Kłuszyńska potrzeba (Tv Trwam)


Pobierz Pobierz

Można
na Kłuszyn spojrzeć wąsko, jako na wynik awantury politycznej mającej
miejsce w państwie moskiewskim na przełomie XVI i XVII wieku, a dotyczącej głównie
obsady tronu carskiego, po zamordowaniu na rozkaz Borysa Godunowa, jednego z synów
Iwana Groźnego carewicza Dymitra. Niedługo po jego śmierci pojawiać się
zaczęli samozwańcy, którzy znaleźli poparcie u niektórych magnatów
polskich i litewskich, chociaż ci doskonale wiedzieli, że są to zwykli
szalbierze. Z czasem w tę awanturę wciągnięty został sam król Zygmunt III
Waza, a poniekąd cała Rzeczpospolita. 

My
natomiast w tej audycji umieścimy Kłuszyn w obszernej niszy historycznej spiętej
dziejową klamrą  dwustuletniego
szeroko pojętego oddziaływania kultury polskiej w Europie środkowo-wschodniej;
mianowicie od pokonania Krzyżaków pod Grunwaldem w 1410 roku aż do wiktorii
nad Moskalami właśnie pod Kłuszynem w 1610 roku.   

Dlaczego
w takim duchu chcemy poprowadzić tę audycję? 
Dlatego, że dzisiaj, gdy usiłuje się ze wszystkich sił pomniejszyć
naszą kulturę, wyśmiać ją, wyrzec się jej, by w końcu o niej zapomnieć,
to my, jako świadomi jej spadkobiercy wiemy, że mogą burzyciele świata
zagubiać narody, zabierać i niszczyć księgi, w których zapisane są szczęścia
i klęski ludzkości, ale nie zdołają oni stłumić w ustach naszych słów
tej prawdy historycznej, którą przypominamy pokoleniom obecnym i następnym,
że mieliśmy Ojczyznę wielką, podług Bożych przeznaczeń.

Chcemy
pokazać, że polska kultura jest naprawdę antemurale
christianitatis
wobec każdej cywilizacji nie uznającej prymatu człowieka.
  

Oczywiście
ze względu na czas ograniczymy się tylko do jej fundamentu, jakim jest właśnie
prymat człowieka.

Tak
Bóg umiłował świat ześrodkowany w człowieku, którego stworzył na swój
obraz i podobieństwo, że Syna swego dał, aby człowiek stał się wolnym
dzieckiem Bożym i jak mówi Norwid, na ziemi, sąsiadem Boga, który go wzywa
do uczestnictwa w swym boskim życiu w niebie. Tak pojęty Człowiek stoi w
centrum kultury polskiej.  Ona
wyrasta z tej bosko-ludzkiej prawdy jak z ewangelicznego ziarna, skupia się cała
na nim i tym samym naznaczona jest zasadniczym rysem człowieczeństwa – 
wolnością.

Człowiek
jeśli chce być sobą w pełni winien ten rys decydujący o jego godności
wolnego dziecka Bożego zachować w sobie wszędzie, w każdym systemie
ekonomiczno-politycznym, społecznym, bo dzięki tej godności staje się Osobą-Drogą,
którą winien kroczyć Kościół, naród, państwo. Tak samo jest z kulturą,
jeśli chce ona być autentycznie w pełni ludzka, winna być na miarę godności
człowieka, powtarzam po raz kolejny, wolnego dziecka Bożego!

I
oto po raz kolejny w naszej audycji musimy przywołać postać św. Stanisława,
który u zarania podstaw naszej kultury okazuje się być współtwórcą i
zarazem obrońcą ładu moralnego wyrosłego z prawa do życia jako wolne
dziecko Boże. Raz jeszcze winny zabrzmieć słowa, które telewidzowie i radiosłuchacze
winni zapamiętać, bo są kluczem do zrozumienia naszej polskiej kultury, tak
diametralnie różnej od bizantyjsko-stepowej (moskiewskiej), o której powiemy
za chwilę:

 W
osobie św. Stanisława rozegrał się ów konieczny dramat dziejowy, mający ścisły
związek z ofiarą Krzyża, decydujący na wieki o wewnętrznych prawidłach
rozwoju ojczyzny. Chodziło o rząd dusz: czy ma pójść drogą samowoli władzy
nie liczącej się z poszanowaniem godności osoby ludzkiej, czy też drogą
wolności, której gwarantem jest Chrystus z Krzyża
„.

Ileż
z tych snów wysnuć możemy wniosków o fundamentalnym znaczeniu dla tożsamości
narodu:

1.
Wniesiona została w życie publiczne rodaków praworządność, czyli ochrona
praw i wolności człowieka,

2.
Kolejne pokolenia będą ciągle wzywane do kształtowania swego serca, umysłu
i charakteru podług tej najwyższej sztuki jaką jest bycie człowiekiem, w
czym mistrzem okazał się św. Stanisław i to do tego stopnia, że na nim
widzimy spełnienie się słów proroka Jeremiasza: „”…dam wam pasterzy według
serca mego, co paść będą was mądrze i roztropnie…
„(Jr. 3, 15) aż po
dzisiejsze czasy.

3.
Z idei uświęcenia człowieka –  jako korzenia naszej kultury- wynikało
wszystko to, co tworzyło polskość, która żyjąc przez wieki stanowi
zobrazowane oblicze Europy.  

 Tymi
wnioskami, będącymi w zawiązku zaczęła rosnąć Polska i Polacy.


 

Przypatrzmy się teraz, jak
wprowadzaliśmy te wnioski w życie publiczne.

Gdzieś
od chwili kanonizacji św. Stanisława w połowie XIII wieku, to co do tej pory
było w zawiązku zaczęło rozwijać się w dojrzały owoc. Siłą swego ducha
wykształciliśmy umiejętność współżycia, poddania się kierownictwu władzy,
wyrabiania wspólnych dążności, dostosowywania charakterów ludzkich do życia
w państwie i społeczeństwie. Na trwałe w naszej państwowości zadomowiło
się pojęcie obywatelstwa, będące wytworem polskiego ducha i głoszące zasadę,
że nie społeczeństwo ma służyć panującemu, lecz odwrotnie i to do tego
stopnia, że już król Bolesław Śmiały, nie przestrzegający tej zasady
musiał opuścić kraj[1].
Rys ten stał w zupełnym przeciwieństwie do zachodniego absolutyzmu i
wschodniego satrapizmu, gdzie człowieka traktowało się jako czyjąś własność,
rzecz, a nie osobę. Nic dziwnego, że wszelką władzę absolutną ocenialiśmy
jako patologię ówczesnego życia społeczno –  politycznego. W przeciwieństwie
do tego, wytwarzamy typ wolnego obywatela, który stosunek swój do państwa
określał dumną zasadą: nic o nas bez nas( nil de nobis sine nobis). Naród swobody obywatelskie i
polityczne rozwijał drogą ewolucji; począwszy od Statutów wiślickich z XIV
wieku stopniowo zyskiwała szlachta prawa: do nietykalności mienia, nietykalności
osobistej wyrażonej w wiekopomnej ustawie poręczającej, iż szlachcic nie będzie
uwięziony inaczej, jak na podstawie prawomocnego wyroku sądowego („Neminem
captivabimus nisi iure victum
[2]),
zyskiwała prawo wolnego tworzenia związków, swobodę wyrażania przekonań słowem
i pismem i to także o sprawach publicznych, (proszę
to porównać z dzisiejszą poprawnością polityczną
) zyskiwała prawo
nietykalności ogniska domowego, wreszcie zyskiwała swobody ściśle
polityczne, których kamieniem węgielnym stanie się zasada, że wszystko co ma
obowiązywać ogół, musi podlegać jego uprzedniemu zezwoleniu. (Ta
ostatnia zasada został zgwałcona podczas zatwierdzenia traktatu Unii
europejskiej przez nasz parlament bez zapytania o zgodę narodu
)

Z
tak ukształtowanych swobód obywatelskich zrodził się polski system
parlamentarny. Wyrażał on przekonanie, że w powszechnym zgromadzeniu
obywateli tkwi jakaś siła Boża, słuszność, jakiś rodzaj nieledwie
nieomylności, pod warunkiem, że obywatele nie działają pod przymusem. Wyraża
się to jasno słowami poezji:        

      
Ten
ci był głos Neronów i inszych tyranów,

      
Którzy głośno łamali wolność
wszystkich stanów
(…)

      
Tu
żaden szlachcicowi król nie łamie prawa,

      
Jedno co uchwalona wynosi ustawa.

      
Każdy ma swój grunt wolny, tak wielki,
jak mały,

      
Wolny każdemu statut i skutek praw cały…

Podsumowując
ów wywód możemy powiedzieć, że najpierw z dynastią Piastów 
zaczęliśmy tworzyć organizację państwową, przy czym nie obeszło się
tu bez walki  społeczeństwa z jej
przedstawicielami o wpływ na państwo, aż doszliśmy wraz z Jagiellonami do państwa
opartego na świadomym swej podmiotowości społeczeństwie.


 

Jakże
odmiennie przedstawiała się sytuacja we wschodniej Słowiańszczyźnie.
Osiedleni tu w IX wieku Waregowie ze Skandynawii, z plemienia Rus, państwa nie
tworzyli, bo im szło o  życie i o
bogacenie się cudzym kosztem. Nic więc dziwnego, że w dalszej konsekwencji
odsłoni się rozbieżność panujących i poddanych. W tak kształtującym się
żywiole społecznym na Rusi, gdzieś od XII wieku zaczną dawać znać o sobie
wyraźne pierwiastki jakiejś kultury mongolsko-słowiańskiej: kult siły
fizycznej, wyrodzony w brutalność, i zamiłowanie do niszczenia, jako dowodu
przewagi czysto fizycznej.

W
czasie, gdy książę Konrad Mazowiecki osadzał Krzyżaków w Polsce, zjawiła
się we wschodniej Słowiańszczyźnie nawała Tatarów, od których dziczała
Ruś dobrowolnie zacieśniając więzy swej niewoli. Władcy z dynastii
Rurykowiczów nie mający wystarczającego poczucia odpowiedzialności za swój
kraj zabiegali tylko o to, by mieć jak najbardziej przodujące stanowisko na
dworze chana, dostarczając mu jak najwięcej dochodów płynących z łupienia
własnego kraju. Nic więc dziwnego, że państwowość na Rusi utrzymywała się
pod zwierzchnictwem tatarskim, która stanie się dla niej przekleństwem
dziejowym[3].
Widać to doskonale w czasie najazdu tatarskiego na Polskę w 1241 roku. Jak  tylko
Mongołowie ruszyli na Polskę pokazał się ich zwierzchni stosunek na Rusi.
Wszędzie kniaziowie, uprzednio już do wspólnej wyprawy zawezwani, wychodzą
co prędzej z hołdem naprzeciw zbliżającej się Ordzie i służą jej za
przewodników. Tak opowiada o tym kronika ruska: „I
przyszedł Telebuga nad rzekę Horyń
i
spotkał go tam Mścisław z żywnością i darami: a gdy minął Krzemieniec
spotkał go kniaź Włodzimierz z żywnością i darami nad Lipą, a potem dognał
go kniaź Lew z żywnością i darami
[4].

I
tu do głosu dochodzi wolność i duma narodowa nie pozwalająca naszym przodkom
wyrzec się ich, by uniknąć grasowania plagi mongolskiej. A można było to
uczynić. Wystarczyło tylko, by jak książęta pobliskiego Halicza i Przemyśla
udać się z czołobitnością do namiotu wielkiego chana, napić się mleka
kobylego, pokłonić się bożyszczom pogańskim i zamiast osłaniać Europę od
hord tatarskich, wypadało jak ruscy kniazie plądrować z nimi ziemie zachodu i
niszczyć swoją własną kulturę.

W
przeciwieństwie do władcy ruskiego Daniela, który jedynie myślał o sobie,
gdy za pośrednictwem papieża chciał mieć pomoc od Zachodu, nasi władcy tak
głęboko byli już zbratani z Europą, że kosztem własnego pokoju nieśli
pomoc i obronę cywilizacji zachodniej, czyniąc kraj nasz przedmurzem chrześcijaństwa[5].

Przy
okazji daje znać o sobie wyższość umysłu i humanitaryzmu Polski wyrosłej z
kultury prymatu człowieka, co poświadcza sama kronika ruska, która wzmiankując
o wspólnym z Tatarami mordowaniu przez kniaziów ruskich ludności wroga,
oddaje wyższość Polakom mówiąc: „Był
zaś u Lachów zakon taki: nie zajmować ludu w niewolę, ani zabijać, tylko łup
zbierać
[6].

 

Z
tak zniewolonej Rusi kijowskiej punkt ciężkości znaczenia we wschodnim żywiole
słowiańskim powoli zaczął przesuwać się ku Księstwu moskiewskiemu. Nie będę
omawiał tego kilkuwiekowego procesu, bo ramy audycji na to nie pozwalają, chcę
tylko powiedzieć, że w raz ze wzrostem swego znaczenia, Moskwa stawała się główną
ostoją mongolskiego sposobu pojmowania państwa i władzy.

Podczas
gdy u nas w Polsce na początku XVI wieku rozwijać się poczyna w pełni, wyrosłe
ze słusznej dumy z posiadanej wolności, poczucie obywatelstwa w państwie i skłonność
do dzielenia się swoim ius civitatis – 
jak niegdyś obywatele rzymscy, z każdym równym, który zapragnie być
poddanym polskiego króla, o tyle w Moskwie zaczyna się okres carskiego
terroru. Car może sobie pozwolić na wszystko, bo religia państwowa uświęca
wszystko cokolwiek on zechce[7].

Władca
Wasyl Iwanowicz (1505-1533) ścina głowy bojarom, traktuje ich jak niewolników,
czyli zaczyna się orientalna despocja, naśladowanie tatarskiego „carstwa”,
gdzie terror rozstrzygał o wszystkim, a granica państwowa stanowiła o
kulturze[8].

Do
tego dochodzi bizantynizm, którego kanon ruski układał mnich z Tweru, niejaki
Filoteusz, uchodzący za twórcę państwowości i kultury moskiewskiej. Kanon
ten głosił, że prawdziwa wiara obecna w Bizancjum, po jego upadku została
przeniesiona do Moskwy jako do trzeciego Rzymu, a czwartego nie będzie. I na
tej podstawie ukuto przekonanie o wyższości kultury moskiewskiej nad całą
resztą świata. Głową tego trzeciego Rzymu jest car, którego osoba jest święta.
W imię Bożego ładu na ziemi należy samemu uznać się niewolnikiem cara.
Przy czym ta niewola nie tylko nie poniża, ale uszlachetnia, bo jest obwarowana
sankcją religijną. Ludziom nic do tego, czy władca jest dobry, czy zły, to
już jest sprawa między nim a Bogiem.

Nic
więc dziwnego, że nie tylko wyrosłe z osoby św. Stanisława polskie pojęcie
o władcy, jako pierwszym obywatelu państwa, który ma służyć narodowi, było
w Moskwie obrazą Boga, ale nawet łacińskie pojęcie obywatelstwa niosące ze 
sobą obok obowiązków również prawa jednostki stanowiące o jego
godności osobistej, nie mieściło się w kanonie kultury moskiewskiej. Żywym
tego ucieleśnieniem było panowanie cara Iwana Groźnego. W pewnym okresie chcąc
tym pewniej dzierżyć władzę posuwał się do konfiskaty majątków karania
śmiercią bez sądu swoich poddanych i aby tym skuteczniej wprowadzać to w życie
utworzył oddziały tzw. opriczników, którzy zobowiązywali się przysięgą,
że dla cara gotowi są zamordować własnych rodziców. Ci ludzie barbarzyńskim
terrorem, nie do wyobrażenia,  siali
taki przestrach wśród ludności, że gdy metropolita Filip który ośmielił
się zwrócić uwagę carowi na rozbestwienie jego barbarzyńskiej gwardii
przybocznej, która tysiącami mordowała ludzi, a car go zamordował, to nie
wywołało to najmniejszego sprzeciwu ze strony ludności.

Rzecz
nie do pomyślenia w kulturze polskiej. Przypomnijmy sobie upomnienie króla
Bolesława Śmiałego przez św. Stanisława i co spotkało władcę ze strony
obywateli za mord na biskupie krakowskim: pozbawienie tronu i wygnanie z kraju.
A w kulturze moskiewskiej dotknięty obłędem religijnym, tronowym, z manią
prześladowczą i sadyzmem zwyrodnialec był wybrańcem Bożym sprawującym w
imieniu Boga władzę[9].

Zaiste
sprawdza się prawda słów poety, który mówi:

Straszna
to władza, gdy sumieniem włada,

I
choć nie niszczy człowieczego ducha,

Takim
go ślepym postrachem obsiada,

Że
na jej rozkaz wzdryga się
– 
a słucha
” (K. Ujejski, Ustęp z powieści sybirskiej)

Jest
to jakaś ponura tajemnica wschodniej duszy, która mając do wyboru wolność
lub  zniewolenie satrapiej władzy,
tak zauroczona jest jej siłą, że wybiera właśnie ją. Dlaczego? Bo nie umie
żyć w wolności.

Posłużmy
się tu przykładem. Przy zdobywaniu Połocka przez Stefana Batorego, król
Polski ofiarował mieszkańcom miasta wolność. Natomiast car Iwan z nich
uczynił żywy most powiązany sznurami, po których przeszła cała armia
moskiewska, tocząc po żywych ludziach armaty. 
I oto, gdy obywatele miasta mają do wyboru: przyjęcie życia w 
wolności, bądź powrót do degradacji człowieczeństwa, wybierają to
ostatnie. Zaiste ponury flirt z mrocznością władzy tak umiejącą zniewolić
człowieka, że zaprzecza on jednemu z filarów swego człowieczeństwa.

Ta
pogarda człowieka odnosi się również do jego wytworów materialnych, a
szczególnie do sztuki. „Moskiewskie
widzenie rzeczy pod tym względem objawiło się w przewożeniu książek z
biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego
[10] 
do Petersburga w 1795 roku: tomy
wielkie, jeżeli w paki się nie mieściły, przepiłowywano na połowę.

Przed
nami jest kapłańska stuła z wizerunkami Orła i Pogoni. Ich wzór zaczerpnięty
został z arrasów wawelskich, świadczących z dumą o wielkości
Rzeczypospolitej Obydwu Narodów. Zagrabione przez zaborcę służyły za obicie
fotela u jakiegoś wschodniego barbarzyńcy, który chciał w ten sposób
poszargać wielkość Polski i Litwy[11].
Dlatego w duchu ekspiacji za to barbarzyństwo umieszczone zostały na kapłańskiej
stule, by przypominały, że wyrosły z kultury, która za korzeń ma
Chrystusowe umiłowanie człowieka uobecniane nieustannie podczas bezkrwawej
Jego Ofiary na ołtarzach całego świata.

  
Ten długi wywód chyba wystarczająco
jasno wykazuje różnicę między kulturą uznającą prymat człowieka i kulturą
mającą człowieka w pogardzie. Dlatego o duchu rosyjskim śmiało możemy
powiedzieć, że:

Choć
krwią mi blizki, nie mój Tyś jest duchem

Bo
świętą wolę pętasz złym łańcuchem
„. (Wincenty
Pol, Hetmańskie pacholę
)

Drogą
specyficznie polską, nie mającą nigdzie wzorca w tej postaci, czyli drogą
unijności, rozpoczęliśmy promieniowanie „swoich wolności” na sąsiadów,
zapewniając pokój na przestrzeni równej niemal całej zachodniej Europie.
Mamy tu jedno z najbardziej zastanawiających zjawisk dziejowych. Dumając nad
nim, arcybiskup ormiański Józef Teodorowicz, w katedrze wileńskiej w 1919
roku tak rzecz ujął: „…Boś nie ujarzmiała o Polsko przemocą narodów,
boś ich podstępnie nie przywabiała do siebie. Tyś je 
miłością i sercem zwyciężała …
” Przykładem jest zmaganie się
o Inflanty, gdzie ich mieszkańcy ciążyli zdecydowanie ku Polsce, bo liczyli
na zachowanie i rozszerzenie swobód, samorządu i zapewnienia tolerancji
religijnej a z czasem kryła się za tym ciążeniem ku Polsce nadzieja ochrony
przed moskiewskim podbojem. Szczodrobliwa dłoń Rzeczypospolitej wypieściła
te prawa dla ludów zamieszkujących Europę środkowo-wschodnią i dawała je z
hojnością matczyną nie mającą porównania w rodzinie narodów chrześcijańskich.
Słusznie o tym mówi Zygmunt Krasiński:

Ze
wszystkich
tych wymagalności, którym
ten naród dziejami swemi zadość uczynić powinien, łatwo się domyśleć treści
jego usposobień i zdolności wewnętrznych. Jeśli ma być oświecicielem i
wtajemniczycielem podrzędnych ludów, musi do najwyższego stopnia posiadać
wykształconą i tkliwą władzę odbierania wrażeń i odebranych przerabiania
i udzielania innym. Lecz wyższe wpływy tylko tak łacno doń przenikać będą,
nigdy zaś niższe, barbarzyńskie, bo wtedy zamiast podwyższania 
niższych, sam-by się poniżył, ulegając ich działaniu. Nic zatem w
jego charakterze wyłącznego nazbyt, z resztą świata chrześcijańskiego na
zabój sprzecznego nic dzikiego być nie może –  on żadnymi przesądy,
jakby murem chińskim, się nie oddzieli od Europy –  żadne wysokie i
trudne góry, żadne morza go od cywilizowanej części świata odgraniczać
powinny. Ziemia jego sama w kształtach swoich musi wyrażać na wszystkich
swoich granicach nie przedział  i
odstrychnięcie się, ale zbliżenie się i zlew. Na takiej ziemi równej
zamieszkując, wspaniałością, uprzejmością, gościnnością, wyobraźnią
nader żywą i obrazową, sercem szczerem, otwartem, gorącem, z resztą Europy
obcować będzie
„. (Z. Krasiński, O stanowisku Polski, s. 95)

   

Od
unii lubelskiej z 1569 roku zaczyna się na dobre także nasze kulturowe sąsiedztwo
z Moskwą i to według ducha ewangelicznego, mianowicie Polacy obmyślają,
jakby położyć kres wojnom i ułożyć przyjazne stosunki z państwem
moskiewskim. Myślano, że jeśli przeprowadzono unię z Litwą, z którą przed
ślubem św. Jadwigi z Władysławem Jagiełłą też bywały wojny i to nieraz
zaciekłe, to może należy dążyć do tego samego z Moskwą.

Tymczasem
w Wielkim Księstwie Moskiewskim nastał czas gdy:

Car
moskiewski ufając chciał światu wszystkiemu

Groźnym
być, wszystki lekce króle krześcijańskie

Uważając
przy sobie
” (…)


 

Wtedy
Bóg władca dziejów:

 podał
nam króla z Węgier, dzielnego Stefana:

Patrzajże,
jako wielka w krótki czas odmiana!

Moskiewski,
komu grożąc, sam się teraz boi
” (…) 

Już,
bo z Łuków nie strzela, sajdak mu i strzały

Ogniem
króla polskiego wszystkie wygorzały.

Z
Wieliża i z Uświata, z Newla wyrzucony,

Jezierzyszczu,
Zawłociu nie mógł dać obrony
.


 

I
w kampanii wojennej, w której raz po raz dawały znać o sobie przewagi Polski
i Litwy nad Moskwą, stanął Batory u wrót Pskowa: (slajd Batory pod Pskowem) 

Już
się był król ku Pskowu ruszył z ludźmi swemi,

A
po nieprzyjacielskie strach się szerzył ziemi
„.


 

Zaczęły
się chwalebne dzieje oręża polsko-litewskiego:

Widzę
orła białego, konia tejże sierści,

Ten
mieczem, ów piorunem groźny, prędkich śmierci

Oba
hojni szafarze
„.

 

Przed
takimi przewagami Orła i Pogoni car miał prawo zadrżeć, bo Psków to była
brama do zawojowania nawet całego jego władztwa. Tak o tym strachu Iwana mówi
wiersz:  

Teraz
się o Psków bojał: Psków mu w głowie cwałał,

Widząc,
że wszystko stracił, gdyby Pskowa stradał
„. 


 

Minęło
ponad ćwierć wieku od omówionych wydarzeń. Zaznacza się ten okres z
polskiej strony propozycjami ścisłego związku prawno-państwowego dla
przygotowania gruntu pod ewentualną unię z Moskwą opartej na wolności[12].
Natomiast Księstwo Moskiewskie nie jest w stanie odpowiedzieć dojrzale na owe
propozycje bo do głosu dochodzi okres tzw. wielkiej smuty, jako owocu
despotycznej władzy cara opartej na pogardzie człowieka. I oto pod Kłuszynem
dochodzi do starcia się tych dwóch tak różnych koncepcji ustrojowych państwa.


A
teraz opiszmy barwnym językiem poezji przeplatanej słowami głównego bohatera
naszej dzisiejszej audycji Stanisława Żółkiewskiego bitwę, jaka rozegrała
się 4 lipca 1610 roku pod Kłuszynem.   

Naprzeciwko
siebie stanęli dwaj wodzowie o jak różnie ukształtowanych charakterach:
moskiewski –  Dymitr Szujski, który był jednym z głównych aktorów
ponurego spektaklu znieprawionych elit sprawujących władzę w państwie, gdzie
każdy był zbrukany. Dobrze oddaje to poeta, gdy pisze:

Ach!
Lecz cóż może i zacność sumienia,

I
myśl rozumna, i siłą ramienia,

Gdy
w całym państwie gorączkowe dreszcze,

A
zło ze zła się lęgnie, gorsze jeszcze?

Kto
na kraj spojrzy stąd, z wysoka, z góry,

Mógłby
pomyśleć, że to sen ponury,

Gdzie
szkaradzieństwem rządzi się szkarada,

Gdzie
błąd na błędzie i na zdradzie zdrada,

I
gdzie bezprawie prawomocnie włada
„. (Goethe)

I
naprzeciw tego kniazia moskiewskiego, staje człowiek wyrosły na starożytnych
wzorcach mężów szlachetnych, miłujących ojczyznę i krzątających się
zbrojnie około pomnożenia jej wielkości:

Panie
w niebie!

Tęm
zbroję nosił, chodząc w Twoim znoju,

A
kiedym  widział łaskę Twojej rosy,

Unię
narodów, to wołam w niebiosy:

Odpuszczaj
sługę Twojego w pokoju

Znając
pobożność hetmana polskiego nie mamy wątpliwości, że modlitwą poprzedził
zbrojny czyn. A
o co Boga prosił ten żywy
bastion idei przedmurza chrześcijaństwa (antemurale christianitatis) wyrosły
na etosie rycerza średniowiecznego, niech podpowiedzą nam te słowa:

O
co to rycerz Pana Boga prosił,

Gdy
Zbawiciela łzami grób urosił?

Przez
Twoje Panie! Tylko walczyć pragnę:

I
wszystek żywot pod Twój zakon nagnę,

Ale
co w służbie Twojej niech nie śliźnie
,

I
daj przezemnie zwycięstwo ojczyźnie
” (s. 165)


 

Podobnie
jak pod Grunwaldem Krzyżaków, tak pod Kłuszynem posiłkowali Moskali
ochotnicy z niemal połowy liczących się wówczas krajów Europy. W sumie było
ich 50000 tysięcy. Oddajmy głos głównemu bohaterowi bitwy pod Kłuszynem:

Zaczym
kniaź Dymitr Szujski, zabrawszy się z wojskiem tak swym jako i cudzoziemskim

(…) ruszył (…) pełen nadzieje,
że wielkości i potędze jego wojska, której bardzo dufał, nasze, o którego
małości wiedział, wytrzymać nie mogło
[13].

Tymczasem
hetman Żółkiewski istotnie na czele tylko 5000-tysięcznej armii tuż przed
zapadnięciem zmroku ruszył pod Kłuszyn. Pisze o tym tak:

Szliśmy
na całą noc o cztery one mile lasem,
(…) gdy
przyszliśmy nad wojsko nieprzyjacielskie, jeszcze nie poczynało świtać.
Nieprzyjaciel z małości wojska naszego lekce nas ważył i nic mniej się nie
spodziewał jako tego, iżbyśmy tyle mieli śmiałości o tak wielką potęgę
się kusić, i owszem byli pełni nadziei, żeśmy mieli uciekać
[14].

Natomiast
hetman uszykował swoje nieliczne hufce do bitwy i wzorem starożytnych wodzów
miał przemowę do swego wojska, by w ten sposób dodać mu odwagi do walki. Sam
o tym pisze tak:

Gdy
już tak wojsko stanęło w sprawie, objeżdżając pan hetman od hufu do hufu,
animował
(zagrzewał) swoich,
ukazując, jako necessitas in loco, spes in virtute, salus in victoria
(konieczność
walki nakazaną przez położenie, nadzieja w męstwie, ratunek w zwycięstwie), i kazał uderzyć w bębny, w trąby do spotkania[15].

My
treść tej przemowy hetmańskiej objaśnijmy szerzej wierszem włożonym w usta
samego Żółkiewskiego. Zawarta jest w nim ufność pokładana w Bogu, gdyż to
On rozstrzyga o losach bitwy:

Za
murem ci Moskwicin jakokolwiek mężny,

Ale
kiedy przyjdzie wręcz, już tam niedołężny
. (…)

Z
tymi się potkać macie albo nie z temi,

Bo
ci mieczem pobici dawno leżą w ziemi. (…)


Z
dobrą tedy otuchą puśćcie koniom wodze;

Zwycięstwo
w ręku waszych, mam nadzieję

                                                           
W Bodze


 

A
potem wzorem starożytnego dziejopisa Tytusa Liwiusza każmy hetmanowi zwrócić
się do żołnierzy, by wspomnieli, że są wolnymi obywatelami i nie lękali się
wielkiej armii wroga, bo ona złożona jest z niewolników ducha:

Wy
się trwożycie tą liczbą ogromną?

I
tą przemocą, co się zda niezłomną?

Cóż
jednak znaczy taka ćma motłochu,

Wylęgła
z prochu, czołgająca w prochu,

Którą
do boju popędzają biczem,

Aby
nie pierzchła przed wolnych obliczem?

I
przypomina o co w istocie idzie walka, o zwycięstwo kultury ludzi wolnych, którzy
nie mogą dopuścić, by nad nią zapanowała antykultura gardząca człowiekiem:

Jakąż
nad nami może mieć przewagę

Zgięty
niewolnik, którego odwagę

Nikt
nie ocenia, co bez łez umiera,

A
gdy zwycięży, całą sławę zbiera

Żelazna
ręka, co go w bój wypycha,

A
którą prawo nie włada, lecz pycha
„. (Kornel
Ujejski, Maraton
)  

 

Słowo
hetmana padało na podatny grunt. Nie zapominajmy, że żołnierze jego ukształtowani
byli na kulturze, która głosiła wolność, a z niej wyrastały już dalej: godność, honor, szczerość, fantazja, dobre imię, gościnność,
rycerskość i miłość Ojczyzny. O każdym z nich moglibyśmy więc zaśpiewać
arię Miecznika z Moniuszkowskiego „Strasznego
dworu
„:

„…
Piękną duszę i postawę

  niechaj
wszyscy dojrzą w nim,

  śmiałe
oko, serce prawe musi
(…)

 
splatać
w jeden rym.

  Musi
cnót posiadać wiele

  Kochać
Boga
(…) bratni
lud

  Tęgo
krzesać w karabelę

  Grzmieć
z gwintówki niby z nut!

  Mieć
w miłości kraj ojczysty

  Być
odważnym jako lew,

  Dla
swej ziemi macierzystej

             
Na skinienie oddać krew
„.


 

W
tej przemowie wodza do żołnierza, możemy dopatrzeć się także i dialogu
hetmana z narodem, gdzie zdajemy się słyszeć niejako wezwanie skierowane do
nas, którzy mamy być prawymi następcami Żółkiewskiego, byśmy w każdym
czasie walczyli po stronie kultury polskiej, ojczystej, miłującej człowieka:

Mnie
jakkolwiek widzisz w tym szedziwym lecie

Przedsię
dokąd mię będzie chował Bóg na świecie,

Ojczyźnie
swej chcę służyć, a ty więc w me sprawy

Masz
nastąpić na potym, jako dziedzic prawy
„. 


 

Po
co taki dialog wysnuty z pamiętnika Żółkiewskiego przytaczamy? Odpowiem też
wierszem:

Narodzie:
Abyś więc tak nie tylko w bogactwiech,
we złocie

Albo
w szerokich włościach, ale też i w cnocie,

I
w sprawach sławnych swoich przodków też dziedziczył

Przedstawmy
teraz sam opis starcia pod Kłuszynem:

Wbrew
nadziejom Moskali zaczęła się bitwa. Ruszyła niezwyciężona jazda polska,
której nikt w boju ręcznym nie mógł wówczas sprostać.

Niech
teraz w ślad za nią podąży, jak lekka chorągiew poezja: 

Patrzaj,
gdzie się obróci, a broń swoją skłoni,

Jako
na obie strony Moskwa leci z koni
” (…)

I
już było moskiewskie wojsko rozgromione,

I
pola pobitymi trupy napełnione,
(…)


 

A
teraz prozą starajmy się dotrzymać kroku biegowi wydarzeń. Czytamy u Żółkiewskiego
tak:

Trwała
długo bitwa, bo i nasi i oni, zwłaszcza cudzoziemcy, poprawowali. Naszym, którzy
na moskiewskie hufy przyszli, łacniejsza była sprawa, bo Moskwa nie strzymała
razu, jęli uciekać, nasi gonić.
(…) Niemcy, widząc, że
(nasi) ochotnie do nich idą jęli
od płotu uciekać do lasu, który tam był niedaleko. Francuzowie i Anglikowi
jezdni przecie z naszemi rotami w polu, co raz jedni drugich posiłając,
czynili. Aż kiedy już nie stało onych Niemców pieszych
(…) skupiwszy się kilka
rot naszych, uderzyli w onę jazdę cudzoziemską kopijmi, kto jeszcze miał, pałaszami,
koncerzami. Oni też
(…)
nie mogli się oprzeć, jęli w swój
obóz uciekać. Ale i tam nasi na nich wjechali, bijąc, siekąc, pędzili ich
przez obóz własny. W wtenczas Pontus i Horn
(Szwedzi) pouciekali[16].


 

I
struna poezji niech ostatnim swym chwalebnym akordem dopowie, co stało się
dalej:
Więc przed hetmański namiot więźnie
przywodzono

I
korzyść z nieprzyjaciół pobitych kładziono
„.


 

Nie
należy się dziwić, że takie starcie z polskimi wojskami oddziaływało na
ochotników z Zachodu Europy, którzy w kontraktach zaciężnych zawarowywali
sobie, że nie będą musieli walczyć przeciw jeździe polskiej, a jeśli już
do tego dojdzie, to żołd ma być o wiele większy niż normalny. Tak nasi
ojcowie uczyli respektu cudzoziemców wobec siebie: przed Polakami
z
rewerencją mocium Panie! 

 

A
co się stało z wodzem Moskali? Posłuchajmy relacji hetmana:

Kniaź
Dymitr, choć niewiele ich za nim goniło, uciekał potężnie. Na błocie
konia, na którym siedział, i obuwia zbył. Boso ma lichej chłopskiej
szkapinie pod Możajsk do monasteru przyjechał. Tamże konia i obuwia dostawszy

(…) do Moskwy jechał[17]. 

Tu
go czekała niespodzianka, bo hetman, który ruszył w ślad za nim, pomny na
rycerskie zasady, którym hołdował ani myślał o zajęciu miasta jako zwycięski
najeźdźca. Aż prosi się, by przytoczyć kolejny fragment wiersza pokazujący
wielkoduszność Żółkiewskiego:

Pokaż
mi dziś człowieka, coby w imię Boga

Miecz
zatrzymał nad głową, gdy ma w ręku wroga!
” (W.
Pol, Pamiętniki B. Winnickiego
)


 

Natomiast
wezwał hetman do pokojowych układów wybitnych jego przedstawicieli, a ci w
zetknięciu po raz pierwszy w życiu z takim traktowaniem po kilku tygodniach
obrad sami przyprowadzili Żółkiewskiemu naczelnego wodza wojsk moskiewskich
spod Kłuszyna, a ponadto cara Wasyla Szujskiego. Co więcej zapraszali do objęcia
tronu królewicza litewskiego i polskiego Władysława.   

Dopiero
teraz, ku radości bojarów przychylnych Polsce, wkroczył Żółkiewski do
Moskwy, jako reprezentant nowego cara i zaprzyjaźnionego państwa. Zajął ją
i stanął na zamku carów, na Kremlu. Ludzkość hetmana i jego hojność
zdobywała mu coraz więcej zwolenników do tego stopnia, iż hetman musiał
nieraz prostować historie opowiadane o jego wielkoduszności. Nie bez znaczenia
było i to, że mieszkańcy państwa moskiewskiego znali tylko władców traktujących
swoich poddanych podług reguł wspomnianej przez nas cywilizacji
pustynno-stepowej, gdzie wszystko było i jest oparte na zniewoleniu. Dla
Europejczyka, jakim był Żółkiewski, wolność, która głęboko zakorzeniona
była w polskim ustroju, oznaczała swobodę do rozwoju dodatnich cech
indywidualnych każdego człowieka, przy czym ta swoboda hamowana ma być przez
wewnętrzne nakazy sumienia i etyki. Natomiast dla Azjaty –  nawet jeśli słyszał
on o wolności, to było to tylko słowo bez wewnętrznej treści, W koncepcji
ustrojowej była ona tylko mechanizmem pozwalającym na wyładowanie, bez
jakiegokolwiek hamulca, wrodzonej człowiekowi brutalności i egoizmu. Nic więc
dziwnego, że w spotkaniu z przedstawicielem innej kultury, gdzie humanitas,
nawet wobec wroga, była czymś oczywistym, niejeden z bojarów poczuł
prawdę, że w osobie Żółkiewskiego wszedł w znajomość z nią jak bydlę,
a wyszedł jak człowiek[18].


 

Lecz
wróćmy do głównego wątku wydarzeń.

Mentalność
wschodnia wszystko chce zrobić gwałtem, a więc jakiekolwiek zmiany ustrojowe
mają się dokonywać na zasadzie samodzierżawia, natomiast polska myśl
ustrojowa działać każe z umiarem, w pełnym poszanowaniu praw ludzkich. Dał
temu wyraz hetman Żółkiewski w liście do Lwa Sapiehy, w którym zachęca, by
w sprawie ewentualnej unii z Rosją działać nie gwałtem, lecz łagodnie i
stopniowo. I jako przykład podaje unię Polski z Litwą. Pisze tak:


Z Waszmościami, bracią naszą, narodem
Wielkiego Księstwa Litewskiego wyszło lat sto sześćdziesiąt, nim do
skutecznego zjednoczenia przyszło, a z tak wielkiem, szerokiem carstwem
moskiewskiem za niedziel kilkanaście chcą, żeby wszystko sprawić jako
potrzeba
[19].

Wydawało
się, że myśl utworzenia wielkiej potęgi złożonej z Polski, Litwy i Moskwy
na zasadzie unijnej dojdzie do skutku i że spełni się marzenie króla
Batorego, by tak połączone państwa stanęły przeciw Turkom i ich obecności
w Europie. Ale od czego zła polityka, która potrafi zmarnować największe
nawet zwycięstwa? Król Zygmunt III Waza sam chciał zasiąść na carskim
tronie, a hetmanowi kazał opuścić Moskwę zostawiając małą załogę polską
na Kremlu. Zmarnowano trzy lata, Moskale zostali bez cara, czyli bez władzy co
w przypadku kultury polskiej było możliwym, ale nie dla azjatyckich pojęć o
władzy państwowej. Toteż nic dziwnego, że prosty lud na którego czele stanął
książę Pożarski zmusił do kapitulacji nieliczną załogę polską na Kremlu
i wybrano na cara Michała Romanowa. I tak zaczęła się w Moskwie nowa
dynastia, która panowała w Rosji aż do 1917 roku.    

Skończyła
się możliwość unii z Rosją, bo
była nie do zrealizowania przy zupełnie innych koncepcjach kultury i podejściu
do człowieka, ale wpływ kultury polskiej na Moskwę nie ustał. Nieocenioną
rolę w tym względzie miał Uniwersytet Wileński.
Wileńskie Studium humanistyczne, w którym tak pielęgnowano polski język
sięgało swym wpływem daleko poza granice Korony i Litwy na Wschód i na Zachód.
Poprzez Symeona Połockiego studiującego w wileńskiej Akademii, który ułożył
projekt wyższej uczelni w Moskwie, polski język, miał się stać drugim, którego
uczyły się dzieci carów (Fiodor, syn Aleksego), bo niósł on ze sobą wolność,
z której wyrósł.

A
co z głównym bohaterem potrzeby kłuszyńskiej Stanisławem Żółkiewskim?

Ten
człowiek polski, żywa synteza antycznych, średniowiecznych i rodzimych,
polskich najszlachetniejszych wzorców, jak wiemy z historii oddał życie w
obronie Rzeczypospolitej Obojga Narodów, jej wielkiej kultury i jej chrześcijańskiego
charakteru:

Pewno
nie byłaby dziś Litwa naszą,

Gdybyś
jej nie był twych puklerzem bronił,

A
i Ruś pewno nie byłaby laszą,

Gdybyś
Tatary nie był co rok gonił
.”

Toć
wielką duszę przejmuje otucha,

Bo
przejdzie ziemię to, co wyszło z ducha:

Dziejów
dziedzice, to ziemi dziedzicy,

Na
chwałę krzyża i Boga rodzicy

I
chociaż Stanisław Żółkiewski nie jest przez Kościół ogłoszony wyznawcą
wiary chrześcijańskiej, ginącego śmiercią za nią, to jako Polak mam prawo
z dumą powiedzieć:

I
wierzę w sercu mocno do ostatka,

Że
Polska nasza Świętych Pańskich Matka!


 

Pokazaliśmy
w tej audycji dwie kultury polską i moskiewską. Pierwsza zdaje się mówić do
nas słowami Jej realizatora w świecie Jana Pawła II: „Wyrosłam z Chrystusa i
dlatego każdy kto ze mnie wyrasta winien wiedzieć, że „Otrzymując w mocy Ducha Świętego godność synów Bożych, w mocy
tegoż Ducha przez wieki mówimy do Boga: „Ojcze”. Jako synowie Boga nie możemy
być niewolnikami. Nasze synostwo Boże niesie w sobie dziedzictwo wolności
[20].
Moskiewska kultura jest tego wszystkiego zaprzeczeniem. Pozostawmy telewidzów i
radiosłuchaczy z pytaniem: czy chcą jako Polacy żyć podług wolności czy
podług rabstwa i jak długo pozwolą by to ostatnie zatruwało ich życie w
wolności dzieci Bożych. Do tej wolności przyczyniła się również potrzeba
kłuszyńska, której 400 setną rocznicę przypomnieliśmy miłym telewidzom i
radiosłuchaczom.

Przyczyniła
się do tego również potrzeba kłuszyńska, której 400 setną rocznicę
przypomnieliśmy miłym telewidzom i radiosłuchaczom.



[1]
Idea ta, wyrosła z prapolskiej rodzinności wewnątrzplemiennej i z ducha
Ewangelii głosiła, że każdy człowiek jest kimś najważniejszym i dopełnia
się w życiu zbiorowym jako „osoba rozumna i wolna”, por. ks. Cz. Bartnik, Idea
polskości
, Lublin 1990, s. 79. Zob. także S. Koczwara, Polskość
jako trwały budulec jedności Europy
, Lublin 2003, s.
?.

[2]
Rozciągnięte na wszystkie stany w 1791 roku. (uwaga S.K).

[3]
Zob. F. Koneczny, Dzieje Rosji. Od
najdawniejszych do najnowszych czasów
, Wydawnictwo Antyk, Komorów
1997, ss. 29nn.

[4]
Cytata za K. Szajnocha, Bolesław
Chrobry i odrodzenie się Polski za Włądysława Łokietka
, Lwów 1859,
s. 319.

[5]
Zob. K. Szajnocha, dz. cyt., s. 321n.

[6]
Cytata, za K. Szajnocha, dz. cyt., s. 317.

[7]
Działo się tak dlatego, że cerkiew sama zacieśniała więzy niewoli
składając hołd poddańczy chanowi, który w zamian dawał metropolitom
wolność od danin i podatków, co nie przeszkadzało chanom łupić także
cerkwi, gdy uznali to za słuszne.

[8].Do
tego stopnia Moskwa była przesiąknięta tatarszczyzną, że jeszcze w II
połowie XVI wieku powszechnym było, że każdy kto wykazał, że miał wśród
swych przodków murzę, stawał się kniaziem na równi ze starymi rodami
ruskimi.


[9]
Nie ma najmniejszej przesady w nazwaniu cara Iwana Groźnego
zwyrodnialcem. Przytaczałem już kiedyś w audycji o św. Stanisławie
uwagi Adama Mickiewicza, który w jednym z wykładów o literaturze słowiańskiej
wspomina o wydarzeniu, jakie spotkało niejakiego Szybanowa, sługę i wysłannika
zbiegłego do Polski kniazia Andrzeja Kurbskiego (około 1528-1583). Otóż
Iwan Groźny miał laskę. „Laska ta miała na końcu ostre okucie żelazne.
Iwan miał zwyczaj opierać ostrze na stopach panów, z którymi rozmawiał;
niekiedy przygważdżał im w ten sposób stopę do podłogi i opierając się
na lasce rozmawiał z nimi i śledził poruszenia twarzy. Biada temu, kto
pokazał najmniejszy choćby objaw bólu!
„.(Literatura
słowiańska
, wykład XXXI).


[10]
W istocie była to biblioteka Załuskich, (u.w.) Jakże inaczej postępowano
w stosunku do sztuki na Zachodzie, gdzie
np. do obrazu Tycjana Wniebowzięcie
NMP
wybudowano gmach stosowny tej wielkości.
Norwid wspomina, że gdy od kolosalnego Dawida we Florencji w czasie rewolucji odtrącono ręce
pociskami, Vasari i drugi Michała Anioła uczeń za szpadami w tłum
wpadli, aby fragmenta uratować
.
I dodaje znamienne słowa: „Co
kraj to obyczaj
. (Z
pamiętnika
, t. 4, Proza, Warszawa 1968)

[11]Zob.
Arrasy wawelskie, praca zbiorowa, Warszawa 1994, s. 20 i 60.

[12]
W tym celu przybył do Moskwy w 1600 roku Lew Sapieha, ale Borys Godunow
propozycje strony polskiej odrzucił.

[13]
Stanisław Żółkiewski, Początek i
progres wojny moskiewskiej
, Ossolineum, Wrocław 2003, s. 80.

[14]
Tamże, s. 86.

[15]
Tamże, s. 89.

[16]
Tamże, s. 90n.

[17]
Tamże, s. 94.

[18]
Zob. K. Ujejski, Ustęp z powieści syberyjskiej.

[19]
S. Żółkiewski, Początek i progres
wojny moskiewskiej
, Wrocław 2003, Ossolineum, wstęp, s. XLIIIn.

[20]
Z homilii papieża Jana Pawła II w 600-lecie sanktuarium na Jasnej Górze.

drukuj