Żywa lekcja historii

X Rajd Pieszy Szlakiem 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. „Łupaszki”

Blisko stu młodych ludzi rozpoczęło tegoroczne wakacje ciężkim, wymagającym hartu ducha i sił fizycznych marszem przez Bory Tucholskie. Uczestniczyli oni w X Rajdzie Pieszym Szlakiem 5. Wileńskiej Brygady AK. Młodzież wzorem oddziałów mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” została podzielona na szwadrony (patrole), które otrzymały nazwy najdzielniejszych jego żołnierzy. Do pokonania mieli trasę około stu kilometrów, którą należało przejść w trzy i pół dnia, wykonując po drodze otrzymywane lub odnajdywane w terenie rozkazy. Nie było to łatwe, bo ich wędrówce towarzyszyły obławy Urzędu Bezpieczeństwa.

Ważnym elementem rajdu jest edukacja historyczna, dlatego też przed wyruszeniem w pole jego uczestnicy zapoznali się z historią żołnierzy wyklętych, a w szczególności żołnierzy 5. Wileńskiej Brygady AK.

Jednym z zadań szwadronów było wyszukiwanie świadków historii i zbieranie od nich relacji dotyczących działań partyzantów mjr. „Łupaszki” w Borach Tucholskich w 1946 roku. Na czternaście patroli ponad połowę stanowili weterani rajdów, którzy maszerowali już kolejny raz, nierzadko szósty, a w sztabie są osoby, które same przemierzały ten szlak poczynając od pierwszego rajdu.

Tegoroczny rajd rozpoczął się 30 czerwca w Sopocie pokazem inscenizacji odbicia więźniów z katowni UB przygotowanej przez Trójmiejską Grupę Rekonstrukcji Historycznych oraz Grupę Rekonstrukcji Historycznych Ludności Cywilnej z Mławy. Okrzyki bitych podczas przesłuchania więźniów, przejmujący krzyk córki na widok skatowanego ojca wyprowadzanego przez funkcjonariuszy UB, brawurowy atak partyzantów na posterunek Urzędu Bezpieczeństwa wywarły na wszystkich ogromne wrażenie, które zostało wzmocnione wieczorną projekcją filmu „Inka 1946” oraz koncertem Andrzeja Kołakowskiego pt. „Oskarżeni o wierność”. Niedzielę rajdowicze rozpoczęli Eucharystią w kościele garnizonowym pw. św. Michała Archanioła w Sopocie, skąd patrole zostały rozwiezione autokarami w różne miejsca Borów Tucholskich, by rozpocząć swój marsz w kierunku Lubichowa. Tam kwaterował sztab i umiejscowiona była baza rajdu. Od wielu lat dzięki gościnności mieszkańców Lubichowa i niezwykłej serdeczności naszego przyjaciela i opiekuna księdza prałata Jana Kulasa czujemy się jak u siebie. Do Lubichowa patrole nie idą jednak najkrótszą i najprostszą drogą, bo ich szlak prowadzi przez miejscowości, które związane są z działalnością 5. Brygady. Częściej też wybierają ścieżki i dróżki w gęstwinie leśnej niż wygodny, dobrze oznakowany na mapie dukt, chcąc być niezauważone przez patrolujące teren oddziały Urzędu Bezpieczeństwa. Ale nie mogą całkowicie zaszyć się w lesie, bo spoczywa na nich obowiązek „prostowania” historii i propagowania wiedzy o żołnierzach 5. Wileńskiej Brygady AK. Z dumą obserwujemy, że młodzież uczestnicząca w poprzednich rajdach i uzbrojona w uzyskaną podczas licznych prelekcji wiedzę nie akceptuje takich sformułowań jak „kontrowersyjna działalność oddziałów mjr. „Łupaszki”. Dla nich żołnierze wyklęci to bohaterowie, którzy, najlepiej jak mogli, przysłużyli się Ojczyźnie.

Bez oparcia w miejscowej ludności partyzanci nie mieliby szans na przetrwanie. Wiedzą o tym także członkowie rajdowych patroli. A gościnna ludność Kociewia, widząc od wielu lat młodzież uczestniczącą w rajdzie, jednolicie umundurowaną, wędrującą z biało-czerwoną flagą i zachowującą się zgodnie z nakazami sztabu rajdu, w sposób nienaganny pomaga szwadronom, jak może, udostępniając im stodoły, a nawet pokoje na nocleg, umożliwiając im spożycie ciepłego posiłku czy skorzystanie z kąpieli: „W Studzienicach udzielono nam świetnego noclegu. Gospodarz, pan Adam, dał nam dostęp do gorącej wody i miejsce do spania w stodole. Bardzo jesteśmy mu wdzięczni, bo dzięki temu podniosło się nasze morale” (z dziennika patrolu „Zeus”).

Zdając relacje z marszu, wszystkie patrole zgodnie podkreślały wielką gościnność i życzliwość miejscowej ludności (oczywiście nie wszyscy chcieli lub mogli udzielić noclegu). Prawie zawsze mogli liczyć na pomoc leśniczych i sołtysów z jednym, bardzo niechlubnym wyjątkiem – we wsi Studzienice sołtys zażądał za udzielenie noclegu w wiejskiej świetlicy 150 złotych (!!!). Chłopcy wybrali więc spanie pod pałatkami, ale za to inni mieszkańcy tej wsi podzielili się z nimi chlebem. Zdarzało się, że młodzież odwiedzała gospodarzy, z którymi zaprzyjaźnili się w czasie poprzednich rajdów.

„Siać miłość będziemy wśród burzy i słot”

Nie zawsze rajdowicze korzystali z takich luksusów, bo bardzo często wybierali nocleg w lesie pod pałatkami czy w napotkanych wiatach, pomimo że pogoda nie tylko ich nie rozpieszczała, ale wręcz mocno dawała się im we znaki – w dzień maszerowali w słońcu i upale, w nocy przychodził ulewny deszcz i burze. Niejeden patrol, umęczony kilkudziesięciukilometrowym marszem, w końcu rozstawił się na nocny spoczynek, ale „… w nocy oczywiście była burza i cudowna leśna plaża nad jeziorem poraczyła błotem każdą, nawet najmniejszą powierzchnię naszych rzeczy. A że brzegi były lekko pochyłe, to spływaliśmy z karimat i topiliśmy się w śpiworach” (z dziennika patrolu „Rekin”). Chociaż patrole rywalizowały o zwycięstwo w rajdzie, to jednak poczucie braterstwa brało górę nad rywalizacją i zdarzało się, że pomagały sobie w znalezieniu noclegu, przyjmując do swojej kwatery inny szwadron.

W szponach Urzędu Bezpieczeństwa

Gdy szwadrony zmagały się z burzami oraz deszczem i zmęczone szukały miejsca na nocny odpoczynek, UB rozgościł się w ciepłej, suchej, przestronnej szkole w Lubichowie, wysypiając się na miękkich materacach. Funkcjonariusze resortu bezpieczeństwa, wykąpani i odświeżeni, spożywali posiłki bez stresu i strachu, że za chwilę może pojawić się obława, pili kawę ze śmietanką i smarowali chleb pysznym smalcem. Jedynym mankamentem ubeckiej doli były poranne pobudki (o godz. 7.00) i narady do godz. 1.00 w nocy, podczas których planowano kierunki i rejony obławy, analizowano trasy patroli i w oparciu o wywiad środowiskowy porządkowano informacje o przypuszczalnych miejscach noclegu. Tutejsza ludność nie zawsze chciała współpracować z Urzędem Bezpieczeństwa, czego przykładem może być m.in. były wójt gminy Kaliska, pan Antoni, który rokrocznie ukrywał u siebie „partyzantów”. Gdy UB otoczył jego dom, zaprzeczył, że ktokolwiek u niego nocuje – jak się potem okazało, nie było to prawdą.

Niełatwo było też namierzyć maszerujące szwadrony, szczególnie te, które w rajdzie uczestniczyły kolejny raz. Doskonale wiedzą, co to jest szyk ubezpieczony, i starają się unikać dróg, wędrując działami leśnymi lub wprost na azymut. Na czternaście patroli jedenaście zostało schwytanych, ale żaden nie został rozbity w stu procentach. Na dodatek na ponad trzy dni marszu tylko nieliczne patrole miały kontakt z resortem bezpieczeństwa więcej niż dwa razy, a w terenie krążyło aż pięć ubeckich samochodów (i to wcale nie po głównych drogach).

Za każdego złapanego przez UB „partyzanta” patrol tracił jeden punkt, ale za utracenie flagi aż pięć. Była ona więc otoczona największą troską przez członków patroli.

Koncentracja

Dzięki życzliwości toruńskiej dyrekcji Lasów Państwowych i samych leśniczych z Borów Tucholskich, tak samo jak w 1946 r. patrole mogły odbyć koncentrację. Już po raz drugi gościny udzielił „partyzantom” leśniczy z Trzebcin. Ale dotarcie do bezpiecznej bazy na terenie leśniczówki nie było łatwym zadaniem. Po przedarciu się przez krążące w jej pobliżu patrole UB należało niepostrzeżenie dotrzeć do łącznika, podać hasło i zameldować się w sposób regulaminowy. Następnie patrole przechodziły szkolenie w strzelaniu z broni krótkiej, rzutu granatem i łączności przy użyciu telefonu polowego.

Inne patrole odbyły koncentrację w leśnictwie Bartel Mały, ale, co najważniejsze, przybył na nią por. Józef Bandzo ps. „Jastrząb”. W 1946 r. właśnie w tej leśniczówce brał on udział w potyczce z UB. Po przeszkoleniu i ciepłym posiłku patrole ponownie wyruszyły w pole.

Ludzie, którzy pamiętają żołnierzy mjr. „Łupaszki”

Jest ich coraz mniej. To już ostatnie takie spotkania, po których patrol „Okoń” zanotował: „Spotkany pan raz widział partyzantów od „Łupaszki”. Mieli ryngrafy z Matką Bożą Ostrobramską. Towarzyszył im też pies. Byli bardzo uprzejmi”. To jest powszechna opinia osób, które osobiście zetknęły się z partyzantami z Wileńszczyzny (oprócz rodzin konfidentów). Patrol „Zygmunt” uzyskał kilka bardzo cennych relacji takich jak ta: „W Lipowej Tucholskiej, gdy powiedzieliśmy, że idziemy szlakiem 5. Wileńskiej Brygady AK, pan, z którym rozmawialiśmy, oznajmił, że major „Łupaszko” był wspaniałym człowiekiem, a jak ktoś z miejscowych donosił do UB, to otrzymywał zasłużoną karę – nigdy bez uzasadnienia. Pamiętał, jak ktoś w Śliwicach otrzymał chłostę i musiał zjeść legitymację PPR. Powiedział, że „Łupaszko” wspierał mieszkańców wsi, dostarczając im zarekwirowane towary z UNRRA”. Ten sam patrol znalazł osobę, która za ukrywanie „partyzanta z Wileńszczyzny” została aresztowana. Takich relacji młodzież zebrała wiele. Jedną z takich historii zanotował patrol „Jachna”: „W miejscowości Wda żyła wdowa. Miała dwóch synów. Starszy był partyzantem, młodszy pomagał matce w gospodarstwie. Pewnego dnia policja i wojsko zrobiły w lesie obławę na starszego syna. Pojmali także matkę. Pani wspominająca bolesną historię do dziś pamięta widok zakrwawionej matki idącej z synem przez wieś. Zostali rozstrzelani w lesie”.

Nareszcie bezpieczni

5 lipca zmęczeni, ale szczęśliwi młodzi ludzie, po pokonaniu wielu trudów i wyrzeczeń dotarli do bazy w Lubichowie. Rajd kończył się Mszą Świętą odprawioną przez księdza Jana Kulasa i ogniskiem, na którym patrole składały relacje z przebiegu marszu. Wcześniej jednak, jak co roku, nastąpił wzruszający moment wręczenia uczestnikom rajdu ryngrafów wzorowanych na tych, które nosili partyzanci majora „Łupaszki”. Wzruszający, bo młodzież otrzymała je z rąk por. Józefa Bandzy, który do każdego z osobna kierował kilka słów.

Podczas ogniska por. „Jastrząb” powiedział, że to, co robi młodzież wędrująca szlakiem partyzantów z Wileńszczyzny, jest wielkim wyczynem, bo również dla żołnierzy mjr. „Łupaszki” to właśnie długie marsze były najbardziej wyczerpujące, „potyczka czy walka trwała jedną, dwie godziny i po wszystkim, a najgorsze było, że po bitwie trzeba natychmiast odskakiwać kilkanaście lub kilkadziesiąt kilometrów”.

Młodzi ludzie doskonale jednak wiedzą, że to, co przeszli w ostatnich dniach, to tylko ułamek partyzanckiego poświęcenia; to tylko próba wczucia się w klimat tamtych czasów. Dziś z wielką pokorą, ale też z pełnym zrozumieniem patrzą na walkę żołnierzy wyklętych. Z radością mówią, że przez kilka dni marszu zmienili się na lepsze, pokonali wiele trudności, znosili niewygody, ćwicząc swój charakter, ale było warto, bo jak powiedzieli chłopcy z patrolu „Mamut”, zrozumieli lepiej trudy i poświęcenie partyzantów, którzy podjęli walkę o wolną Polskę. Michał z patrolu „Jachna” nie ma wątpliwości, że udział w rajdach (jest to już jego trzeci rajd) ma wpływ na to, że zaangażował się w obronę lekcji historii, usuwanej ze szkół. Julia, harcerka i rajdowa weteranka, mówi, że wiedzę o żołnierzach wyklętych stara się propagować wśród swoich znajomych, a sam rajd ukształtował w niej poczucie patriotyzmu i wielkiego szacunku dla tych, którzy stawali w obronie Ojczyzny. My, organizatorzy rajdu, widząc ich postawy i czytając w dzienniku patrolu „Zygmunt” o tym, że w miejscu, gdzie został pochowany Tadeusz Urbanowicz „Moskito”, poległy w walce z UB, posprzątali i postawili brzozowy krzyż (dziś ciało Tadeusza Urbanowicza spoczywa na gdańskim cmentarzu na Srebrzysku), nie wyobrażamy sobie, że kolejny rajd mógłby się nie odbyć. Najczęściej powtarzane przy pożegnaniach zdanie brzmi: „Szkoda, że musimy czekać cały rok na kolejny rajd”. Nie musi tak jednak być, bo w dniach 26-28 sierpnia na Podlasiu odbędzie się IV Rajd Szlakiem Żołnierzy 5. Wileńskiej Brygady AK, na który w imieniu Stowarzyszenia Historycznego im. Danuty Siedzikówny „Inki” serdecznie zapraszamy.
Organizatorem Rajdu Pieszego Szlakiem 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. „Łupaszki” w Borach Tucholskich jest Stowarzyszenie Historyczne im. 5. Wileńskiej Brygady AK.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl