fot. PAP/EPA

[FELIETON] Kotła bałkańskiego ciąg dalszy

Uwaga nas wszystkich od blisko trzech miesięcy skupia się na wojnie na Ukrainie. Niestety, konflikt ten nie jest jedynym, jaki dzieje się w Europie. W ostatnich dniach jesteśmy świadkami gwałtownego pogorszenia się relacji między Atenami a Ankarą. Za ten stan rzeczy w znaczącym stopniu odpowiada prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdoğan. Polityk ten, odkąd pełni najważniejsze funkcje w państwie, prowadzi politykę mającą na celu nieustanne prowokowanie Grecji. Pytanie, dokąd doprowadzą te niebezpieczne działania i komu jest na rękę obecne napięcie między tymi krajami?

Czy to pierwszy poważny kryzys między Grecją a Turcją? Oczywiście, że nie. Ba, bywały nawet gorsze. Czy możliwy jest konflikt zbrojny między tymi państwami, nawet w postaci incydentu granicznego? Nie można wykluczyć takiego scenariusza, aczkolwiek w interesie NATO jest, by do tego nie doszło, szczególnie teraz w dobie wojny na Ukrainnie. Stosunki między Grecją i Turcją niemalże nigdy nie należały do przyjaznych, zwłaszcza odkąd u władzy jest Recep Erdoğan, czyli de facto od 2003 roku, kiedy najpierw był premierem, a potem prezydentem. O całej historii wzajemnej niechęci między Grecją i Turcją można napisać kilku- czy nawet kilkunastotomową książkę. W niniejszym felietonie chciałbym natomiast oprzeć się tylko i wyłącznie na stanie po 24 lutego 2022 r., kiedy Europa znów zaczęła spływać krwią.

Turecki przywódca wielokrotnie w swoich wypowiedziach nawiązywał do czasów świetności Imperium Osmańskiego. Jest także przeciwnikiem świeckości kraju, którą zapoczątkował w pierwszych dekadach ubiegłego stulecia Kemal Mustafa Atatürk oraz kwestionuje granice morskie z Grecją, co jest jedną z kości niezgody między oba państwami. Inną sporną kwestią jest ludobójstwo Greków pontyjskich w latach 1914-1923, w wyniku czego zginęło ok. 353 tys. osób z powodu swojego greckiego pochodzenia. Turcja nigdy nie przyznała się do tej zbrodni.

Kiedy rozpoczęła się rosyjska inwazja na naszych wschodnich sąsiadów, wydawałoby się, że to zmusi wszystkie kraje-członkowskie Paktu Północnoatlantyckiego do zjednoczenia, by wspólnie przeciwstawić się barbarzyńskiej polityce Moskwy. Na początku nawet były sygnały, że Ateny i Ankara odłożą swe waśnie na bok, ponieważ tego wymaga sytuacja nadzwyczajna. Część ekspertów wówczas twierdziła, że w końcu nastąpi przełom i ocieplenie we wzajemnych relacjach. Osobiście bardzo sceptycznie podchodziłem do tych tez. Owszem, nadzieja zawsze jest przydatna i często bywa pomocna, ale bądźmy też realistami, nie żyjmy złudną wizją, że wszyscy nagle staną ramię w ramię i będą udawać, że jest braterska miłość i zapominają o „drugorzędnych sporach”. Na przykładzie Ankary można stwierdzić, że jest odwrotnie.

Turcja najpierw weszła w konflikt dyplomatyczny z krajami kandydującymi do członkostwa w Pakcie Północnoatlantyckim – Szwecją i Finlandią, starając się blokować ich przyjęcie do Sojuszu. Teraz za cel obrała Grecję, a niechęć między krajami jest widoczna szczególnie odkąd w Atenach rządzi chadecka Nowa Demokracja z Kyriakosem Mitsotakisem na czele. Wcześniej, gdy władzę na przemian sprawowały Nowa Demokracja i socjaldemokratyczny PASOK (Panhelleński Ruch Socjalistyczny), również dochodziło do napięć między oba państwami, ale w mniejszym stopniu. Z kolei w latach 2015-2019, kiedy krajem rządziła dziwaczna koalicja skrajno-lewicowej SYRIZY (Koalicja Radykalnej Lewicy) z prawicowym ANEL (Niezależni Grecy), unikano jakichkolwiek konfrontacji dyplomatycznej z Ankarą, prowadzono wręcz politykę appeasementu. Wraz z ponownym dojściem do władzy centroprawicy w 2019 r., polityka Grecji wobec wschodnich sąsiadów zmieniła się niemalże o 180 stopni.

Premier Kyriakos Mitsotakis postawił na dozbrojenie armii, między innymi podpisując kilkumiliardowe kontrakty z Francją na dostawę fregat typu FDI HN oraz myśliwców Rafale. Polityk chce także nabyć amerykańskie wielozadaniowe myśliwce piątej generacji F-35. Służyła temu niedawna wizyta szefa greckiego rządu w Waszyngtonie. Oprócz przemówienia w Kongresie, Mitsotakis miał rozmawiać z władzami amerykańskimi ws. zakupu nowoczesnych myśliwców, a także namawiać Biały Dom, by nie przekazywał Turcji wojskowych samolotów F-16, o które z resztą Ankara zabiega od lat.

Powód? Turcja notorycznie prowokuje Grecję wysyłając myśliwce niedaleko granic pod pozorem manewrów czy patroli. Nieraz zdarzało się, że naruszały one przestrzeń powietrzną państwa greckiego, stawiając tamtejszą armię w stan gotowości. Istniała zatem uzasadniona obawa Aten, że przekazanie F-16 jedynie rozzuchwali Ankarę. Ponadto, co nie jest tajemnicą, Grecy żyją w ciągłym strachu, że Turcja w każdej chwili wypowie im wojnę nie uwzględniając przy tym chociażby wspólnego członkostwa w NATO.

Wielu zapewne teraz pomyślało: czy Grecy nie przesadzają ze swoim antytureckim nastawieniem? Nie do końca. Już kilka razy Pakt Północnoatlantyckim stanął na krawędzi „wojny wewnętrznej”. W 1974 r. na Cyprze doszło do przewrotu wojskowego. Nowa władza chciała jak najszybszego zjednoczenia z Grecją w ramach idei ένωσις (czyt. enosis). Turcja wysłała wówczas swoją armię i zajęła północną część wyspy, zamieszkiwaną głównie przez turecką społeczność. Ankara potem usprawiedliwiała swą decyzję przepisem z traktatu gwarancyjnego podpisanego w 1959 r. Jeden z zapisów przewidywał, że państwa-gwaranci tj. Grecja, Turcja i Wielka Brytania odpowiadają za jedność Cypru. W razie niestabilności, wszystkie strony są zobowiązane do wprowadzenia porządku, najpierw na zasadzie współpracy, a gdy ta jest niemożliwa, wówczas mogą samowolnie zainterweniować. Ankara zatem twierdzi, że miała prawo i moralny obowiązek wysłać swoje wojska i zająć północną część Cypru, by bronić swoich rodaków, którzy byli ciemiężeni przez Greków. Brzmi znajomo?

Ateny liczyły wówczas na wsparcie NATO, Sojusz jednak pozostał neutralny. Ta decyzja rozwścieczyła Grecję na tyle, że opuściła struktury wojskowe Paktu. Wróciła dopiero w 1980 r. Co ciekawe, zgodnie z traktatem waszyngtońskim, członkostwo w NATO wymaga jednomyślności dotychczasowych sojuszników. Turcja zatem mogła zawetować grecką kandydaturę, jednak pod naciskami Zachodu, zgodziła się na ponowne przystąpienie swojego zachodniego sąsiada. Ta decyzja jest dziś mocno piętnowana przez Recepa Erdoğana, którą określa jako „błąd”.

Do innego poważnego incydentu doszło na przełomie lat 1995-1996, a przyczyną stała się bezludna wyspa Imia. W grudniu turecki statek towarowy osiadł na wyspie, tym samym rozpętał debatę, które państwo powinno zająć się jednostką. W świetle prawa międzynarodowego Imia należy do państwa greckiego, jednak Turcja od dawna rości prawo do tej wyspy. Początkowo był to spór dyplomatyczny, jednak oliwy do ognia dolała tajemnicza śmierć trzech greckich pilotów pod koniec stycznia. Oficjalnie przyczyną tragedii była awaria śmigłowca, który rozbił się na jednej z pobliskich wysp. Jednak z jednego z ostatnich meldunków załogi wynika, że tuż przed katastrofą greccy piloci dostrzegli na Imii tureckich żołnierzy, co pozwala przypuszczać, że śmigłowiec mógł zostać strącony. Jaka jest prawda, tego zapewne nigdy się nie dowiemy. Niemniej jednak niewyjaśniona śmierć trzech greckich oficerów spowodowała, że Europa stanęła u progu kolejnej wojny. Jedynie dzięki szybkiej interwencji USA udało się zapobiec konfliktowi. Jednakże społeczeństwo greckie uznało, że ówczesny rząd Kostasa Simitisa z PASOK-u pod naciskiem Zachodu odstąpił od wyjaśnienia tej sprawy.

Nad odpowiedzią na pytanie, w czyim interesie leży skłócenie dwóch – siłą rzeczy – sojuszników NATO, nie trzeba się długo zastanawiać. Rosja już od lat słynie z prowadzenia polityki divide et impera. W połowie kwietnia cypryjskie i greckie media informowały, że Kreml zamierza otworzyć urząd konsularny w samozwańczej i nieuznawanej na arenie międzynarodowej Tureckiej Republice Cypru Północnego. Co ciekawe, w greckojęzycznych mediach nie spotkamy się z określeniem „Cypr Północny” lub „turecka część Cypru” lecz z „Κατεχόμενα” (czyt. Katechomena), co należy tłumaczyć jako „tereny okupowane”. Decyzja Moskwy zadowoliła Ankarę, a jednocześnie rozwścieczyła Ateny. Z jednej strony była to zemsta Rosji na Grecji, która, tak jak i inne kraje UE, stanęła po stronie Ukrainy. Z drugiej strony, Kremlowi zależy na rozbiciu – chwiejnej co prawda – jedności NATO, a najlepiej jest wykorzystać do tego kwestię cypryjską, która pozostaje i zapewne pozostanie jeszcze przez długie lata kością niezgody między Grecją a Turcją.

Znane chińskie przysłowie mówi: „Obyś żył w ciekawych czasach” i rzeczywiście w takich czasach przyszło nam żyć. Nie dość, że wojna u naszych wschodnich granic, to jeszcze istnieje poważne ryzyko konfliktu zbrojnego między sojusznikami NATO. Miejmy nadzieję i wiarę, że Bóg za pośrednictwem mądrych polityków rozwiąże te współczesne spory. Nam, przeciętnym mieszkańcom, pozostaje jedynie modlitwa.

Jakub Jóźwiak/radiomaryja.pl

drukuj
Tagi: , ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl