Wiceminister Kotecki „dobra rada”

Choć większość ekonomistów ostrzega, że podwyżka podatku VAT odbije
się niekorzystnie na gospodarce i sytuacji finansowej polskich rodzin,
rząd z uporem godnym lepszej sprawy lansuje ją jako dobrodziejstwo dla
kraju. Wiceminister finansów Ludwik Kotecki w wywiadzie dla „Gazety
Wyborczej” bagatelizuje negatywny wpływ podwyżki. Twierdzi wręcz, że
reforma będzie pożyteczna dla Polaków, bo potanieje żywność
przetworzona, w tym np. nabiał, który stanowi istotną część diety
emerytów. A tym, którym jednak nie wystarczy na życie, wiceminister
radzi dorabianie na kolejnych etatach, choć Polacy są w Europie narodem,
który już i tak najdłużej pracuje.

Jedną z najbardziej
kontrowersyjnych tez, jakie przedstawił Kotecki, jest twierdzenie, że
nie ma co przeceniać wpływu podwyższenia stawki VAT na koszty życia
polskich rodzin. Z taką opinią nie zgadza się prof. Jerzy Żyżyński z
Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Tłumaczy, iż wzrost VAT
spowoduje ubytek w dochodach, ponieważ znaczna część ludzi wydaje
pieniądze na zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb, a po podwyżce
utrata w dochodach realnych może wynieść od kilkunastu do nawet
kilkudziesięciu złotych miesięcznie. Dla przeciętnego obywatela może nie
jest to wielkim kosztem, ale dla biedniejszych rodzin każdy grosz się
liczy – w sumie wyższy VAT spowoduje spory realny spadek popytu.
Podnoszenie VAT w ogóle nie jest dobrym pomysłem, ponieważ do każdej
podwyżki podatków pośrednich powinny dostosować się dochody, tak aby
gospodarka nie straciła potencjału popytu, a to będzie wymagało czasu. W
efekcie nastąpić może czasowe osłabienie koniunktury.

Podwyżki jeszcze przyjdą
Wydatki
zarówno najbiedniejszych, jak i klasy średniej są siłą napędową
gospodarki i koniunktury. Jerzy Bielewicz, finansista ze Stowarzyszenia
„Przejrzysty Rynek”, uważa, że sama podwyżka stawki VAT jest działaniem
kompletnie nieodpowiedzialnym. Jeśli spojrzymy na inne kraje
europejskie, to zobaczymy, iż zmianom w finansach publicznych towarzyszą
zmiany w systemie zarządzania państwa, w decentralizacji, są
wprowadzane podatki od banków, jak np. w Wielkiej Brytanii lub na
Węgrzech. Wszędzie podejmowane są działania mające na celu ochronę ludzi
najmniej zamożnych. W Polsce jest inaczej. – Rząd stwarza pozory reform
– konkluduje Bielewicz. I dodaje, że wprowadzenie podwyżki VAT bez
innych działań jest zabójcze dla ekonomii, ponieważ zmniejszy popyt i
pogłębi kryzys. Z kolei Jan Filip Staniłko, ekspert w obszarze polityki i
członek zarządu Instytutu Sobieskiego, uważa, że prawdziwe podwyżki
dopiero przyjdą i podniesienie stawki VAT do 23 proc. jest tylko ich
przedsmakiem. Możliwe, że po wyborach w przyszłym roku podatek VAT
wzrośnie nawet do 25 proc., a cięcia wydatków budżetu państwa sięgną
nawet 20 mld złotych. – Sytuacja wygląda tak, że rząd po prostu boi się
przed wyborami przeprowadzić reformy – ocenia Jan Filip Staniłko.

Strategia „po nas choćby potop”
Profesor
Jerzy Żyżyński zwraca uwagę na to, że istnieją różne narzędzia
polepszania stanu finansów publicznych, a mianowicie np. zmniejszenie
VAT naliczonego (to pomysł dr. Mariusza Andrzejewskiego z Krakowa) –
czyli osoby, które odliczają VAT, miałyby prawo do mniejszych odpisów i
dzięki temu więcej pieniędzy zostałoby w kasie państwa. Obciążyłoby to w
niewielkim stopniu przedsiębiorstwa, ale w skali całego kraju takie
rozwiązanie byłoby dużo korzystniejsze niż podnoszenie stawki VAT.
Rozwiązaniem mógłby być również powrót do wcześniejszych stawek podatków
dochodowych albo dodanie dodatkowego progu dla najbogatszych.
Tymczasem
wiceminister Ludwik Kotecki uważa, że państwo nie ma wyjścia i „może
tylko podnieść podatki”, co według Żyżyńskiego w przypadku podniesienia
VAT oznacza po prostu uderzenie w popyt konsumpcyjny większości
społeczeństwa. W naszych warunkach to nie jest wskazane. Byłoby to
uzasadnione w przypadku, gdybyśmy mieli do czynienia z przegraniem
koniunktury, ale tak nie jest. Wiceminister Kotecki podkreśla, że gdyby
nie miał za co przeżyć do pierwszego, to brałby kolejne etaty, „trzeci,
dziesiąty”, co oznacza, że w sytuacji, gdy państwo radykalnie podnosi
podatki, obywatele muszą się starać radzić sobie sami i tracić kosztem
tej reformy nie tylko pieniądze, ale i resztki wolnego czasu.

W poszukiwaniu dziesiątego etatu
Można
też zapytać w tym miejscu ministra finansów, gdzie szukać tych
kolejnych etatów w kraju, w którym stopa bezrobocia utrzymuje się na
wysokim poziomie, a na rynku pracy sytuacja jest bardzo trudna i dotyczy
to zarówno osób ze średnim wykształceniem, jak i tych z wyższym. Według
Jana Filipa Staniłki, tego typu wypowiedzi wiceministra finansów brzmią
absurdalnie i skandalicznie, ponieważ w większości branż i w miastach
poza Warszawą nie ma możliwości zatrudnienia się na kilku etatach
jednocześnie.
– Wiceminister mógłby odpowiedzieć, że rząd stworzy
warunki do wzrostu zatrudnienia wśród osób starszych i osób młodszych –
uważa Staniłko. Jednak takie zapewnienie ze strony wiceszefa resortu
bynajmniej nie padło. Wypowiedź ta przypomina więc słowa Marii Antoniny,
żony króla Francji Ludwika XVI, która na wieść o tym, że ludzie
protestują pod oknami jej pałacu z powodu braku chleba, miała rzekomo
powiedzieć: „Jeśli nie mają chleba, niech jedzą ciastka”.

Minister zaleca dietę
Polacy,
jak zauważa ekspert, według oficjalnych statystyk pracują i tak
najdłużej w Europie i w związku z tym można zapytać Koteckiego – jak
najdłużej pracujący naród na kontynencie ma jeszcze brać kolejne etaty?
Skoro nie ma możliwości dorobienia, to co pozostaje naszym rodakom,
którzy odczują podwyżki? Oszczędzanie? Około 50-60 proc. Polaków nie ma
oszczędności, bo po prostu za mało zarabiają, by móc coś odłożyć. Według
prof. Żyżyńskiego, problemem jest to, że nie wiadomo, co się dzieje z
miliardami złotych w polskim dochodzie narodowym, i resort finansów wraz
z bankiem centralnym powinni zająć się właśnie kontrolą przepływów
finansowych zamiast łataniem dziur kosztem najbiedniejszych.
Kolejna
oryginalna teza wiceministra Koteckiego dotyczy tego, że w
gospodarstwach emeryckich żywność jest zdrowsza niż w gospodarstwach
osób pracujących, ponieważ emeryci chętniej jedzą… nabiał, który nie
podrożeje. Z takiej przesłanki wiceminister Kotecki wysuwa tezę, iż
żywność zdrowsza będzie tańsza. Polacy mają więc przejść na dietę. –
Żywność powinna mieć niski VAT, niezależnie od tego, czy jest
przetworzona, czy nie – uważa prof. Żyżyński. Wiceminister najwyraźniej
wychodzi z założenia, że emeryci wydają pieniądze tylko na żywność, co
przecież nie jest prawdą, gdyż uderzy w nich np. podniesienie stawki
podatku na energię, wodę, gaz.
Ponadto Kotecki każe nam wierzyć, że
po podniesieniu VAT sklepikarze będą bali się podnosić ceny. –
Rzeczywiście tak może być, ale trzeba przy tym pamiętać, że prędzej czy
później ceny i tak wzrosną, a będzie się tak dziać w wyniku kolejnych
podwyżek szykowanych przez rząd Donalda Tuska – mówi Jan Filip Staniłko.
Warto
dodać, że wiceminister finansów Ludwik Kotecki miał być odpowiedzialny
za wprowadzenie w Polsce waluty euro. Ta perspektywa znacznie się
oddala, więc może po prostu wiceminister musi się czymś zająć i
postanowił uzasadniać podwyżkę podatku VAT? Według Jerzego Bielewicza,
jego argumenty są po prostu częścią propagandy rządu. Nierozwiązane
nadal pozostają kwestie palące, takie jak system emerytalny, zadłużenie
państwa, bezrobocie. Ale najwyraźniej rząd uznał, że może w tej sytuacji
bezkarnie podkręcać śrubę podatkową, a ludzie niech sobie radzą sami,
na diecie.

Paulina Jarosińska

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl