fot. twitter.com/SalvattiPl

[TYLKO U NAS] K. Polit: Rejs był przede wszystkim lekcją zaufania do drugiego człowieka

Dla mnie była to przede wszystkim lekcja zaufania do drugiego człowieka, z którym płynę. Gdy wypłynęliśmy już na otwarte morze, to tak naprawdę byliśmy zdani na siebie i musiałam zaufać, że gdyby coś mi się stało, to ktoś mi pomoże – powiedziała w rozmowie w Panamie z o. Witoldem Hetnarem CSsR z Radia Maryja Kinga Polit, uczestniczka Rejsu Niepodległości.

***

o. Witold Hetnar CSsR: Co trzeba było zrobić, żeby znaleźć się na Darze Młodzieży podczas tego rejsu?

Kinga Polit: Musieliśmy wygrać konkurs, który polegał na tym, że musieliśmy wysłać swoje zdjęcie z „naszej małej ojczyzny”. Należało napisać parę słów o naszej małej ojczyźnie. Później zbieraliśmy lajki pod tymi zdjęciami. Kolejny etap to test wiedzy o morzu, Biblii i historii Polski.

o. Witold Hetnar CSsR: Był egzamin z pływania?

Kinga Polit: Oczywiście, mieliśmy egzamin z pływania, gdy wyrabialiśmy książeczki żeglarskie.

o. Witold Hetnar CSsR: Ty, Janku, przeszedłeś tę samą drogę?

Janek Wawak: Tak, na tym polegał ten konkurs – fotografia, potem szkolenie, wybór odcinka i rejs.

o. Witold Hetnar CSsR: Płynęliście tym ostatnim etapem?

Janek Wawak: Ja płynąłem przez Pacyfik – z Japonii do Stanów Zjednoczonych.

Kinga Polit: Ja płynęłam pierwszy odcinek – z Gdyni do Kopenhagi. Pożegnanie w Gdyni było bardzo emocjonalne. Cieszę się, że udało mi się tam dostać.

o. Witold Hetnar CSsR: Z czym schodzicie na ląd z pokładu? Co dał Wam ten rejs?

Janek Wawak: Na pewno wiele doświadczeń wspólnotowych. Relacje z osobami w tej zamkniętej przestrzeni przez tak długi czas dają się we znaki, więc trzeba nauczyć się żyć z innymi ludźmi, trochę pod zaostrzonym rygorem i ograniczonym miejscem.

Kinga Polit: Dla mnie była to przede wszystkim lekcja zaufania do drugiego człowieka, z którym płynę. Gdy wypłynęliśmy już na otwarte morze, to tak naprawdę byliśmy zdani na siebie i musiałam zaufać, że gdyby coś mi się stało, to ktoś mi pomoże.

RIRM

drukuj