Z „Rychem” komisja nie pogadała

Nie pamiętam, nie wiem, nie przypominam sobie, nie wiem, o czym pan
mówi, nie wiem, o co chodzi, nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia – tak
najczęściej odpowiadał, jeśli już odpowiadał, na pytania śledczych z komisji
hazardowej biznesmen Ryszard Sobiesiak. Dopiero na zamkniętej dla mediów części
posiedzenia rozwiązał się biznesmenowi język. Przedsiębiorca w jawnej części
zeznał, że nigdy nie rozmawiał o ustawie hazardowej z Mirosławem Drzewieckim,
Grzegorzem Schetyną ani z asystentem Drzewieckiego – Marcinem Rosołem. A czy
rozmawiał w tej sprawie ze Zbigniewem Chlebowskim, tego nie
pamięta.

Najpierw, podczas przysługującego świadkowi komisji śledczej słowa wstępnego,
kreował się na uczciwego człowieka, skrzywdzonego przedsiębiorcę, który mimo iż
płaci podatki, daje ludziom pracę, to jest za to przez polityków i urzędników
szykanowany i podsłuchiwany. – To nie jest moja afera – mówił. Ujawnione
stenogramy z podsłuchanych przez Centralne Biuro Antykorupcyjne rozmów
telefonicznych Sobiesiaka z kolegami z Platformy wskazują, że miał on zabiegać u
polityków PO o wykreślenie z rządowego projektu ustawy hazardowej niekorzystnych
dla swojego biznesu rozwiązań ustawowych.
Jeżeli zdołał kogoś przekonać, że
jest właśnie tym nękanym przedsiębiorcą i ofiarą politycznych gierek, to później
równie szybko dał do zrozumienia, że tak właśnie nie jest. W swojej mowie
wstępnej zaczął oskarżać wszystkich wokół, a najbardziej byłego szefa
Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego, którego nazywał
Mariuszem K. Przekonywał, że to Kamiński sprokurował całą aferę, łamiąc przy tym
prawo. Oskarżał urzędników, polityków i media o nagonkę na jego rodzinę. – To
jakaś swołocz jedna – rzucił pod adresem dziennikarzy w Sejmie.
Zręcznie
natomiast pomijał niewygodne dla siebie treści z jego rozmów telefonicznych
podsłuchanych przez CBA – wskazujące, jakie rozmowy z nimi toczył, że lobbował u
polityków o korzystne zapisy ustawowe, że chciał skompromitować – przez
sprokurowanie oskarżeń o łapownictwo – wiceministra finansów Jacka Kapicę, który
nie działał po jego myśli.
Później było jeszcze gorzej. Ten oto „niewinny i
skrzywdzony” przedsiębiorca odmawiał współpracy z komisją śledczą, uchylając się
od odpowiedzi na pytania, nie pomagając śledczym w wyjaśnianiu sprawy.
Zasłaniając się przy tym paragrafami pozwalającymi mu na nieudzielanie
odpowiedzi ze względu na odpowiedzialność przed prawem. Wcześniej jednak złożył
wniosek o wyłączenie z przesłuchania Zbigniewa Wassermanna (PiS). Sobiesiak
uzasadniał, że w wypowiedziach medialnych poseł miał nieobiektywnie oceniać jego
działania. Wnioskował również o utajnienie przesłuchania, tak aby odbyło się bez
obecności dziennikarzy, a stenogram przesłuchania zostałby później ujawniony.
Oba te wnioski komisja odrzuciła. Sobiesiak był pierwszym świadkiem, który na
posiedzenie hazardowej komisji śledczej przybył z własnym
prawnikiem.
Pierwsze serie pytań śledczych kończyły się zwykle taką samą
odpowiedzią Sobiesiaka: „Nie mam w tej sprawie nic więcej do powiedzenia”.
Posłowie jednak z uporem pytali dalej. Po tym jak Zbigniew Wassermann i Bartosz
Arłukowicz zaczęli cytować treści niewygodnych dla „skrzywdzonego
przedsiębiorcy” stenogramów rozmów z politykami PO, a na prośbę Arłukowicza
biuro Legislacyjne Sejmu wyjaśniło, że za nieuzasadnioną odmowę odpowiedzi na
pytania sąd okręgowy może zasądzić do 10 tys. zł kary bądź nawet 30 dni aresztu,
Sobiesiak poprosił o przerwę w przesłuchaniu. Przedsiębiorca był już karany
prawomocnym wyrokiem za korupcję. W październiku 2008 roku Sobiesiak został
skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Po przerwie zaczął
odpowiadać na pytania. Co prawda jego odpowiedzi były zdawkowe i zwykle
brzmiały: „nie pamiętam”, „nie wiem”, „nie przypominam sobie”, „nie wiem, o czym
pan mówi”, „nie wiem, o co chodzi”, to jednak śledczym udało się nawiązać ze
świadkiem kontakt, i od czasu do czasu padła też z jego strony odpowiedź inna od
wcześniejszych. Gdy świadek coraz bardziej „rozkręcał się” w zeznaniach,
przewodniczący komisji Mirosław Sekuła ogłosił przerwę, wnioskując, by dalsze
posiedzenie komisji odbyło się w trybie zamkniętym, bez udziału mediów. Śledczy
relacjonowali, że na posiedzeniu, już bez udziału telewizyjnych kamer,
Sobiesiakowi rozwiązał się język, zaczął czuć się swobodniej i odpowiadać na
pytania, opowiadając o swojej biznesowej działalności i piłce nożnej, chociaż
śledczym brakowało w wypowiedziach biznesmena konkretów. Zbigniew Wassermann
poinformował, że tematem tabu pozostały stenogramy podsłuchanych rozmów
Sobiesiaka z politykami Platformy. – Pytany o te rozmowy mówił, że nie wie, nie
pamięta, nie rozumie – relacjonował Wassermann. Franciszek Stefaniuk (PSL)
ocenił, że odpowiadanie na pytania śledczych na posiedzeniu zamkniętym było
kaprysem Sobiesiaka. Jego zeznania, mimo że były w dużej części składane na
posiedzeniu zamkniętym, nie są tajne. Przewodniczący komisji Mirosław Sekuła
poinformował, że w ciągu kilku dni stenogram przesłuchania będzie dostępny
publicznie.
W słowie wstępnym Sobiesiak stwierdził m.in., że żadnej afery
hazardowej nie było, że nic nie wie na temat przecieku związanego z
„nieistniejącą” aferą hazardową. Stwierdził, że donosy, które miały skłonić jego
córkę do wycofania się ze startu w konkursie na stanowisko członka zarządu
Totalizatora Sportowego, miały dotyczyć jego działalności w branży hazardowej i
są w tej branży codziennością. Przyznał jednocześnie, że prosił Drzewieckiego o
znalezienie ciekawej pracy dla córki. Zaznaczył jednak, że były minister sportu
– poza pochwaleniem CV jego córki – nic w tej sprawie nie zrobił.
Zeznał też,
że kiedy zapytano go w prokuraturze o długość znajomości z Drzewieckim i
Schetyną, a on odpowiedział, że zna ich 15-20 lat, to miał na myśli jedynie to,
iż zna ich bardzo długo. Żaden z polityków do tak długiej znajomości z
Sobiesiakiem się przed komisją nie przyznał.
Sobiesiak wyjaśniał, że dopłaty
od gier, które chciało wprowadzić Ministerstwo Finansów, a których wykreślenia z
projektu miał domagać się u kolegów z PO, to „głupi pomysł”. Zaznaczył, że nigdy
nielegalnie nie nakłaniał żadnego polityka do zmian w ustawie hazardowej ani w
jakiejkolwiek innej ustawie.
Na pytania od śledczych w sprawie swoich
wypowiedzi telefonicznych ujętych w stenogramach podsłuchanych rozmów
odpowiadał, że nie wie, nie pamięta, nie zna kontekstu rozmowy. Śledczym
pochwalił się natomiast, że już „20 lat temu” przeczytał tajną umowę
Totalizatora Sportowego z firmą Gtech. Na posiedzeniu jawnym stwierdził, że nie
pamięta, kto mu ją pokazał, w jakich okolicznościach do tego doszło i co w tej
umowie jest zawarte.

Artur Kowalski

 

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl