Myśląc Ojczyzna – red. Stanisław Michalkiewicz


Pobierz Pobierz

Z frontu walki o praworządność

Szanowni Państwo!

W związku z przygotowywaną w Polsce kolejną kombinacją operacyjną, która wreszcie doprowadziłaby do przesilenia politycznego i ponownego osadzenia na pozycji lidera sceny politycznej ekspozytury Stronnictwa  Pruskiego, która w podskokach wykonałaby każde polecenie Naszej Złotej Pani, rośnie liczba płomiennych szermierzy praworządności. Bo o odróżnieniu od poprzedniej kombinacji operacyjnej, która rozpoczęła się 16 grudnia ubiegłego roku i odbywała się pod hasłem obrony demokracji, kombinacja planowana odbywać się będzie pod sztandarem praworządności. W związku z tym rosną szeregi płomiennych szermierzy praworządności.

Jednym susem wskoczył tam zarówno pan prof. Andrzej Rzepliński, który za komuny był nawet działaczem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, więc choćby z tego tytułu najlepiej wie, na czym polega socjalistyczna praworządność,  jak i pani Małgorzata Gersdorf, w przypadku której pojawiły się wątpliwości, czy jest, czy może jednak nie jest pierwszym prezesem Sądu Najwyższego, w którym sędziowie doradzają sobie nawzajem, jak należy pisać kasacje, żeby było dobrze – nie mówiąc już o panu Jerzy Stępniu, który po zakończeniu dobrego fartu w Trybunale Konstytucyjnym wylądował na łaskawym chlebie w Instytucie Lecha Wałęsy jako jego prezes. W tym Instytucie wobec spółek Skarbu Państwa „zaciągano pewne zobowiązania, ale następnie ich nie wykonywano, a środki (…) poszły na jakieś inne cele” – konkretnie – „na utrzymanie instytutu, na pensje”. Wspominam o tym wszystkim nie tylko dlatego, żeby żadna cnota nie pozostała bez nagrody, ale również, a może nawet przede wszystkim dlatego, byśmy wiedzieli, jakich mamy w naszym i tak już przecież nieszczęśliwym kraju tęgich promotorów i obrońców praworządności.

Do niedawna w pierwszym ich szeregu był również pan Mateusz Kijowski, ale po ujawnieniu śmierdzących dmuchów z fakturami, został przez swoich protektorów wycofany do drugiego szeregu, po pierwsze dlatego, że w planowanej kombinacji operacyjnej stare kiejkuty nie będą już broniły demokracji, tylko praworządności, a po drugie – że pan Kijowski jako chorąży wywijający na oczach całej Europy sztandarem praworządności, mógłby okazać się niestrawny nie tylko dla owczarka niemieckiego Fransa Timmermansa, ale nawet dla Martina Schulza, który skórę ma grubą, jak hipopotam. Ale to jeszcze nic – bo 26 czerwca na firmamencie ludowej praworządności objawiła się kolejna gwiazda w osobie pani Hanny Gronkiewicz-Waltz, której zdrowe siły powierzyły obowiązki prezydenta Warszawy. Oto podczas pierwszego posiedzenia komisji mającej na celu zbadanie skandalicznych przypadków przejmowania w Warszawie i innych miastach nieruchomości pod pretekstem ich reprywatyzacji, przesłuchani zostali świadkowie.

Z ich zeznań wynikało, że wbrew uprzednim twierdzeniom pani prezydent, jakoby „nic nie wiedziała” o tych sprawach, nie tylko o nich wiedziała, ale nawet aktywnie maczała w nich paluszki. Toteż nic dziwnego, że pani prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz odmawia stawienia się przed komisją, natomiast zaskakujący jest powód, a właściwie pretekst tej odmowy. Otóż pani prezydent uznała, że ustawa, na podstawie której powołana została ta komisja, jest „niekonstytucyjna”. Widać, że kreowała się na jeszcze większego szermierza praworządności, niż nawet pan Mateusz Kijowski, bo jemu nie przyszło do głowy, by wchodzić w kompetencje Trybunału Konstytucyjnego, podczas kiedy pani Hanna Gronkiewicz-Waltz najwyraźniej uznała, że te materie może rozstrzygać samodzielnie. Czy sama na to wpadła, czy też doradził jej to ktoś starszy i mądrzejszy, o to mniejsza – bo tak czy owak na naszych oczach walka o praworządność socjalistyczną wchodzi w nowy, wyższy etap. Skoro tak, to to na tym odcinku frontu przewodnią rolę muszą odgrywać stare kiejkuty – bo bez ich parasola ochronnego nie byłaby możliwa ani afera Amber Gold, ani afera reprywatyzacyjna, ani żadna inna.

Nic zatem dziwnego, że planowana kombinacja operacyjna odbywać się ma pod sztandarem praworządności – bo przecież i Niemcy wiedzą, że stare kiejkuty będą broniły swoich „zdobyczy” niczym hieny, więc BND nie będzie musiała ich w tym kierunku specjalnie ekscytować.

Wygląda jednak na to, że decyzje co do rozpoczęcia kombinacji operacyjnej zostały odłożone do czasu, aż się wyjaśni, jakie rezultaty przyniesie zapowiedziany na 6 lipca udział prezydenta USA Donalda Trumpa w Forum Państw Trójmorza w Warszawie. Myślę, że we wrześniu, kiedy po przerwie wakacyjnej te felietony wrócą na antenę, będziemy już to wiedzieli. Zatem – do usłyszenia!

Stanisław Michalkiewicz

drukuj