Tusk spełnił marzenie „Rychów”

Właściciele „jednorękich bandytów” działają międzypolitycznie i
ponadpartyjnie – mówił przed hazardową komisją śledczą Ryszard Naleszkiewicz,
były prezes Polskiego Monopolu Loteryjnego. W jego ocenie, przedsiębiorcy od
„jednorękich bandytów” nawet nie marzyli, że kiedykolwiek będą zakazane zabójcze
dla nich wideoloterie. To natomiast zapewnił im premier Donald Tusk ustawą
hazardową przeprowadzoną w błyskawicznym tempie pod koniec ubiegłego
roku.

Ryszard Naleszkiewicz kierował Polskim Monopolem Loteryjnym za czasów rządu
Leszka Millera. Jak sam powiedział, ze stanowiska został wyrzucony, a Polski
Monopol Loteryjny to spółka Skarbu Państwa, która wraz z Totalizatorem Sportowym
realizowała monopol państwa w zakresie gier losowych. Spółka jest obecnie w
likwidacji. Przed przesłuchaniem Naleszkiewicz zaznaczył, że w przeciwieństwie
do wielu jego kolegów, którzy utracili pracę w państwowym sektorze branży
hazardowej, nie przeszedł do pracy w prywatnym sektorze tej branży. Dlatego
przed komisją występuje „w innej pozycji”, która pozwala się dużo swobodniej
wypowiadać. I rzeczywiście, tak się wypowiadał. Jego opowieści rzucały przede
wszystkim światło na to, co się działo wokół prac nad ustawą hazardową w ciągu
ostatnich lat. Były prezes Polskiego Monopolu Loteryjnego kreował się przed
komisją na osobę przeciwną zakazywaniu hazardu, reprezentującą przekonania,
zgodnie z którymi wprowadzanie jakichkolwiek prohibicji nie ma sensu, bo to
tylko prowokuje rozwój szarej strefy. Przedstawił się jednak jako zwolennik
silnej pozycji państwa w branży hazardowej. Według Naleszkiewicza, szczególnie
podczas ostatniej dyskusji wokół hazardu związanej z wybuchem afery w rządzie
Donalda Tuska, „demonizowana” jest sprawa wideoloterii. Są to gry na automatach
analogiczne do „jednorękich bandytów” umieszczanych w wielu zakątkach każdego
miasta. Tyle że połączone ze sobą w sieć. Tego typu gry wprowadzać miały
państwowe spółki hazardowe. A automaty wideoloterii byłyby bezpośrednią
konkurencją dla zwykłych automatów do gier, które były rozstawiane przez firmy
prywatne. Naleszkiewicz argumentował, że połączenie automatów wideoloterii w
sieć pozwala je na bieżąco kontrolować. W jego ocenie, wprowadzenie wideoloterii
oznaczało „śmierć jednorękich bandytów”. Nigdy one jednak nie ruszyły. Choć
ustawa hazardowa przyjęta za czasów rządu Leszka Millera wprowadzała możliwość
ich organizacji, to opodatkowano je tak wysoko, że uruchomienie tych gier było
nieopłacalne. W przeciwieństwie do „jednorękich bandytów” opodatkowanych
stosunkowo niewielkim podatkiem ryczałtowym. To również ustawa hazardowa
przyjęta za czasów rządów Millera po raz pierwszy legalizowała „jednorękich
bandytów”.
W październiku 2002 r. Naleszkiewicz napisał list do ówczesnego
premiera Leszka Millera, w którym zwracał uwagę na niepokojące wydarzenia
związane z pracą nad ustawą hazardową.
Pisał, że „cudownie” zmniejszono
podatek ryczałtowy, którym będą opodatkowane automaty, i że na dziwnych
warunkach legalizuje się prywatny, czarny biznes hazardowy. Zwracał uwagę, że
argumentem za legalizacją automatów było wciągnięcie tych niezgodnych dotychczas
z prawem gier do systemu podatkowego, ale jednocześnie ustalono opodatkowanie
automatów na bardzo niskim poziomie. Naleszkiewicz pisał wtedy, że pomijany jest
fakt praktycznego braku możliwości kontroli rzeczywistego obrotu automatów
prywatnych. Wyjaśniał wczoraj komisji śledczej, że przepisy w tej sprawie w
dziecinnie prosty sposób pozwalały na pranie brudnych pieniędzy przy
wykorzystaniu automatów. Stwierdził bowiem, że nie było jakiejkolwiek kontroli,
czy do automatów wrzucane są jakiekolwiek pieniądze. W rezultacie właściciel
maszyn w księgach mógł wpisywać kwoty „z kosmosu”. Podczas gdy automaty mogły
niepodłączone stać w magazynie. W rezultacie pieniądze wykazane w księgach były
legalizowane jako te, które do automatów wrzucili grający. Taki przedsiębiorca
płacił tylko podatek ryczałtowy od liczby posiadanych maszyn.
Naleszkiewicz
pisał też, że proponowane za kadencji Leszka Millera „rozszerzenie katalogu
gier”, czyli faktycznie legalizacja „jednorękich bandytów”, jest w istocie
przykrywką dla cichej legalizacji lokali „silnych ludzi”, którzy dotąd
rozstawiali nielegalne automaty, zdołali skutecznie skorumpować służby celne
oraz prawne i bez przeszkód mogą i będą mogli czerpać korzyści z tej
działalności.
Jego zdaniem, zagrożeniem dla złotego biznesu na automatach
byłyby właśnie wideoloterie wprowadzane przez państwowe firmy, które jego
zdaniem wyparłyby „jednorękich bandytów”. – Wideoloterie nie mają szans, bo
właściciele „jednorękich bandytów” działają międzypolitycznie i ponadpartyjnie –
mówił wczoraj Naleszkiewicz. Stwierdził, iż największym zagrożeniem dla
prywatnych właścicieli „jednorękich bandytów” była ustawa hazardowa, która
powstawała za czasów rządu Prawa i Sprawiedliwości. Zakładała ona m.in.
obniżenie opodatkowania wideoloterii w taki sposób, by ich uruchomienie było dla
Totalizatora Sportowego opłacalne. Zresztą to właśnie podjęcie przez rząd PiS
działań na rzecz umożliwienia uruchomienia wideoloterii przez państwową spółkę
jest dzisiaj często formułowanym zarzutem wobec PiS ze strony politycznych
konkurentów.
– To jest śmierć „jednorękich bandytów” – mówił o uruchomieniu
wideoloterii Naleszkiewicz. Prac nad ustawą rząd wtedy zaniechał. Prezes PiS
Jarosław Kaczyński zeznawał przed komisją, że pieniądze pozyskane z wideoloterii
miały zostać wydane m.in. na budowę obiektów sportowych. Później jednak, jak
wyjaśniał, zmienił zapatrywanie na hazard i zaniechano uruchomienia tych gier.
Ale dopiero ze strony kolejnego rządu prywatna branża hazardowa otrzymała
niezwykły prezent. Poprzez ustawę przygotowaną przez ekipę Donalda Tuska i w
błyskawicznym trybie przeprowadzoną przez Sejm wideoloterie zostały w ogóle
zakazane. – Jest jeszcze jedno pytanie, na które komisja powinna sobie
odpowiedzieć. Dlaczego pan premier Tusk zdecydował się na spełnienie marzeń
właścicieli „jednorękich bandytów”, to znaczy delegalizację wideoloterii? –
pytał Naleszkiewicz. Stwierdził, że już po tym, gdy komisja wezwała go na
świadka, miał „sygnały radości od tych, którzy świadkami mieli być, ale zdrowie
im nie pozwala”, że „to jest to” i że właśnie ustawa rządu Tuska traktuje ich
życzliwie. Naleszkiewicz powiedział, jak właściciele automatów poradzili sobie,
gdy na Ukrainie premier Julia Tymoszenko „zakazała wszystkiego łącznie z
'jednorękimi bandytami'”. Automaty wcale nie zniknęły, a zamiast nich pojawiły
się podobne zwane „automatami internetowymi”: Barman sprzedaje „pieniążek”,
który wrzuca się do automatu, ten łączy się z zagranicznym serwerem, gdzie można
zagrać w grę jak na „jednorękim bandycie”. Na takim internetowym automacie są
też zainstalowane gry zręcznościowe, które zakazane nie są, a ponadto właściciel
automatu „nie ma wpływu na to, co klient robi w internecie”. – Być może już jest
uruchomiany serwer na Polskę? – spekulował Naleszkiewicz.
Zeznał ponadto, że
gdy w lutym 2004 roku był zwalniany z funkcji prezesa Polskiego Monopolu
Loteryjnego, pytano go, „z kim on chciał walczyć – właściciele jednorękich
bandytów działają międzypolitycznie i ponadpartyjnie”. Powiedział, iż wtedy na
to stwierdzenie się oburzał. – Dopiero po decyzji pana premiera Tuska dotarło do
mnie, że wtedy nie miałem racji – dodał.
Oprócz Naleszkiewicza przed komisją
zeznawać miał wczoraj także Zbigniew Benbenek, szef firmy ZPR działającej m.in.
w branży hazardowej.
Ze względu na zwolnienie lekarskie nie udało się także
do tej pory przesłuchać m.in. kolegi Ryszarda Sobiesiaka, również biznesmena i
lobbysty branży hazardowej Jana Koska. Podobny dokument komisji przedstawił
także inny znajomy Ryszarda Sobiesiaka, były prezes Totalizatora Sportowego
Sławomir Sykucki, który przed Sobiesiakiem roztaczał wizje, co będzie, jeśli
biznesmenowi uda się wprowadzić córkę do zarządu Totalizatora Sportowego.

Artur Kowalski

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl