Polskość się obroni

Z Joanną Lichocką, polską dziennikarką telewizyjną i publicystką prasową, rozmawia Małgorzata Krasuska.

Trochę paradoksalna sytuacja: zawsze to Pani Redaktor, jako dziennikarz, przeprowadzała wywiady z innymi, a dziś role się odwróciły i to Pani jest poproszona o udzielenie wywiadu… Może zacznijmy od tego: co jest, Pani zdaniem, sekretem dobrego dziennikarstwa? Czy nie jest nim krytyczny stosunek do rzeczywistości, obiektywizm, poszukiwanie prawdy i odwaga w jej formułowaniu?

Wydaje mi się, że tym sekretem jest ciekawość świata, chęć jego opisywania i samodzielne myślenie. Gdy dziennikarz ma te cechy, cała reszta jest tego pochodną. Nie ma kłopotu z zachowaniem niezależności, ani brakiem odwagi. Jeśli uświadomimy sobie, że dziennikarstwo jest dziedziną, w której daje się świadectwo, opisuje rzeczywistość, zagląda w różne jej zakamarki, po to, by je opisać, w dodatku, gdy bardzo się to lubi i praca przynosi satysfakcję, to wtedy recepta na dobre dziennikarstwo jest gotowa.

Taka postawa jednak kosztuje… czasem ponosi się konsekwencje, łącznie z utratą pracy, tak jak to bywało w Pani wypadku. Czy warto było tak się narażać?

Utrata pracy w dzisiejszych czasach jest tak częstym zjawiskiem, że nie traktowałabym tego jako szczególnie dramatycznych konsekwencji. Zwykle też odchodziłam z różnych redakcji sama, ale wtedy gdy wiedziałam, że nie będę mogła już w tych miejscach pisać czy realizować programów w sposób zupełnie niezależny, albo gdy propozycje z innych redakcji dawały szanse na rozwój moich możliwości zawodowych. Zerwano ze mną współpracę jedynie w mediach publicznych, ale nie tylko ze mną. Po przejęciu kontroli nad tymi mediami przez Platformę Obywatelską wyrzucono stamtąd wszystkich niezależnie myślących dziennikarzy. Za poglądy wyrzucono kilkudziesięciu dziennikarzy. Niemniej nie wydaje mi się, by korzystniej było wyrzec się własnych poglądów i sposobu analizowania rzeczywistości politycznej, i włączyć się w chór dziennikarzy prorządowych. To byłaby kompromitacja i nieodwracalne zniszczenie wiarygodności jako dziennikarza i publicystki, a doprawdy lepiej wylecieć z pracy, niż stracić szacunek odbiorców.

Jest Pani Redaktor współautorką pierwszego filmu na temat katastrofy smoleńskiej pt. „Mgła”. Jest to dokument, w którym pojawia się wiele pytań. Czy po upływie dwóch i pół roku znalazła Pani odpowiedź na postawione w filmie pytania?

Mnóstwo rzeczy jeszcze nie wiemy. Nie znamy na przykład szczegółów paktu miedzy Władymirem Putinem a Donaldem Tuskiem, który obaj politycy najwyraźniej zawarli przed uroczystościami w Katyniu. To porozumienie miało na celu wyeliminowanie z tych uroczystości prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a gdy ten plan okazał się niemożliwy do zrealizowania, maksymalne obniżenie rangi jego wizyty. Nie wiemy czemu rząd Donalda Tuska współpracował przy tej operacji ze stroną rosyjską. Nie wiemy też na czym polegało to porozumienie potem, po katastrofie. Na jakiej podstawie Donald Tusk oddał prowadzenie śledztwa w sprawie katastrofy stronie rosyjskiej, czemu nie upominał się o podstawowe zupełnie sprawy, jak choćby godne potraktowanie ciał ofiar katastrofy? To jest kluczowa sprawa i zupełnie nam nieznana, a która mogłaby wyjaśnić, czemu polski premier zachowuje się tak kompromitująco ulegle wobec strony rosyjskiej.

Co według Pani Redaktor zmieniło się w Polakach po 10 kwietnia 2010 roku? Czy to wielkie poruszenie, którego byliśmy świadkami, było tylko chwilową emocją, czy zmieniło coś na trwałe?

Wydaje mi się, że katastrofa smoleńska i to wszystko co działo się po niej, dla bardzo dużej grupy Polaków stanowiła przebudzenie, ocknięcie ze złudzenia, że Polska jest w miarę stabilnym, jako tako zarządzanym krajem. Okazało się, że państwo jest dramatycznie słabe, ma elity, które nie tylko nie potrafią myśleć kategoriami dobra wspólnego, ale nawet nie umieją zdefiniować, co jest tym dobrem wspólnym dla Polaków. Bo jeśli przez pierwszy rok po katastrofie ze wszystkich niemal mediów i od większości przedstawicieli elit politycznych czy intelektualnych Polacy słyszeli drwiny z żałoby i chęci wyjaśnienia przyczyn śmierci prezydenta wraz z towarzyszącymi mu osobami oraz powtarzane tezy z propagandy rosyjskiej, to trudno o bardziej czytelny sygnał, że coś z tymi elitami jest nie tak. Że ci, którzy przedstawiają się jako polska elita, z polskim narodem, jego potrzebami, aspiracjami i oczekiwaniami kompletnie się rozmijają. Jarosław Marek Rymkiewicz napisał zaraz po katastrofie, że „tego się nie sklei”. Wydaje mi się, że dla wielu Polaków okazało się jasne, że trzeba budować nowe elity, ale też w przyszłości, jeśli tylko będzie to możliwe, także państwo i jego struktury od nowa. Miedzy innymi o tym doświadczeniu mówi mój film „Przebudzenie”. Tam wprost potrzebę drugiego obiegu, nie tylko w mediach, ale także np. w kulturze, sformułował poeta Wojciech Wencel.

Za kilka dni świętować będziemy 94- tą rocznicę odzyskania przez Polskę Niepodległości. Chcę zapytać Panią Redaktor, jak to jest dzisiaj z miłością do ojczyzny? Czy słowo „patriotyzm” jest, Pani zdaniem, jednakowo rozumiane przez każde pokolenie?

Nie wiem czy jest rozumiane jednakowo, trzeba by przeprowadzić badania socjologiczne na ten temat, by kompetentnie się wypowiadać. Przypuszczam, że najgorzej z pojęciem patriotyzmu radziłoby sobie w takich badaniach pokolenie trzydziestolatków, które chyba najbardziej okazało się podatne na „europejskość” czyli bezkrytyczne przyjmowanie ideologii propagowanej przez Gazetę Wyborczą czy TVN. Oczywiście z prawdziwą europejskością, czyli kulturą zachodnią ma to w istocie niewiele wspólnego. Niemniej od dwudziestu lat trwa praca wielu mediów i postkomunistycznych elit nad tym, by słowo patriotyzm ośmieszyć, zrównać z nacjonalizmem albo faszyzmem. Że pozytywny jest sentyment do „małych ojczyzn”, czyli na przykład kuchni regionalnej, a patriotyzm jeśli już musi być, może dotyczyć Unii Europejskiej. W tak pojmowanym patriotyzmie polskość może być tylko przeszkodą. Nie wydaje mi się jednak, by były to zabiegi skuteczne, raczej ośmieszają tych wszystkich autorów zdań o „demonach patriotyzmu”, niż faktycznie przekonują Polaków, że nie warto być Polakiem. Przeciwnie, wydaje mi się, że coraz więcej z nas uświadamia sobie, że polskość jest fascynująca i że jej immanentną cechą jest umiłowanie wolności. Wolni Polacy, że użyję znów określenia Jarosława Rymkiewicza, cechę tę po prostu dziedziczą. Zatem bez względu na pokolenie, to akurat czujemy podobnie.

Gdzie powinny się kształtować postawy patriotyczne? Czy można się patriotyzmu nauczyć?

Ogromne znaczenie mają w tym dom, Kościół, w jakimś stopniu wciąż jeszcze szkoła, no i nasi poeci: Mickiewicz, Wyspiański, Herbert. Nie sądzę jednak, by patriotyzmu można było się nauczyć, tak jak nie można chyba się nauczyć miłości. To albo się czuje, albo jest się do tego zdolnym, albo nie. Nauczyć można się raczej tego czym jest polskość, można wczytać się w jej historię, jej przygody i doświadczenia, czasem straszliwe, czasem po prostu piękne, jak doświadczenie Sierpnia, by rozumieć co to właściwie znaczy być Polakiem. I jakie jest to fascynujące.

Często próbuje się nam wmawiać, w związku z naszymi patriotycznymi postawami, że jesteśmy „ciemnogrodem”, „moherami” itd. Ale przecież to my mamy rację. Dlaczego musimy coś, co jest od wieków normalne, bez końca udowadniać?

Oczywiście, że mamy rację, i myślę nawet, że nie warto w ogóle się tym udowadnianiem zajmować. Trzeba robić swoje, pamiętając jednak, że żyjemy dziś w państwie, które boryka się z dziedzictwem komunizmu, gdzie jedną ze spuścizn narzuconego nam przez Rosję reżimu jest właśnie walka z polskością. W związku z tym nie powinny nas zaskakiwać różne formy tej walki, z jakimi mamy do czynienia. Zalecam pogodny stoicyzm i mam głębokie przekonanie, że polskość się obroni i przed tymi zabiegami.

Na przestrzeni wieków postawa patriotyczna w naszym kraju najczęściej oznaczała podejmowanie jakiegoś działania, aktywności, czasami demonstracji. Widzimy, że tak jest również i dzisiaj, choćby ostatnio, wielki marsz „Obudź się Polsko”… Czy udział w takich wydarzeniach, to Pani zdaniem, współczesny patriotyzm?

Oczywiście, że tak. To przejaw troski o państwo, aktywność zatroskanych o jego los obywateli. Gdy będziemy bierni niczego w Polsce nie zmienimy. Społeczeństwo obywatelskie, a więc takie, które angażuje się w sprawy państwa, jest aktywne, ma wpływ na to, w jakim kierunku idą sprawy kraju. Bierność oznacza wykluczenie się z tego wpływu.

Co według Pani dają marsze typu „Obudź się, Polsko!”? Czy władza jakoś dostrzega to niezadowolenie w społeczeństwie i przejmuje się nim chociaż odrobinę?

Obecna władza ma ogromne zasoby buty i tupetu, ale i ona się boi tłumów na ulicach. Marsz „Obudź się, Polsko” z pewnością zrobił na niej wrażenie. Demonstracja miała też bezpośrednie skutki polityczne, a gwałtowny spadek poparcia dla rządzących i wzrost notowań opozycji był jednym ze skutków marszu. W demokracji nacisk polityczny manifestacji ma znaczenie. Wzmacnia opozycję, która wie, że ma zaplecze społeczne i umie to zademonstrować. To ma wymierne skutki w postaci osłabienia pozycji politycznej rządzących, a mamy właśnie z tym do czynienia. Ale też taki marsz wzmacnia nas wszystkich, liczymy się, widzimy, że osób myślących tak jak my jest mnóstwo. To daje siłę i może zrodzić potężny ruch społeczny, który będzie mógł wymusić zmiany w Polsce. Wszystkie strony zdają sobie z tego sprawę, dlatego w prorządowych mediach dominuje ton lekceważenia wobec Marszu i tłumów na nim, stąd zaniżana drastycznie liczba uczestników.

Czy ma Pani nadzieję na odmianę w Polsce?

Oczywiście, że zmiany w Polsce nastąpią. Polacy to mądry, niezależny naród. Z całą pewnością coś jeszcze zrobią takiego, by Polska wyglądała niekoniecznie tak, jak wymyślił to sobie postkomunistyczny establishment.

Dziękuję serdecznie za rozmowę.

 

Wywiad ukazał się w listopadowym wydaniu miesięcznika W Naszej Rodzinie. Najnowsze wydanie czasopisma mogą państwo wirtualnie przekartkować na stronie www.fnp.pl

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl