Grecja – poznacie ich po owocach

W czasie obrad G8 w Camp David przywódcy najbogatszych krajów stwierdzili, że Grecja powinna zostać w strefie euro, oraz potwierdzili słuszność tego kierunku działań, jaki wyznaczył pakt fiskalny, czyli równoważenia budżetów państw. Jednocześnie słyszymy o tragediach, nie tylko w Grecji, ale też w innych krajach południa Europy, gdzie zrozpaczeni ludzie, nagle pozbawieni dochodów, popełniają samobójstwa.

We Włoszech tzw. biały marsz wdów po przedsiębiorcach, których system ten doprowadził do bankructwa i znalazłszy się w sytuacji bez wyjścia, odebrali sobie życie, jest swego rodzaju tragicznym symbolem obecnego kryzysu. Ale te tragedie to jeden z symptomów wskazujących, że ta polityka jest błędna. Przede wszystkim bowiem, jeśli ma miejsce kryzys finansów publicznych, a uznajemy, że polega on na tym, że jest zadłużenie państwa, jakie zwykle powstaje wtedy, gdy przez dłuższy czas ma ono wydatki wyższe od dochodów, to nie można patrzeć na gospodarkę tylko pod kątem tego jednego budżetu. Gospodarka to miliony powiązanych ze sobą budżetów, wydatki jednych finansują dochody innych, polityka gospodarcza musi mieć je wszystkie na uwadze i nie można równoważyć jednego budżetu, doprowadzając tym samym do kryzysów tysięcy czy milionów innych budżetów. Jest to sprawa niezmiernie trudna, wymaga dogłębnej analizy struktury powiązań gospodarczych. I tego niestety zabrakło, nieprofesjonalny pakiet fiskalny, opracowany przez miernych ekonomistów i kiepskich polityków, okazał się działaniem o tragicznych skutkach.
Błąd wspólnej waluty
Ponadto ci politycy nie chcą przyjąć do wiadomości tego, co od dawna mówią ekonomiści, że kryzys jest skutkiem wprowadzenia wspólnej waluty dla krajów o całkowicie odmiennych strukturach gospodarczych. To prawda, że Grecja permanentnie się zadłużała w ostatnich latach. Ale zadłużały się też Niemcy, Francja i Holandia. Tylko że kraje te miały jednocześnie wysokie nadwyżki handlowe, czyli eksport wyższy od importu. To pozwalało im sfinansować deficyty budżetowe, a jednocześnie uzyskiwać dużą nadwyżkę oszczędności, co było źródłem kapitału pożyczkowego – te nadwyżki były pożyczane właśnie Grecji, Hiszpanii i Włochom.
Kraje południa Europy nie miały nadwyżek handlu zagranicznego, więcej importowały, niż eksportowały. Niskie były, po części jako efekt deficytu handlowego, zasoby własne kapitału i państwa zmuszone były sięgać po finansowanie zewnętrzne, czyli w bankach Francji, Holandii, Niemiec. No to, powie ktoś, trzeba było się nie zadłużać. Łatwo powiedzieć, ale co by te kraje północy Europy zrobiły ze swoimi gigantycznymi, wciąż rosnącymi górami pieniędzy? Oszczędzanie ma tak naprawdę sens tylko wtedy, gdy są tacy, którzy wezmą kredyt. Nie wszyscy rozumieją, że w dzisiejszych gospodarkach sfera czysto gospodarcza nie jest w stanie sama wchłonąć rosnących zasobów kapitału finansowego, zatem w gruncie rzeczy deficyty państw są potrzebne jako swego rodzaju gąbka, która ściąga nadwyżki generowanych gór oszczędności. Jeśli nie robią tego państwa, to oszczędności są pochłaniane przez graczy na rynkach finansowych, którzy – co robią? – po prostu nadymają bańki spekulacyjne, a w efekcie tworzą się piramidy finansowe, w których wygrywają tylko ci, którym udało się w porę uciec z zyskami przed załamaniem piramidy. Wspólna waluta okazała się karygodnym błędem, bo kraje Południa zostały pozbawione ważnego narzędzia dostosowawczego, czyli możliwości zmiany kursu walutowego. Narastający deficyt handlowy powinno się skorygować dewaluacją waluty. W rezultacie wzrosłyby wpływy z eksportu i gospodarki zostałyby zasilone zastrzykiem pieniądza jak zastrzykiem na wzmocnienie osłabionego organizmu. Wzrosłyby wpływy budżetowe i nie byłoby wielu tragedii.

Euro kontra interesy Południa i Północy
Pozostanie Grecji i innych krajów Południa przy euro wymagałoby dostosowania gospodarek, ale nie poprzez cięcia wydatków jak siekierą, bo to oznacza załamywanie się tej skomplikowanej struktury budżetów i tylko by pogłębiło kryzys. Kraje Południa potrzebują nowej, europejskiej polityki przemysłowej, która spowodowałaby wzmocnienie u nich proeksportowych dziedzin przemysłu. Państwa Północy muszą z koeli zrezygnować z części swej przemysłowej dominacji, która doprowadziła do uzależnienia pozostałych krajów od płynącego stamtąd importu.
Ale tego nie da się zrobić szybko. Nasuwa się zatem wniosek, że jednak może dojść do rozpadu strefy euro. Ale całkowicie się zgadzam, iż musi to być proces kontrolowany, tak aby nie doprowadzić do załamania systemu finansowego i jego destabilizacji. Jak mówi stare powiedzenie, wierzyciel zależy od dłużnika i w jego żywotnym interesie jest, aby ten dłużnik nie zbankrutował, a co więcej, by żyło mu się jak najlepiej, bo dłużnik będący w nędzy to też żadna przyszłość dla obu stron tego kontraktu. Taki kontrolowany rozpad strefy byłby w moim przekonaniu dla Polski pozostającej przy swojej walucie jak najbardziej korzystny. Byłby korzystny dlatego, że polska gospodarka została bardzo uzależniona od gospodarki niemieckiej. Rozpad strefy euro, tak jak to niektórzy ekonomiści sugerują, na euro południowe i północne spowodowałoby umocnienie euro północnego, czyli części obejmującej Niemcy, a w rezultacie nasz eksport do tego kraju wyraźnie by zyskał (bo relatywnie w stosunku do tej części Europy złoty by się osłabił, co by oznaczało wyższe dochody eksporterów i bardziej konkurencyjną ich pozycję). Niemcy oczywiście, mając mocniejszą część euro, relatywnie by stracili, ale zapewne na krótko, bo dla tej silnej gospodarki takie zawirowania są jak lekki zefirek.
Wszystko to dowodzi też, że pozostanie przy własnej walucie było najlepszym, co nam się przytrafiło za rządów ekipy Donalda Tuska. To było głównym, choć nie jedynym, powodem utrzymania się względnie dobrej sytuacji gospodarczej, choć, niestety, nie zbudowano podstaw trwałego wzrostu gospodarczego.

Zawirowania a polska gospodarka
Dlatego o ile bezpośredni wpływ wszystkich tych zawirowań w strefie euro na złotówkę był relatywnie korzystny, o tyle niestety dalsze perspektywy nie są tak optymistyczne. Gospodarka potrzebuje trwałych źródeł wzrostu, a takimi są silne technologicznie branże, w których produkuje się dobra końcowe eksportowane do krajów świata. Ważna jest zwłaszcza Europa, to w niej powinniśmy budować swą pozycję eksportera, bo wtedy wejście do strefy euro – kiedyś, w odległej przyszłości – mogłoby przynieść nam korzyści. Wyniszczenie polskiej gospodarki przez źle realizowaną politykę prywatyzacji, zwłaszcza przez ministrów Janusza Lewandowskiego, Wiesława Kaczmarka i Aleksandra Grada, spowodowało, że polska gospodarka utraciła prawie całą bazę, na której można by taki nowoczesny przemysł zbudować. No, ale mleko już się rozlało.
Ostatnie podwyżki stóp procentowych są skutkiem zarówno obijania się Rady Polityki Pieniężnej o ściany, jakie wyznacza presja inflacyjna, celowość podbicia kursu złotego dla obniżenia wartości zagranicznej części długu i kosztów jej obsługi, jak i chęć pozyskania kapitału poprzez atrakcyjną stopę procentową. Jakie będą tego skutki?… Poznamy po owocach. Obawiam się jednak, że nie będą to słodkie owoce. Podwyższanie stóp procentowych nie służy bowiem gospodarce z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego że za drogi jest wtedy kredyt, co osłabia inwestycje – a od nich zależy wzrost gospodarczy. I po drugie, dlatego że rośnie rentowność obligacji skarbowych, których oprocentowanie musi być wyższe od stóp procentowych wyznaczonych przez RPP – wtedy drogo kosztuje pozyskiwanie środków na finansowanie deficytu i kosztowna jest obsługa długu publicznego. Warto zauważyć, że Rada Polityki Pieniężnej, podwyższając stopy procentowe, kieruje się tym, że realna stopa procentowa, czyli ta, jaka wychodzi po odjęciu inflacji, jest bardzo niska. Jednakże podmioty gospodarcze często bardziej kierują się nominalnym poziomem stopy procentowej. Inflacja, czyli wzrost cen, nie każdemu daje „korzyść” w postaci wzrostu ceny jego dobra końcowego czy usługi, częściej inflacja dotyka go ze względu na wzrost kosztów – jeśli dodatkowo rosną koszty kredytu, to odbija się to na ogólnych kosztach i motywacji do inwestowania.
Poważnym mankamentem jest też brak polityki przemysłowej, polityki wzrostu nakładów na naukę – zamiast niej realizuje się cięcia w imię ciasnej polityki równoważenia budżetu – i jakiejś twórczej koncepcji zbudowania w Polsce przemysłu nastawionego na eksport dóbr końcowych budujących siłę polskiej gospodarki. Czy zatem przyszłość polskiej gospodarki rysuje się w różowych barwach? Trzeba by założyć specjalne okulary, bo bez nich kolory przyszłości są raczej szare, jak na starym filmie.

Prof. Jerzy Żyżyński

Autor jest posłem PiS, profesorem Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.

Prof. Jerzy Żyżyński

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl