Nie milkną echa po sobotniej wizycie Donalda Tuska w Kijowie
Nie milkną echa sobotniej wizyty Donalda Tuska w Kijowie. W mediach nie brakuje głosów, że premier RP został podczas niej zmarginalizowany przez pozostałych przywódców. Politycy Prawa i Sprawiedliwości wskazują, że widać, iż nie jest on traktowany poważnie przez partnerów. Nie wiadomo też co ustalono w Kijowie.
Donald Tusk wraz przywódcami trzech państw z tzw. koalicji chętnych – prezydentem Francji, kanclerzem Niemiec i premierem Wielkiej Brytanii – udał się w weekend do Kijowa na rozmowy z prezydentem Ukrainy.
Polski premier nie wypadł tam korzystnie. M.in. dlatego, że jechał w innym wagonie niż reszta przywódców. Są też nagrania pokazujące kanclerza Niemiec, który odsyła go, by nie uczestniczył w jego rozmowie z brytyjskim premierem.
Poseł PiS, Paweł Jabłoński, ocenił, że wyglądało to ,,bardzo słabo”.
– Żaden polski premier nie powinien pozwalać sobie na takie traktowanie, że go odsyłają gdzieś do jakiegoś osobnego przedziału, że gdzieś tam jest traktowany jako takie piąte koło u wozu. Tak to trochę wyglądało. Natomiast to jest i tak tylko dodatek, bo znacznie poważniejszą sprawą jest to, co konkretnie zostało ustalone. Bo tak naprawdę nie wiemy, co z tej wizyty miałoby wynikać. Wiemy, że mają się odbyć w Stambule rozmowy, ale w tych rozmowach Polska nie będzie brała udziału. Co gorsza, ta wizyta odbyła się w ramach tak zwanej koalicji chętnych. Pytanie, chętnych do czego? Doskonale wiadomo, że i Francja i Wielka Brytania chcą wysłać żołnierzy na Ukrainę. Tusk oficjalnie mówi, że nie chce, przynajmniej w trakcie kampanii wyborczej, ale kto wie, czy nie było jakiegoś zakulisowego porozumienia, że Polska również będzie na to gotowa już po wyborach – wskazał poseł Paweł Jabłoński.
Polityk obawia się w tym przypadku może być tak samo, jak w kwestii przyjmowania nielegalnych migrantów, w której Tusk ma być dogadany z Berlinem, ale w czasie trwającej kampanii prezydenckiej o tym nie mówi.
RIRM