łaski, jaką Dobry Pasterz pragnie obdarzyć wszystkich w różnodny sposób przynależących do wspólnoty tego Kościoła i proponuję, aby właśnie ten obraz w duszpasterskim roku „Kościół naszym domem” był ideą przewodnią tego wydarzenia, w którym uczestniczymy.

Pamiętam do dnia dzisiejszego z dziecięcych lat przykład szczególnego zaufania, jakie mi okazali rodzice. Otóż oni powierzyli w moje ręce osobny, powierzony wyłącznie dla mnie klucz do naszego mieszkania. Przypominam sobie, iż wyglądało to w taki sposób. Miałem wówczas chyba 8 albo 9 lat i mówi do mnie moja mama: „Ponieważ ja zaczynam pracę i nie będzie mnie w domu jak ty wracasz po lekcjach tak jak to było dotychczas, dlatego razem z tatą postanowiliśmy, że jesteś już na tyle odpowiedzialny za siebie i za rodzeństwo, aby otrzymać swój własny klucz do mieszkania. Dlatego proszę cię, bądź uważny na ten klucz, abyś go nie zgubił, gdyż nim możesz mieszkanie otworzyć i zamknąć. Przez ten klucz masz możliwość do tego, aby drugiego człowieka wpuścić do naszego domu albo też nie wprowadzać go tam. To może być przyjaciel i znajomy – ten, kto wejdzie dzięki tobie do naszego mieszkania, ale to może być też ktoś obcy, kto przychodzi i chce się wcisnąć w ten dom ze złymi intencjami i podłymi zamiarami”. Przypominam sobie, iż tato mówił do mnie mniej więcej tak: „Zastanów się dobrze i wybierz sobie jakąś bezpieczną skrytkę, ale taką, by jej nie nikt nie zauważył i nie potrafił odkryć. Tam będziesz mógł ten klucz sobie schować, abyś go nie zgubił. Kiedy wrócisz ze szkoły, będziesz mógł sobie spokojnie wejść do mieszkania i samemu otworzyć jego wejściowe drzwi dla siebie i dla rodzeństwa. Pamiętajcie, że będziecie w domu sami. To może być dla was coś wspaniałego, ale możecie też się bać, doznając jakiegoś lęku. Oto od ciebie zależy, czy sobie zostawisz ten klucz w zamku od środka i zadecydujesz o zamknięciu drzwi na klucz czy też nie. Proszę cię, bądź rozważny i mądry. Gdy ktoś zadzwoni do drzwi, popatrz sobie delikatnie i cicho przez ten wziernik w drzwiach. Przyglądnij się dobrze, czy znasz tę osobę. Gdy jej nie znasz, odejdź od drzwi i jej nie otwieraj. Kto to był można się przecież później dowiedzieć. Gdy osobę, którą zobaczysz przez to „oczko” w drzwiach, dobrze znasz i czujesz się wobec niej spokojny i bezpieczny, możesz wówczas drzwi otworzyć”. Sam się dziwię, że tą rozmowę z rodzicami pamiętam do dziś. To była dla mnie szczególna chwila, w której mama i tato odwoływali się do mojej dojrzałości i odpowiedzialności przez to, że otrzymałem mój własny, indywidualny klucz do całego mieszkania. Teraz ode mnie zależało, co ja z tym kluczem zrobię – dom zamknę czy też otworzę.

Dzisiaj, kiedy decyzją Ojca Świętego Benedykta XVI, przez posługę nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Celestino Migliore oraz przez dłonie administratora ks. bp. Mariusza, jako symbol mianowania mnie na biskupa zamojsko-lubaczowskiego, otrzymałem te klucze do tego lokalnego kościoła, który jest naszym domem, przypomniało mi się to wydarzenie sprzed tylu lat. Stoję wobec tego wszystkiego zadziwiony, zaskoczony i onieśmielony. Przecież to co się teraz dokonuje, czy to nie jest jakiś moment napełniony istotnym pytaniem, które muszę do siebie samego skierować, czy ja rzeczywiście jestem dojrzały do podjęcia tej odpowiedzialności. Jaką odwagę ma Jezus Chrystus, iż człowiekowi słabemu i ułomnemu, poprzez Boże łaski i dary, na drodze wyboru oraz misji powierza swoiste klucze do dusz wiernych tej diecezji! I mówi mi: „Możesz nimi otwierać ich serca na codzienne wzrastanie w świętości, ale też pamiętaj o tym, iż każdy człowiek jako istota wolna jest w stanie samodzielnie zamknąć dostęp do swego duchowego wnętrza dla Bożej łaski”. Mamy przed sobą rzecz codzienną, taką zwykłą, jakby naturalną, najprostszą rzecz na świecie – klucze, których zadaniem jest zamykać lub otwierać obiekty nimi zabezpieczone. Ilość drzwi, przez które w ciągu dnia musimy przejść, domaga się od nas nieraz całkiem pokaźnego pęku kluczy. Dobrze wiecie, iż czasem trzeba się natrudzić przy nowych kluczach, aby odnaleźć ten jeden właściwy, pasujący właśnie do naszych zamkniętych drzwi, jakie potrzebujemy otworzyć. Korzystanie z nich jest niejednokrotnie testem cierpliwości. Poszukiwany klucz to właśnie często ten ostatni, a nam zależy na czasie, spieszymy się, coś nas przynagla. Miłość nas popędza. Bywa, iż trzeba powtórnie, po kolei, cierpliwie i dokładnie sprawdzić wszystkie klucze, aż trafimy na ten właściwy. Dlatego bardzo proszę, siostry i bracia, wierni świeccy i kapłani, młodsi i starsi, ojcowie i siostry zakonne, klerycy naszego seminarium, biskupie Mariuszu i seniorze Janie, wszyscy związani z tą diecezją – miejcie dla mnie dużo cierpliwości, gdy się będę gubił z tymi kluczami do waszych serc i będziecie mi trochę czasu schodziło, zanim znajdę ten właściwy, a może nawet – nie poddając się zniechęceniu – trzeba mi będzie próbować kilka razy. Zwykle zamki w drzwiach są tak skonstruowane, iż każdy może otworzyć tylko właściwym do tego zamku kluczem. Czasem spotykamy się z zaszyfrowanym sposobem otwierania jakiegoś zamknięcia, gdzie nie wystarczy tylko posiadanie klucza, ale też potrzebna jest wiedza, jak go odpowiednio użyć. A dzisiaj naszym pragnieniem byłoby posiadać jeden klucz przy pomocy, którego otwierałbym wszystkie drzwi, jakie przede mną się pojawiają. Współczesny świat odchodzi od tych tradycyjnych, wypchanych pęków kluczy. Obecnie jako klucz służy karta czy szyfr oparty na pewnym zespole dobranych cyfr, ale czy mniejsza ilość kluczy oznacza dla nas zawsze łatwiejszy dostęp? Wręcz przeciwnie, ich miejsce zastąpiły hasła, karty dostępu tzw. klucze elektroniczne. Ich mnożenia nie da się powstrzymać, bo posiadamy kartę do bankomatu, do automatycznego tankowania na stacji benzynowej i kartę rencisty i stałego klienta. Dobrze byłoby mieć tylko jeden klucz, jedno hasło, jedną kartę. A dostęp do ludzkich serc wcale nie jest prosty. To doskonale uświadamiają sobie nie tylko duszpasterze, ale także rodzice, nauczyciele, wychowawcy, katecheci.

Drodzy kapłani zamojsko-lubaczowscy, pozwólcie, że zapytam, czy w służebnym posługiwaniu wiernym tego Kościoła znacie klucze dostępu do serc waszych parafian? Czy wiecie, w jakim stopniu je zdobywać dla Chrystusa? Czy rzeczywiście posiadacie znajomość kodów otwierających oczy, serce, życie, miłość osób wam powierzonych, by otworzyć i rozeznać te ludzkie dusze – ich troski, niepokoje, choroby, lęki, pragnienia oraz nadzieje. Ja też będę się starał znaleźć drogę dotarcia do waszych kapłańskich serc.

Siostry i bracia, każdy z nas zgodnie ze swoim powołaniem – otwierając się razem na Bożą łaskę – będziemy takich kluczy szukać. W Chrystusowym Kościele trzeba nam się uczyć otwierania na to, co w życiu jest najważniejsze. Największą tragedią jest taka sytuacja, w której duszpasterze nie mają takiego klucza, nie potrafią otworzyć swoich własnych owieczek na miłość, na prawdziwe wartości, na Boga, na dobroć, na drugiego człowieka, na rodzinę, a także na polską, patriotyczną i chrześcijańską tradycję. Najsmutniejsze jest to, gdy próbując manipulować przy tym przedziwnym zamku ludzkiego serca i jego wrażliwości, zamiast go otwierać, to go bardziej zamykamy, komplikujemy sobie dostęp do tajemnicy tej osoby. Koniecznie trzeba miłując, dawać innym namacalne przekonanie o tym, że nasze chrześcijańskie serce jest otwarte, iż zamek mej wewnętrznej bramy nie jest skomplikowany, że drzwi naszego ducha są zawsze gotowe na przyjęcie w geście otwartości, także w znaku przebaczenia jak biblijny miłosierny Ojciec wobec marnotrawnego syna. Ewangelie mówią nam o tym, jak Pan Jezus stosuje zawsze odpowiedni klucz do ludzkiego serca. Dużo wymaga od Piotra, który ma być Skałą, temperuje zapał Jana i Jakuba, wychodzi naprzeciw niedowierzaniu Tomasza Apostoła, inaczej traktuje Nikodema i nietypowo rozmawia z Samarytanką. Jego podejście do Marty różni się od traktowania jej rodzonej siostry Marii. Dobry Pasterz zna każdą owcę i pociąga pojedynczo do siebie w odpowiedni sposób. Warto pamiętać o tym, że nawet wśród bliskich w rodzinnym domu też są różne charaktery, osobowości, temperamenty. Każdy jest niepowtarzalny. Inny jest kod dostępu do serca dziecka, inny do serca ojca czy matki. Również babcia i dziadzio mają swoją ścieżkę, po której można do nich dotrzeć. Jak nie wierzycie, zapytajcie wnuków, oni wam powiedzą. Jeszcze inaczej trzeba nam docierać do osób po ludzku spełnionych, ale także do chorych dźwigających różnorakie krzyże, strapienia, do starszych, niepełnosprawnych, do ludzi bez domu, bez pracy, bez nadziei. A współcześnie prawdziwym szczęściem jest znaleźć dostęp do ludzi młodych, dlatego dziękuję szczególnie tym wszystkim – rodzicom, duszpasterzom, katechetom, siostrom zakonnym, wychowawcom – co samych siebie, swój czas i wszystko co posiadają całkowicie ofiarują tej nadziei Kościoła i naszej Polski. Uczmy się od Chrystusa tych różnorakich kodów dostępu do serca drugiego człowieka z większą pilnością niż zapamiętujemy NIP-y, PIT-y i REGON-y, bo utrata dostępu do konta bankowego jest mniej bolesna niż zablokowanie serca. Jaki klucz jest potrzebny do otworzenia serca drugiego człowieka, a na jaki klucz jest potrzebny na zamknięte moje życie i moje myślenie?

Gdy usłyszeliśmy dobrze nam znaną, przywołaną Mateuszową Ewangelię, to w ciszy mego serca pojawiło się pytanie, czy Pan Jezus św. Piotrowi dawał wiele kluczy czy też przekazał mu jeden? A może do nieba to jest taki jeden centralny klucz, który pasuje do każdych drzwi ludzkiego życia? Treścią mojej modlitwy i mojego dzisiejszego pasterskiego wołania jest to, aby Bóg udzielał Kościołowi tej diecezji w jego misji kapłańskiej, nauczycielskiej i królewskiej łaski odnajdywania właściwego klucza do serc żyjących tu wiernych. To jest w istocie pragnienie wszystkich duszpasterzy i powód naszego zatroskania, ale być może także powód do lęku. Czy potrafię znaleźć dojście i trafić do serc moich diecezjan, parafian, ludzi żyjących ze mną w tej małej ojczyźnie? Czy uda mi się dotrzeć do wszystkich, a może od samego początku jest to zadaniem przekraczającym moje siły? Dlatego wołam o modlitewne wsparcie. Wiem przecież, że oczekiwania wiernych są tak różnorodne i żaden człowiek nie potrafi wszystkich w jednakowy sposób zaspokoić. A więc pozostając przy tym obrazie, czy nie potrzebowałbym w istocie do każdego ludzkiego serca całkowicie odmiennego, dopasowanego klucza? Skąd wiedzieć, mieć to rozeznanie, jaki klucz gdzie pasuje i do jakiej osoby jest dobry? Te klucze oznaczają również wielką odpowiedzialność przed Bogiem i przed ludźmi, gdy rzeczywiście nie znajdę do każdego ludzkiego serca odpowiedniego klucza, gdy nie potrafię spełnić oczekiwań. Jednak – drodzy bracia i siostry w Chrystusie, kapłani i klerycy, siostry zakonne, chorzy, cierpiący – pokornie ufam, że przyjmiecie mnie wraz z mymi ludzkimi słabościami. Wiem od kapłanów, jak ważnym dla pasterza jest to poczucie akceptacji ze strony powierzonych jego pieczy owiec, ta świadomość jego przyjęcia, otwartości na swego kapłana, katechetę, proboszcza czy biskupa. Dla nas wszystkich jest to również zobowiązanie do szczególnej wdzięczności za taką postawę wiernych.

Moim obowiązkiem jest przede wszystkim przepowiadanie Ewangelii, Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie, i prowadzenie ludzi do zbawienia. Kapłańskim zadaniem jest wiązać ludzi z Jezusem Chrystusem, Synem Bożym, a więc nie chodzi o to, aby być przez wszystkich lubianym, ale by przekazywać wiarę w Trójjedynego Boga w słowie i w czynie. Można się przez to narazić ludziom, a nawet trzeba być w pewnych sytuacjach niekiedy nielubianym, gdyż Ewangelia nie jest łatwa i wygodna. Bóg nie mówi nam tylko to, co by ludzie chcieli usłyszeć, lecz to co dla nas jest dobre i zbawienne, a dla człowieka są to trudne i wymagające prawdy.

Klucz jako symbol zawiera w sobie dwa obrazy, gdyż nim mogę otworzyć, ale też i zamknąć. Obydwie sprawy należą do Bożego posłannictwa. Biskup i kapłan pragnie otwierać, czyli tworzyć wspólnotę wiernych zawsze zapraszającą, pozwalającą na spotkanie Boga żywego i dobrego. Istotnym jest to, aby nie zamykać się tylko do swojego świata, lecz wychodzić do ludzi, do współbraci w kapłaństwie, szukać tego, co nas czyni wspólnotą. Jakże ważnym jest umiejętność otwierania się na to co nowe i wartościowe, z wyczuleniem na te osoby, które zerwały łączność ze wspólnotą Chrystusowego Kościoła, a także na tych, którzy jeszcze nie znają pełnej prawdy o Jezusie Chrystusie. Ale również druga funkcja klucza jest ważna – trzeba umieć również zamykać, mieć odwagę wskazywać granicę i zdecydowanie powiedzieć, co nie jest do pogodzenia z Ewangelią. Z pełną miłością przypomnieć drugiemu człowiekowi, że tak nie można postępować, tak nie można mówić, tak nie można żyć. Przy tym nie idzie o to, aby ludzi ranić czy odpychać albo wyłączać. Ewangelia Chrystusa komuś wydaje się niewygodna, to jednak ostatecznie zawsze prowadzi do dobra człowieka. Przykazanie miłości zawsze stoi na straży trudnych i wymagających prawd i my – będąc głosicielami tych prawd – wiemy o tym, że z tego powodu musimy także narażać się w relacjach ludzkich na to, że nie będziemy zbyt kochani, szczególnie wówczas gdy domagamy się wierności Chrystusowi i Jego Kościołowi.

Wróćmy do obrazu kluczy. Ile my ich potrzebujemy, aby otworzyć ludzkie serca na dobrego Boga? Odpowiedź brzmi jasno: jeden. W rzeczywistości potrzebujemy jednego klucza i nic więcej, a jest nim sam Jezus Chrystus, Jego miłość, ponieważ w Nim dobroć Boża i przyjaźń do człowieka w prawdziwym tego słowa znaczeniu otrzymują swoją twarz. Jezus Chrystus jest kluczem, który pasuje do naszych serc i On został powierzony w moje biskupie dłonie, abym wam służył w Kościele zamojsko-lubaczowskim. Dlatego tak jak mi to mówił tato za mych dziecięcych lat o owej bezpiecznej skrytce na klucz do mieszkania. Dla mnie tą skrytką jest tabernakulum, gdyż – karmiąc się podczas Eucharystii Chlebem Życia i trwając w modlitwie na adoracji Najświętszego Sakramentu, przytulając moje życie i moje biskupie posługiwanie do Matki Jezusa Chrystusa, do Matki Bożej Odwachowskiej z zamojskiej katedry, do Matki Bożej Łaskawej z lubaczowskiej konkatedry i Bożej Matki z krasnobrodzkiego sanktuarium – Boża miłość, dobroć, miłosierdzie, nadzieja, wzmacniana wiara, Maryjne posłuszeństwo dopasowuje klucz Dobrej Nowiny do ludzkich serc powierzonych mi sióstr i braci. Amen.

 

Autor: ks. bp Marian Rojek / Źródło: TV Trwam
drukuj